Pokazywanie postów oznaczonych etykietą popularnonaukowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą popularnonaukowe. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 października 2023

Norman M. Naimark, Ludobójstwa Stalina

 Rzadko piszę tutaj o historii, bo często mam obawy, że brak mi wiedzy, by właściwie ocenić jakąś pozycję. Stąd, jakieś tam wnioski sobie wyciągam, ale notek nie publikuje. Chyba, że chodzi o wyjątkowe gnioty, których jakość widzi ktokolwiek, mający jakieś pojęcie o historii. Jednakże, jeśli chodzi o dzieje komunizmu, przeczytałem na tyle dużo, że ośmielam się wyjątkowo zabrać głos. Tym razem, by nie ostrzec, ale polecić wyjątkowo dobrą książkę.

Wydaje się bowiem, że niewiele nowego można napisać o stalinizmie, po dziełach Baberowskiego, Montefiore, czy Wołkogonowa. Nie wspominając o takim klasyku, jak Robert Conquest. Jednakże, książka Ludobójstwa Stalina, wydana u nas nakładem Instytutu Pileckiego, udowadnia, jak bardzo taka opinia jest błędna. Jej autorem jest profesor Norman M. Naimark, pracujący na Uniwersytecie Stanforda. Profesor Naimark specjalizuje się w badaniach dziejów Europy Środkowo-Wschodniej w XX wieku, jak również w ludobójstwach i czystkach etnicznych (na scholarze widać, że jest często cytowany). Ta jego praca, jest pierwszą przetłumaczoną na język polski. Mam nadzieję, że nie ostatnią, bo muszę przyznać, że pisze naprawdę dobrze.

sobota, 15 kwietnia 2023

Spisek. Czyli kto nam wszczepia czipy i inne popier...one teorie, Tom Phillips, John Elledge

Tak jak zapowiedziałem, wracam do regularniejszego pisania. Na początek z całkiem przyzwoitą
książką o teoriach spiskowych.

Naprawdę, muszę przyznać, wnioskując po tytule, że spodziewałem się czegoś gorszego. Nie wiem, czy też tak macie, ale osobiście uważam, że wrzucanie wulgaryzmów nie tylko w treść, ale wręcz w tytuł, jest dosyć żałosne. Jest to zejście poniżej pewnego poziomu. Z tego powodu, mimo, że o tej książce słyszałem, nie zamierzałem jej kupować. Jednakże... Miałem w jeden weekend jechać dość długo pociągiem, zaszedłem do kiosku i tam akurat była na nielicznej wystawce z książkami. Zatem w tej sytuacji się skusiłem.

Lektura okazała się całkiem ciekawa, sporo się dowiedziałem, mimo, że tematyką interesuje się od dosyć dawna. Chociaż, z zastrzeżeniem, że raczej interesowały mnie bzdury pseudonaukowe, a nie koniecznie spiskowe. To jednak nie jest to samo. Przykładowo, taka homeopatia to pseudonauka, bo nie ma prawa działać (jak ktoś pyta czemu, to proszę się dowiedzieć, czym jest liczba Avogadro), ale nie teoria spiskowa.

Tutaj jednak mamy opowieść tylko o teoriach spiskowych. Niestety, autorzy to dziennikarze, nie naukowcy. Mam wrażenie, że książka mogłaby być nieco lepsza, gdyby zabrał się za nią na przykład ktoś w stylu doktora Marcina Napiórkowskiego z bloga Mitologia Współczesna. Tym niemniej, tutaj przyznaję, że się nieco czepiam, go generalnie panowie Phillips i Elledge zrobili dobrą robotę.

Tyle słowem wstępu, zasadniczo polecam. Teraz przejdźmy może do tego, o czym dokładnie ta książka jest.

niedziela, 25 grudnia 2022

Lawrence Krauss, Tajemnice Kosmosu. Czyli od latających talerzy do końca świata

 Już dość dawno temu recenzowałem tutaj książkę Lawrence'a Kraussa, pod nieco mylącym tytułem


Fizyka podróży międzygwiezdnych. Mylącym dlatego, że właściwym tłumaczeniem angielskiego oryginału byłoby Fizyka Star Treka. W skrócie mamy tam zwięzłe objaśnienie, jak różne techniczne wynalazki, czy zjawiska które mamy w tym serialu, wyglądają z punktu widzenia fizyki.

Tym razem, mamy do czynienia ze swoistą kontynuacją. Krauss przygląda się różnym zjawiskom również z innych niż Star Trek tworów science-fiction. Wybór nie był zbyt szeroki: przede wszystkim Dzień Niepodległości, Z Archiwum X, nadal sporo Star Treka. Wspomniana została Odyseja Kosmiczna 2001 oraz jedno opowiadanie Lema, którego tytułu autor zresztą nie pamiętał. Fani Star Treka, jak widać nadal znajdą coś dla siebie. Ja natomiast, z racji tego, że nie jestem wielbicielem tego serialu, powiem, czy inni ludzie również.

Wstępna odpowiedź brzmi - oczywiście, że tak. Warto czasem się zastanowić, na ile pomysły scenarzystów filmów sci-fi mają związek z rzeczywistością, nawet jeśli się nie jest wielkim miłośnikiem fizyki. Ja osobiście fizykę lubię, więc tym bardziej darzę sympatią tym podobne publikacje.

Trzeba też jednak niestety dodać, że ta książka zestarzała się nieco gorzej, niż poprzednia. Przede wszystkim dlatego, że jest bardziej ogólna, dlatego też pewne informacje od lat dziewięćdziesiątych, kiedy autor to pisał, nieco się zmieniły. Przede wszystkim tyczy się to metod poszukiwań planet pozaziemskich, jak i samych planet. Jednak o tym szerzej później, bo najpierw chciałbym możliwie jasno opisać, czym w zasadzie Krauss się w tej książce zajmuje.

sobota, 26 listopada 2022

Kevin Peter Hand, Pozaziemskie oceany. Poszukiwanie życia w głębinach kosmosu

 Mam pewien problem z ocenianiem tej książki. Co prawda, od dawna interesuje się astrobiologią,
jednakże jest to pozycja, która dotyczy takiego jej wycinka, w który się nigdy jakoś specjalnie nie wgłębiałem. Stąd, być może nie dostrzegam pewnych braków. Jednakże, bazując na swojej wiedzy i ogólnym wyrobieniu w lekturze książek popularnonaukowych, postanowiłem się jednak pokusić o pewną ocenę. Tym bardziej, że książka ta, zdaje mi się na polskim rynku być czymś raczej unikatowym. Warto chociażby w ten skromny sposób, za pomocą tejże recenzji jakoś ją rozpromować. Zatem, z nadzieją, że jakoś specjalnie się pomylę, zacznijmy.

Mówiąc krótko, jest to pozycja, która opowiada o możliwości istnienia życia na planetach w całości pokrytych oceanami. Na dodatek, oceanami przykrytymi grubą skorupą lodową (z wyjątkiem Tytana, który również jest omawiany). Autor prowadzi pewne rozważania natury ogólnej, jednakże przede wszystkim skupia się obiektach, gdzie takie oceany najpewniej występują w naszym Układzie Słonecznym.

Do czego zresztą ma wybitne kompetencje. Kevin Peter Hand jest bowiem planetologiem, który należy do zespołu który odpowiada za misję Clipper, która ma wylądować na księżycu Europa. Po tym wstępie, przejdźmy może do szerszego omówienia treści samej książki.

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Michał Heller, Nieskończenie wiele wszechświatów. Od Einsteina do nieskończoności

 Nie jestem może wielkim miłośnikiem książek księdza profesora Michała Hellera, ale zawsze czytam z
wielką ciekawością. Takoż było i teraz, gdy zajął się tematem wieloświata.

Jest to książka popularnonaukowa na nieco wyższym poziomie. Obfituje w liczne przypisy, czasem pojawiają się wykresy, czy nawet równania. Nie ukrywam, że takie najbardziej lubię, ale nie ma też co ukrywać, że nie jest to poziom Krótkiej historii czasu. Raczej pozycja dla nieco bardziej zainteresowanych fizyką i kosmologią. Mimo tego, język jest dość prosty autor postarał się dość obrazowo tłumaczyć, co ma na myśli. Doceniłem zwłaszcza wtedy, gdy zajmował się teorią kategorii, o której nie miałem wcześniej za wielkiego pojęcia.

Zasadniczo, jak wskazuje nazwa, jest zwięzłe (książka ma 304 strony) opisanie koncepcji wielu światów w nowoczesnej fizyce. Heller zaczyna od "wieloświata" rozwiązań równania Einsteina, opowiadając, jak bada się samą przestrzeń rozwiązań takich równań. Jest to dość ciekawy wstęp do przedstawienia wieloświatów sensu stricto. Takich jak wieloświat inflacyjny, te wynikające z teorii strun oraz z mechaniki kwantowej. W szczególności, chodzi mi o interpretację Everetta mechaniki kwantowej. Ostatnia część jest nieco bardziej spekulatywna. Autor wchodzi mocno na interpretacje filozoficzne, zastanawia się, na ile można zweryfikować wymieniane wcześniej koncepcje.

Heller próbuje także rozważać pomysł Maxa Tegmarka, czyli koncepcję, jakoby każda struktura matematyczna była realizowalna w przyrodzie. Tutaj wchodzi na grunt logiki, bo skoro każda matematyka jest dozwolona, to czemu tylko logika klasyczna miałaby być tą odpowiednią?

Zasadniczo muszę powiedzieć, że cała książka mi się podobała. Autor starał się dosyć jasno przedstawić koncepcję, z którymi nie ukrywa, że się nie zgadza. Chodzi mi zwłaszcza o teorię strun.

Bardzo ciekawe są też wątki filozoficzne. Zawsze się ich obawiam, bo mogą nieco zanudzać, ale dla mnie osobiście w tym przypadku ten problem nie wystąpił. Problem naukowości niektórych koncepcji wieloświata jest dość aktualny i cieszy fakt, że choć część autorów próbuje go przedstawić szerszej publiczności.

Podsumowując: mamy do czynienia z solidną propozycją popularnonaukową, choć dla nieco bardziej ambitnego czytelnika. Warto się zapoznać, jako z taką swoistą przeciwwagę, dla chociażby Piękna Wszechświata Briana Greene'a, który jest wielkim popularyzatorem teorii strun.

Ocena: 9/10

sobota, 11 czerwca 2022

Rodney Stark, Nie mów fałszywego świadectwa

Nie wszystko w tej książce jest idealne, ale i tak, uważam, że to jedna z lepszych popularnonaukowych pozycji, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Nie tylko z dziedziny historii. 
Żeby przybliżyć wam lepiej fenomen opisywanego dzieła, może najpierw coś o autorze. Otóż, Rodney Stark jest amerykańskim socjologiem religii i historykiem, o bardzo bogatym dorobku. Jest też protestantem, konkretnie luteraninem, zaś do niedawna wykładał baptystycznym Baylor College w Teksasie.
Dlatego tym bardziej, jest wiarygodny w tym, co pisze, nie mając oczywistych powodów do miłości wobec Kościoła. Nie mów fałszywego świadectwa. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji, jak wskazuje nazwa, zajmuje się głównie rozwiewaniem różnych historycznych, antykatolickich mitów, które nagromadziły się niejednokrotnie przez całe stulecia. Jak podkreśla sam Rodney Stark na wstępie (s. 23):
Na koniec pragnę oświadczyć, że nie jestem rzymskim katolikiem i że nie napisałem tej książki w obronie Kościoła. Napisałem ją w obronie historii.
Każdy, kto nieco poważniej interesował się niegdyś historią (a zarazem nie jest jakoś skrajnie zacietrzewiony, jak chociażby ci panowie), wie, że niektóre powszechne, antykatolickie przekonania, nie są prawdziwe. Ot, chociażby, swego czasu byłem zaszokowany, gdy dowiedziałem się, że całkiem sporo ludzi jest przekonanych, jakoby Galileusz zginął na stosie. Takich spraw jest o wiele więcej i właśnie część z nich omawia Rodney Stark. Część z nich była mi znana, ale część nie za bardzo.

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Marcin Ryszkiewicz, Ziemia i życie. Rozważania o ekologii i ewolucji

 Nieco ponaglony komentarzem pod jednym z ostatnim wpisów, szybciej sięgnąłem po zakupioną książkę Marcina Ryszkiewicza. Cóż, jestem pozytywnie zaskoczony. Spodziewałem się, że będzie jednak bardziej przestarzała, natomiast okazało się, że wypada nienajgorzej. Oczywiście, Ryszkiewicz pisze nieźle i od początku uważałem, że raczej lektura stratą czasu nie będzie. Nie zestarzała się drastycznie głównie dzięki przyjętej formie (Ziemia i życie została wydana w 1995 roku). Zacytujmy wstęp autora (str. 10):

Moja macierzysta placówka nazywa się jeszcze ładniej: Muzeum Ziemi, bez żadnych dodatkowych przymiotników. Chciałbym by ta nazwa do czegoś zobowiązywała, narzucała sposób patrzenia na świat, by pozwoliła przynajmniej przywołać tę zapomnianą, lecz w jakiś sposób wciąż obecną, historię naturalną

To prawda opisanie świata nie jest dziś już możliwe. Ale nauka nie kreśli przecież obrazu świata, lecz składa raczej kamyki z wielkiej, nieskończonej mozaiki (...)

Możemy tylko, przynajmniej w teorii, spojrzeć z oddali na obraz, którego z bliska i tak nie zobaczymy.

Mamy 14 rozdziałów, z których każdy składa się z kilku esejów, które razem tworzą w obrębie rozdziału pewną całość. Jak sugeruje wstęp Ryszkiewicz próbował skupić się na swoistej historii naturalnej, sięgając niejednokrotnie do prac pionierów w danej dziedzinie. Dzięki temu, książka wciąż jest warta czytania po latach. Nie będę szczegółowo się skupiał na każdym rozdziale, bo notka drastycznie by się rozrosła. Wybiorę kilka tylko szczególnie ciekawych rozdziałów, jak również te, które moim zdaniem, najsłabiej wytrzymały próbę czasu. Oczywiście, z zastrzeżeniem, że mogłem się pomylić w swojej ocenie. Kto jednak jej ciekaw, tego zapraszam do lektury.

poniedziałek, 28 marca 2022

Martin Gardner, Pseudonauka i pseudouczeni

 Pierwszy raz przeczytałem tę książkę chyba pod koniec liceum, jako że była dostępna w bibliotece.
Teraz z chęcią sobie odświeżyłem, bo choć coś niecoś pamiętałem, to jednak nie wszystko. Cóż, jak pamiętałem, że warto było przeczytać, to przekonałem się, że mam rację. Mimo swego wieku (w USA wyszła w 1955, w Polsce w '66), czyta się całkiem nieźle, a lektura pozostaje wciąż bardzo pouczająca. Godna polecenia jest przede wszystkim ludziom, którym zdaje się, że wszelkia szuria zaczęła się, gdy dostaliśmy Internet. Wiem, że przesadzam, chyba nikt dosłownie tak nie myśli, ale mam wrażenie, że istotnie mało osób zdaje sobie sprawę, że nurty, które dzisiaj określilibyśmy jako szurskie, były tak liczne w czasach gdy mało komu śniło się o Internecie.

Przede wszystkim, od razu muszę powiedzieć, że bardzo boleję nad tym, że nie doczekaliśmy się wznowienia polskiego wydania. Nawet nie tyle wznowienia, ale tłumaczenia na nowo. O ile bowiem stary przekład Włodzimierza Zonna, pod względem literackim jest jak najbardziej w porządku, to niestety, nie można już wybaczyć sposobu w jaki potraktowano tekst oryginalny. Mianowicie, autor pozwolił sobie na wyrzucenie kilku rozdziałów z uwagi na to, że "dotyczą specyficznie amerykańskich problemów". Po części była to prawda, bo np. maniacy, proponujący absurdalne diety, w Polsce lat sześćdziesiątych faktycznie mogli zdawać problemem zbyt egzotycznym, by męczyć nimi polskiego czytelnika. Jednak, podlegamy niestety coraz bardziej wpływom amerykańskim i dzisiaj taka tematyka byłaby jak najbardziej sensowna. Jednakże, rozdział dwunasty wyleciał dlatego, że dotyczył łysenkizmu, pseudonauki, bardzo lansowanej przez naszych "sojuszników" ze Związku Radzieckiego. Przeczytałem go po angielsku i jest naprawdę pouczający. Poniżej porównanie rozdziałów polskiego i amerykańskiego wydania.

piątek, 25 marca 2022

John Gray, Siedem typów ateizmu

Siedem typów ateizmu, jest książką filozoficzną. Od czasu do czasu do takowych zaglądam, ale raczej
nie jestem zbyt skłonny do opisywania wrażeń, bo zazwyczaj byłoby ciężko z jakimś szerszym opisem. Ta jednak jest napisana na tyle przystępnie, że jestem w stanie, więc zapewne i ktoś inny, niezbyt obyty z filozofią, będzie mógł z niej coś wynieść. Poza tym, tematyka jest na tyle interesująca, że tym bardziej warto.

Jak wskazuje nazwa, książka ta jest swoistym przeglądem siedmiu postaw ateistycznych. Często, wbrew pozorom, zaskakująco różnym. Przykładowo, niby współcześni humaniści (w tym zwolennicy transhumanizmu), są ateistami tak samo, jak ateistą był Arthur Schopenhauer i jego mentalni spadkobiercy. Jednak, nawet ktoś znający Schopenhauera choćby tylko na poziomie memów z Internetu, domyśli się, że jest znacząca różnica.

Przegląd, został dokonany w sposób, który bardzo mi się podoba. Autor nie za bardzo ukrywa, do jakiego ateizmu sam by się skłaniał, ale też nie próbuje na siłę mieszać z błotem postaw "konkurencyjnych". Natomiast, bardzo trafnie wskazuje ich pewne niekonsekwencje intelektualne (tych mu bliższych, czyli ostatniego i przedostatniego zresztą również). Bardzo pouczające są czasem spostrzeżenia Graya na temat zaskakujących podobieństw pewnych, zdawałoby się odległych idei.

Warto jeszcze dodać, że autor jest profesorem filozofii na Uniwersytecie w Oksfordzie. Nie tym autorem poradników rodzinnych (Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus), który nazywa się tak samo.

piątek, 5 listopada 2021

Michio Kaku, Fizyka rzeczy niemożliwych. Fazery, pola siłowe, teleportacja i podróże w czasie

 

Jak doczytacie do połowy, to zrozumiecie czemu wybrałem taki obrazek.
W tym wpisie o książce, która od dawien dawna, wywoływała u mnie pewne zainteresowanie, połączone jednak z dużą dawką sceptycyzmu wobec treści. Nigdy jednak nie przeczytałem całości, gdyż dysponowałem tylko formą elektroniczną, zaledwie przejrzałem te najbardziej interesujące mnie rozdziały. Dopiero w tym roku, nadrobiłem, kupując wznowienie i zapoznając się dokładnie z całością. Wszelkie cytaty, czy numery stron, odnoszą się zatem do tego najnowszego polskiego wydania [1].

Na wstępie, muszę powiedzieć, że mimo wszystko, byłem miło zaskoczony. Przyznam się, że spodziewałem się czegoś gorszego, także miło było się pomylić. Niestety, potwierdziły się także mankamenty, o jakie uprzednio tę publikację podejrzewałem.

Na wstępie, muszę powiedzieć, że nie zamierzam bynajmniej deprecjonować roboty autora. Podziwiam wykonaną pracę, gdyż książka ta dotyczy tak wielu dziedzin fizyki i innych nauk, że aby napisać coś sensownego, trzeba było zebrać niemało materiałów i odbyć wiele rozmów z bardziej obeznanymi w danych tematach ludźmi. W podziękowaniach Kaku wymienia m.in. Stevena Weinberga, Carla Sagana, Leonarda Susskinda, Jareda Diamonda i wielu innych. Z tego powodu, ta notka nie pretenduje do miana całościowej recenzji. O treści wielu rozdziałów, mam za mało rozeznania, by się jakoś tam szerzej wypowiedzieć. O niektórych, jednak wydaje mi się, że mogę naskrobać coś więcej, zatem tak też czynię. Jeszcze tak słowem wyjaśnienia, gdyby ktoś miał mi zacząć pisać, że pisał to jakiś malkontent i głównie skupia się na wadach tejże publikacji. Patrząc chociażby na opinie o Fizyce rzeczy niemożliwych na Lubimy Czytać, śmiem twierdzić, że głosy krytyczne wobec tej książki są zdecydowanie słabo reprezentowane. Także, więcej będzie o wadach, niż o zaletach.

Jeśli komuś nie chciałoby się czytać całości, to powiem tylko, że mimo wszystko, oceniam tę książkę nieźle. Nie polecałbym jednak nikomu, kto nie ma jakiegokolwiek pojęcia o fizyce, chociażby na poziomie oczytanego amatora. Kto jednak coś tam w życiu o fizyce sensownego przeczytał, niech śmiało czyta, zapewne wielkiej krzywdy na umyśle nie dozna.

wtorek, 19 października 2021

Z powrotem na Ziemię. Spór o pochodzenie cywilizacji ludzkich., red. Andrzej K. Wróblewski


 Dzisiaj kilka słów na temat jednej z lepiej napisanych książek
popularnonaukowych, jakie miałem okazję przeczytać.

Jest to praca zbiorowa, pod redakcją znanego fizyka i popularyzatora nauki - profesora Andrzeja Kajetana Wróblewskiego. Celem powstania tejże książki, było zdementowanie bzdur, rozpowszechnianych przez szwajcarskiego pisarza, Ericha von Daenikena.

Daeniken, urodzony w 1935 roku, od lat 60tych do dziś wydaje książki, które sprzedają się w naprawdę dużych nakładach. Co prawda, mam wrażenie, że szczyt popularności jego pisarstwa już przeminął, ale i tak nieraz widuje je w księgarniach.

Książki te, traktują w zasadzie o jednym i tym samym. Daeniken, stawia tezę, że ongiś, Ziemię nawiedzali kosmici i przedstawia na poparcie tej nader śmiałej hipotezy "dowody". Przede wszystkim mają nimi być nadzwyczajne osiągnięcia starożytnych, jak i zabytki dawnego piśmiennictwa.

Omawiana dzisiaj publikacja bardzo dobrze pokazuje jakość tychże "dowodów".

Ostatnio zresztą, miałem pewną rozmowę, z człowiekiem, który inklinacji do szurii nie ma, jest też na pewno inteligentny. Niestety, pod pewnymi względami "teorie" Daenikena brzmiały dla niego przekonująco. Natomiast, o Z powrotem na ziemię, nawet nie słyszał. Świata nie naprawię, ale jeśli ktokolwiek dzięki temu postowi przeczyta tę książkę, już uznam to za sukces. Warto zatem spróbować.

piątek, 18 grudnia 2020

Rob DeSalle, David Lindley, Jak zbudować dinozaura. Czyli nauka w Jurassic Park

 Nie spodziewałem się, że tak szybko ten wpis tu będzie. Ale okazało się, że zamówiona książka jest ciekawsza, niż myślałem. A nie dość, że ciekawa, to dość cienka (razem ze skorowidzem jakieś 198 stron), więc przeczytałem naprawdę szybko. Zatem wrzucam też szybko, bo wydaje mi się, że warto.

Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Przede wszystkim, dlatego, że chociaż Prószyński wydał tę książkę jeszcze w 1999 roku, zasadniczo nie zestarzała się znacząco. Postaram się wskazać tych parę punktów, gdzie informacje są nieaktualne, ale wydaje mi się, że jest ich stosunkowo mało. Druga sprawa, która mnie zaskoczyła nawet bardziej, to fakt, że autorzy nie stwierdzają kategorycznie, że wskrzeszenie dinozaurów metodami inżynierii genetycznej jest niemożliwe. "Zaledwie" niezwykle mało prawdopodobne i niesie za sobą olbrzymie trudności, najpewniej nie do przeskoczenia.

Autorzy znają się na rzeczy. Rob DeSalle, jest genetykiem, jako pierwszy wyizolował fragment DNA przechowywany w bursztynie. David Lindley, z kolei jest fizykiem, wówczas, naczelnym Science. Zapewne odpowiadał za stronę matematyczną książki. W każdym razie, współpraca tej dwójki zapewne układała się całkiem dobrze - całość jest spójna i jasno napisana.

środa, 9 grudnia 2020

James Trefil i Michael Summers, Wyobrażone życie. Wyprawa na egzoplanety w poszukiwaniu inteligentnych istot pozaziemskich, stworzeń lodu i zwierząt supergrawitacyjnych

 No dobra... Jako, że powiedziałem w ostatnim raporcie, że wrzucę po lekturze parę swoich uwag odnośnie książki Wyobrażone życie, to zgodnie z obietnicą, wrzucam. Być może nieco szybko, ale już podczas lektury, zaczęła we mnie narastać chęć naskrobania czegoś na temat tej publikacji. A że mam teraz chwilę, to niech będzie.

Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że byłem bardzo miło zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że Copernicus Center Press, ma wydać to dzieło. Nie spotyka się wiele książek na temat samego istnienia życia pozaziemskiego, nie mówiąc już o spekulacjach, jak mogłoby ono się rozwijać. A już w szczególności na polskim rynku.

Zatem, z entuzjazmem nabyłem tę książkę, a gdy nareszcie przybyła, szybko zacząłem czytać. Niestety, w miarę czytania, ten entuzjazm nieco osłabł. By wyjaśnić dlaczego, może najpierw zajmę się zawartością Wyobrażonego życia.

czwartek, 22 października 2020

Menno Schilthuizen, Ewolucja w miejskiej dżungli. Jak zwierzęta i rośliny dostosowują się do życia wśród nas

Prawie zdążyłem zapomnieć, że nie opisałem tutaj tej książki. Na szczęście jednak, przypomniałem sobie, bo zdecydowanie, przeczytać warto. Zwłaszcza, że chyba nie jest jakoś dobrze znana.

Przyznam, że momentami czytało mi się tę książkę ciężko. O tym może za chwilę, bo na samym początku skupię się może na pozytywach, których jest na szczęście, zdecydowanie więcej.

Autor, pan Menno Schilthuizen jest biologiem ewolucyjnym i ekologiem, zajmuje się głównie chrząszczami i ślimakami. Wykłada na uniwersytecie w Lejdzie, który jest jednym z bardziej prestiżowych w Europie, zatem, można powiedzieć, że zna się  na rzeczy. Dlatego, mimo, że wcześniej nie czytałem niczego jego autorstwa, nie wahałem się, czy sięgać po tę książkę.

Z tego, co patrzyłem, wynika, że napisał łącznie cztery książki, przeznaczone dla szerokiej publiczności, a w Polsce mamy dostępną tylko jedną.

Natomiast, co do tematyki, to myślę, że tytuł mówi za siebie. Mamy do czynienia z dość przystępnym i obszernym, omówieniem adaptacji różnych organizmów do warunków miejskich.

wtorek, 18 sierpnia 2020

Bartosz Ćwir, W obronie wypraw krzyżowych

 Trochę ciężko mi tę książkę oceniać. Z jednej strony, doceniam nowe publikacje w temacie krucjat. Wokół tego tematu, krąży tyle bzdur, że każda książka, która w jakiś sposób je prostuje, na pewno zasługuje na pochwałę.

Natomiast, cóż... Miałem od początku obawy (z racji wydawnictwa, które to wydało), że mogę się spotkać z przesadą w drugą stronę, jakimś nadmiernym wybielaniem krzyżowców.

Obejrzałem jednak ze dwa wywiady z autorem - wydawał się całkiem w porządku, dość jasno wytłumaczył swoje intencje. Na koniec posta, podrzucę linka do jednego z nich - może komuś pomoże, gdyby po lekturze tej opinii nie był pewien, czy chce mu się wydawać na to swoje pieniądze.

Dzięki tym wywiadom, nie byłem rozczarowany -  na samym początku, spodziewałem się jednak, bardziej... profesjonalnego podejścia do historii. Ja rozumiem, że książka dla szerokich mas, ale mimo wszystko, na wpół oczekiwałem czegoś bardziej zbliżonego w formie do Fantazmatu Wielkiej Lechii Artura Wójcika. Tymczasem, dostałem de facto publicystykę - styl jest dużo luźniejszy, niż w przypadku normalnej książki historycznej, nawet popularnonaukowej. Nie ma też tak porządnych przypisów, zaledwie spis książek i źródeł, na które autor się powołuje i z których korzystał.

Jednak, pan Ćwir wyjaśnił, że na samym początku, chciał po prostu naskrobać parę artykułów, które prostowałyby kilka mitów, które narosły wokół krucjat. Okazało się, że jest tego tak dużo, że powstała książka. Cóż - jestem w stanie to zrozumieć. Ja bym wolał coś innego, ale niech już będzie. Przynajmniej nie byłem za bardzo rozczarowany.

Na razie tyle, jeśli chodzi o formę. Potem jeszcze nadmienię, co jeszcze uważam, za elementy raczej niepotrzebne, ale na razie, poprzestańmy może na tym i przejdźmy do treści.

piątek, 27 marca 2020

Michał Heller, Jedna chwila w dziejach wszechświata. Lemaitre i jego Kosmos.

Muszę się przyznać -  nie czytałem jak dotąd żadnej książki ks. profesora Michała Hellera. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z jego dorobku. Nie można mówić, by ten człowiek nie znał się na fizyce. Jednak, jakoś mnie ciągnęło, by sięgnąć po jego książki przeznaczone dla szerokiej publiczności.

Przyczyn było kilka. Przede wszystkim, przeczytałem trochę artykułów jego autorstwa. Były w porządku, ale nieraz mi przeszkadzało zbyt dużo wciśniętej w nie filozofii. Nie jakoś strasznie, zważywszy, że prof. Heller jednak całkiem fajnie przedstawia zarówno nasz stan wiedzy na temat fizyki (w szczególności kosmologii, którą się zajmuje) jak i jej rozwój w czasie. Tym niemniej, nieco obawiałem się, że jego dzieła w dłuższej formie, będzie się czytało gorzej.
Poza tym, czasami irytowało mnie robienie z niego takie (nomen omen) Bóg wie kogo. Oczywiście, jak mówiłem zna się na tym, o czym pisuje. Jednak, jest też księdzem katolickim i w związku z tym, nieraz jakieś katolickie media, pisały o nim nader czołobitnie (zwłaszcza, kiedy otrzymał Nagrodę Templetona). Ogłaszano go niemal nowym Einsteinem. A z całym szacunkiem, jednak Hellerowi do Einsteina daleko. Mam wrażenie, że samemu zainteresowanemu, raczej niezbyt się podobało takie przedstawianie jego osoby, ale pewien niesmak pozostał. Zatem, dość długo niczego jego autorstwa nie czytałem, zwłaszcza, że sporo ciekawych pozycji o tej tematyce od innych autorów wpadało mi w łapska.

W końcu jednak, przyszedł taki czas, że zobaczyłem w udostępnionych przez kolegę nowościach, tę oto książkę - Lemaitre i jego Kosmos.
Sam darzę wielkim szacunkiem Georges Lemaitre'a, więc uznałem, że bardzo chętnie dowiem się czegoś więcej o tej postaci.

poniedziałek, 3 lutego 2020

Łukasz Łamża, Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze

Niezbyt często się zdarza, że przeczytam daną książkę w jeden wieczór. No dobra,
nieraz, ale naprawdę rzadko popularnonaukową, która jednak wymaga pewnego skupienia. A już naprawdę rzadko, bym w zasadzie od razu, zasiadł do pisania recenzji.

Autora, pana Łukasza Łamżę, znałem już wcześniej. Nie osobiście, ale jako tłumacza paru cenionych przeze mnie książek (chociażby Mody, wiary i fantazji sir Rogera Penrose'a). Wydał także kilka swoich własnych. Osobiście kojarzę tylko Przekrój przez Wszechświat, którego nie czytałem, ale podobno niezły. Jeśli się nie mylę, to czytywałem jego artykuły w Wiedzy i Życiu. Także, skojarzenia z autorem miałem raczej pozytywne. Mimo, że jest członkiem redakcji Tygodnika Powszechnego. Czyli gazety, za którą, delikatnie mówiąc, nie przepadam.

Generalnie, po lekturze tej książki, najnowszej w dorobku autora, mój pozytywny odbiór jego osoby, tylko się potwierdził. Zatem, co w zasadzie znajdziemy w tej książeczce?

Nie przez przypadek piszę o "książeczce", bo łącznie z bibliografią i spisem treści, dzieło to liczy sobie 223 strony. Niezbyt dużo, zważywszy na to, że zakres omawianych tam tematów, jest dosyć szeroki. Na samo obszerne omówienie tematyki Wielkiej Lechii, pan Artur Wójcik, przeznaczył więcej miejsca. Dlatego, w zasadzie, jest to bardziej swego rodzaju "bryk", będący ewentualną bazą do dalszych dociekań, niż jakieś bardzo szczegółowe omówienie tematu. Zresztą, widać tu chyba dziennikarskie doświadczenie autora - najważniejsze treści przedstawione są w bardzo zwięzły sposób, nie sposób się pogubić w jakichś bardzo skomplikowanych wywodach.

poniedziałek, 30 grudnia 2019

Artur Wójcik, Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków

Jako, że fenomen Wielkiej Lechii, śledzę od dłuższego czasu, to książkę pana
Artura Wójcika, o której wspomniałem w ostatnim raporcie, kupiłem w zasadzie natychmiast, gdy tylko pojawiła się w przedsprzedaży. Zazwyczaj tak nie robię, ale w tym wypadku, uznałem, że nie warto się zastanawiać. Jest kilka tematów, których ominąć po prostu nie potrafię.
Tym bardziej, że autora już znałem z jego publikacji na łamach bloga Sigillum Authenticum. Chociaż, tu dodam, że nie całkiem, bo nie tylko on tam pisał, ale jakąś opinię już miałem. Mogę powiedzieć, że książka oczekiwań nie zawiodła.

Zatem,przechodząc do konkretów, parę słów o treści.
Do rozdziału trzeciego, mamy do czynienia w zasadzie z publicystyką. Pan Wójcik przedstawia, na czym polegają poglądy turbolechickie, czy turbosłowiańskie (nie są to synonimy, chociaż jedno zazwyczaj łączy się z drugim). Mamy też opis, z konieczności dosyć pobieżny, jak wygląda środowisko turbolechitów i jakie "metody badawcze" stosują.

piątek, 30 sierpnia 2019

David Dalin, Mit Papieża Hitlera

Generalnie, historia II wojny światowej, nigdy nie była czymś, co mnie specjalnie
interesowało. Czasem jednak, lubię coś poczytać również i z tej działki.
Szczególnie interesowała mnie z tego okresu, postawa Piusa XII, jak i w ogóle Kościoła Katolickiego, względem nazistowskiego reżimu, czy Holokaustu. Głównie z tego względu, że można się spotkać z nader rozbieżnymi opiniami, względem tego, jak to w zasadzie wyglądało, jak papież ma być oceniany. Przeczytałem dość, by dojść do wniosku, że większość tych oskarżeń, raczej nie ma racji bytu. Jeśli ktoś jest ciekaw, o co dokładnie chodzi, to można posłuchać chociażby tej audycji. Tylko ostrzegam - zwłaszcza po tej lekturze, widać, że jest to materiał pełen przekłamań i bzdur.
Zwłaszcza słynna pod tym względem jest książka Johna Cornwella, pod wymownym tytułem Papież Hitlera (autor zresztą, w późniejszej książce, odwołał większość swoich zarzutów, ale te zaczęły żyć własnym życiem). Nie tylko zresztą ona, powstało nieco pozycji, które Piusowi XII imputują antysemityzm, czy sympatie pronazistowskie.

Pozycje, które były odpowiedzią na te ataki, były przez media głównego nurtu (przynajmniej w USA) pomijane. Zresztą, w większości pisali je katolicy, poniekąd może i słusznie oburzeni oszczerstwami względem zmarłego papieża, ale w związku z tym, można domniemywać, że mogły nie być zbyt obiektywne.
Dlatego, wahałem się, czy sięgać po te książki. Dopóki nie natrafiłem na omawianą dzisiaj, pana Davida Dalina.
Ten człowiek, jest Żydem, ba, na dodatek konserwatywnym rabinem. Poza tym, to, na ile jestem w stanie ocenić, szanowany historyk judaizmu. Wykładał między innymi na Brandeis University i ma w dorobku niemało publikacji. Dlatego, uznałem, że spokojnie można sięgnąć po tę książkę.
Cóż, nie zawiodłem się, myślę, że było warto. Jednak, po kolei.

wtorek, 9 lipca 2019

Andrzej Trepka, Król tasmańskich stepów

Czy ktoś kojarzy takie nazwisko, jak Andrzej Trepka? Zapewne, większość
czytelników, urodzonych już dawno po czasach PRL, nie za bardzo.
A szkoda, bo tenże pan, był wziętym pisarzem science-fiction. Przy tym, jednym z nielicznych, którzy rzeczywiście nauką się interesowali, udzielał się między innymi w periodykach o tematyce astronautycznej.
Niestety, pisarz zmarł równo dekadę temu. Oprócz całkiem niezłych, powieści science-fiction, zostawił po sobie niemało książek popularnonaukowych. W tym, tyczących się przyrody i jej ochrony.
Dzisiaj o jednej z nich, którą czytałem dość dawno, bo jeszcze w liceum. Jak wspominałem w raporcie, teraz mam ją na własność. Nie żałuję, bo choć to staroć, wydany jeszcze w roku 1982, pozostaje zaskakująco aktualny.
Zatem, pora na notkę o niej, zwłaszcza, że Moreni była tą książką zainteresowana :P.