środa, 9 grudnia 2020

James Trefil i Michael Summers, Wyobrażone życie. Wyprawa na egzoplanety w poszukiwaniu inteligentnych istot pozaziemskich, stworzeń lodu i zwierząt supergrawitacyjnych

 No dobra... Jako, że powiedziałem w ostatnim raporcie, że wrzucę po lekturze parę swoich uwag odnośnie książki Wyobrażone życie, to zgodnie z obietnicą, wrzucam. Być może nieco szybko, ale już podczas lektury, zaczęła we mnie narastać chęć naskrobania czegoś na temat tej publikacji. A że mam teraz chwilę, to niech będzie.

Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że byłem bardzo miło zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że Copernicus Center Press, ma wydać to dzieło. Nie spotyka się wiele książek na temat samego istnienia życia pozaziemskiego, nie mówiąc już o spekulacjach, jak mogłoby ono się rozwijać. A już w szczególności na polskim rynku.

Zatem, z entuzjazmem nabyłem tę książkę, a gdy nareszcie przybyła, szybko zacząłem czytać. Niestety, w miarę czytania, ten entuzjazm nieco osłabł. By wyjaśnić dlaczego, może najpierw zajmę się zawartością Wyobrażonego życia.

Pierwsze pięć rozdziałów, jak można się było spodziewać, stanowi swoiste wprowadzenie w temat. Mamy mini-wykład na temat podstawowych praw fizyki, próba zdefiniowania, czym jest życie (podano definicję biologiczną, chemiczną i termodynamiczną), jak również rozważania nad samymi procesami powstania życia, z oczywistych względów, skupiając się na życiu ziemskim. Ten "wstęp" wieńczy rozdział, opowiadający o poszukiwaniach życia w naszym Układzie Słonecznym, w szczególności na Marsie (sporo miejsca poświęcono sławnym eksperymentom sondy Viking z 1976 roku, czy meteorytowi ALH8401). Ważnym elementem tego rozdziału, było zwrócenie uwagi na problem, jak ciężko jednoznacznie wykazać, czy rzeczywiście gdzieś życie istnieje (aż mi się przypominają niedawne sensacje na temat życia na Wenus, które szybko okazały się nieco dęte).

Potem mamy właściwą treść książki, czyli spekulacje, gdzie i jak na różnych światach mogłoby się rozwinąć życie. Po kolei mamy rozdziały poświęcone: planecie pokrytej lodem, planecie z oceanem pod powierzchnią z lodu, "wodnemu światowi", planetom podobnym do Ziemi, planecie zwróconej stale jedną stroną ku swojej gwieździe, superziemi i na koniec, jak mogłoby to się rozwinąć w układzie TRAPPIST-1.

Potem mamy cztery rozdziały, jak dla mnie najciekawsze. Autorzy po kolei omawiają rzeczywiste egzoplanety, podobne do tych przedstawionych oraz inne rodzaje życia. Na sam koniec, mamy przedstawione projekty badań Kosmosu, które mogą tę tematykę realnie rozwinąć.

Tyle co do treści. Zasadniczo, trochę wbrew temu rozczarowaniu, które deklarowałem na wstępie, muszę powiedzieć, że nie jest tak źle. Autorzy przyłożyli się, książka nie jest pisana ani w sposób zbyt prosty (z pewnymi wyjątkami, ale o tym później) ani wymagający bardzo wielkiego przygotowania z zakresu nauk ścisłych. Przedstawione w poszczególnych rozdziałach pomysły, zdają się bazować (też szerzej omówię później) na rzetelnych podstawach naukowych. Osobiście, muszę powiedzieć, że dowiedziałem się sporo nowego. Zwłaszcza podobało mi się uzasadnienie, dlaczego skupiamy się na formach życia opartych na węglu. Zazwyczaj autorzy tego rodzaju publikacji, prześlizgują się nad tym problemem, mówiąc, że "takie życie najlepiej znamy". Poniekąd słusznie, ale bardzo miło było zobaczyć szersze omówienie tego problemu i uzasadnienie "węglowego szowinizmu".

Zatem, co mi tak zgrzytało? Cóż, zacznijmy od sprawy podstawowej. W tej książce nie ma żadnego przypisu. Nie ma nawet żadnego spisu polecanej literatury. Jak nieraz wspominałem, uważam, że takie rzeczy to znaczący mankament jakiejkolwiek książki, która pretenduje do miana popularnonaukowej. Osobiście, jako czytelnik, czuję się potraktowany jak przygłup. A tym bardziej jest to skandaliczne, w książce takiej jak ta, która zajmuje się tematyką osadzoną na tak grząskim gruncie jak formy życia pozaziemskiego. Miło by jednak było wiedzieć, na czym konkretnie autorzy opierają swoje spekulacje. Zwłaszcza ten brak przypisów irytował, gdy dowiadywałem się czegoś naprawdę dla mnie nowego. Na przykład w rozdziale 16, jest opis badań zespołu fizyków teoretyków, którzy zajmują się modelowaniem plazmy. Odkryli, że ona też może tworzyć struktury samoorganizujące się (acz na razie brak jakichkolwiek doniesień o istnieniu takich tworów w rzeczywistości). Bardzo ciekawe, nie powiem. Warto było choćby dla takiej informacji zapłacić te parę złotych. Ale aż się prosi o jakieś przypisy, by cokolwiek więcej doczytać na ten temat.

Kolejną kwestią, jaka mnie uderzyła jest wykształcenie obu autorów Wyobrażonego Życia i idąca za nim, natura pewnych ich przewidywań. W celu lepszego wytłumaczenia, co mam na myśli, uczynię pewną dygresję.

Otóż jest sobie taki pan Marcin Ryszkiewicz. Z wykształcenia geolog, napisał sporo

niezłych książek, popularyzujących biologię i nauki o Ziemi. Polecam, swoją drogą jeśli ktoś lubi taką tematykę. Kiedyś napisał książkę pod tytułem Mieszkańcy światów alternatywnych [1]. Dzisiaj już mocno wiekowa, ale jak ktoś ma dostęp to zachęcam do poczytania - aż tak się nie zestarzała. Pan Ryszkiewicz zajmuje się tam spekulacjami na temat tego, z jakich zwierząt podczas całych dziejów Ziemi, mogły się wykształcić formy inteligentne, zdolne do wytworzenia nawet cywilizacji technicznej. I pierwszy rozdział poświęca właśnie możliwemu życiu pozaziemskiemu. Zacytuję pewien fragment jego wywodu (str. 13):

W próbach rozwiązania wzoru Drake'a, a więc właściwie we wszystkich sprawach dotyczących egzobiologii, uczestniczyli liczni uczeni i publicyści i otrzymywali rozmaite wyniki. Nie ma dzisiaj zgody co do szans na istnienie życia (a tym bardziej cywilizacji) poza Ziemią. Niedawni entuzjaści, np. Josip Szkłowski, wypowiadają się dziś o życiu pozaziemskim z dużym sceptycyzmem, inni dołączają do grona optymistów. W tej dyskusji, jak dotąd, wypowiadają się niemal sami astronomowie (jeśli nie liczyć dziennikarzy), co zważywszy, że chodzi o problemy dotyczące życia i jego rozwoju - jest faktem zastanawiającym.

W 1971 roku zorganizowano w Armenii międzynarodową konferencję, która miała stanowić forum wymiany myśli dla przedstawicieli różnych gałęzi nauki zajmujących się problemami egzobiologii i SETI. Na 54 uczestników tego spotkania aż 41 było specjalistami szeroko pojętej astronomii i astrofizyki, a z 13 pozostałych 3 było filozofami, 2 - antropologami, 3 - matematykami (lub informatykami), 4 zajmowało się naukami medycznymi, 1 był historykiem i 1 lingwistą. Nie było więc ani jednego biologa i ani jednego ewolucjonisty lub paleontologa -  i to właśnie gremium rozstrzygać miało problemy związane z pytaniami o istotę życia i istotę jego rozwoju!

Jak widać mowa o roku 1971, a mam niestety wrażenie, że niezbyt się zmieniło pod tym względem. Trefil jest profesorem fizyki, a Summers fizyki i astronomii. Oczywiście, nie mówię, że nie mają się tym tematem zajmować, ale ten fakt, pogłębia pewne wątpliwości, jakie pojawiły się u mnie podczas lektury.

Przykładowo, autorzy dość lekko podchodzą do kwestii powstania życia. Okej, ja rozumiem, że nie da się w takiej książce po równo potraktować wszystkich tematów, niejednokrotnie bardzo złożonych. Tym niemniej mam wrażenie, że przyjmują za pewnik, że tak, czy inaczej, to życie po prostu w odpowiednich warunkach musi się pojawić i tyle. Dużo bardziej powściągliwy pod tym względem był Paul Davies, którego książkę tutaj omawiałem.

Albo w jeszcze jednym miejscu (str. 95-96), Trefil i Summers, rozważają, czy na planecie pokrytej lodem, życie nie mogłoby się w pewnym momencie, wydostać na powierzchnię. Wówczas, może ewolucja doprowadziłaby do powstania czegoś w rodzaju "liści", w kolorze czarnym, by wyłapywać energię odległej gwiazdy. Szczerze, to nie wiem pojęcia, czy to sensowne przewidywanie, czy nie. Na zdrowy rozum, zdaje się, że tak. Ale, aż by się prosiło, by wypowiedział się na ten temat jakiś biolog.

Ogólnie mam wrażenie, że panowie autorzy, zbyt lekko podchodzą do pewnych kwestii. Pod koniec książki, rozważają na przykład powstania prawdziwej sztucznej inteligencji. Wspominają o zastrzeżeniach sir Rogera Penrose'a, dotyczących powstania takiego tworu, wyłożonych w Nowym Umyśle Cesarza (swoją drogą, to jedyny tytuł jakiejkolwiek publikacji, który się pojawia w Wyobrażonym Życiu), ale potem, radośnie stwierdzają, że może i nie powstanie sztuczna inteligencja taka jak nasza, ale nie ma wątpliwości, że komputery będą kiedyś  samoświadome. Oczywiście, zdaje sobie sprawę, że wielu naukowców ma takie podejście, ale bynajmniej nie wszyscy i powstanie czegoś takiego, wcale nie jest tak pewne, co mówi na przykład właśnie sir Roger Penrose. Ale mniejsza o tę konkretną kwestię, bo takich jest tam więcej.

Na koniec jeszcze uwaga co do sposobu, w jaki Wyobrażone życie, zostało napisane. Zasadniczo, jak wspomniałem na początku, autorzy zdają się poważnie traktować czytelnika. Może nie jak specjalistę, ale jak inteligentnego człowieka, któremu nie trzeba wszystkiego tłumaczyć "na palcach". Niestety, zdarzają się gorsze momenty. Przykładowo, jak tłumaczą, czym są wiązania międzyatomowe, to używają jakichś infantylnych porównań z rzepami. Naprawdę, panowie, czy to konieczne?

Albo na wstępie, gdy mamy mini wykład z podstaw fizyki. Na stronach 26-27 Trefil i Summers omawiają doniosłość równań Maxwella. To są zaledwie cztery równania, co by szkodziło je zapisać? Naprawdę nie ma czego się bać. Aczkolwiek, tutaj akurat zdaje sobie sprawę, że się nieco czepiam.

Czy to naprawdę takie straszne?
 No dobra, to pora na podsumowanie. Mimo wad, polecam każdemu zainteresowanemu tematyką egzobiologii. Tym niemniej, nadal uważam, że wspominane już wyżej Milczenie gwiazd Paula Daviesa, jest jednak sensowniejsze, mimo, że starsze.

Dlatego: 7/10.

Wyżej naprawdę nie mogę.

[1] M. Ryszkiewicz, Mieszkańcy światów alternatywnych. Czyli historia naturalna rozumu, Wiedza Powszechna, Warszawa 1987

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz