środa, 29 września 2021

Jacek Piekara, Necrosis. Przebudzenie

 Książka gruba nie jest, ale uznałem, że warto o niej parę słów napisać. Krótko wspomniałem o tej pozycji z okazji ostatniego raportu. Jest jednak na tyle dobra, by nawet poświęcić jej osobną notkę. Tym bardziej, że autorem jest Jacek Piekara. Niezbyt mi się spodobał jego cykl o Inkwizytorze Mordimerze, ale Necrosis jest o niebo lepsze. Dlatego, może warto napisać o nim coś szerzej, na wypadek, jakby komuś również się tamten cykl nie wpasował się w gusta. Nie warto skreślać autora.

Przede wszystkim, wbrew temu, co się może wydawać, książka ta nie jest powieścią. To zbiór pięciu opowiadań, które jednak, wyraźnie łączą się w pewną całość, choć dotyczą różnych bohaterów.

Historie, przedstawione w różnych miejscach tego samego uniwersum, łączy wspólny wątek. Otóż, dawno temu pokonani potężni czarodzieje, posługujący się nekromancją, budzą się z uśpienia. Wciąż słabi, nabierają jednak mocy, wykorzystując słabości ludzi, którzy w większości dawno zapomnieli o tym zagrożeniu.

I tutaj chyba przejawia się największa zaleta tychże opowiadań. Cykl inkwizytorski, nie spodobał mi się właśnie dlatego, że miałem wrażenie, iż wszystko jest tam tak mroczne, że aż przesadzone. W sensie, wiecie, epatowanie krwią, czy seksem, czasami jest na miejscu, ale w pewnym momencie, ma się wrażenie, że jest zwyczajnie sztuczne. Z wulgaryzmami przesadzić można jeszcze łatwiej.

czwartek, 23 września 2021

Gregory Benford, W oceanie nocy

 Recenzja ciut stara, bo jeszcze z początków tego roku, ale wydaje mi się, że nadal warto wrzucić. Na
wstępie, muszę powiedzieć, że byłem bardzo mocno rozczarowany. Naprawdę spodziewałem się czegoś nieco lepszego.

Już dość dawno temu, usłyszałem o Gregorym Benfordzie. Szukałem czegoś na poziomie Stanisława Lema, czyli dobrej science-fiction, z naciskiem na science, a zarazem dobrze napisanego. Wśród autorów na których trafiłem, znalazł się właśnie m.in. Gregory Benford. Jednak, przeczytałem coś od niego dopiero w tym roku, zatem teraz nareszcie kilka słów o tejże książce.

W oceanie nocy, jest pierwszą częścią sześciotomowej sagi Centrum Galaktyki. W późniejszych tomach, będziemy mieli raczej mieli taki klimat bardziej zbliżony do space opery (wnioskuje po tomie drugim). Ale dobrej space opery, trzymającej się w miarę ram naukowych. Jak widać, sięgnąłem po tom drugi, co samo w sobie jest już jakąś opinią. Tym niemniej, jestem mocno zawiedzony poziomem tej książki. Zacznę zatem od tych gorszych stron tej powieści, bo o tym zawsze łatwiej coś napisać.

Cała historia, zaczyna się tak, że Brytyjczyk, pracujący w NASA - Nigel Walmsley, zostaje wysłany razem ze swoim kolegą, na misję, której celem ma być rozsadzenie specjalnym ładunkiem asteroidy, zmierzającej ku Ziemi.

Ku ich zdumieniu, odkrywają, że owa asteroida, ewidentnie jest sztucznego pochodzenia. Walmsley, sprzeciwia się rozkazom Houston i idzie ją zbadać. Dzięki temu, wiele lat później, podczas kontaktu z już działającym statkiem Obcych, jest jednym z tych, którzy grają pierwsze skrzypce w zespole NASA, który zajmuje się kontaktami z tą maszyną.

Joseph Delaney, Zemsta Czarownicy

I wydanie polskie (moje)

 Jak wspominałem przy okazji ostatniego raportu, kupiłem tę książkę, głównie dlatego, że o jej istnieniu
przypomniał mi film Seventh Son. Bawiłem się na nim znakomicie, choć niekoniecznie to twórcy mieli na myśli. Polecam, najlepsze komedie często wychodzą w sposób niezamierzony.

Chciałem jednak sprawdzić, na ile, to co tam zobaczyłem było kwestią zbytniej inwencji reżysera, na ile po prostu sama książka dostarczyła materiału, który miał nie do końca zamierzony potencjał humorystyczny. Po lekturze Zemsty Czarownicy, dochodzę do wniosku, że obie hipotezy są w sumie poprawne.

Jednak, po kolei. Zemsta czarownicy, to pierwszy tom Kronik Wardstone, czyli trzynastomowej serii Josepha Delaneya. Film, jak mi się zdaje, jest swoistą kompilacją całości tychże Kronik, ale w dużej mierze bazuje na tomie pierwszym.

Jest to seria przeznaczona dla młodzieży (i to tej młodszej, zdaje mi się koło 12-14 lat). Dlatego zdaje sobie sprawę, że nie do końca jestem w stanie sensownie to ocenić. Ale może spróbuję. Na wstępie, muszę powiedzieć, że tom pierwszy jest całkiem w porządku, jak na ten wiek. Myślę, że swojemu dziecku mógłbym dać bez większych obaw. Mam jednak swoje zastrzeżenia, o czym niżej.

niedziela, 19 września 2021

Raport książkowy #10 (styczeń-sierpień)

Powoli, bo powoli, ale wracam do bardziej regularnego blogowania. Postanowiłem zatem, pochwalić się nabytkami z tych paru miesięcy, gdy mnie nie było. Z tej racji, post będzie długi. Później, postaram się możliwie szybko, skrobnąć parę słów o niektórych z tych pozycji, o reszcie napiszę w jakimś zbiorczym poście, bo nie wszystko na pełnoprawną recenzję zasługuje (czy też jestem w stanie wypowiedzieć się bardziej kompetentnie).

Przechodząc zatem do konkretów, zacznę stosu widocznego powyżej, czyli książek popularnonaukowych i naukowych.