poniedziałek, 3 lutego 2020

Łukasz Łamża, Światy równoległe. Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze

Niezbyt często się zdarza, że przeczytam daną książkę w jeden wieczór. No dobra,
nieraz, ale naprawdę rzadko popularnonaukową, która jednak wymaga pewnego skupienia. A już naprawdę rzadko, bym w zasadzie od razu, zasiadł do pisania recenzji.

Autora, pana Łukasza Łamżę, znałem już wcześniej. Nie osobiście, ale jako tłumacza paru cenionych przeze mnie książek (chociażby Mody, wiary i fantazji sir Rogera Penrose'a). Wydał także kilka swoich własnych. Osobiście kojarzę tylko Przekrój przez Wszechświat, którego nie czytałem, ale podobno niezły. Jeśli się nie mylę, to czytywałem jego artykuły w Wiedzy i Życiu. Także, skojarzenia z autorem miałem raczej pozytywne. Mimo, że jest członkiem redakcji Tygodnika Powszechnego. Czyli gazety, za którą, delikatnie mówiąc, nie przepadam.

Generalnie, po lekturze tej książki, najnowszej w dorobku autora, mój pozytywny odbiór jego osoby, tylko się potwierdził. Zatem, co w zasadzie znajdziemy w tej książeczce?

Nie przez przypadek piszę o "książeczce", bo łącznie z bibliografią i spisem treści, dzieło to liczy sobie 223 strony. Niezbyt dużo, zważywszy na to, że zakres omawianych tam tematów, jest dosyć szeroki. Na samo obszerne omówienie tematyki Wielkiej Lechii, pan Artur Wójcik, przeznaczył więcej miejsca. Dlatego, w zasadzie, jest to bardziej swego rodzaju "bryk", będący ewentualną bazą do dalszych dociekań, niż jakieś bardzo szczegółowe omówienie tematu. Zresztą, widać tu chyba dziennikarskie doświadczenie autora - najważniejsze treści przedstawione są w bardzo zwięzły sposób, nie sposób się pogubić w jakichś bardzo skomplikowanych wywodach.


Książka została podzielona na 13 rozdziałów, z których każdy poświęcony jest jakiejś dziedzinie pseudonauki. Autor po kolei rozprawia się z: ruchem antyszczepionkowym, audiofilią ekstremalną, chemtrailsami, homeopatią, irydologią, kreacjonizmem młodoziemskim, płaską Ziemią, radiestezją, strukturyzacją i pamięcią wody, powiększaniem piersi hipnozą, wysokimi dawkami wit. C, denializmem klimatycznym i zjawiskiem "żywej wody".

Muszę powiedzieć, że sporo się dowiedziałem, mimo, że na omówienie każdego tematu poświęcono zaledwie nieco ponad dziesięć stron. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale o tym później. Zasadniczo, wrażenia mam bardzo pozytywne.

Przede wszystkim, pan Łamża stara się naprawdę rzetelnie i z otwartym umysłem podejść do omawianych "teorii", jak bardzo absurdalnie by one nie brzmiały. Dobrym przykładem jest tutaj chemtrails. Autor opisuje, że wcześniej nie był w zasadzie świadom szczegółów tego zjawiska, a do przyjrzenia się, zachęciła go nalepka na garażu, polecająca odpalenie YouTube'a, z hasłem "chemtrails". Znalazł film "dokumentalny" z dr. Jerzym Jaśkowskim w roli głównej. Jeśli ktoś nie wie kto zacz, to polecam poczytanie tych tekstów. Szczególnie polecam ten, dość dobrze ukazuje, co panuje w głowie tego człowieka. Wrażenia po tym seansie, naprawdę dobrze opisano ;).

Dość cenny jest też rozdział, który mnie szczególnie zainteresował, bo nieraz się tym tematem zajmowałem. Mówię oczywiście, o swoim "ulubionym" kreacjonizmie Młodej Ziemi. Autor dość dobrze omawia cały absurd tej teorii, która w zasadzie, wymaga zaprzeczenia całemu dorobkowi współczesnej nauki. Mowa zarówno o geologii (bardzo ciekawy temat warstw mułu na dnie jezior), jak i fizyce, czy kosmologii (a nawet historii). Nie wspominając o takiej oczywistości, jaką jest biologia. Mimo, że, jak mi się zdaje, mam spore rozeznanie w temacie, byłem zaledwie pobieżnie świadom, ogromu głupot jakie ci ludzie są w stanie wyprodukować, na rzecz dosłownej interpretacji Biblii. Szczególnie duży problem jest z Potopem. Jak bardzo trzeba się nagimnastykować, by uzasadnić, jak mogła funkcjonować Arka Noego? Pan Łamża pokazuje, że niemało. Oczywiście, w dużym skrócie, ale daje to dobre pojęcie o całym absurdzie tej idei. Na pewno sięgnę do zamieszczonych tam odnośników.

Natomiast, zwróciłem uwagę, że autor ewidentnie nie do końca odrobił lekcje, jeśli chodzi o temat płaskiej Ziemi. Zastrzegam, że trzeba oddać mu honor - przekonująco obala funkcjonujący w świadomości wielu ludzi mit, jakoby w średniowieczu powszechna była wiara w płaskość Ziemi. Z przyjemnością też dowiedziałem się o innych pomiarach obwodu naszej planety, dokonywanych w starożytności, niż ten Eratostenesa.
Jednak, pod koniec autor wysnuwa tezę, że ta brednia jest przede wszystkim, produktem ery Internetu. Uważam, że nie jest to prawda. Internet jedynie pozwolił na lepsze powielanie rozmaitych bzdur, które wcześniej krążyły w niszowych (zazwyczaj) wydawnictwach.
Dość dobrze ukazuje tę sprawę klasyczna książka śp. Martina Gardnera, Pseudonauka i pseudouczeni. Ten Amerykanin, był bardzo ciekawą postacią - pisarzem, który przede wszystkim popularyzował matematykę, mimo, że nie miał żadnego matematycznego wykształcenia. A jednak, jego łamigłówki, swego czasu były bardzo popularne i bardzo zachęcam do zapoznania się z jego twórczością.
W każdym razie, w tej książce (wydanej w roku 1957), Gardner dość dobrze opisał i przekonująco wykazał fałszywość wielu popularnych wtedy bredni. Mamy zarówno rozdział o latających spodkach, czy kreacjonizmie, jak i płaskiej Ziemi. Zresztą, nie tylko o niej, bo opisuje też teorię dziur na biegunach, czy inne ciekawe wytwory ludzkiego umysłu. W każdym razie, przybliżył tam postać niejakiego pana Volivy, charyzmatycznego lidera założonego przez siebie zgromadzenia.
Tenże Voliva, poza "argumentami" biblijnymi, miał także inne. Niektóre brzmią dokładnie jak te, przywoływane przez współczesnych płaskoziemców. Tak oto wypowiadał się o ruchu obrotowym Ziemi:

Czy ktoś, kto traktuje sprawy poważnie - pyta autor w jednym z artykułów - może uczciwie stwierdzić, iż wierzy, że Ziemia porusza się z tak zawrotną prędkością? Jakże to jest możliwe? Gdyby tak było, podróżowanie w kierunku zgodnym z jej ruchem byłoby łatwiejsze, niż w kierunku przeciwnym. Wiatr powinien wiać stale w kierunku przeciwnym do tego, w jakim porusza się Ziemia.
Gdzież są jednak ci ludzie, którzy by w to wierzyli? Gdzie jest człowiek, który wierzy w to, że gdy podskoczy na Ziemi i pozostanie w powietrzu w ciągu jednej sekundy, wyląduje w odległości 193,7 mili od miejsca, w którym podskoczył?
Ten artykuł Volivy wyszedł w 1930. Wtedy nikomu nawet się nie śniło o Internecie, a znalazło się parę tysięcy ludzi, którzy mu uwierzyli (zamieszkiwali w miasteczku Zion). Stawiam, że miał naśladowców, a później to przeciekło do Internetu. Oczywiście, nie mam wątpliwości, że większość płaskoziemców to zwykłe "trolle", ale nie wszyscy. Na pewno nie autorzy kanałów, gdzie filmów o tej tematyce można liczyć w dziesiątkach, a nawet setkach. Można sporo czasu strawić na trollowanie, ale nie wierzę, żeby aż takie zaangażowanie, przy braku wiary było możliwe.
Jednak, przy tym drobnym zastrzeżeniu co do wniosków, nie mam nic do całej reszty rozdziału.

Ciekawa była też dla mnie część poświęcona audiofilii ekstremalnej. Przyznam, że nie znałem tego zjawiska, zatem czytając o tym, autentycznie podszedłem jak człowiek z zewnątrz. I zadrżałem, dowiadując się, że są ludzie, którzy są gotowi płacić tysiące (!) dolarów za kable zasilające. Podkreślam, nie głośniki, czy słuchawki, ale kable, które mają doprowadzać prąd. Oczywiście, dodano sporą dawkę podstaw fizyki.

Jeszcze dodam parę ogólniejszych uwag. Bardzo mi się podoba, jak autor, nie skupił się tylko na polemice. Jest sporo dobrego, a nawet bardzo dobrego przedstawienia jak działa nauka. I jak można dostrzec, że coś jest nie w porządku nawet się na tym nie znając.
Szczególnie cenne były te uwagi, odnośnie medycyny alternatywnej. Bardzo dobry wykład całej procedury badań, jaka musi przeprowadzana w naukach medycznych autor przedstawił nam w temacie wlewów z witaminy C.

Poza tym, jeszcze jedna rzecz, może nawet ważniejsza, niż popularyzacja samej metody naukowej. Pan Łamża nie wahał się niejednokrotnie skrytykować także ludzi, którzy są sceptykami i odrzucają brednie Zięby i tym podobnych typków. Widać, że nieraz mamy tendencje do odrzucania tego, co nie pasuje nam do obrazu świata. Szczególnie cenny jest tu rozdział, omawiający powiększanie piersi hipnozą. Otóż, okazuje się, że faktycznie były badania, które wykazały, że jest to możliwe. A że mało i szury je rozdmuchały? To zupełnie inna sprawa.

Tyle z rzeczy dobrych. Oprócz tego zastrzeżenia do rozdziału o płaskiej Ziemi, innych tego rodzaju uwag nie mam. Jednakże, zabrakło mi paru rzeczy.
Przede wszystkim, jednak, nie ukrywajmy, książka ta jest nieco cienka. Po wielu ważnych tematach się prześlizguje. Przykładowo, nie mam nic do treści rozdziału o kreacjonizmie. Jednak, brakowało mi na przykład wspomnienia o Inteligentnym Projekcie. Poniekąd, jest to przecież równie groźny prąd co "standardowy" kreacjonizm młodoziemski. Bo ma mniej oszołomskie oblicze, a polega de facto na takim samym podważaniu podstaw biologii, z góry określoną tezą - wykażemy istnienie Projektanta.
Chociaż, oczywiście, rozumiem, że objętość taka, nie inna. Jak również wspominałem, autor dość dobrze upchnął tam treść najważniejszą, zatem chyba nie jest źle.
Tym bardziej, że bibliografia jest naprawdę całkiem dobra. Można bez problemu rozwinąć swoją wiedzę, jeśli kogoś coś zainteresowało.

Zabrakło mi jednak omówienia pseudonauki z dziedzin bardziej humanistycznych. Oczywiście, najbardziej moich ulubionych turbolechitów. Są co prawda, książki polemizujące z tymi bzdurami, ale warto byłoby chyba umieścić i tę tematykę w "bryku" pana Łamży.
Przypuszczam też, że znalazłoby się znacznie więcej takich rzeczy. Przychodzą mi na myśl, wielokrotnie skompromitowane "gender studies", które są według mnie, swego rodzaju homeopatią nauk humanistycznych. Nie jestem jednak specem od humanistyki, więc tym chętniej bym się dowiedział czegoś nowego. Jeśli już robiło się tego rodzaju książkę-przeglądówkę, to może chociaż ze dwa takie tematy spoza obszaru nauk matematyczno-przyrodniczych, byłoby warto dorzucić. Turbolechityzm byłby zresztą na pograniczu, bo w wersji hard, stoi przecież w sprzeczności także z geologią i biologią.

Na sam koniec, krótkie podsumowanie. Plusy:
+ Zgrabne ujęcie najważniejszych treści odnośnie danej teorii pseudonaukowej na stosunkowo niewielkiej objętości
+ Przekonujące pokazanie trudności walki z pseudonauką
+ Dobra popularyzacja samych metod uprawiania nauki
+ Naprawdę otwarte podejście, odwaga, by skrytykować ludzi także ze "swojej strony"
+ Dobra bibliografia

Minusy:
- Błędne wnioski odnośnie teorii płaskiej Ziemi, sugerujące braki w researchu
- Prześlizgnięcie się nad paroma istotnymi kwestiami
- brak omówienia pseudonauki z obszaru humanistyki, zwłaszcza teorii Wielkiej Lechii

Jak widać, plusy przeważają. Zatem, po zastanowieniu daje:
9/10

Naprawdę warto przeczytać. Szczególnie polecam ludziom, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z pseudonauką. Nie tylko dla własnego rozwoju, ale i dlatego, żeby nie dać się oszwabić jakiemuś szarlatanowi.

5 komentarzy:

  1. Czyli w sumie jak się spodziewałam - raczej skrótowy przegląd niż jakieś zgłębianie tematu. Na szczęście dobrze napisane. ;)
    A co do samego tematu, nie dziwi mnie, że autor wybrał sobie te bliższe hard science. Są znacznie łatwiejsze do obalenia, w naukach socjologicznych wszystko jest już znacznie bardziej rozmyte, łatwiej o błędy poznawcze czy zwyczajne pominięcie dość istotnych czynników w projektowanym doświadczeniu (jeszcze w historii jest dość prosto, ale już choćby wspomniane gender studies w swoich bazowych założeniach - badaniu tego, w jakim stopniu na kształtowanie się zachowań i cech przypisywanych płci wpływa biologia, a w jakim kultura - nie są takie głupie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na taką objętość, napisane naprawdę dobrze. Widziałem też, że autor już wcześniej zajmował się tą tematyką, chętnie się zapoznam.
      Tutaj się zgadzam - nauki przyrodnicze częściej operują konkretami i łatwiej wykazać nieścisłości, nawet w metodologii. Jednak, tym bardziej warto byłoby zająć się chociażby jednym tematem z obszaru szeroko pojętej humanistyki, bo na bzdury stamtąd, nabierają się nawet całkiem rozsądni ludzie, biegli w naukach ścisłych. Gender studies w założeniach może nie jest bez sensu, ale skompromitowało się już wielokrotnie - tym bardziej, że od początku, jeśli dobrze pamiętam, dominujące były trendy, by w ogóle ignorować biologię.

      Usuń
  2. Może autorowi brak kompetencji do pisania o sprawach historycznych, jak turbolechityzm czy skrócone chronologie. Jest też nurt, któremu właściwie nikt się nie przygląda (nie jest aż tak absurdalny, jak turbolechityzm), który sam zwę turbohusarią - gloryfikowanie RON wbrew faktom i rozumowi... Mnie brakuje kompetencji, by pisać o turbohusarzach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat myślę, że o skróconych chronologiach byłby w stanie coś tam napisać - jest to na tyle absurdalne, że wysoce specjalistycznej wiedzy chyba nie wymaga. Ja to trochę widzę jako taki kreacjonizm w wersji soft, bo dla dla historyków - wymaga przemodelowania dosłownie wszystkiego, nie licząc się również z badaniami opartymi na naukach ścisłych (dendrochronologia, czy datowanie C14). Ale to mimo wszystko, temat dosyć niszowy, a do turbolechitów faktycznie czuje, że nie ma warsztatu?
      Co ciekawe, autor z wykształcenia jest filozofem.

      Usuń
  3. Rzadko czytam książki popularnonaukowe, częściej biografie. To prawda że czytanie takiej literatury wymaga skupienia żeby móc się wdrożyć w tematykę.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń