wtorek, 9 lipca 2019

Andrzej Trepka, Król tasmańskich stepów

Czy ktoś kojarzy takie nazwisko, jak Andrzej Trepka? Zapewne, większość
czytelników, urodzonych już dawno po czasach PRL, nie za bardzo.
A szkoda, bo tenże pan, był wziętym pisarzem science-fiction. Przy tym, jednym z nielicznych, którzy rzeczywiście nauką się interesowali, udzielał się między innymi w periodykach o tematyce astronautycznej.
Niestety, pisarz zmarł równo dekadę temu. Oprócz całkiem niezłych, powieści science-fiction, zostawił po sobie niemało książek popularnonaukowych. W tym, tyczących się przyrody i jej ochrony.
Dzisiaj o jednej z nich, którą czytałem dość dawno, bo jeszcze w liceum. Jak wspominałem w raporcie, teraz mam ją na własność. Nie żałuję, bo choć to staroć, wydany jeszcze w roku 1982, pozostaje zaskakująco aktualny.
Zatem, pora na notkę o niej, zwłaszcza, że Moreni była tą książką zainteresowana :P.


Król tasmańskich stepów, bo o nim mowa, przetrwał próbę czasu. Moim zdaniem, głównie dlatego, że opowiada przede wszystkim o wydarzeniach minionych. To, co opisuje tam pan Trepka, było w dużej mierze przeszłością, już wtedy, u progu lat 80tych. Natomiast wnioski, jakie można wyciągnąć z lektury, pozostają do dzisiaj aktualne.
Nie jest to książka bez wad, rzadko która taka bywa. Zdarzają się niezbyt fortunne babole, ale je wypunktuje. Skupię się na pozytywnych stronach tej publikacji, których jednak, jest zdecydowanie więcej. Może więc, zacznijmy od  kilku słów na temat samej treści.
Pierwsza część, pod zatytułowana Człowiek - odkrywca przyrody, opowiada (cóż za zaskoczenie) o badaczach przyrody.
Zatem, poznamy tutaj takie wybitne postaci jak pan Sprengel, żyjący u schyłku XVIII stulecia, który odkrył dla świata, że owady zapylają kwiaty.
Jak również, dowiemy się o osiągnięciach Marii Sybilli Merian, pochodzącej z Holandii, która odkryła, stadia rozwoju motyli. Była obdarzona też wielkim talentem malarskim i wiele owadów, utrwaliła w swoich pracach.
Mamy też takie sławy jak badacz Madagaskaru - Jean Baptiste Audebert. Czy John James Audubon, wybitny malarz i ornitolog-samouk, który ukazał światu całe piękno i różnorodność amerykańskiej ornitofauny.
Jednak, na samych badaczach się nie kończy. Poznamy bardzo ciekawe ekosystemy i zwierzęta.
Pandę wielką i małą, łącznie z historią ich odkrycia. Panoramę niezwykle ciekawych, zamkniętych światów, jakimi są wyspy Galapagos i Nowa Zelandia.
Jest to bardzo ciekawa część. Szczerze mówiąc, w żadnej innej, polskojęzycznej książce, przeznaczonej dla szerokiej publiczności, nie spotkałem się z takim omówieniem, niezwykle ciekawych odkryć i postaci zasłużonych dla rozwoju biologii.
Niestety, w tym miodzie, znajdziemy też nieco dziegciu. Są tam mianowicie dwa rozdziały, które należy potraktować z należytą ostrożnością.
Oto bowiem, pan Trepka, w jednym z nich, streszcza historie, znane z Ameryki Południowej, o rzekomej małpie człekokształtnej, która miałaby tam żyć.
Dla zoologii, takie odkrycie istotnie byłoby  nie lada gratką. Jednak, do dzisiaj nie ma żadnych przekonujących dowodów, że takowe zwierzę miałoby tam żyć. Pan Trepka przywołuje przypadek dość znanego zdjęcia z lat 20tych, które miałoby przedstawiać tę małpę. Jest to tak zwana małpa de Loysa, będąca najpewniej upozowanym czepiakiem. Niestety, brak dość krytycznego komentarza, na ten temat.
Drugi rozdział, który w dzisiejszych czasach, brzmi jak żart, to... Żyjące mamuty. Tak, opisano tam rzekome spotkania z tymi kolosami, na Syberii. Jeszcze w czasach nowożytnych. Niestety, nie jest to potraktowane wyłącznie jako ciekawostka, lecz autor zdaje się coś takiego traktować na poważnie.
Ja rozumiem, że pan Trepka chciał być otwarty na nowe możliwości, ale... Bez przesady. Tutaj chyba nieco poniosły go marzenia, o takim odkryciu. W pełni rozumiem, ale niestety umniejsza to nieco wartość książki.
Część druga, to Różne oblicza partnerstwa. Jak wskazuje nazwa, opisuje rozmaity stosunek ludzi do zwierząt.
Mamy tam między innymi, historię stosunków między ludźmi i kotami. Opisane są przypadki, oddawania czci niektórym zwierzętom. Czy też, udomowienie kanarków, przez Guanczów, pierwotnych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. Ten rozdział szczególnie polecam, bo przy okazji można zapoznać się z wieloma, mniej znanymi informacjami o tym archipelagu.
Znajdziemy też świetną historię o sprowadzeniu reniferów na Wyspy Komandorskie, przez naszego wybitnego rodaka - Benedykta Dybowskiego. Pan Dybowski i jego słynne badania nad fauną Bajkału, są omawiane jeszcze w części pierwszej.
Zdecydowanie najsmutniejsza jest część trzecia. Zatytułowana Pod prąd naturalnego porządku, opisuje przykłady ludzkiej głupoty, bezmyślności, chciwości i zwyczajnego okrucieństwa, których efektem niejednokrotnie było wytępienie niezwykle pięknych zwierząt.
Z dzisiejszego punktu widzenia, nieraz można się ucieszyć, bo niektóre delikatne ekosystemy, u progu lat 80tych krytycznie zagrożone, udało się jednak uratować. Przykładem jest Galapagos, omawiane jako drugie.
Proszę uwierzyć, od czytania tego, co się tam wyprawiało, włos jeży się na głowie i mam ochotę sięgnąć po pistolet. Na szczęście, wiem też, że na szczęście, w obecnych czasach, pod wieloma względami się poprawiło, choć niestety, do ideału wciąż daleko.
Przed lekturą natomiast nie miałem  pojęcia na przykład o skali zniszczeń na Antylach. Niestety, pan Trepka mi nader barwnie uświadomił, co utraciliśmy. Wiele gatunków papug i innych ptaków, niezwykle barwnych, jak na tropiki przystało.
Jest też o tytułowym królu tasmańskich stepów - czyli wilku workowatym. Ten drapieżny torbacz, niestety wymarł na początku XX wieku. Przez ludzką obrzydliwość, rzecz jasna.
Coś z wnętrza. Po prawej, gołąb wędrowny, po lewej almik kubański.

Jednak, największym przerażeniem napawa opis tego, jak w ciągu zaledwie wieku, ludzie zdołali wytępić amerykańskiego gołębia wędrownego. Od stad, które wręcz zaćmiewały niebo (jak pisał Audubon) w początkach wieku XIX, przeszliśmy do ostatniej samicy, Marty, której zmarło się w zoo w Cincinnati. Dokładnie w dniu wybuchu I wojny światowej. Powiedziałbym, że swoisty symbol.
Podobnie niezbyt napawają optymizmem przykłady, jak kręcią robotę, wykonały za nas sprowadzone, obce gatunki. Omawiany jest, m.in. smutny casus Nowej Zelandii.
To naprawdę smutna część. Na szczęście, zakończona dość optymistycznie. Bowiem, wieńczy książkę opis, jak po wielu latach poszukiwań, w roku 1948, udało się odnaleźć takahe, wielkiego chruściela z Nowej Zelandii. Myślano, że wymarł, ale na szczęście udało się przetrwać.
Pan Trepka wyraża nadzieję, że może nowozelandczykom uda się ją ocalić przed wymarcie. I na szczęście, jak wiemy, jak dotąd się udało. I oby takich przykładów było jak najwięcej.
Takahe wciąż żyje, także akcent optymistyczny

Na koniec kilka uwag ogólnych. Pan Trepka był pisarzem i to widać. W tym sensie, że książka jest pisana barwnym, plastycznym językiem. Uważam, że w sposób dużo bardziej wciągający, niż zrobiłoby to większość naukowców. Mimo czasu, który upłynął od jej wydania, nadal czyta się świetnie.
Jest też w miarę dobra pod względem merytorycznym (z wyjątkiem wymienionych wcześniej baboli). Przykładowo, jest to jedna z niewielu książek w języku polskim, gdzie szczegółowo opisano niezwykle ciekawą historię ponownego odkrycia takahe. W żadnej nowszej publikacji tego nie widziałem.
I na koniec, bardzo ważne jest też przesłanie, jakie umieścił tam pisarz. Mianowicie, argumenty środowiskowe i racjonalne są jak najbardziej w porządku, gdy pytają nas o ochronę środowiska, ale nie powinniśmy się do nich ograniczać. Chrońmy te rzadkie i cenne gatunki zwierząt, bo są piękne i ubogacają planetę, bardziej nawet, niż wytwory ludzkich rąk.

Krótko mówiąc - zachęcam do kupna. Można znaleźć na Allegro w całkiem dobrej cenie.
Gdyby nie wymienione rozdziały, które obniżają nieco poziom, oceniłbym wyżej. Jednak, mimo wszystko:
9/10.

13 komentarzy:

  1. Kurczę, mógłby się ktoś podjąć wydania tego na nowo (oczywiście po redakcji i z odpowiednimi uaktualniającymi przepisami). Poczytałabym. Obecnie przed nabyciem powstrzymuje mnie odwieczna niechęć do kupowania rzeczy, których koszt przesyłki przewyższa wartość :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam bym z chęcią przygarnął takie nowe wydanie :D. Natomiast zawsze możesz coś dobrać od sprzedającego, by dało jakieś 30 złotych xd

      Usuń
    2. Weś, jak tu kombinuję, jak zmniejszyć ilośc papieru w domu, bo brakuje mi już metrażu :P

      Usuń
    3. Problem mi znany, ale i tak dobrać coś można :D. A jak nie, to popytaj w bibliotekach. W przyrodniczych zbiorach nieraz mają takie starsze książki

      Usuń
  2. Kurde, że też wcześniej nie przeczytałam tej notki. Chyba widziałam dzisiaj tę książkę na bibliotecznej wyprzedaży :/ Może przetrwa do przyszłego tygodnia...
    A wilk workowaty podobno gdzieś żyje. Ponoć widziano go niedawno, choć oczywiście, nie ma całkowitej pewności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doniesienia się pojawiają od dawna i teraz również się zdarzają. Tasmania akurat na sporo przestrzeni, gdzie mógłby się ukrywać. Jednak, to niestety nic pewnego i póki nie będzie dowodu bardziej namacalnego, należy go uznać za gatunek wymarły

      Usuń
  3. Się czytało :D Kryptozoologia - szurowskie, ale dobre na budzenie zainteresowań przyrodniczych. Acz osobiście już w podstawówce wyżej ceniłem sobie książkę Wandy Stęślickiej "Rozmowy o dziejach świata zwierząt".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątki które o kryptozoologię zahacząją, wymieniłem :D. Reszta to jak najbardziej porządna zoologia. Trepka to jednak nie Heuvelmans :D

      Usuń
    2. Przez odległość czasową może mi się mylić, ale zdawało mi się, że w tej książce był też rozdział o moa i mamutakach - oczywiście pod kątem, że wciąż mogą istnieć, tudzież o niedźwiedziu nandi - rzekomo żyjącym w Afryce. Ale to może w którejś z innych jego książek.

      Usuń
    3. Tu nie ma, w "Cierpieniach przyrody" chyba jest coś takiego.
      Natomiast zawsze mam problem z klasyfikowaniem całej kryptozoologii jako szuryzmu. Szurów tam niemało, ale są też sensowne rozważania na tym gruncie

      Usuń
    4. Jakby Trepka próbował wykazać, że mamuty żyły jeszcze dwa tysiące lat temu - to byłoby jakoś do przyjęcia. Ale wciskać, że żyją w XX wieku na Syberii to lekkie przegięcie. A jeszcze chyba większe z moa na Nowej Zelandii - to przecież nie jest "Afryka dzika" :D

      Usuń
    5. No tu na szczęście o moa nie ma :D. Zaś przed mamutami ostrzegałem :D. Poza tym, książka jest raczej dobrze napisana :P

      Usuń