wtorek, 24 listopada 2020

Michael Scott Rohan, Lodowe Kowadło

Cykl Zima Świata (w sumie to połowa, o czym za chwilę), szkockiego autora, Michaela Scotta Rohana jest jedną z pozycji w kanonie fantasy Sapkowskiego.

Z kanonem pana Sapkowskiego to różnie bywa - są tam prawdziwe perełki, ale są też książki, które trochę dziwią (żeby być uczciwym, nigdy nie trafiłem na prawdziwego gniota, ale czasami nieco dziwi umieszczenie danej pozycji na takiej, jakby nie było, dość prestiżowej liście). W przypadku Zimy Świata, muszę jednak powiedzieć, że takie wyróżnienie, było jak najbardziej słuszne.

Zacznę może jednak od tego, że nie jest to jakaś bardzo nowatorska pozycja. Lodowe Kowadło, jest dość klasycznym fantasy, nawiązującym do sag i mitologii skandynawskiej. Tym niemniej, uważam, że autor stworzył całkiem ciekawy świat. Również fabuła, mimo pewnej przewidywalności, właściwej gatunkowi, nieraz potrafi zaskoczyć. Niejednokrotnie nie spodziewałem się, że coś rozegra się, tak, nie inaczej.

Zacznijmy może od samego świata. Są Krainy Północne i Południowe, hen na zachodzie, olbrzymia puszcza, góry, obfitujące w złoża metalu... Jednak, na północy mamy jeszcze Lód. A właściwie lądolód.

Oparł się na łańcuchu gór na północy, ale każdy zdaje sobie sprawę, że powoli postępuje naprzód. Jest to nie tylko siła natury, ale Potęga. Lód ma osobowość, inne potęgi również i czasami zdarza im się ujawniać.

W tym świecie, na wybrzeża Południowych i Północnych Krain, najeżdżają Ekwesze. Są to barbarzyńcy, z krajów położonych w pobliżu Lodu, zainteresowani głównie rabunkiem. Raczej nie muszę mówić, na kim są wzorowani. Fani dawnej Skandynawii zapewne będą ukontentowani.

Jack L. Chalker, Rzeka Tańczących Bogów

O twórczości Jacka Chalkera, słyszałem różne zdania. Najbardziej znany jest ze swojego cyklu o Studni. Mi jednak, trafiła się okazja, by przeczytać pierwszy tom jego innego cyklu - Tańczący Bogowie. Cóż, z całą pewnością sięgnę po resztę, co już chyba jest pewną opinią. Zatem, może pokrótce, czemu, moim skromnym zdaniem, warto po tego już nieco zapomnianego w Polsce pisarza sięgać.

Zacznijmy może od fabuły owej książki. Otóż, mamy dwójkę głównych bohaterów. Mówiąc ściślej są to Amerykanie - Joe i Marge, których życie mocno przeorało. Nie są to zupełnie typowi mieszkańcy USA (zwłaszcza Marge, absolwentka literatury angielskiej i niespełniona intelektualistka). Joe jest po części Indianinem, przywiązanym do swojego dziedzictwa.

Przypadkiem podróżują razem przez Teksas. Nagle jednak, skręcają z autostrady i trafiają przed oblicze tajemniczego mężczyzny - Throckmortona Ruddygore. Tenże Ruddygore okazuje się być czarodziejem, który zamieszkuje świat równoległy do naszego. Ponieważ w swoim świecie poważny problem, liczy, że dwójka Amerykanów, po pewnym podszkoleniu, z powodu swojego obcego pochodzenia, pomoże mu w rozwiązaniu tej sprawy.

Nasi Amerykanie, oczywiście się zgadzają. Po przeprawie przez Morze Snów, trafiają do świata czarodzieja Ruddygore'a. Tam okazuje się, że Throckmorton ma problem z armią, dowodzoną przez człowieka, który ewidentnie dostaje wsparcie z Piekła. Marge i Joe, po przeszkoleniu przez najlepszych w swoim fachu, ruszają w misję, która ma pozbawić przeciwnika Throckmortona potężnej pomocy.