Pokazywanie postów oznaczonych etykietą urban fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą urban fantasy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 23 maja 2022

Cezary Czyżewski, Alazza

 Czasem mam problem, jak oceniać debiuty. Mimo wszystko, miewam skrupuły przed ostrym krytykowaniem słabych debiutów. W tym przypadku, nie miałem specjalnych wątpliwości - powieść jest na tyle dobra, że bez specjalnych oporów mogłem wystawić pozytywną ocenę.

Składałem zamówienie i postanowiłem rzucić okiem, czy w tej księgarni, nie byłoby jeszcze czegoś wartego zamówienia. Zwróciłem uwagę na tytuł Alazza, mimo, że nazwisko autora, Cezarego Ćzyżewskiego, nijak mi się z niczym nie kojarzyło.

Dowiedziałem się, że to pierwsza powieść tego pana, a poza tym, jakieś urban fantasy dziejące się w Bydgoszczy. Pewnie bym odpuścił, ale zaintrygowało mnie, że głównym bohaterem ma być fizyk. Byłem ciekaw, czy ma to jakieś większe znaczenie dla fabuły.

Cóż, przynajmniej w pierwszym tomie -  nie bardzo. Tym niemniej, Alazza okazała się na tyle przyzwoitą powieścią, że nie miałem uczucia, że zmarnowałem czas. Dlatego też uznałem, że warto coś tu na ten temat skrobnąć. Uważam, że warto na miarę swoich możliwości promować niezłych pisarzy.

piątek, 4 grudnia 2020

China Mieville, Kraken

Miałem wątpliwości, czy w ogóle o tym tu pisać, bo tejże pozycji nie skończyłem.
Podejmę już w przyszłym roku drugą próbę, ale tym razem nie zdzierżyłem. Jak za kolejnym podejściem mi wyjdzie, to zrobię aktualizację tego wpisu. Chociaż długa raczej nie będzie, bo jednak większość przeczytałem.

Czytając to, nieraz miałem wrażenie, że nie robię tego po raz pierwszy. Potem nawet przypomniałem sobie dlaczego. Otóż, dostrzegam pewne podobieństwo pomiędzy tą pozycją, a Nigdziebądź Neila Gaimana. Żeby nie było, nie jest to złe skojarzenie, lubię twórczość Gaimana. Z tym, że Gaimanowi pewien pomysł wyszedł, a tutaj autor chyba przedobrzył. Ale o tym za chwilę.

Może zatem krótkie wprowadzenie w całą historię. Otóż, głównym bohaterem Krakena, jest niejaki Billy Harrow, kustosz londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej. Tenże Harrow, zajmował się przede wszystkim unikatowym okazem kałamarnicy olbrzymiej, zakonserwowanej w formalinie.

Życie toczy mu się zwykłym trybem, gdy nagle... Kałamarnica znika. Po prostu, bez żadnych śladów włamania. Oczywiście, sprawą zajmuje się Policja, ale szybko wychodzi, że nie była to zwykła kradzież.

wtorek, 28 stycznia 2020

Marcin Jamiołkowski, Order

Już jakiś czas temu, opisywałem tutaj całkiem fajne polskie urban fantasy - Okup Krwi, autorstwa wcześniej kompletnie mi nieznanego pana Marcina Jamiołkowskiego.
Wtedy, jakoś tak się stało, że kupiłem tylko jeden tom, na dodatek dość cienki. Także, po przeczytaniu, nie od razu sięgnąłem po następną część. Jednak, po tym, jak już w tym roku zauważyłem wielkie obniżki w księgarni Madbooks (księgarnia wydawnictwa Genius Creations, także jak ktoś chce wesprzeć wydających tam autorów, polecam kupować tam), od razu dokupiłem resztę. Co już jest pewną rekomendacją.

Także, jak ktoś nie czytał jeszcze Okupu Krwi, to polecam nadrobić (w razie wątpliwości służę moją notką wyżej). W tej recenzji będę się starał nie zdradzać z fabuły więcej, niż można się dowiedzieć, czytając opis z tyłu okładki. Jednak, jeśli komuś bardzo to przeszkadza, polecam najpierw zapoznać się z tomem pierwszym.

Jeśli chodzi o pierwsze rzeczy, pierwszym faktem, jaki odnotowałem było zdziwienie, gdy dostałem w swoje łapska ten cały Order. Był bowiem, może nie bardzo, ale jednak grubszy od poprzedniego. Nieco się przestraszyłem, że pan Jamiołkowski, którego poprzednio doceniłem za treściwość (w jego powieści nie było ani zbytnich niedopowiedzeń ani wodolejstwa) mógł pójść w nieco inną stronę. Na szczęście,moje obawy były na wyrost - było po prostu o czym pisać, a wodolejstwa jak nie było, tak nie ma.

środa, 16 października 2019

Marcin Jamiołkowski, Okup Krwi

Nieco wydobrzałem po wyjeździe, także może czas, by przerwać impas i wrzucić jakąś notkę.
Na początek może coś krótkiego, czyli kilka wrażeń po pierwszej części, pięciotomowego cyklu, pióra polskiego pisarza - Marcina Jamiołkowskiego.
Przyznam, że pana Jamiołkowskiego nie kojarzyłem zupełnie. Mam w ogóle wrażenie, że to dość niszowa literatura, ale może przesadzam. Zapewne w stanie ignorancji bym trwał jeszcze przez całe lata, gdyby nie to, że cały cykl, zachwalała Moreni.
Zatem postanowiłem sprawdzić i zrelacjonować, co z tego sprawdzania wynikło.

Zacznijmy może od zarysu fabuły, by się zorientować, o czym w zasadzie jest ta książka. Otóż, głównym bohaterem, jest pan Herbert Kruk. Mieszka w Podkowie Leśnej pod Warszawą, gdzie zajmuje się krawiectwem.
Jednak, poza obracaniem igłą, jest też magiem. Może nie najlepszym, ale całkiem niezłym. Mieszka poza Warszawą, bo w samej Warszawie, magia nie działa albo działa w sposób kompletnie wypaczony.

piątek, 22 lutego 2019

Aleksandra Janusz, Dom Wschodzącego Słońca

Rzadko miewam tak, że jak coś przeczytam, to od razu chcę tutaj o tym pisać.
Nawet dobre książki, zazwyczaj muszą sobie chwilę na to poczekać. Są jednak takie tytuły, przy których zdecydowanie nie chce mi się zwlekać. Dzisiaj właśnie o czymś takim.
Dom Wschodzącego Słońca, to książka autorstwa pani Aleksandry Janusz, polskiej pisarki, zawodowo zajmującej się biologią molekularną. Przyznam, że bardzo długo mi ta postać jakoś umykała. Zapewne jeszcze długo ten stan nieświadomości byłby kontynuowany, gdyby nie Moreni, która to właśnie poleciła mi twórczość tej pani.
 Zaciekawiłem się, znalazłem trochę informacji o autorce (nie mogłem się nie uśmiechnąć, widząc, że zajmuje się biologią), dlatego przy pierwszej okazji, kupiłem tę książkę. Zwłaszcza, że kojarzy mi się dobrze, zazwyczaj książki wydane przez ś.p. Runę, mogą się poszczycić całkiem niezłym poziomem.
Tyle słowem wstępu, przejdźmy może do samej książki.