czwartek, 6 grudnia 2018

Mercedes Lackey, Wiatr Przeznaczenia

Czasem bywa tak, że całkiem przypadkiem, trafiamy na coś, czym jesteśmy szczerze zachwyceni. Tym razem właśnie o takim przypadku.
Wśród młodszych czytelników, z pewnością nie jest zbyt popularna pewna
amerykańska pisarka, Mercedes Lackey. W zasadzie, nic dziwnego. Jej książki wydawał Zysk i S-ka w latach 90tych, a od tego czasu, wznowień nie było. A szkoda, bo ta pani, naprawdę dobrze pisze.
Czerpie zresztą z najlepszych wzorców. Mianowicie jak sama przyznała, od dawna inspiracją była dla niej Andre Norton, mistrzyni czarownic oraz Marion Zimmer Bradley, której chyba przedstawiać nie trzeba.
Na jej książkę (całkiem własną), trafiłem przypadkiem. Szukałem czegoś na Allegro i zetknąłem, co też tam jeszcze mają. Przyznaję, że mocno wtedy popłynąłem (o czym jeszcze będzie w raporcie książkowym). W każdym razie, wśród oferowanych pozycji, zobaczyłem tę jedną tej autorki - Wiatr Przeznaczenia.
Nazwisko wydawało mi się znajome, po chwili przypomniałem sobie skąd. To właśnie Mercedes Lackey , jako trzecia, była autorką świetnej powieści, w Polsce niestety nie wydanej, mianowicie Tiger Burning Bright. Książka naprawdę dobra i mam nadzieję, że do końca grudnia, wrzucę tu recenzję.W każdym razie, już wiedziałem, że autorka dobra. Po szybkich poszukiwaniach, odkryłem, że to pierwszy tom trzyczęściowej serii, więc kupiłem.
I nie żałuję. Ta książka jest warta znacznie więcej, niż zapłaciłem. Jednak, po kolei.

Zacznijmy od tego, że nieco zbyt pospiesznie zerknąłem na stronę pani Lackey w Wikipedii. Trylogia Magicznych Wichrów, której pierwszą częścią, jest Wiatr Przeznaczenia, jest jedną z kilku trylogii, osadzonych w tym samym świecie, a przede wszystkim, opowiadających o dziejach jednego państwa - Valdemaru.
Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to cykl Raymonda Feista o Midkemii. Jeden z moich ulubionych, zawsze podziwiałem rozmach, z jakim pan Feist zrealizował swoją wizję tego świata. Zresztą, nie tylko tego, mamy tam też szczegółowe wizje Kosmosu, są podróże na inne światy... Ale nie o tym. Niejeden autor napisał wielotomowy cykl, ale Feist jest jedynym, którego dotąd czytałem, który rozłożył go na wiele lat, rozbijając na kilka trylogii.
Pani Lackey zrobiła to samo, z tym, że lepiej. Tutaj, jak widzimy mamy od razu rozpisane dzieje Valdemaru, z z konkretnymi książkami.

W czym jednak, objawia się ta wyższość pani Lackey, nad panem Feistem? Otóż, Feista nieco ciężko się czyta, jeżeli zacznie się od środkowych, czy końcowych trylogii. O co nietrudno, bo tak to sprzedają, jako trylogie - można się nabrać na pierwszy tom i odkryć, że może i owszem, oto pierwsza część tej trylogii. Jednak istnieje jeszcze sporo książek wcześniejszych z tego samego uniwersum i fajnie byłoby wiedzieć, co się tam działo, by ogarniać w pełni, co ma miejsce teraz.
Nie znaczy to, że się nie da w ten sposób wejść do świata Midkemii. Ja jestem takim przypadkiem, mimo wszystko, połapać się da, a uniwersum jest na tyle dobre, a postaci ciekawe, że bez oporów wybaczyłem taki zabieg i sięgnąłem po części poprzednie i następne.
U pani Lackey tego nie ma, bo przerwy w latach, pomiędzy wydarzeniami, opisywanymi w poszczególnych trylogiach, zdają się być na tyle wielkie, że bez problemu można czytać poszczególne sekcje cyklu bez specjalnego problemu. Byle trzymać się konkretnej trylogii, czy dylogii.
Przepraszam za ten nieco przydługi wstęp, już przechodzę do rzeczy. Akcja, jak wspominałem toczy się przede wszystkim w Valdemarze (tak, wiem, mnie też na początku ta nazwa nieco bawiła), starożytnym królestwie, gdzie monarcha, ma do pomocy Heroldów.
Są to osoby, wybierane przez Towarzyszy - mówiące w myślach, inteligentne, białe konie. Chyba najlepiej będzie, jeżeli w tym miejscu zacytuje legendę z prologu.
Dawno temu król, którego imieniem ochrzczono Valdemar, zrozumiał, że się starzeje. Valdemar, wyswobodził swój lud spod władzy tyrana i nie chciał, aby w przyszłości doświadczyli podobnego losu. Wiedział, że jego syn i następca był prawym, szlachetnym człowiekiem, ale jacy będą jego synowie i ich potomkowie?
Zapragnął znaleźć sposób wybierania godnego następcy, aby Valdemar zawsze był wolny. Udał się więc samotnie do ogrodów pałacowych i tam, na poły modlitwą, na poły zaklęciem błagał wszystkie siły o pomoc w urzeczywistnieniu pragnienia.
O zachodzie słońca powiał potężny wiatr, zatrzęsła się ziemia, a z zagajnika przed królem, wynurzył się biały koń. I przemówił do jego umysłu...
Nadszedł drugi i trzeci i zanim Valdemar spytał dlaczego, jakby odpowiadając na jego wezwanie, przybyli jego syn i główny herold. Dwa konie powiedziały w ich myślach "Wybieram Cię". Tak król dowiedział się, że Towarzysze wybierają tylko godnych tego, na całe życie - i ci ludzie będą odtąd strzegli honoru i sprawiedliwości w królestwie. Nazwał wybranych przez Towarzyszy heroldami, bo choć król i jego następca mógł być tylko jeden, heroldami mogli zostać wszyscy.
Kiedyś w Valdemarze panowała magia, ale wiele lat temu, ostatni mag z grona Heroldów, oddał życie, chcąc Valdemar chronić (widziałem już, że ta historia jest opisana gdzie indziej i już poszukuję).
Obecnie, magii w Valdemarze nie ma. I nie przesadzam. W sąsiednich państwach, jest jak najbardziej, ale w Valdemarze nie. Jakiś czar, rzucony dawno temu, znacząco utrudnia, prawie uniemożliwia wkroczenie magom na jego terytorium. Lepiej, nawet mieszkańcy, zapominają szybko szczegółów, gdy czytali coś o magii. Dzięki temu królestwo przez lata było chronione.
Teraz jednak, nadchodzi czas zmian. Granice, z jakiegoś powodu, zaczynają słabnąć, a krajowi grozi niebezpieczeństwo
Dlatego, następczyni tronu, księżniczka Elspeth, która podejrzewa również u siebie zdolności magiczne, postanawia wyruszyć w podróż, by znaleźć maga, który mógłby pomóc przywrócić magów w Valdemarze.
Oprócz losów księżniczki (a jednocześnie Herolda), obserwujemy losy Mrocznego Wiatru, zwiadowcy plemienia Tayledras.
To bardzo ciekawy wątek, bo Tayledras mocno przypominają Indian. Z tym, że ich "szamani", naprawdę znają magię i posługują się nią, by pomagać ludowi. 
Mroczny Wiatr, napotyka zło, które najwyraźniej czegoś szuka na ziemiach jego ludu, nadchodząc z "ziem nieoczyszczonych.
Bardzo mi się podobało tych dwoje głównych bohaterów. Zarówno Elspeth, jak i Mroczny Wiatr, są patriotami, mocno przywiązanymi do kraju i gotowymi dla poświęceń. Jednak, to nadal ludzie z krwi i kości, ze swoimi słabościami, chociaż oczywiście, oboje dosyć zdolni. Poza tym, starają się, każde na swój sposób, posługiwać logiką i myśleć na chłodno. Co w tego rodzaju powieściach, naprawdę nie zdarza się, aż tak często.
Oczywiście, całkiem idealnie nie jest. Elspeth, na przykład, bardzo nie chce, by ktoś kierował jej życiem, tak bardzo, że nieraz dochodzi do absurdu. Mocno mnie to irytowało, bo jednak nie pasowało momentami do tej silnej i niezależnej, ale jednak dość myślącej i inteligentnej postaci.
Poboczne postaci, również z papieru nie są. Czy to Skif, towarzysz podróży Elspeth, czy jej właściwy Towarzysz, mają swoją osobowość. Podobnie w plemieniu Mrocznego Wiatru.
Postaci złe, też nie zawsze są całkiem złe. Nawet w przypadku bardzo oczywistym, możemy się zastanawiać, czy ten człowiek był zły zawsze, czy coś go spaczyło.
Podsumowując, mamy do czynienia z dość klasycznym, ale mimo wszystko w miarę oryginalnym fantasy. Pani Lackey stworzyła ciekawy system magii, różnorodny świat, z rozbudowanymi dziejami i potrafi kreować bohaterów, których albo nie znosimy albo lubimy - nie jesteśmy obojętni.
Także, obecnie mam kolejny cel - skompletowanie całej Trylogii Magicznych Wichrów, jak i całości opowieści o Valdemarze. Natomiast książce daje:
9/10.

2 komentarze:

  1. Tego nie czytałem, ale ogólnie twórczość Mercedes Lackey oceniam nie najlepiej. Z tych pozycji, które mam, tylko "Prawo miecza" przypadło mi do gustu (ale czytałem wieki temu - zaraz po tym, jak Zysk i S-ka to wydał, czyli rok 1994).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiger Burning Bright, o którym wspomniałem, akurat mi się podobało, ale było pisane wspólnie z Marion Zimmer Bradley i Andre Norton. To akurat mi się podobało, ale inne mogą być gorsze. Jak ktoś pisze coś tego rodzaju, to niestety się zdarza. Feist też ma dobre i złe momenty w tym gigantycznym cyklu o Midkemii. Najlepiej wspominam te początkowe, do "Mroku w Sethanon", później poziom spadł. Chociaż przeczytałem wszystkie

      Usuń