wtorek, 25 grudnia 2018

Henry Nicholls, Galapagos. Historia naturalna

O książce Henry'ego Nichollsa, wspominałem już raporcie książkowym. Teraz,
chciałbym tutaj szerzej opisać moje wrażenia z lektury tej książki.
Nie jest obszerna, tekst właściwy to w zasadzie dwieście trzydzieści pięć stron (nawet mniej, jeżeli odliczymy wszystkie ilustracje, mapy i schematy). Mimo tej niedużej objętości, może być stawiana na wzór dla wszystkich książek, które stawiają sobie za cel, popularyzowanie nauk przyrodniczych, zwłaszcza ekologii. Dowiedziałem się naprawdę bardzo dużo, a w moim przypadku, wcale nie jest to takie łatwe.
Musicie bowiem wiedzieć, że Las Encantadas (dawna nazwa Galapagos, po hiszpańsku Wyspy Zaczarowane - moim zdaniem najbardziej trafna nazwa opisująca naturę tego archipelagu) interesuję się od wielu lat. Nic dziwnego zresztą, endemiczne ekosystemy wyspiarskie, są jednymi z najbardziej fascynujących na świecie. Zaś Galapagos, nie dość, że szalenie ciekawe i piękne same w sobie, na dodatek jeszcze są miejscem, które rozsławił na cały świat Charles Darwin. Nie dość, że badania prowadzone tam przez młodego brytyjskiego przyrodnika wpłynęły na jego przemyślenia odnośnie zmienności gatunków, wyspy te do dzisiaj pozostają niezwykle cennym terenem dla biologa.


Poza Darwinem, warto przede wszystkim wspomnieć o badaniach prowadzonych na niewielkiej wyspie Daphne Major przez małżeństwo Petera i Rosemary Grant.
Pozostają jednymi z najlepszych opisujących dobór naturalny w bezpośrednim działaniu. Świetnie spopularyzował je Jonathan Weiner w swojej wręcz klasycznej już książce - Dziób Zięby, czyli jak dziś przebiega ewolucja. Już ją tutaj polecałem i mogę tylko powtórzyć - warto zajrzeć. W opisywanej dzisiaj publikacji, pan Henry Nicholls, wspomina zresztą książkę Weinera - oczywiście z należnym jej szacunkiem.

Archipelag Galapagos jest na mojej liście miejsc, które muszę odwiedzić w trakcie życia - najlepiej chociażby w ramach pracy jako wolontariusz w stacji badawczej, nie zwykły turysta.

 Dlatego, gdy zobaczyłem na półce księgarni książkę Nichollsa, z charakterystycznymi wizerunkami zięb Darwina, nawet się specjalnie nie zastanawiałem, czy kupować, czy nie. Zatem, po tym krótkim wstępie, przejdźmy do omówienia samej treści książki.
Islas Galapagos [źródło]


Jest podzielona na dziesięć części. Pierwsze siedem dotyczy historii naturalnej wysp i opisuje po kolei: skały, ocean, ptaki morskie, rośliny, bezkręgowce, ptaki lądowe i gady. Pozostałe trzy tyczą się obecności człowieka na tym archipelagu.
Takie ułożenie rozdziałów, uznaję, mimo pewnych wątpliwości na samym początku, za całkiem sensowne.
Na wstępie bowiem dowiadujemy się o możliwej genezie tych wysp. Bardzo dużo dowiedziałem się o aktywności wulkanicznej na Galapagos (wcześniej, na przykład, nie dotarłem do bardzo ciekawej relacji kapitana Morrela z roku 1825, który to opisywał wybuch wulkanu na Fernandinie). Już w tej części, mamy sporo o osobie Charlesa Darwina. Angielski naturalista, o czym zapewne nie wszyscy wiedzą, nie był tylko biologiem - miał też niemałe osiągnięcia na polu geologii. Z tego względu, wulkaniczny obraz wysp, wzbudzał w nim niemałą fascynację. Wypada docenić niezwykłą przenikliwość i genialną intuicję Darwina, który dostrzegł, że wulkany układają się w charakterystyczny wzór. Na tej podstawie, badacz wysnuł trafne przypuszczenia odnośnie płyt tektonicznych. Oczywiście, nie używał tej nazwy, ale wyraźnie to miał na myśli. Jak na pierwszą połowę XIX wieku - zdumiewające wizjonerstwo.
Następnie mamy zwięzłe, chociaż bardzo treściwe omówienie środowiska morskiego wysp Galapagos. W tym wyjaśnienie w jakim szczególnym miejscu leży archipelag - na skrzyżowaniu Prądu Humboldta i Środkowopacyficznego. Jak również omówienie okresowego zjawiska El Nino. Jest to bardzo istotny rozdział, bo jak się dowiemy później - prądy wywierają wielki wpływ na życie na tych odosobnionych wyspach. A już szczególnie El Nino.
W tym rozdziale jest też po raz pierwszy przywołany William Beebe i jego wręcz klasyczna relacja z wizyty na Las Encantadas w roku 1925 roku. 
Jako kontynuację mamy opisy ptaków morskich. Oprócz słynnych pingwinów galapagoskich oraz nielotnych kormoranów, autor przedstawił nam głuptaki, mewy, w tym takie latające nocą oraz mistrzów powietrznych akrobacji - albatrosy i fregaty. Opisy biologii, zwłaszcza rozrodu tych gatunków,  niejednokrotnie okazały się dla mnie nowością i z chęcią poczytam więcej.
Jak widzimy, pan Nicholls zaczął od opisania ptaków morskich, jako stworzeń, którym najłatwiej było przedostać się na samotne skały, które wyłoniły się z oceanu. Logiczna kontynuacją będzie w takim razie reszta fauny oraz flora Galapagos.
Zatem, kolejną mamy florę. Najpierw omówione kolejne pietra roślinności, od pustynnego wybrzeża, przez deszczowe lasy skalezji, po pokryte turzycami wyżyny. Wszystko okraszone barwnymi opisami m.in. Charlesa Darwina i Hermana Melville'a.
W tym, opisy doświadczeń Darwina odnośnie przenoszenia się nasion roślin przez przez wody oceanu. Służą one jako doskonała, namacalna ilustracja (takie eksperymenty może w końcu wykonać każdy), procesów zasiedlania przez florę takich dziewiczych lądów.
Ściśle związany jest z tym następny rozdział, dotyczący bezkręgowców. Jako zainteresowany dość mocno entomologią, wiedziałem oczywiście o dość małej liczbie rodzimych chrząszczy Galapagos. Nie wspominając już o moich ulubionych motylach i ćmach. Chociaż tutaj też w zostałem mocno zaskoczony -  znałem dziewięć gatunków motyli galapagoskich, wiedziałem, że ciem jest o wiele więcej, ale żeby aż trzysta?
Jednak, jestem kompletnie zielony, jeśli chodzi o malakologię, dlatego, gdy siedziałem z otwartą gębą, gdy dotarło do mnie, że na Galapagos mamy endemiczną RODZINĘ ślimaków lądowych. Mianowicie Bulimulidae, liczącą sobie, bagatela, około siedemdziesięciu gatunków! Wszystkie ewidentnie wywodzące się ze wspólnego pnia i słusznie określone jako mistrzowie specjacji.
Oczywiście mamy również omówione możliwe drogi transportu tych zazwyczaj
Przedrzeźniacz jasnolicy
Jak widać, całkiem estetyczna ilustracja
niewielkich żyjątek na samotne wyspy - na pniach drzew, przyczepione do ptaków, czy wreszcie z wiatrem.
Po tych arcyciekawych rozdziałach, przyszła pora na opisanie ptaków lądowych. Mamy oczywiście szeroko opisane zięby Darwina, w tym omówione badania Grantów oraz ich poprzednika - ornitologa Davida Lacka. Już o samych ziębach można by napisać znacznie więcej, ale oprócz nich znajdziemy tam też całkiem treściwe omówienie przedrzeźniaczy, również występujących na Galapagos. Które bardziej, w przeciwieństwie do słynnych zięb, przyczyniły się do narodzin teorii ewolucji. Ja akurat o tym wiedziałem, ale domyślam się, że dla niektórych, taka informacja może być sporym zaskoczeniem.
Poza tym, niezwykle ciekawe przybliżenie biologii jedynego drapieżnego ptaka - myszołowa galapagoskiego. Na pewno sięgnę po artykuły na jego temat, którymi pan Nicholls się podpierał.
Następnie mamy omówienie tamtejszych gadów. Pan Nicholls, rzecz jasna, sporo uwagi poświęca najbardziej chyba znanym żółwiom słoniowym i legwanom morskim. Jednak, nie ogranicza się do tego, znalazło się również miejsce dla trzech gatunków legwanów lądowych, jak i jaszczurek lawowych. Małych, może i mniej zauważalnych od legwanów i żółwi, ale z całą pewnością, równie ciekawych. Zwłaszcza z ewolucyjnego punktu widzenia.
Przy tym, jak w poprzednich częściach, nie jest to tylko omówienie ciekawych zwierzątek - mamy bardzo przystępnie opisaną prawdopodobną genezę tych gatunków oraz rolę jako pełnią w tym delikatnym ekosystemie. W szczególności w odniesieniu do żółwi słoniowych.

Ostatnie trzy rozdziały, tyczące się obecności człowieka na tych odizolowanych wyspach, czytało mi się zdecydowanie najgorzej. Może dlatego, że jako miłośnikowi przyrody, bardzo ciężko czyta się o wyrządzanych tam, bezmyślnych bestialstwach. Tym bardziej bolesnych, że czynionych w tak unikalnym ekosystemie. Wystarczy wspomnieć, że z powodu działalności człowieka (w szczególności wielorybników), nie mamy dzisiaj  czterech z czternastu podgatunków żółwia słoniowego.
Lonesome George - ostatni żółw z Isla Pinta

Z niesmakiem czyta się również o tym, jak coraz więcej osób przybywa na wyspy, które w ogóle, moim zdaniem zasiedlane być nie powinny i o szkodach, jakie wyrządzają. Jak również o przypadkach korupcji, czy bezmyślnych wandalach, którzy ponownie wypuszczali tak szkodliwe dla zwierząt rodzimych kozy.
Mimo wszystko, da się w tym znaleźć elementy pozytywne. Budujące są opisy, jak kampanii, na rzecz usuwania gatunków inwazyjnych, w tym przede wszystkim, kóz i szczurów. Wiele endemicznych gatunków, stojących wcześniej na skraju zagłady, teraz ma szansę ponownie rozkwitnąć.
Mimo tych sukcesów, Brytyjczyk ostrzega, że zagrożenia wciąż istnieją i to w dużej mierze od nas zależy, czy uda się ocalić ten unikatowy archipelag.
Na końcu mamy bardzo sympatyczne dodatki - praktyczne wskazówki, jak to wspaniałe miejsce odwiedzić. Przy tym, autor ostrzega, czego się nie powinno robić, będąc świadomym turystą. Za ten dodatek, wielki plus. W drugim dodatku, ujęto wykaz oddziałów Przyjaciół Galapagos - towarzystwa, którego pan Nicholls jest prezesem. Zajmuje się ono działaniami na rzecz ochrony tych pięknych wysp i każdy może się w nie zaangażować. Niewykluczone, że sam spróbuję. Jakby ktoś był ciekaw, podaje link. Polecam nawet jeśli nie myślicie o takim kroku, ale jesteście po prostu ciekawi - kopalnia informacji na temat tego odosobnionego zakątka.

Dobrze, po omówieniu, przyszedł czas na kilka uwag natury ogólnej. Po pierwsze, trzeba powiedzieć, że pan Henry Nicholls, zwyczajnie bardzo dobrze pisze (a i tłumacz, pan Jerzy Wołk-Łaniewski, wykonał kawał dobrej roboty). Czyta się przyjemnie i nie wydaje mi się, by kogokolwiek ta lektura zanudziła, nawet jeśli pojęcia wcześniej nie miał o tych wyspach. Pod warunkiem, że choć trochę interesuje się naukami przyrodniczymi, rzecz jasna.
Przy tym, widać, że autor nie pisał pod publiczkę. Opisuje zarówno takie wręcz ikoniczne zwierzęta, jak żółwie słoniowe, jak i mniej znane, ale nie mniej ciekawe z punktu widzenia biologii.
W tym miejscu, muszę podkreślić kolejną ogromną zaletę tej książki. Tutaj autor poważnie potraktował czytelnika, podając obszerną bibliografię i czyniąc liczne odnośniki. Nie ma żadnego problemu, by sięgnąć do oryginalnych artykułów, co z pewnością uczynię.
Jest nawet jeszcze lepiej, bo na końcu mamy spis polecanych lektur i stron 
Charles Darwin jest nieodłącznie związany z Galapagos
internetowych. Istna uczta dla każdego, kto chce dowiedzieć się więcej. Ja na przykład wiem już na pewno, że będę polować na książkę państwa Grantów - nowszą i bardziej naukowo opracowaną w stosunku do Dzioba Zięby Weinera.
Poza tym, oprócz niezwykle ciekawego kursu odnośnie historii naturalnej tych wysp, książka ta może służyć jako doskonała ilustracja procesu ewolucji. Przytaczane w niej wyjaśnienia, odnośnie występowania, czy genezy pojawiających się na jej stronie gatunków, są bardzo klarownie wyłożone. Tam proces specjacji wręcz bije nas po oczach. Tak jak (co niejednokrotnie wspomniano) dawno temu rzucił się w oczy młodemu Charlesowi Darwinowi.

Cóż, co mi się w tej książce nie podobało? Jest kilka punktów, gdzie można się przyczepić.
Przede wszystkim, kompletnie nie rozumiem, dlaczego wiele map, czy schematów, które istotnie ułatwiają zrozumienie opisywanych zjawisk, zostało zamieszczonych razem, z tyłu książki, zamiast w rozdziale, którego dotyczą. Po jaką cholerę, czytelnik ma za każdym razem kartkować całą książkę, by znaleźć, powiedzmy, schemat budowy wulkanu?
Poza tym, zdarza się, że jakiś temat jest zaledwie muśnięty, a wręcz prosiłoby się o szersze omówienie. Ktoś mi zaraz zarzuci, że przy tak małej objętości, w stosunku do ilości tematów, które książka omawia, tego rodzaju sprawa, to chyba norma.
Cóż, zgoda. Tym niemniej, autor chyba ze dwa razy, wspomina o endemicznym, krytycznie zagrożonym wyginięciem, petrelu galapagoskim. Aż by prosiło się o rozwinięcie i omówienie biologii tego bardzo ciekawego i zagrożonego ptaka. Nie mamy tego, mimo, że już miejsce na szeroki opis fregat się znalazło.
Szkoda również, że fotografie są wyłącznie czarno-białe, ale być może wtedy książka kosztowałaby za dużo, by wydanie się opłacało. Dlatego przeboleję. Zwłaszcza, że mamy sporo całkiem estetycznych rycin.

Tym niemniej, mimo tych drobnych rys na pięknym obrazie, który wam przedstawiłem, książkę oceniam bardzo dobrze. Widać, że pisana przez człowieka z pasją.
Zachęcam do polubienia strony tej książki na Facebooku - The Galapagos. Znajdziemy tam wiele ciekawych informacji i regularne, świeże wieści z archipelagu.
Natomiast, samej książce, daje zdecydowane 9/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz