niedziela, 1 marca 2020

Marta Krajewska, Idź i czekaj mrozów

Zapewne długo bym nie zorientował się, że taka książka w ogóle istnieje. Jednak, Z pamiętnika Książkoholika objęła tę książkę patronatem, zatem, co rusz gdy tam wchodziłem, widziałem okładkę. Wyglądała ładnie, po tym, jak obejrzałem sobie opis, stwierdziłem, że sprawdzę.
Czy było warto? Tak, chociaż całkiem różowo też nie było. Ale po kolei.

Idź i czekaj mrozów, to rural fantasy, czyli ten rodzaj literatury, który darzę szczególnym sentymentem. Rozgrywa się bowiem nie w jakimś mieście, tylko zabitej dechami dziurze. Oczywiście, w pewien sposób trudniej w takim otoczeniu napisać coś ciekawego, ale jak już się uda, to efekty mogą być bardzo fajne. Takim przykładem, może być dylogia o Wilżyńskiej Dolinie, pani Anny Brzezińskiej. Bawiłem się świetnie, czytając ten zbiór opowiadań rozbity na dwa tomy. I liczyłem, że w tym przypadku, znajdę coś podobnego. 
Poniekąd, rzeczywiście tak się stało. Jednak, mimo wszystko, nie do końca.


Zacznę może od najgorszej sprawy, jeśli chodzi o tę książkę, mianowicie, początek dość nużący.
Cała historia rozgrywa się w zabitej deskami wiosce, położonej w górach. Nie jest to bynajmniej dawna Polska, mimo wiary dawnych Słowian (czy też stylizowanej na taką), która się tam pojawia. Jakiś autorski świat pani Krajewskiej, o którym jednak, wiele powiedzieć się nie da, poza wycinkiem, którego dotyczy się sama akcja tej książki.
Wioska, o tyle nie przypomina innych osad, które znamy, że potwory, które występują w dawnych wierzeniach, tam żyją dosłownie pod nosem. Do wody mogą wciągnąć rusałki i utopce, dziewczynę może poderwać chmurnik i tak dalej. Z tego powodu, wieśniacy raczej unikają wychodzenia poza obręb wioski po zmroku, woląc zachować skórę.
Ważną rolę w tej niezbyt dużej społeczności, zajmuje Opiekun - człowiek, który zajmuje się zdrowiem mieszkańców, jednocześnie ma wiedzę na temat potworów, więc w razie czego broni ludzi i tak dalej. Jednocześnie, pełni też funkcję kapłana, on w imieniu ludu zwraca się do bogów.
Obecny Opiekun, jest człowiekiem z zewnątrz. Ma on młodą córkę, Vendę, której przekazał większość swojej wiedzy. Z jej punktu widzenia, obserwujemy całą akcję.
A i warto dodać, że dawno temu, ziemiami dookoła wioski, władała potężna rasa wilkarów, którzy rezydowali w zamku, z którego zostały już tylko ruiny. Jednakże, dawno temu zostali wybici przez potężną czarodziejkę. Na oczach Vendy, okazuje się jednak, że jeden przeżył i powraca do Doliny.

Właśnie, w takich oto okolicznościach, Opiekun traci zdolność, by spełniać swoje funkcje. Oczywiście, osobą, która najlepiej się nadaje do przejęcia po nim schedy, jest Venda.
I właśnie, tutaj przechodzimy do tego, co mnie tak męczyło w tej pierwszej części. Otóż, Venda na samym początku, wcale nie chce być Opiekunką, mamy zatem jej rozterki moralne. Poza tym, jej życie towarzyskie, na przykład smagania z jednym chłopakiem, przyjacielem z dzieciństwa, który sobie umyślił, że będzie jej mężem. A ona - cóż, tak nie bardzo ma na to ochotę. Oczywiście, to wszystko w typowo wiejskiej scenerii, mamy dość plastyczny opis mieszkańców osady, czy ich życia.
No i właśnie, tak do rozdziału dziewiątego (mamy ich 16), jest nieco nudnawo. Już w siódmym poziom się poprawia, ale dużo lepiej robi się dwa rozdziały później. W dużej mierze, wynika to z tego, że w zasadzie, na samym początku mało się dzieje. W sensie, niby nie ma dłużyzn, ale możemy się domyślać, jakie decyzje podejmie Venda, czy ktoś inny. I rzeczywiście takie podejmuje, bo są najbardziej oczywiste i racjonalne. Nie mam pretensji, że tak się stało, ale nieraz przy czytaniu miałem takie: no niech ona wreszcie się zdecyduje.
Jednak, właśnie w rozdziale dziewiątym, pojawia się nam kilka zaskakujących rozstrzygnięć, czy kompletnie nowych wydarzeń, które mocno ubarwiają dalszy ciąg, bo już nie jest takie oczywiste jak rozwiną się dalsze wydarzenia.
Podsumowując - nieco wynudziłem się podczas czytania pierwszej części, ale potem książka zdecydowanie zyskała.

Mam też inne zarzuty, ale są już znacznie mniejsze.
Przede wszystkim, pani Krajewska nie tworzy jakoś bardzo ciekawych bohaterów.
Co do najważniejszej postaci, czyli Vendy, to powiedziałbym, że ona, jest w zasadzie w porządku. To młoda dziewczyna, zatem pewne rozterki, czy czasem kretyńskie zachowania, są poniekąd zrozumiałe. Mimo wszystko, stara się zachowywać pewien zdrowy rozsądek i na przykład, nie ryzykować niepotrzebnie. Przyznam jednak uczciwie, że nie jest to postać, która jakoś mnie specjalnie porwała. Ale życzyłem jej dobrze :P.
Dużo bardziej, podobał mi się jeden z przybyszów z zewnątrz - Da Wern. Ten mężczyzna jest obcej rasy i daje się to wyczuć. Jednak, trzeba mu przyznać, że jest odważny i potrafi przytomnie myśleć. Osobiście, darzyłem go chyba największą sympatią z tej całej kompanii.
Reszta - cóż, to w dużej mierze mieszkańcy wioski. Jak to wieśniacy, są mniej lub bardziej ogarnięci. Nie są z papieru na pewno, o każdym znaczniejszym, coś tam da się powiedzieć.
Jednakże, jeden przytyk. Nie wiem, może ja jestem przewrażliwiony, ale czasem miałem wrażenie, że z większości facetów, autorka robi bandę ćwoków. Naprawdę, czasem słuchając tych rozmów, ma się ochotę rzucić tym tomiszczem o ścianę. Wiejskie baby, też czasem zostawiają wiele do życzenia, ale nie wiem, mam wrażenie, że jednak nastąpiło pewne przegięcie w drugą stronę.

Tak poza tym, to jednak Idź i nie czekaj mrozów, ma znacznie więcej zalet, niż wad.
Przede wszystkim, autorka wciąż potrafi zaskakiwać. Nawet w tej pierwszej, nudniejszej części, miałem nieraz tak, że czytam, czytam, doskonale wiem, jak się coś tam skończy... A tu okazuje się, że jednak nie. Jak się zastanowić, to można było wcześniej wykoncypować, że coś może być nie tak, ale wskazówki były dość subtelne. Natomiast po rozdziale 7-9, robi się naprawdę interesująco.
Kolejna sprawa, to oddanie tego specyficznego nastroju i piękna starej wsi. Nie tylko całodziennej pracy przy wypasie krowy, ale i delektowaniu się odpoczynkiem pod wieczór, na ławeczce przed domem. Osobiście, bardzo doceniłem.
Robi też wrażenie niesamowite otoczenie całej osady. Okalający ją, dziewiczy las, te wszystkie potwory, czyhające na śmiertelników... Tak, to wszystko żyje, jest na swoim miejscu, bez problemu "zawiesiłem niewiarę". 
Fajnie też pokazano duchowość mieszkańców wioski, bardzo mi się podobały opisy świąt.
Mam pewien niedosyt, jeśli chodzi o przedstawienie, jak wygląda "wielki świat" w tym uniwersum, czy o niektóre wydarzenia z historii. Jednak, jest to coś, co zapewne zostanie rozwinięte w następnych tomach.

Cóż, byłoby na tyle. Mimo dłużyzn, mamy do czynienia z dobrą książką, z ciekawą historią, osadzoną w naprawdę interesującym miejscu, z niezłymi bohaterami. Podobało mi się i chętnie sięgnę po następną część.

Ocena: 7/10.

8 komentarzy:

  1. A widzisz, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :P Dla mnie Da Wern raczej przeszkadzał. Owszem, jako postać był całkiem sroczko, ale raz, że literatura jest pełna takich męskich, dzikich bohaterów z zewnątrz, a dwa, jednak wątek jego i Vendy był najbardziej przewidywalny. Natomiast wątek młodej bohaterki, która musi dojrzeć do swojej roli społecznej, by w końcu z pełną odpowiedzialnością i w sposób przemyślany ja przyjąć jest znacznie rzadszy. Tak samo jak wątki wiejskiej ludności - w sumie to samo, co w dworskich intrygach (aranżowane małżeństwa, nieślubne dzieci, niepoprawne romanse), ale jednak o tej spiskującej szlachcie jest w co drugiej fantasy, o wiejskim zaścianku pisze się znacznie rzadziej, a i inaczej to wybrzmiewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i był, ale mimo wszystko poprowadzony w na tyle nieoczywisty sposób, że czytało się całkiem całkiem, nawet jeżeli końca szło się domyślić.
      Może nie dość podkreśliłem, ale mi też chyba najbardziej się podobała ta panorama wsi. Nie tylko zwyczajów, czy mentalności, ale też tych przeróżnych spisków. Także tych takich mało standardowych, nie spodziewałem się takiego akurat wyjaśnienia, o co chodzi z żoną Kostjana.
      Wątek Vendy jako Opiekunki niezły, ale jak napisałem - lepiej mi się czytało, gdy już dojrzała do tej roli. W dużej mierze, dlatego, że było dość oczywiste, że tak właśnie się stanie i momentami te jej rozterki nieco były męczące :P. Ale i tak nieźle, jestem ciekaw, co dalej. Zwłaszcza chętnie bym się dowiedział coś więcej o tym świecie.

      Usuń
    2. Wiesz, mi się podobało to rozwiązanie o tyle, że jest rzadkie w popkulturze. Bo z jednej strony mamy bohaterki YA, które rwą się do swoich niełatwych zadań zanim nawet się im wytłumaczy, o co chodzi, z drugiej mamy księżniczki Disneya, które z błogosławieństwem olewają swoje obowiązki na rzecz (niekiedy dziwnie pojmowanego) samorozwoju. Brak mi motywu kalkulacji, rozważania za i przeciw w chwili określania swojej przyszłości, a tutaj to właśnie mamy.

      Usuń
    3. To prawda, sam pomysł taki zły nie był. Jak zresztą napisałem, podoba mi się, że Venda jednak myśli i stara się nie robić jakichś głupot. Jednak, no niekiedy jednak czytanie o tym męczyło, bo koniec był raczej oczywisty :P

      Usuń
  2. A mnie się podobało w zasadzie od początku :P (O ile mnie pamięć nie myli, bo czytałam parę lat temu ;) Drugi tom też jest dobry, a przy okazji w tym samym uniwersum mamy dwie powieści dla młodszych czytelników i jak dla mnie są super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to fajnie, że trzyma poziom. Sprowadzę sobie pewnie w tym miesiącu w takim razie.

      Usuń
  3. Mnie ta autorka całkowicie tą książką do siebie zniechęciła - niby fajny pomysł, ale realizacja nie daje rady ani na poziomie logiki świata, ani bohaterów... Jest nudno, nielogicznie i do tego można wszystko przewidzieć... Z fajnych klimatów słowiańskich ostatnio pojawiły się "Żółte ślepia" Marcina Mortki, o niebo lepiej napisane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że wszystko się da przewidzieć,to bym nie przesadzał (no, albo ja jestem tępy). Acz faktycznie, nader dużo. Także jestem w stanie zrozumieć znudzenie, w końcu dla mnie też ciekawiej się zrobiło później. "Żółte ślepia" mam w planach i jestem bardzo ciekaw. Ja tam chyba najmilej wspominam z takich słowiańskich, wiejskich fantasy dylogię o Wilżyńskiej Dolinie :P.

      Usuń