czwartek, 26 marca 2020

Jean Raspail, Sire

O poprzedniej książce pana Jeana Raspaila, już tutaj pisałem. Zachęcony dobrym wrażeniem, jakie zrobił na mnie Pierścień Rybaka, dość szybko postanowiłem sięgnąć po inną książkę tego autora, mianowicie Sire.
Tak jak poprzedni tytuł, ten też mówi wiele o temacie, którego będzie się tyczyć. Bo, może nie wszyscy pamiętają, ale per "Sire" zwracano się tylko do jednej osoby - króla (ewentualnie cesarza). I skojarzenie to jest słuszne, bo książka jest skupiona wokół tematyki króla Francji i monarchii ogólnie.

Tak jak w Pierścieniu Rybaka, mamy dwa równoległe wątki, które dość mocno się ze sobą splatają. Pierwszy, toczy się w XVIII wieku, podczas Terroru Rewolucji Francuskiej.
Przyznam, że to chyba najmocniejszy wątek w tej historii. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że Rewolucja to nie tylko Deklaracja Praw Człowieka, ale i grabież, terror, zniszczenie olbrzymiej części dziedzictwa całego kraju. Mimo to, momentami byłem zszokowany. Trzeba przyznać, że pan Jean Raspail ma wielki talent do plastycznego snucia opowieści. Na kartach tej książki, te okropne wydarzenia, po prostu odżywają na powrót. Czasem wręcz musiałem odłożyć książkę na bok, bo miałem chwilowo dość.


Można zapytać, jakież to okropieństwa, mam na myśli. Ano, przede wszystkim dwie historie z tamtych czasów.
Pierwsza, tyczy się śmierci króla Ludwika XVI. Niby wiadomo, że król był niewinny, ale jak już wspominałem, tutaj ogrom tej zbrodni wręcz bije po oczach.
Druga historia, jest moim zdaniem, jeszcze gorsza. Mianowicie, jest to opowieść o tym, jak niszczono grobowce królewskie w opactwie Saint-Denis. Jak ktoś nie kojarzy, to wyjaśniam, że to miejsce, gdzie spoczywają prawie wszyscy francuscy monarchowie. I nie przesadzam - od Merowingów, aż do Burbonów. Opisy tego, jak trupy królów wrzucano do dołów z wapnem, niszczono kościoły, swołocz w ornatach, pijąca z kielichów mszalnych i tak dalej i tak dalej.
Te fragmenty które dzieją się właśnie wtedy, są, paradoksalnie, według mnie najbardziej neutralne. Oczywiście, ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawę, ze skali zniszczeń wtedy dokonanych, coś takiego może zszokować, mogą nawet uznać, że to jakieś bzdury (niestety, sprawdziłem i wiem, że pan Raspail nie przesadził). Tym niemniej, może przejmujący i bardzo wymowny, ale jednak, to "tylko" historia. Ciężko się kłócić z faktami.

Drugi wątek, jak przypuszczam, jest strawny dla znacznie mniejszej ilości ludzi, bo dzieje się w czasach współczesnych. Opowiada o losach księcia Filipa Faramunda Burbona, który postanawia wskrzesić pradawną, sięgającą jeszcze Chlodwiga tradycję i przyjąć sakrę w katedrze w Reims.
Jak napisał sam pan Raspail - "książę Faramund nie istniał, ale mógłby istnieć". I rzeczywiście mógłby.
Tutaj jednak, na chwilę zrobię dygresję. Postać Burbona może na pierwszy rzut oka, wydawać się mocno przerysowana, ale ona po prostu ma taka być. Dlaczego? Bo książę Filip, jest jak to określił jeden z jego wrogów - "czysty". Jest szczerze religijny, świadomy swojego pochodzenia, dobrze wykształcony. Warto tutaj podkreślić "szczerze religijny". Książę wierzy naprawdę mocno, tak samo jego towarzysze i oddano to znakomicie. I moim zdaniem, tutaj może być pewna trudność, dla niektórych czytelników. Zwyczajnie, w dzisiejszym zwulgaryzowanym, zsekularyzowanym świecie, nawet większość katolików jest dosyć "letnia". Dla takich osób, tak mocna i prosta wiara, może być czymś zwyczajnie obcym. Z drugiej jednak strony, to okazja, by poznać, jak w zasadzie myślą katolicy (a przynajmniej powinni). Dlatego, może i być to ciekawe dla osób niewierzących - chyba rzadko kiedy tak dobrze oddano ten sposób myślenia.
Młodym księciem interesuje się też francuski wywiad, zastanawiając się, co też kombinuje. Mamy czasem starcia (chociaż nigdy bezpośrednie) agentów, z drużyną młodego Burbona.
Przy okazji, mają miejsce wydarzenia, które sprawiają, że klasyfikuje tę książkę jako "realizm magiczny". Ponownie, jak w Pierścieniu Rybaka, stosuje tę nazwę, ponieważ nie mam lepszego określenia.
Na kartach tej książki, dzieją się bowiem cuda. Dla mnie i pewnie większości czytelników, jest jasne i oczywiste, że właśnie z takimi zjawiskami mamy miejsce. Jednak, w zasadzie, jak to bywa z cudami, pewnym tego być nie można.
Przykładowo: gdy książę z drużyną jadą przez fragment dawnej puszczy, wieje wiatr i ogólnie panuje niesamowity nastrój.
I wtedy, na grupę nielegalnie polujących zbirów, którzy ewentualnie mogliby narobić kłopotów młodemu Burbonowi, szarżuje jeleń św. Huberta.
 
Kłusownicy nie wiedzą oczywiście, z czym się spotkali, większość wariuje. Opis tej jazdy, jest naprawdę wzbudza ciarki. Spokojnie, jak to ujął Tolkien, "zawiesiłem niewiarę" i byłem w stanie wyobrazić sobie stary, szumiący las w nocy i szarżującego, wielkiego jelenia z lśniącym krzyżem między rogami.
Nie jest to jedyna taka scena. Mi akurat się podobały, świetnie budują nastrój. Jednak, jeżeli kogoś bardzo drażnią tak oczywiste odniesienia religijne (nawet bardziej, niż opisałem), to raczej mu się nie spodoba.

Natomiast, najbardziej niestrawne dla wielu ludzi, może być wciskanie światopoglądu wprost. Podróż księcia Filipa Faramunda Burbona, nie jest tylko taką przygodową wyprawą przez Francję - książę w końcu udaje się, by przyjąć sakrę. Siłą rzeczy, jest tam sporo rozterek głównego bohatera, rozważania o istocie monarchii i tak dalej. Nawet mi nie zawsze te fragmenty podchodziły, chociaż, generalnie mi się podobały. Uważam, że pan Raspail bardzo pięknie oddał istotę władzy królewskiej i może to być w pewien sposób atrakcyjne, nawet dla ludzi, którzy niekoniecznie są monarchistami. Tym niemniej - nie ma co ukrywać, że dla wielu to będzie bardzo ciężkie do strawienia.

Generalnie, uważam, że jeśli chodzi o całość, to ta książka wypada znacznie bardziej topornie, niż Pierścień Rybaka. Tą poprzednią, polecałbym bez większych zastrzeżeń - tej już niekoniecznie. Mi się podobało, mimo, że i tematyka i styl są cięższe do strawienia.

Zatem, z tymi zastrzeżeniami, polecam. Jeśli ktoś się waha, czy twórczość tego nieszablonowego Francuza jest dla niego, radziłbym jednak nie zaczynać od tej pozycji, bo można się niepotrzebnie zrazić. A jeśli ktoś autora mimo wszystko już polubił, to jest duża szansa, że i Sire mu się spodoba ;).

Ocena: 7/10.

PS. Książkę przeczytałem we wrześniu, nie wiem, czemu tak ciężko było mi zebrać się, by to wrzucić. No, ale nareszcie się udało ;). Cieszę się bardzo, bo pan Jean Raspail nie jest jakoś szeroko znany w Polsce. Moim zdaniem, szkoda i miło, jeśli w jakiś sposób przyczynię się do tego, by ktoś sięgnął po jego twórczość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz