sobota, 21 marca 2020

G.G. Kay, Lwy Al-Rassanu

Już przy okazji recenzowania Ysabel, nie omieszkałem wspomnieć, że bardzo
cenię twórczość Guya Gavriela Kaya.
W zasadzie, muszę powiedzieć, że gdybym miał zrobić jakiś ranking żyjących pisarzy (tych mi znanych oczywiście), to właśnie pana Kaya postawiłbym na pierwszym miejscu. Tak, dobrze się zrozumieliśmy, pisarzy w ogóle, nie tylko twórców literatury fantastycznej.
Lektura już nieco wiekowych Lwów Al-Rassanu, tylko ten osąd potwierdziła. Dlatego, muszę lojalnie ostrzec, że nie będę zbyt obiektywny, bo do całej twórczości pana Kaya mam olbrzymi sentyment.

Zacznijmy może od tego, że opis na okładce wprowadza w błąd. Możliwe, że podszedłbym do tej książki z większymi podejrzeniami, gdyby nie autor, bo opis na okładce brzmi tak:
Akcja powieści rozgrywa się w realiach jedenastowiecznej Europy, w epoce u schyłku imperium muzułmańskiego.

Fikcyjny Al-Rassan to pełna uwodzicielskiego piękna kraina, targana przemocą i konfliktami. Pokój między chrześcijanami, muzułmanami i żydami jest trudno osiągalny i niepewny.
Opis jest nieco dłuższy, ale to już wystarczy, by się zastanowić. Z jednej strony, mamy "realia jedenastowiecznej Europy" z drugiej, "fikcyjny Al-Rassan". Co jest u licha, można zapytać. Mamy tam jeszcze jedno przekłamanie, ale o tym zaraz.

Okładka dość nieudolnie, ale przekazuje jednak mniej więcej o czym opowiada ta historia. Akcja rozgrywa się w Al-Rassanie, położonym na pewnym Półwyspie, dość ciepłym, na południu mamy cieśninę, która graniczy z pustynią, gdzie żyją dzikie, fanatyczne plemiona. Brzmi znajomo?
Wszystko dzieje się w fikcyjnym świecie, ale do złudzenia przypomina on nasz. Al-Rassan, to nic innego, jak Al-Andalus, jak Maurowie nazwali Półwysep Iberyjski (znaczy to po prostu "ogród" - dość wymownie).
Jak wiemy z historii, po podbiciu przez Arabów hiszpańskiego państwa Wizygotów w VIII wieku, powstał Emirat Kordoby, rządzony przez Umajjadów. Później, w roku 929, emir Kordoby, Abd-Ar-Rahman III ogłosił się kalifem. Kalifat trwał nieco ponad sto lat, kiedy to rozpadł się po śmierci ostatniego, słabego kalifa, na kilka słabszych militarnie taif, czyli niezależnych królestw.
Kalifat Kordoby był prawdziwą mekką dla artystów i uczonych. To właśnie głównie dzięki uczonym stamtąd Europa miała okazję poznać dzieła starożytnych, czy ich arabskich kontynuatorów. Porządki tam panujące, nieraz znacząco odbiegały od surowych zaleceń islamu, ale władcy nie za bardzo się tym przejmowali. Warto odnotować, że rządy Umajjadów były dość tolerancyjne także dla innych wyznań - chrześcijanie i Żydzi, musieli co prawda płacić dość poniżający podatek, ale mogli bez przeszkód praktykować swoją wiarę, a ich umiejętności były doceniane. Szczególnie żydowskich lekarzy.
Jednak, po upadku Kalifatu, taify, chociaż zachowały jego całą kulturalną spuściznę, a nawet rozwinęły, to nie miały już takiej siły militarnej. Trwało to całe stulecia, ale były po kolei odbijane przez chrześcijan, aż do upadku ostatniego z nich - Emiratu Grenady.
Pałac Alhambra w Grenadzie - mam wrażenie, że podobny do tych, opisanych w Lwach
Zanudzam tym (chociaż, swoją drogą polecam sobie o muzułmańskiej przeszłości Hiszpanii poczytać), by ukazać tło wydarzeń, które rozgrywają się w Lwach Al-Rassanu. Tam bowiem, ostatni kalif umarł jakoś dwie dekady temu. Motyw przemijania chwały i blasków Al-Rassanu, przewija się przez całą książkę. Właśnie za to (między innymi) tak cenię pana Kaya - jak nikt inny z żyjących, potrafi oddać klimat ukazywanych przez siebie krajów. W tym wypadku, w większości melancholijny, nie wpadając jednak kicz i przesadę.
Pisałem tutaj sporo o historii jeszcze z jednego powodu -  odniesień do dziejów naszego świata jest naprawdę niemało. Sam bawiłem się świetnie, rozpoznając niektóre. Oczywiście, niezależnie od tego aspektu, książka sama w sobie mi się podobała. Nie będę tutaj ich wypisywał, ale radzę przyjrzeć się chociażby niektórym nazwom geograficznym, czy ważniejszym postaciom.

Pan Kay zastosował ciekawy zabieg - aszaryci (odpowiednik muzułmanów) czczą gwiazdy, dżadyci (odpowiednik chrześcijan) - Słońce. Natomiast Wędrowcy, Kindathowie - Księżyc. Ci ostatni to oczywiście odpowiednik Żydów - obrywają od obu większych religii. Aczkolwiek, poza samymi relacjami, to trzeba dodać, że są to religie, które nie maja wiele wspólnego z rzeczywistymi (na przykład, zabawna rzecz, aszarytów na modlitwy wzywają dzwony).
W takim oto świecie, splotły się losy paru niezwykłych ludzi. Ammara ibn Khairana z Aldżais - aszaryty, żołnierza dyplomaty w jednym. Rodriga Belmontego, zwanego Komendantem - dzielnego wojaka z dżadyckiego Królestwa Valledo. Jak również, Dżehany bet Iszak - kindathijskiej lekarki.
A to wszystko na tle przemijającej, ale wciąż widocznej chwały Al-Rassanu, jak i rosnącej siły królestw Dżadytów.

Cóż, nie chce zdradzać więcej z fabuły. Ale jest wojna i polityka, są bohaterskie i haniebne czyny.
Kay, moim zdaniem, fajnie ukazuje, że po żadnej ze stron konfliktu, nie ma tylko bezrozumnych fanatyków, jak i kryształowych postaci.
Pięknie ukazano wojnę - jako sposobność do wykazania się odwagą i szlachetnością, ale i zarazem wielką tragedię i rozlew krwi.

Nade wszystko, jak w każdej powieści tego autora, doceniłem klimat całej historii. Czuć po prostu minioną chwałę kalifatu, wspaniałość niektórych aszaryckich miast, nostalgię za dawnym pięknem, czy tragedię dzielnych ludzi, którzy muszą stawać naprzeciwko siebie.

Jak widać, raczej nie mam wiele do zarzucenia. Jeśli miałbym wskazać coś, co mogłoby przeszkadzać podczas czytania, to powiedziałbym, że takim problemem mogliby być bohaterowie.
Zwłaszcza ci najważniejsi, mogą być postrzegani jako przerysowani. Dzielni wojownicy, odważni, honorowi i tak dalej. Mi to osobiście nie wadziło - uważam, że są na tyle dobrze skonstruowani i mają na tyle ludzkich słabostek, że jak najbardziej się bronią. No, ale ostrzec wypada.
Natomiast, już na pewno bronią się poboczni. Ciekawi, o każdym da się coś powiedzieć. Rzadko kiedy zdarzało się, że było mi autentycznie smutno, gdy ginęła jakaś mało ważna postać dla całej historii. W tym wypadku, naprawdę było mi żal śmierci pewnego dobrego człowieka.
Jeszcze tak odnośnie dobrych ludzi - ci źli też nie są tutaj całkiem demonizowani. Czasem mamy sposobność, by przynajmniej pobieżnie poznać całą sprawę z ich perspektywy, choć trochę wniknąć w mentalność. I, dla mnie przynajmniej było oczywiste, że nie są to ludzie, których popierać warto - ale rozumiałem ich motywy.

Poza tym, sam pewne zastrzeżenie, odnośnie zakończenia - moim zdaniem, chociaż melancholijne i pozostawiające wiele smutku, to jednak jest zbyt cukierkowe. Chociaż, można je odczytać jako pean na cześć wartości, która ciągle przewijała się na kartach tej powieści - tolerancji religijnej. W tym sensie, jest to zrozumiałe.

Na sam koniec, jeszcze jedna uwaga. W tym fantasy, jest naprawdę mało fantasy. Jeden z bohaterów ma wizje, które są prawdziwe - ale to w zasadzie wszystko.

Czytało mi się bardzo dobrze - styl pisania pana Kaya jakoś bardzo mi podchodzi. A i ta historia niczego sobie. Ostatecznie:

9/10.

13 komentarzy:

  1. Kiedyś zetknąłem się z Kayem przeglądając mocno przecenione książki na Dedalusie, jak szukałem jakichś fajnych okazji i tam on też był za parę złoty. Poczytałem na Lubimy Czytać i miał całkiem niezłe opinie. Obiecałem sobie sprawdzić najlepiej wypadające z opinii Tiganę i właśnie Lwy. To już lata temu mnie zainteresowało, aczkolwiek ciągle mam na uwadze. U nas to chyba jednak dość mało znany autor, ale zauważyłem już u Ciebie przy okazji recenzji Ysabel, że bardzo sobie cenisz tego autora i z pewnością ja też go sprawdzę. Chciałbym chociaż jedną książkę w tym roku sprawdzić. Co na początek byś zaproponował? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i jeszcze zapomniałem, że ten Fiovanarski gobelin mnie bardzo zainteresował. W sumie chyba najbardziej z tych trzech przeze mnie wspomnianych. :)
      PS: A ogólnie to chyba tylko pozostaje allegro do kupna, jak zauważyłem.

      Usuń
    2. "Tigana" to chyba najbardziej sztandarowa powieść Kaya. Klimaty takie renesansowe. Mam wrażenie, że powinna być dla Ciebie okej.
      "Lwy" zresztą też - choć mówię o samej historii, niektórym może po prostu nie podejść styl pisania Kaya, nieco specyficzny. Na to już nic nie poradzę.

      "Fionavarski Gobelin" mi akurat się bardzo podobał, ale wiem, że nie każdemu, mimo, że pisarstwo Kaya tym osobom leżało. To takie klasyczne fantasy o walce dobra ze złem. Ja osobiście bardzo doceniłem, bo uważam, że nadal dość oryginalnie napisane. Kay tam dość umiejętnie bawi się różnymi mitami i motywami, nie sposób też nie docenić dbałości o szczegóły, zarazem bez wodolejstwa. Ja też osobiście bardzo doceniam, gdy autor, nawet w takim klasycznym fantasy, nie wstawia jako głównych bohaterów nastolatków, ale ludzi nieco starszych. W "Fionavarskim Gobelinie" są to studenci, co oczywiście na wstępie mi się spodobało.

      Także odpowiedzi jednoznacznej nie ma. Jak chcesz takiej klasycznej fantasy w stylu tolkienowskim, czyli rzeczy już znanej, ale w nowym, oryginalnym dla Kaya sztafażu to wybierz "Gobelin". Jak coś bardziej oryginalnego i niestandardowego, to spróbuj z "Lwami" (mam wrażenie, że być może jednak lepiej Ci podejdą od "Tigany"). Osobiście zaczynałem swoją przygodę z Kayem właśnie od "Gobelinu" - może to dla Ciebie jakaś rekomendacja ;).

      Tak, niestety wznowień w zasadzie nie ma. W Empiku stosunkowo niedawno widziałem, jakimś cudem. A szkoda, bo na przykład "Lwy Al-Rassanu" są trzecią powieścią Kaya z tego uniwersum. Chętnie bym przygarnął omnibusa ;)

      Usuń
    3. Być może tak, w każdym razie wysoko oceniana i... bardzo słabo dostępna. Na allegro jej nie widać.

      Fiovanarski zapowiada się byczo.

      Trzecią z jakiego uniwersum? Jak się nazywają poprzednie dwie?

      Usuń
    4. Jak mówisz o "Tiganie" to chodzi za dychę na Allegro. Ale chyba może faktycznie spróbuj najpierw z "Fionavarskim Gobelinem", jak lubisz Tolkiena, to jest spora szansa, że Ci się spodoba.

      Kay nie nazwał tego uniwersum, ale to taka pseudo Europa. A te inne książki to nie jest bezpośrednią kontynuacja, dzieją się też w innych rejonach.
      Ale są to "Sarantyńska Mozaika" (to dylogia, ale o ile pamiętam, tylko jeden tom, "Pożeglować do Sarancjum" wydany w Polsce). Rozgrywa się w VI wieku, a Sarancjum to analog naszego Bizancjum.
      Druga to "Ostatnie promienie Słońca". Tego jestem szczególnie ciekaw, jeszcze niestety nie przeczytałem. Rozgrywa się w tamtejszej Wielkiej Brytanii, nękanej najazdami Erlingów (coś jak wikingowie).

      Usuń
    5. A, sorry, drugi tom "Sarantyńskiej Mozaiki" jednak wyszedł, pod tytułem "Władca cesarzy". Czyli w sumie są nawet cztery książki w tym uniwersum, z tym, że dwie to w zasadzie całość i jedna historia.

      Usuń
    6. Za 10 zł? Gdzie Ty to widziałeś? Ja na allegro nawet jednego egzemplarza wczoraj nie widziałem. :)

      No "Fiovanarski" pachnie mi własnie takim Tolkienem, którego uwielbiam. Ale czy tak gruby tom na poczatek jest dobry? Zobaczymy. To, albo Tigana. Pomyślę o tym jeszcze.

      Ta dylogia, o której wspominasz jest łatwiejsza w dostaniu, bo widziałem na allegro, i w sumie też ma całkiem niezłe oceny i opinie. Cóż, będzie się trzeba tego autorowi przyjrzeć.

      Usuń
    7. Tutaj widziałem, są też inne oferty, ale ceny nieco wyższe.
      https://allegro.pl/oferta/kay-tigana-7972813536

      "Fionavarski Gobelin" jest taki gruby (zakładam, że chodzi Ci o to wydanie ze srebrnym smokiem na okładce), bo to wydanie w omnibusie, tam jest cała trylogia. Jak wolisz osobno to jest starsze wydanie - do dostania na Allegro. Ale osobiście uważam, że wydanie w całości chyba lepsze jest. Zastanów się, ale jak Cię ciągnie "Gobelin" to może jest to dobry trop.

      "Sarantyńska Mozaika" to też dobry pomysł. Chociaż, jeżeli z tego uniwersum, to ja bym chyba doradzał "Lwy". Ale jak wolisz takie bardziej bizantyjskie klimaty to pewnie się nie zawiedziesz (o ile, jak mówiłem Kay w ogóle Ci podpasuje ;)).

      Usuń
    8. To akurat widziałem. Ale ja takich ksiażek nie kupuję, to jest w złym stanie i poza tym nie te wydanie. ;)

      Jak Fiovanarski to tylko omnibus, a ten jest akurat dostępny w księgarniach.

      Usuń
    9. No, wydanie niezbyt dobre, ale w lepszym stanie są dostępne, a jak nie ma się, co się lubi... :P Czasem pojawiają się nowe oferty.

      Natomiast "Fionavarski Gobelin" rzeczywiście dość szeroko dostępny. Potwierdzam, że na żywo też wygląda fajnie, papier w porządku :P

      Usuń
  2. Zastanawia mnie czemu jeszcze Zysk nie poszedł w nowe, twardookładkowe wydanie całego Kaya. Ten autor zasługuje na to, jak mało który. Kupiłbym wszystko, chociaż mam osiem jego powieści (brakuje mi dwóch wydanych w Polsce).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też - te polskie okładki wydań Kaya całkiem całkiem, ale na pewno bym kupił w twardych oprawach. No i wydanie tego, czego nie ma po polsku też chętnie bym ujrzał.

      Usuń
    2. Okładki owszem, nie najgorsze. Ale ja mam część Kaya (Tiganę i Fionavarski gobelin) w tych starych wydaniach Zyska - w małym formacie, który już wyszedł z użytku :D Do tego brakuje mi "Pieśń dla Arbonne" i "Ostatnie promienie słońca". I wiem, że Zysk kupił prawa do dwóch kolejnych książek Kaya "Children of Earth and Sky" i "A Brightness Long Ago" (ale kiedy wyda - skrzaty raczą wiedzieć, prawa kupili jakoś wiosną 2019). W każdym razie, chętnie bym skompletował Kaya porządnie wydanego.

      Usuń