poniedziałek, 3 grudnia 2018

Zaskakująco przyjemna klasyka angielska po angielsku (bardzo subiektywnie)

Szczerze mówiąc, nie darzę jakąś zbytnią atencją tak zwanej "klasyki literatury".
Moim zdaniem, to często sztucznie nadmuchane, denne książki, śmiertelnie nudne, które do życia nie wnoszą absolutnie nic - ani wiedzy, ani jakiegoś nowego spojrzenia na jakiś aspekt świata, ani nawet przyjemności cieszenia się z dobrej historii. Jedynie nudę i zgrzytanie zębami, zwłaszcza, jeżeli taki "uświęcony gniot", akurat musi zostać przeczytany.
Szczególnie nienawidzę romantyzmu w wydaniu polskim - przede wszystkim za gloryfikowanie głupoty i bezmyślności, pokazywanie tego, jako czegoś pozytywnego. Już nie mówiąc o treści - dno, zniechęcające do czytania czegokolwiek. Takie śmieci jak Dziady, wypchane bezsensownym bełkotem, z chęcią bym wywalił z kanonu lektur.
Jednakże, jest też rzeczywiście fajna klasyka, w której faktycznie ten tytuł się należy. Jakiś czas temu, Katrina z Drewnianego Mostu, opublikowała notkę, gdzie oceniała Dumę i Uprzedzenie, Jane Austen. Tak, czytałem to i mogę rzeczywiście powiedzieć, że było zaskakująco dobre.
Skłoniła mnie ona, w ogóle do przemyśleń na temat klasyki, którą rzeczywiście warto przeczytać. Postanowiłem wrzucić krótki wpis, gdzie wrzuciłbym takie mniej znane w Polsce, perełki literatury angielskiej, które czytało się całkiem nieźle. Nieraz także wtedy, gdy raczej tego nie przypuszczałem i zaczynałem lekturę z lekką obawą. Czasem dyskusyjne jest, czy to faktycznie klasyka literatury - wówczas zastrzegam, że to tylko bardzo subiektywna opinia :P.
Wszystkie poniższe książki, przeczytałem w oryginale i generalnie, ta notka ma do tego również zachęcać. Nie jest to żaden snobizm, po prostu uważam, że zwłaszcza takie dzieła, wiele zyskują, gdy sięgniemy do oryginału. Zatem, zapraszam do lektury.



1. Sir Walter Scott, Ivanhoe

 Jest to klasyka literatury brytyjskiej, z pierwszej połowy XIX stulecia (pierwsze wydanie jest z roku 1820), dlatego angielszczyzna tam używana, może sprawiać
niemałe trudności, komuś kto nie czytał wcześniej nieco starszych, ale jednak bardziej współczesnych dzieł (już przełom XIX i XX stulecia, byłby dobrym początkiem, jeżeli ktoś już czytuje po angielsku, ale chciałby coś bardziej ambitnego).
Z tego powodu, osobiście odbiłem się od Ivanhoe, bo zainteresowany tematyką, zacząłem czytać to dzieło w pierwszej klasie liceum, zupełnie nieprzygotowany na wszystkie "thou", "thast", "alas" et cetera.
Później, na szczęście wróciłem, bo książki przezornie się nie pozbyłem. Tym razem, już nieco bardziej przygotowany, poradziłem sobie od strony językowej i mogłem w pełni nacieszyć się fabułą.
Akcja osadzona jest w XII wieku, w Anglii po podboju normańskim. Głównym protagonistą, jest sir Wilfred Ivanhoe, rycerz anglo-saksoński, pochodzący z rodziny, mogącej się pochwalić rodowodem, sprzed czasów przybycia Wilhelma Zdobywcy. Mężczyzna wpada w konflikt z własną rodziną, z powodu swojej lojalności, wobec normańskiego władcy - słynnego Ryszarda Lwie Serce.
Mamy również romans z lady Rowen, potomkinią ostatniego króla Anglii sprzed podboju - Harolda Godwinstona.
Historia jest naprawdę ciekawa, zwyczajnie chce się wiedzieć, co będzie dalej. Poza tym, sir Walter, nie zadał w tej powieści, jakiegoś strasznego gwałtu historii, co się bardzo ceni. Nie należy oczywiście, tego, co tam przedstawiono, traktować w pełni poważnie, ale nie ma jakichś strasznych przekłamań.
Powieść jest nieco idealistyczna, gloryfikuje i uwypukla te pozytywne cechy, które dzisiaj kojarzymy ze średniowiecznym rycerstwem. Może przez to wypada nieco naiwnie, zwłaszcza, dla współczesnego odbiorcy, ale moim zdaniem, miło poczytać coś tak odmiennego.
Poza tym, sposób pisania, prowadzenia akcji, jak i słownictwo mają w sobie coś, co bardzo cenię, ale trudno mi zdefiniować - mianowicie klimat. Powiedzieć, że to ciekawa historia i fajnie przedstawia takie cechy, o których dzisiaj się zapomina, jak na przykład honor, to nieco za mało.
Warto wspomnieć, że tę powieść, uznaje się za prekursora angielskiego romantyzmu. Jak widać, w Wielkiej Brytanii, romantyzm nie od razu, musiał się łączyć z idiotyzmem.
Niestety, nie czytałem nic z dzieł sir Waltera Scotta, oprócz właśnie Ivanhoe. Lecz, przypomniałem sobie o tym i zamierzam wrócić. W pierwszej kolejności, zabiorę się za The Lady of the Lake. Wrażenia na pewno opiszę tutaj, więc jeśli kogoś to zainteresowało, to informuje, że przypuszczalnie w styczniu, pojawi się notka ;).
Tymczasem serdecznie polecam Ivanhoe, zdecydowanie 9/10.

 2. Charlotte Brontë, Jane Eyre: An autobiography

Tego się raczej, nikt, co czytał tego bloga, chyba nie spodziewał? :P Cóż, nie
ukrywam, że romansów faktycznie nie znoszę. To, jednak nie jest zwykły romans.
Po pierwsze, jak wskazuje tytuł, historia opowiada o życiu panny Jane Eyre - od dzieciństwa, aż do dorosłości. Przy tym, mamy dość realistyczny obraz życia w tej warstwie społecznej w okolicach roku 1850, w Wielkiej Brytanii - panna Brontë, pisała między innymi na podstawie własnego życia. Między innymi, nauki w ponurej szkole prywatnej i pracy jako guwernantka. Nie było ono zbyt wesołe, nie jest to zdecydowanie książka, którą można sklasyfikować, jako przyjemne romansidło do poduszki.
Ponadto, trzeba przyznać, że panna Charlotte Brontë, zdecydowanie potrafiła kreować ciekawych bohaterów, z krwi i kości. Sporo miejsca, zajmują opisy wewnętrznych przeżyć bohaterki, napisane jednak w taki sposób, że nie nużą.
Styl jest specyficzny, zarówno ze względu na używany język angielski - jak w poprzednim przypadku, zdecydowanie NIE jest to książka do czytania jako pierwszej w oryginale, jak i całą resztę. Akcja toczy się spokojnie, swoim tempem. Mnie osobiście to nie nużyło, nawet się podobało.
Ale, ja to jednak dziwny jestem i przyznaję, że dzisiaj się tak po prostu nie pisze. Jak najbardziej polecam przeczytanie, zarówno tym, co historie z romansem w tle lubią, jak i nie. Może natraficie w końcu na coś, co wam się spodoba.
Tylko jedna uwaga, ja czytałem tę książkę wyłącznie po angielsku. Polecam tę metodę, bo uważam, że tłumaczenie, jak dobre, by nie było, mocno zepsułoby cały klimat tej książki.
8/10

3. Jane Austen, Pride and Prejudice

Ta pozycja musiała się tu znaleźć, w końcu recenzja tejże, poniekąd
zainspirowała mnie do stworzenia tego zestawienia :D.
Na początku, może krótkie wyjaśnienie, co mnie w ogóle skłoniło, by po tę książkę sięgnąć.
Otóż, jestem wielkim miłośnikiem, sagi powieści historycznych o przygodach kapitana Royal Navy, Jacka Aubreya oraz jego przyjaciela, lekarza i naturalisty - doktora Stephena Maturina, autorstwa Patricka O'Briana.
Nawiasem mówiąc, wyszedł film na podstawie dwóch powieści z tego cyklu (Pan i Władca: Na Krańcu świata i Dowódca Sophie), pod tytułem Pan i Władca: Na Krańcu świata. Bardzo dobry, doskonałe realia epoki.
Otóż w tymże cyklu, we wstępie do Pana i Władcy, mamy rozważania, jak bohaterowie wykreowani przez Jane Austen, postrzegaliby bohaterów tej powieści. Wniosek był oczywisty - pan O'Brian, pisał z takim znawstwem Royal Navy, z epoki wojen napoleońskich, że doskonale by się tam wpasowali. Nawet, jeżeli byliby postrzegani jako nieco gruboskórni, przynajmniej momentami.
Z tego powodu, zaciekawiłem się bardziej tym tytułem, ten wstęp starł z niego odium, kolejnego, tylko, że starego romansidła dla niezbyt inteligentnych, chociaż potrafiących łączyć litery kobiet.
Faktycznie, zapoznać się z nim było warto. Istotnie, jest to historia o uczuciu między panną Jane Bennet, pochodzącą z niezbyt bogatej, prowincjonalnej rodziny i panem Fitzwilliamem Darcym - bogatym, ale ponurym mężczyzną z miasta, za to bardzo bogatym.
Ten romans, nie jest tak irytujący, bo właśnie, dzisiaj już się tak nie pisze. Uczucie (cała akcja książki w ogóle), rozwija się powoli, toczy się swoim tempem. Mnie to nie nuży, raczej dodaje realizmu, gdy kobieta, nie wskakuje facetowi od razu do łóżka (w zasadzie w ogóle nie wskakuje). Wszystko w ogóle jest w tym dziele, przedstawione dosyć subtelnie, nie razi.
Poza tym, warto dodać, że bohaterowie, są normalnymi ludźmi (jak na swoje czasy). Mają swoje wady i zalety, nie są to dobrze wyposażeni we wszystko, z wyjątkiem mózgu i podstawowych zdolności myślenia, współcześni bohaterowie (wiem, że przesadzam i uogólniam, ale przepraszam, nie zamierzam się przedzierać przez sterty współczesnego chłamu, by trafić na jakąś perełkę).
Nie wspominając już o tym, że ta książka jest zwyczajnie świetną, plastyczną panoramą czasów z okresu Regencji w Wielkiej Brytanii (był to czas, kiedy George III, nie sprawował aktywnych rządów, z powodu choroby psychicznej, władał jego najstarszy syn - George IV). Każdy lubiący historię Imperium Brytyjskiego, powinien docenić tę książkę.
Wniosek? Rzeczywiście, jak najbardziej mogę sobie wyobrazić rozmowę kapitana Aubreya, z panem Darcy'm.
8/10

4. J.R.R. Tolkien, The Lord of the Rings

Tego tytułu, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Niektórzy różnie uważają,
ale ja twierdzę, że to zdecydowanie klasyka, nie tylko literatury fantasy, ale w ogóle.
Nie jestem tutaj obiektywny, z góry uprzedzam, że Tolkien, jest jak dla mnie absolutnym Mistrzem. Nic nie jest w stanie dorównać, wykreowanej przez niego Ardzie. Ten opis, powinien wystarczyć odnośnie mojej opinii na temat wartości literackiej. Obawiam się, że jakbym próbował napisać coś więcej, ta notka strasznie by się rozrosła.
Jeśli chodzi o język angielski, którym posługiwał się ten wybitny pisarz i uczony... Nie jest może najłatwiejszy w odbiorze i nie polecam do czytania, jako pierwszą książkę w oryginale. Później jednak, może być dobrym wstępem do ambitniejszej literatury. Dla mnie był, bo znałem na tyle dobrze polskie tłumaczenie (oczywiście, jedyne słuszne, czyli pani Skibniewskiej), że wgryzienie się w ten stylizowany język angielski, było znacznie bardziej ułatwione.
Władca Pierścieni, w ogóle jest bardzo klimatyczny, ale po angielsku nawet jeszcze bardziej. Naprawdę, książka sporo traci na tłumaczeniu.
Zdecydowane 10/10.

5. Sir Arthur Conan Doyle, The Hound of the Baskervilles

Cóż, książki o przygodach Sherlocka Holmesa, może i nie były uważane za
specjalnie wartościowe, przez samego sir Arthura, ale głównie z ich powodu, jest dzisiaj rozpoznawany. Może i nie jest to do końca tak, jak widzą sprawę, prawdziwi znawcy literatury, ale uważam, że jak najbardziej,mamy do czynienia z klasyką kryminału. Nawiasem mówiąc, kryminałów w ogóle raczej nie czytuje, ale książki sir Arthura Conan Doyle'a, wielokrotnie, tak bardzo mi się podobały.
Książka zaczyna się od tego, jak doktor Mortimer, przyjaciel zmarłego niedawno pana na Baskerville Hall, sir Charlesa Baskerville'a, prosi o radę i pomoc, dla jego dziedzica, młodego sir Henry'ego.
Jak można się domyślać, sprawa się nieco komplikuje. Książka jest utrzymana w naprawdę ponurym klimacie, świetnie odmalowano krajobrazy płaskowyżu Dartmoor, gdzie toczy się większość akcji.
Przy tym, mówi wam to człowiek, który ze cztery razy, był już w północnej Szkocji, która może się pochwalić podobnymi widokami, więc raczej wie, o czym się wypowiada.
Przy czym, mimo całej inteligencji Sherlocka Holmesa i doktora Watsona, mamy prawie do końca pewną wątpliwość, czy sprawa jest w pełni naturalna. Bowiem, nad rodem Baskerville'ów, ciąży dawna klątwa, którą sprowadził niegodziwy przodek, wywołując piekielnego ogara, który potem prześladował ród.
Motyw z rodowej legendy, przewija się cały czas, potęgując, mroczny, niesamowity klimat, dodatkowo wzmocniony przez doskonały angielski autora.
Mogę powiedzieć tak, jest pewien fragment, opisujący psa rodu Baskerville, który w polskim tłumaczeniu budzi pewien niepokój.
Gdy czyta się go po angielsku, od razu powstaje gęsia skórka, tak bardzo opis oddaje całą niesamowitość tego legendarnego (a może i nie :P), stwora z piekła rodem.
Angielszczyzna używana w tym dziele, jest już bardziej zbliżona do współczesnej, dlatego poleciłbym tę książkę, już po jakiejś lekturze w oryginale. Będzie dobrym pomysłem, między współczesnym angielskim, a tym, na przykład z początku XIX wieku albo stylizowanym, jak u Tolkiena.
Ostatecznie, może nieco za wysoko, ale naprawdę mam sentyment do tej książki: 10/10.

Dodatkowe

Zastanawiałem się, czy polecać tutaj inną książkę, mianowicie River War, autorstwa Winstona Churchilla. Nie wszyscy zapewne wiedzą, ale sławny brytyjski premier, zanim podjął karierę polityczną, miał już za sobą parę odbytych wojen i napisanych książek.
Ta konkretna, opowiada o jego udziale, w ekspedycji marszałka Horatio Kitchenera, która tłumiła powstanie Mahdiego (to samo, które znamy z W pustyni i w puszczy). Winston Churchill, miał naprawdę talent literacki i zarówno opisy zmagań militarnych, jak i egzotycznych krajobrazów Sudanu, czyta się naprawdę dobrze. Z tym, że zastanawiam się, czy ta książka, jednak nie wymaga osobnej notki.
Mocno dyskusyjne także, czy da się ją zakwalifikować jako "klasykę literatury". Tym niemniej, już z tej okazji polecam, bo książka dobra i można nieraz tanio zgarnąć na Amazonie. Niestety, nie ma polskiego tłumaczenia, ale wprawiony użytkownik języka angielskiego, da sobie radę.

Panorama Keswick w Krainie Jezior. Bardzo zachęcam do odwiedzin.


Jeszcze jedna uwaga na koniec. Jak już mówiłem, polskiego romantyzmu, serdecznie nienawidzę. Pod pewnymi względami, uważam nawet za szkodliwy. Natomiast angielski, jest zaskakująco dobrze strawny. Nawet jeśli chodzi o poezję.
Ja, przeważnie raczej za poezją nie przepadam (delikatnie rzecz ujmując). Jednak, podobało mi się sporo utworów, autorstwa Williama Wordswortha i Samuela Coledridge'a - dwóch z tak zwanych, angielskich poetów jezior, inspirujących się w dużej mierze przepięknymi krajobrazami, Krainy Jezior w Kumbrii.
 Są zazwyczaj ładne, takie dość melodyczne i zazwyczaj dość dobrze się czyta. Byłem szczerze, po prostu miło zaskoczony, że podczas lektury, nie zgrzytałem zębami.
Polecam na przykład, The Rime of the Ancient Mariner, Coledridge'a oraz  She Dwelt among Utrodden Ways, Wordswotha.
Tylko jest to angielski, z przełomu XVIII i XIX wieku, więc nie każdemu się spodoba. Sporo utworów tych dwóch twórców, przełożono jednak na polski. Nie czytałem, nie mam zamiaru, toteż się nie wypowiem. Ale jakby ktoś chciał, to taka możliwość istnieje.

Chyba byłoby na tyle. Mam nadzieję, że kogoś przekonałem, by spróbował sięgnąć po te kilka dzieł z klasyki literatury w oryginale, może też mu się spodobają.
Poza tym, bardzo się cieszę, że dostałem inspirację do tej notki, bo ponownie przypomniałem sobie o dziełach sir Waltera Scotta.

5 komentarzy:

  1. Nie znam jeszcze książek Arthura Conana Doyle ani Waltera Scotta, a "Jane Eyre", "Dumę i uprzedzenie" oraz pozostałe książki Jane Austen czytałam jedynie w polskim tłumaczeniu... Nie czuję się jeszcze na tyle dobrze w języku angielskim, żeby czytać takie klasyki w oryginale... Ale kto wie, może kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja też się nie czułem, po prostu w pewnym momencie stwierdziłem, że trzeba spróbować, bo czuć się nigdy nie będę. Tak jak z mówieniem po angielsku, nic tak nie pomaga, jak praktyczne używanie. Zacznij od czegoś lżejszego i potem coraz głębiej w las.
      Waltera Scotta, czy Doyle'a tłumaczenia istnieją, więc zapraszam, bo zapoznać się warto tak, czy inaczej ;)

      Usuń
  2. O nie Jane Austen odpada dla mnie. Te jej powieści są śmiertelnie nudne są dla mnie ale już na przykład powieści Dickensa to rozkosz dla oczu i wyobraźni. Uwielbiam Davida Copperfielda czy Klub Pickwicka. Świetne książki, serio!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń