sobota, 15 grudnia 2018

John Ringo, Tam będą smoki

Ostatnio byłem w pewnej księgarni, gdzie natrafiłem na spore przeceny. Mój portfel i
kręgosłup nieco ucierpiały. W następnym raporcie wspomnę, co tam dokładnie znalazłem, ale na razie, chciałbym się podzielić jednym kwiatkiem którego tam wyhaczyłem.
Mowa rzecz jasna o książce Johna Ringo, Tam będą smoki. Czyta się szybko, zdołałem w dwa popołudnia, akurat potrzebowałem przerwy na coś lekkiego (Podziemne życie jeszcze chwilę poczeka, ale jeszcze przed świętami, mam nadzieję, notka będzie).
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę w księgarni jest obrzydliwa okładka, w stylu lat 90tych, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Chociaż, trzeba rysownikowi przyznać jedną rzecz -  wiedział przynajmniej, jak kobiece ciało wygląda. Postać na okładce, wygląda jak ładna, proporcjonalnie zbudowana kobieta. Nie ma piersi wielkości głowy, czy innych cech, pojawiających się na tego rodzaju rysunkach.
Poza tym, lata 90te jednak dobrze mimi s kojarzą pod pewnymi względami, także ta paskudna okładka budzi pewną nostalgię.
Kolejną cechą, którą skojarzyłem, był jej autor. Nazwisko Johna Ringo, już mi się obiło o uszy. Pracował z Davidem Weberem, a to już dobra rekomendacja.
Dodatkowo książka kosztowała tyle, co dwa Książęce ciemne - aż tak wiele nie pije, więcwięc je nie wybrałem książkę. Zatem, zaryzykowałem i kupiłem.
 Akcja Tam będą smoki, dzieje się na Ziemi w czterdziestym wieku. Ludzie żyją po trzysta lat, leczeni dzięki nanorobotom. Większość Ziemi, przywrócono do stanu naturalnego, ledwie ocaliwszy od zniszczenia. Można przenosić się po całym globie, za pomocą teleportacji.
Wszystko kontroluje Sieć - gigantyczny superkomputer, który utrzymuje w ryzach pogodę i procesy tektoniczne oraz dostarcza każdemu człowiekowi jedzenie, dba również o inne potrzeby. Nic tylko żyć i się cieszyć.
Poza tym, mamy ludzi, którzy chętnie odtwarzają przeszłość - tak zwanych rekreacjonistów. Uznawani są powszechnie za dziwaków - jak w dzisiejszych czasach rekonstrukcja.
Z tym, że w tym świecie, mamy też prawdziwych elfów - powstali dawno temu z ludzi, za pomocą modyfikacji genetycznych. Teraz, każdy może się zmienić, przeobrazić swoje ciało jak chce - ale elfem być nie może.
To nie jest jedyny taki przykład, ale pokazuje, z czym mamy do czynienia. Mianowicie dziwną mieszanką fantasy i science-fiction. Jedyne podobne książki, które znam, to Pan Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza oraz cykl o Schronieniu, właśnie Davida Webera.
Jak można się domyślić, ten idylliczny świat, pada, gdy rządząca Ziemią Rada, wszczyna ze sobą walkę. Angażuje w nią całą Sieć, dlatego, oczywiście, wszystkie te udogodnienia przestają działać. Nie ma elektronicznych służących, jedzenie samo się nie pojawia, a pogoda, uwolniona spod kontroli, pokazuje na co ją stać.
W tym chaosie, szanowany, umiarkowany rekreacjonista, Edmund Talbot z Raven's Mill z poważanego, ale jednak dziwaka, staje się bardzo ważną postacią. Z dość oczywistych względów, jest jedną z nielicznych osób, które wiedzą, co robić, gdy nagle znaleziono się w epoce przedindustrialnej.
Jednocześnie, dawna żona Talbota z córką, przedzierają się do niego. Razem z jeszcze jednym mężczyzną, pacjentem żony pana Edmunda.
Poza tym, obserwujemy smagania Rady. Zwłaszcza strony, którą wspiera Edmund.

Tak można streścić fabułę, pora więc na wrażenia z czytania. Po pierwsze, co mi się podobało.
Przede wszystkim, spory realizm. Po raz pierwszy widzę, że w obliczu takiej katastrofy, faktycznie najlepiej radzą sobie ludzie, którzy mają na ten temat jakieś pojęcie. A nie jakaś przypadkowa zbieranina, jak to często w filmach katastroficznych bywa.
Świat jest ciekawie skonstruowany, bohaterowie niebanalni, nawet jeżeli nieco irytujący.
Poza tym, napisane lekko i przyjemnie, czyta się naprawdę szybko i gładko, dobrze się przy tym bawiąc.

Cóż, a co mi się nie podobało? Tutaj lista się wydłuży.
Przede wszystkim banalna sprawa, która mnie jednak niemiłosiernie wkurzała podczas lektury. Po jakiego wuja, panie Ringo, zdecydowałeś się pozmieniać nazwy kontynentów. W końcu, po pewnych trudach, domyśliłem się, że Norau to Ameryka Północna, a Ropazja - Europa. Co za problem użyć normalnych nazw? Ja wiem, język się zmienia, ale cholera, bez przesady.
Przy tym, widać, że książkę pisał Amerykanin. Po Upadku, nowe społeczeństwo tworzy Konstytucję, na bazie amerykańskiej. Nie wspominając o tym, że akcja skupia się przede wszystkim na Ameryce w XL wieku.
Chociaż, tutaj trzeba dodać, że jest też fajny akcent - mimo wszystko udaje się wprowadzić monarchię ;). Widać chyba wpływ Webera.
Nużące momentami, były również wywody Edmunda Talbota na temat historii -  ile można panie Ringo? Ja wiem, że chcesz przy okazji doedukować czytelnika i cenię. Ale czasem przeciąganie daje przeciwne wręcz skutki.

Jednak, to były w sumie mniejsze sprawy. Jest kilka innych, która bardziej mnie drażnią.
Mianowicie, jakaś obsesja autora na punkcie gwałtu. Jedna z bohaterek jest tam gwałcona i pomijając jej nieco niewiarygodne w tej sytuacje zachowanie (chociaż nie wiem, może przesadzam), mamy później niejednokrotne nawiązania do tego. Niesmaczne było momentami. Zwyczajnie niesmacznie się czytało.
Poza tym, zwyczajnie ciężko mi uwierzyć, że niektórzy tak łatwo się dopasowali do tych nowych warunków. Co prawda, są opisane trudności, jakie co niektórzy napotkali, ale tak bez przesady. Moim zdaniem, nieco za małe.

Podsumowując: Mimo pewnych wad, całkiem dobra książka, o ile nie wymagacie zbyt wiele i chcecie po prostu poczytać wciągającą historię. Polecam, zwłaszcza jeżeli traficie na podobną cenę, co ja.
Zamierzam sięgnąć po drugi tom, ale spieszyć się i szukać gorączkowo w Internecie,  nie będę. Myślę, że to dobrze podsumowuje mój stosunek.
Ostatecznie: 7/10.
Poczytqć można jak najbardziej, ale nie ma co ukrywać, że mimo wszystko, nie mamy do czynienia z książką najwyższych lotów.

8 komentarzy:

  1. Nawet kiedyś chciałam przeczytać ten cykl (bo zdaje się, ze to trylogia jest). A potem uświadomiłam sobie, że im dalej w cykl, tym bardziej wszystko sprowadza się do fantazji pryszczatego piwniczniaka. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu scena z któregoś z kolejnych tomów, kiedy to w łaźni wszyscy obecni zachwycają się... przyrodzeniem głównego bohatera, bo takie wielkie, takie kształtne, nie może być naturalne, a jednak jest. A większość tych zachwytów wygłaszają inni mężczyźni, heteroseksualni, a jakże.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem, że masz na Lubimy Czytać "Chcę przeczytać" ;).
      W takim razie, przekonałaś mnie, by nie czytać reszty. Wydawało mi się, że może to zmierzać w kierunku "Achai", ale pewności żadnej nie miałem, bo pierwszy tom jednak się broni. Możesz czytać spokojnie, jak trafisz gdzieś w podobnej cenie, ale dzięki temu już wiem, że wezmę się dalsze tomy :P

      Usuń
  2. Mam to; całą trylogię. Fajnie mi się to czytało, ale pewnie tylko dlatego, że raczej nie sięgam po militarną space operę. Ta książka - de iure SF, a de facto fantasy - właśnie jedzie na schematach z militarnej SO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to zauważyłem. Czyli w dalszych tomach akcja nie przypomina "Achai"?

      Usuń
    2. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo Achai zdzierżyłem chyba tylko kilkadziesiąt stron. A trylogię Ringo przeczytałem całą, czyli chyba jest lepiej :D

      Usuń
    3. Wiesz, aby powstało dzieło lepsze, niż Achaja, to specjalnego wysiłku nie trzeba :P. Chociaż jest to jakaś wskazówka, jeśli jednak gdzieś natrafię na kontynuację w cenie piwa, może i się skuszę

      Usuń
    4. Wysiłku to trzeba, żeby stworzyć coś gorszego od Achai - osobiście takiej pozycji nie znam (no, nie czytam self publishingów). W moim osobistym zestawieniu najgorszych pozycji polskiej fantastyki Achaia ma mocne pierwsze miejsce - nawet wypociny Gołkowskiego i bełkot Podlewskiego nie są w stanie z nią rywalizować :D O, i tak pierwsze trzy pozycje ANTY-TOP obstawia niezawodna Fabryka Słów.

      Usuń
    5. Myślę, że znalazłoby się nieco pozycji gorszych - chociażby wszelkie popłuczyny po Zmierzchu. W Achai przynajmniej jest jakaś tam fabuła, tam twór który ma za nią uchodzić. Natomiast, jeśli chodzi o polską fantastykę jedynie, chyba pozostaje mi się zgodzić, teraz nie przypominam sobie czegoś gorszego :P

      Usuń