niedziela, 5 czerwca 2022

Marion Zimmer Bradley, Sokolniczka

 Nie recenzowałem tutaj niestety Królowej Burzy, która jest wcześniejszą częścią cyklu darkoverskiego, autorstwa Marion Zimmer Bradley. Może się jeszcze do tego zbiorę, a tymczasem kontynuacja, czyli Sokolniczka. Ma to sens, bo jak przypominam, każdą część z tego cyklu można czytać jako osobną powieść. Ta część jest nieco gorsza, ale wciąż dobra, więc pokrótce o tym, dlaczgo moim zdaniem, zapoznać się z nią warto.

Przypominam, że ten cykl opowiada o dziejach planety Darkover, ongiś zasiedlonej przez rozbitków z Ziemi. W czasach, gdy toczy się ta powieść, minęło już wiele lat od lądowania i społeczeństwo na planecie już niezbyt przypomina ziemskiego. Powrócono do struktury feudalnej (aczkolwiek z pewnymi różnicami w stosunku do prawdziwego feudalizmu), natomiast ludzie z Darkoveru, zapomniawszy o większości ziemskiej techniki, rozwinęli swoją własną, przede wszystkim z użyciem "kamieni matrycowych". Te umiejętności, dla normalnych Ziemian, przypominają raczej magię. Stąd, moim zdaniem, z pewnym powodzeniem można zaliczyć tę powieść i do fantasy i science-fiction. W odbiorze raczej fantasy, ale wiem, że nie mamy do czynienia z magią sensu stricto.

Główną bohaterką tej opowieści jest niejaka Rummilly, jedna z córek lorda MacAran, dziedzica na majątku Falconsbane. Rummilly sprawia pewne problemy wychowawcze swojej macosze i nauczycielce, bo nie wykazuje zamiłowania do haftów, czy sukien, natomiast uwielbia konie i sokoły. Odziedziczyła zresztą dar MacAranów, który daje im szczególną więź z tymi zwierzętami.

W wyniku pewnych okoliczności życiowych, wybywa z domu, chcąc spotkać się z bratem, który ongiś z niego uciekł. Włócząc się po pustkowiach, spotyka grupę ludzi.

Wygnańców, jeszcze większych niż ona. Albowiem, na nizinach, prawowity król Carolin, został wygnany przez uzurpatora Rakhala. Rummilly, ma podobne podejście, co jej ojciec - nie za bardzo ją interesuje, kto zasiada na tronie i pragnie się trzymać z daleka od takich konfliktów. Jednakże, w wyniku spotkania z banitami, przyjdzie się jej zastanowić nad tym, czy jednak pewna strona nie jest bardziej słuszna.

Jak widzimy, mamy tu dość typową fabułę fantasy, która na dodatek nieco trąci young adult. Nieco, bo bohaterka jest młoda. W związku z tym, czasem zachowuje się w sposób, powiedzmy... Nie do końca racjonalny. Właśnie osobowość Rummilly sprawia największy problem przy lekturze, tym bardziej, że ma ona swoje fazy.

Nieraz, zachowuje się całkiem normalnie i podejmuje sensowne decyzje. Czasem jednak, kompletnie odpływa i to wręcz uderza w czytelnika. Oczywiście, część problemów wynika z Daru bohaterki, który sprawia też pewne problemy, ale jej postawa wobec tej kwestii też nieraz pozostawia nieco do życzenia.

Pozostali bohaterowie są w porządku. Nawet ci źli, nie są źli w sposób taki wręcz papierowy. Nie mamy wątpliwości, że to nie są porządni ludzie, ale ich motywy są zarazem dość zrozumiałe. Dobrzy, w większości są po prostu sympatycznymi ludźmi, których się mniej lub bardziej lubi.

Fabuła, mimo pewnej przewidywalności, również jest przyzwoita. Podoba mi się także świat, z wielkim ukontentowaniem odkrywałem, jak realia, które mamy w tej powieści, wynikają z tego, co było w poprzednich (zwłaszcza w Rozbitkach na Darkoverze). Jednak, wydaje mi się, że również dla kogoś podchodzącego do całego uniwersum Darkoveru zupełnie na świeżo przedstawiona tam rzeczywistość będzie dość atrakcyjna.

Nie jest oczywiście idealnie, bo nieraz niektóre sytuacje są jak dla mnie nieco zbyt nieprawdopodobne. Przykładowo, pewna akcja ratunkowa pod koniec książki. Albo wątek relacji jednego z bohaterów z naszą Rummilly...

Otóż, okazuje się, że ten gość, którego ona całkiem polubiła, jest homoseksualistą. Tylko, jednocześnie dowiadujemy się, że miał niegdyś żonę, którą bardzo kochał i spłodził z nią syna. Ja wiem, że różne sytuacje mają miejsce, ale sposób podania tych informacji sprawia, że brzmi to nieco absurdalnie.

Na szczęście, tego rodzaju kwiatków jest mniejszość, więc mimo wszystko polecam.

Ocena: 8/10

Marion Zimmer Bradley, Sokolniczka, ALFA, Warszawa 1997, tłum. Anna Reszka, ISBN:83-7179-032-5

6 komentarzy:

  1. A może ten gość jest po prostu bi? Jednak to nowa książka nie jest, teraz do tego słownictwa przywiązuje się trochę większą uwagę. A polskie tłumaczenie też może nie pomagać, skoro to wydanie z 1997.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Homo też wchodzą w związki z kobietami, a lesbijki z mężczyznami - raz, dla kamuflażu, dwa, żeby sobie zrobić dziecko (tak, wiem dziś są inne metody, ale mimo wszystko niektórzy preferują tradycyjną :D).

      Co do tłumaczeń Alfy, to było różnie, co gorsza, nie zawsze ich książki miały redakcję (Istimor Izostar, sprawdź w stopce czy jest podany redaktor, bo swojego egzemplarza to teraz nie znajdę).

      Usuń
    2. @Katrina Co do niewłaściwego używania określeń, to raczej nie to. Po pierwsze, sprawa wynika z narracji, a po drugie żadne z tych określeń nawet nie pada - po prostu "inne preferencje".

      @Paweł No sądzę, że to właśnie taki przypadek, ale przedstawione to jest dość koślawie :P. Natomiast redaktorem tego tomu była Izabela Miksza.

      Usuń
  2. Nie no, ale nawet jak nie pada określenie, a jest zgrzyt, to może w oryginale po prostu układ słów był ciut inny i tam fajnie kontekst brzmiał ;) Na takich rzeczach łatwo się wywalić.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie brzmi jak fajne lekkie fantasy do poczytania. Jak mi kiedyś wpadnie w ręce, to sprawdzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A polecam, warto rzucić okiem. Nie tylko na to, ale na cały cykl o Darkoverze (przynajmniej to, co mamy po polsku).

      Usuń