czwartek, 14 października 2021

Thomas Harlan, Cień Araratu

 Przyznam, że od dawna nie przeżyłem tak miłego zaskoczenia. Cień Araratu, autorstwa bliżej mi
nieznanego Thomasa Harlana, dorzuciłem do przesyłki niejako przy okazji, bo opis wydał mi się interesujący. Dodatkowo, wydał to coś Prószyński, gdzie jednak najczęściej nie puszczają totalnego dziadostwa.

Jednak, bazując na opisie, spodziewałem się najwyżej miłego czytadła. W sumie się nie pomyliłem, ale autor miał lepsze pomysły, niż  mi się zdawało.

Akcja tej powieści rozgrywa się w siódmym wieku. Wówczas to, Herakliusz, egzarcha Kartaginy, pokonał uzurpatora Fokasa i sam zasiadł na tronie Cesarstwa Wschodniorzymskiego. Musiał jednak zmierzyć się z Persją, której król - Chosroes, był przyjacielem obalonego ongiś przez Fokasa, cesarza Maurycjusza. Wystąpił w roli jego mściciela, napadając na Cesarstwo. Herakliusz stawił mu opór i odniósł zwycięstwo. Niestety Bizancjum, osłabione tą wojną, nie miało już sił, by odeprzeć późniejsze najazdy Arabów.

Tyle historia. W świecie Cienia Araratu, Herakliusz również obalił Fokasa i panuje w Konstantynopolu. Właśnie toczy się wojna z Persją, Bizancjum nękają również najazdy Awarów. Na Zachodzie, wciąż jednak istnieje Cesarstwo Zachodnie, rządzone przez Galena Atreusa. Cesarz Zachodu, przychodzi z pomocą Wschodowi, nękanemu przez najazdy Awarów i razem planują uderzyć na państwo Sasanidów. Zatem, mamy do czynienia z czymś w rodzaju historii alternatywnej.

"Czymś w rodzaju", bo nie brak w tej książce elementów przynależnych fantasy. Bowiem Imperium Romanum opiera się na sile legionów oraz cesarskich taumaturgów. Czyli po prostu magów, potężnymi siłami magicznymi dysponuje również król Chosroes.

Przyznam, że byłem mocno sceptyczny wobec takiego połączenia. Dałem jednak książce szansę i byłem miło zaskoczony tym, że wszystko całkiem nieźle razem współgrało. Czasem, co prawda, coś się mocno nie zgadza, jeśli chodzi o realia historyczne, ale mimo wszystko, opowieść wciąga na tyle, że jest się w stanie przymknąć na to oko (no, przynajmniej ja dałem radę).

Akcja prowadzona jest z kilku punktów widzenia. Po pierwsze, od strony samego cesarza Zachodu. Obserwujemy również losy centurion Julii Klodii, której cesarz powierzył bardzo ciężką misję. Czasem mamy też okazję zerknąć, co dzieje się po perskiej stronie.

Jest też młody Hibernijczyk, Dwyrin, który po pospiesznym wyszkoleniu w szkole magii w Egipcie, trafia do legionów, gromadzących się w Konstantynopolu. Jego tropem, podąża dawny nauczyciel, Ahmet i przeżywa własne przygody.

Ostatni, najciekawszy wątek, jest prowadzony z punktu widzenia księcia Maksjana, brata cesarza. Ten, odkrywa zagrożenie magicznej natury, które wisi nad cesarstwem. Próbuje zbadać jego przyczyny i znaleźć metodę na przeciwdziałanie. W historii Maksjana mamy najwięcej fantasy w fantasy :P.

Jak wspominałem, wątek księcia najbardziej mi się podobał. Niejednokrotnie miałem ochotę przerzucać strony, aby tylko z powrotem do niego powrócić. Nie znaczy to jednak, aby inne były nudne - po prostu nie aż tak dobre. Tylko czasem męczyła mnie historia Dwyrina. Może nie była nudna, ale miałem wrażenie, że do niczego nie prowadzi.

Książka napisana jest dobrym, dość plastycznym językiem. Wciąga, bohaterowie też w większości może nie są jacyś porywający, ale na tyle sympatyczni i interesujący, że chętnie śledzi się ich perypetie i kibicuje poczynaniom. Używana w tej wersji magia, także jest dość ciekawa. Przede wszystkim, bardzo mi przypadło do gustu nieortodoksyjne użycie motywu nekromancji. Po raz pierwszy chyba zetknąłem się z przypadkiem, gdy nekromanta niekoniecznie jest tym złym.

Jest jednak kilka kwestii, które wzbudzają pewne zakłopotanie. Przede wszystkim, ten Rzym, jest nadal pogański. Okej, ja rozumiem. Chrystus się nie narodził, tudzież chrześcijaństwo pozostało jakimś pobocznym kultem, pozbawionym większego znaczenia. Ale dlaczego zatem, na okładce jest mowa o roku 600? W treści książki, nie ma wyjaśnienia tego problemu. Przypuszczam, że liczą lata od założenia Rzymu, ale przydałoby się w zasadzie napisać, który wedle bohaterów mamy rok.

Inna humoreska: grób Juliusza Cezara. W pewnym momencie, bohaterowie odwiedzają grób owego rzymskiego bohatera. I mamy problem, ponieważ Gajusz Juliusz został skremowany, a w Cieniu Araratu pojawia się sarkofag.

Wciąż mam wątpliwości, czy nie lepiej by się tu sprawdził jakiś inny świat, mocno wzorowany na naszym (jak na przykład Tiganie Kaya), ale jednak nie będący wprost naszym, tylko w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Ale w sumie, czytało się nieźle. Mimo wszystko, kupuję ten pomysł i zamierzam przeczytać tom kolejny.

Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Hm, w sumie to jednak nie moje klimaty, nie po drodze mi z taką ufantastycznioną historią.

    Ale w sumie to rzuciło mi się w oczy, że w latach 80tych i 90tych ten trend był dużo modniejszy niż obecnie. Teraz chyba jedna Herezeńska trochę w te tony uderza, ale tak to nikt (przynajmniej u nas, nie wiem, jak na Zachodzie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rozumiem, nie każdemu podejdzie coś takiego. Cherezińska jakoś mi nie przypadła do gustu, choć pewnie spróbuje jeszcze rzucić okiem. Już w XXI wieku, trochę się bawił takimi pomysłami Romuald Pawlak (w sumie i Piskorskiego "Zadra" trochę by się dała podciągnąć pod ufantastycznioną historię). Ale faktycznie, w porównaniu z latami 90tymi, to jest takich prób dużo mniej, mam wrażenie, że i na Zachodzie.

      Usuń
    2. "Zadra" chyba jednak bardziej odnosiła się do estetyki steampunkowej (która też siła rzeczy korzysta z historii, ale w trochę inny sposób). Może to też jest jakaś odpowiedź: historyczne fantasy zjadła estetyka przeróżnych "punków".

      Usuń
    3. No niby steampunk, ale nie do końca, bo jednak tej dominującej siły pary nie ma, a i inne, bardziej "nadnaturalne" siły, niż ether się tam pojawiają. Więc do końca pewien nie jestem. Ale spostrzeżenie na pewno w dużej mierze słuszne. "Punki" są jednak bardziej popularne.

      Usuń