piątek, 22 października 2021

Tomasz Kosińki, Rodowód Słowian

Nie chwaliłem się tym nabytkiem w
poprzednim raporcie, bo przyznam, że jakoś zapomniałem. Uznałem jednak, że chyba powinienem. Zatem, słowem wyjaśnienia... Jakiś czort mnie podkusił, by kupić i spróbować przeczytać Rodowód Słowian, Tomasza Kosińskiego. Przebrnąłem przez większość, ale przyznam, że momentami, było to naprawdę ciężkie zadanie. Momentami było śmiesznie, ale generalnie, poczułem się nieco winny, że wsparłem sprzedaż tejże książki (kosztowała jakieś 6 złotych, ale i tak). Także, postanowiłem chociaż podzielić się paroma wrażeniami po lekturze.

Jeszcze wyjaśnię, na wypadek, gdyby ktoś nie orientował, o kogo chodzi. Tomasz Kosiński, jest dość znanym (przynajmniej wnioskując po ilości jak dotąd wydanych książek - jak dotąd 7) parahistorycznym pisarzem. Dam Wam może próbkę jego kompetencji (linkuje, ale wchodzić nie polecam):


Garnki i geny nie mówią o etnosie: to ostatnie porzekadło spanikowanych historyków, którzy próbują dyskredytować dorobek innych dziedzin naukowych ślepo wierząc w źródła pisane. Można ich zapytać, jakie źródła historyczne mamy z epoki lodowcowej o dinozaurach albo o życiu Jezusa z czasów jego istnienia – akt urodzenia może, relacje świadków, kroniki? Wszystko co mamy to źródła najwcześniej spisane 100 lat po śmierci Jezusa, a w przypadku dinozaurów - wyniki prac geologów, archeologów, klimatologów itp. rekonstruujących życie na ziemi w okresie przedhistorycznym.


Ja rozumiem, że nie każdy może się znać na wszystkim. Ale dinozaury żyjące w epoce lodowej? Nawiasem mówiąc, co do Jezusa też mamy bzdurkę, ale mniejsza o to, chodzi głównie o te nieszczęsne dinozaury. Toż to dyrdymały na poziomie premier Kopacz, a ona chociaż się zreflektowała, co palnęła. Cóż, zasadniczo Rodowód Słowian reprezentuje podobny poziom. Dlatego, nie będę nawet próbował dementować wszystkich nonsensów, które udało mi się wyłapać. Do tego trzeba by napisać całą książkę. A i przyznaję, że nie znam się na wszystkim i zwyczajnie pewnie bym nie zauważył każdego babola, nawet jakbym miał takie ambicje.

Kłopoty z naukami przyrodniczymi

Na początku, paradoksalnie muszę tę książkę pochwalić. Otóż, już pierwszy rozdział, dość dobitnie pokazuje nam, z czym mamy do czynienia. Zatem, jeżeli ktoś ją nieopatrznie kupił, to od razu będzie mógł się przekonać, że to nie jest dobra literatura, bez brnięcia w nią dalej.

Tenże rozdział pierwszy, zatytułowany "Początki cywilizacji ario-słowiańskiej", omawia trzy teorie, dotyczące pochodzenia ludzkości: kreacjonizm (1 strona), ewolucjonizm (3 strony) i ingerencja cywilizacji pozaziemskiej (14 stron).

Część "kreacjonistyczna" jest zasadniczo poprawna, nie licząc paru kwestii, w tym etymologii imienia Jezus (o etymologiach to może później, bo tu się robi naprawdę zabawnie). Zostawmy to zatem. Ale bardzo poważny zonk pojawia się już na samym początku podrozdziału "Ewolucjonizm". Cytuję [1]:

Ewolucjoniści mają swoją wersję Genesis. Według nich ok. 1.9 miliona lat temu Homo habilis (człowiek zręczny) dał początek gatunkowi Homo erectus (człowiek wyprostowany), z którego mniej więcej 190 tys. lat temu, wyewoluował Homo sapiens (człowiek rozumny), czyli dużo wcześniej, niż podaje Biblia. Ewolucja ta miała mieć miejsce w Afryce, a w łańcuchu rozwoju rodzaju ludzkiego, pojawił się z czasem pitekantropus, człowiek neandertalski i australopitek. (...)

Ewolucjoniści twierdzą, że człowiek pochodzi od małpy, choć wciąż szukają tzw. brakującego ogniwa, które uwiarygodniłoby tę tezę. To jeden z argumentów kreacjonistów za teorią boskiej interwencji oraz judeochrześcijańskiej wizji stworzenia wszechświata i człowieka. Trzeba jednak brać pod uwagę, że wiedza autorów Starego Testamentu o świecie była ograniczona. Co prawda, w swoich opowieściach nawiązywali do religii, tradycji i legend wcześniejszych cywilizacji, to jednak Biblia przedstawia niepełny, niespójny obraz świata, na dodatek obarczony różnie interpretowaną symboliką, propagandą religijno-polityczną i niezrozumiałą metaforyką. (str. 20-23)

No dobrze... Zacznijmy od tego, że jeśli ktokolwiek jest zaznajomiony z totalnymi podstawami teorii ewolucji, to zauważy, że autor ewidentnie nie rozumie o czym pisze. Z pierwszego, przytoczonego tutaj akapitu, wynika, jakoby bezpośrednio od Homo habilis, wywodził się Homo erectus. Na samym początku, zastanawiałem się, czy to nie niefortunny skrót myślowy, a ja się po prostu czepiam. Ale nie, o czym upewnia mnie następna wzmianka o "pochodzeniu człowieka od małpy". Tak, zaskoczę pana panie Kosiński - człowiek od małpy nie pochodzi. Z małpami mamy tylko wspólnych przodków. Zarówno małpy, jak chociażby Homo habilis, są kuzynami, nie bezpośrednimi przodkami gatunku Homo sapiens. Niestety, nie wiem, skąd Kosiński czerpał swoją wiedzę na ten temat (przypisy w tej książce to inna humoreska). Mam jednak dziwne podejrzenia, że nie miał w ręce jakiegokolwiek podręcznika biologii, gdzie byłby też rozdział o ewolucjonizmie.

Aha, nawiasem mówiąc, "pitekantropus", to po prostu inna, starsza nazwa Homo erectus. Więc fragment ten nie za bardzo ma sens. Podobnie, o ile Homo erectus prawdopodobnie występował z australopitekami, to nie nie za bardzo miał szansę współegzystować z człowiekiem neandertalskim. Neandertalczycy pojawili się grubo po tym, jak wymarły australopiteki. I ponownie, nie jest to wiedza wymagająca nie wiadomo jak wielkiej znajomości biologii.

Takich kwiatków w tym podrozdziale jest więcej, ale ciężko zatrzymywać się nad każdą taką bzdurą, bo czytalibyście to do jutra. Przejdźmy do następnego podrozdziału, bo jest o kosmitach, więc robi się naprawdę ciekawie.

Kosiński, w dużej mierze, czerpie od Janusza Bieszka i jego Cywilizacji kosmicznych na Ziemi. Sam to przyznaje, jako "badacza" wymienia też Ericha von Daenikena. Zacytujmy próbkę tych majaczeń (wybrałem tę, która mnie szczególnie zaciekawiła):

Najstarszą założoną na Ziemi cywilizacją miała być Hyperborea, którą zasiedlili biali Arianie (D'Aryanie i H'Aryanie) ok. 2 mln lat temu. Została ona jednak zniszczona na skutek wojen bogów ok. 1 320 000 lat temu przez przechwyconą i naprowadzoną na cel asteroidę. Po Hyperborei zostały fragmenty w postaci obecnej Islandii, Spitsbergenu, Grenlandii. Tego aktu zniszczenia miały dokonać Gadoidy z planety Maldek.

Na przeciwległym krańcu planety, na Antarktydzie wraz z Australią i Indonezją oraz częścią Chin i Indochin, osiedli przybysze z Alfa Centauri. Miała się tam rozwijać cywlizacja założona przez żółtych i czarnoskórych Bakaratinian, która niestety też uległa zniszczeniu ok. 1 320 000 lat temu wskutek najazdu Gadoidów.

Antarktydę ponownie zasiedlili Bakaratirianie wraz z Lirianami ok. 500 tys. lat temu, kiedy była to kraina o ciepłym klimacie, a jej wpływy sięgały archaicznego kontynentu Lamar. Cywilizacja Gor została zniszczona na skutek przelotu przez nasz Układ Słoneczny megaplanety-kosmolotu Nibiru, co wywołało ruchy tektoniczne, wstrząsy sejsmiczne, wybuchy wulkanów i tsunami. Późniejsze rozbicie gigakontynetu południowego i pokrycie lodem Antarktydy dopełniło aktu unicestwienia tamtejszej cywilizacji.

Co ciekawe, istnienie prehistorycznych cywilizacji może potwierdzać odkrycie pod lodem Antarktydy trzech piramid, o czym pisał portal naukowy "Scienceray" w 2012 roku. (str. 28-29).

Dobrze, zatrzymajmy się tutaj. Przepraszam Czytelników za katowanie tak dużym fragmentem, ale musicie zrozumieć ogrom mojego cierpienia. Tym niemniej, powyższy passus doskonale ilustruje kilka mankamentów Rodowodu Słowian. Zacznijmy może od tych hyperborejskich rewelacji.

Otóż, Grenlandia, Spitzbergen i Islandia mają różne pochodzenie geologiczne! Tak notabene, Islandia w ogóle ma ciekawe pochodzenie, jako jedyny, wystający ponad wodę fragment Grzbietu Srodkowoatlantyckiego, na dodatek położony na "plamie gorąca". Tylko ktoś, nie mający zielonego pojęcia o geologii, mógłby łyknąć taką hipotezę. Już pomijając oczywiście Gadoidy z planety Maldek...

Ale to pikuś. W sumie pochodzenie geologiczne Grenlandii i Islandii to nie jest bardzo zaawansowana wiedza, ale w porządku, rozumiem, że ktoś nie wie i nie sprawdził. Ale "rozbicie gigakontynentu południowego" 500 000 lat temu?? Rozpad Gondwany, bez wątpienia tak świeży nie jest.

Jednakże, przytoczyłem ten fragment głównie dlatego, że zaciekawiły mnie te rewelacje o piramidach pod lodem Antarktydy. Musiałem chwilę pogrzebać, bo oczywiście Kosiński nie zamieścił przypisu. Portal Scienceray, już nie istnieje. Na szczęście, w Internecie nic nie ginie.

Rzeczywiście, piszą o tym, jakoby grupa eksploratorów, miała sfotografować kilka piramidoidalnych struktur wystających spod lodu. Nawiasem mówiąc, ten Scienceray, jak na mój gust, wyglądał na coś w stylu "Ciekawostek historycznych" z różnych dziedzin. Ten sam poziom tabloidyzacji nauki [2]. W każdym razie, kilka zdjęć, nie jest bynajmniej żadnym dowodem na istnienie śladów dawnej cywilizacji pod lodem Antarktydy, należałoby by rozstrzygnąć, czy to aby nie są naturalne formacje skalne.

Jednak, żeby było jeszcze śmieszniej, wiadomo, że te zdjęcia to fałszywka (co zauważył już user MF w komentarzach pod newsem do którego Kosiński się odnosi). Jedno z nich, przedstawia widok struktury skalnej na trasie pod obozem C1 na stokach Mount Vinson - najwyższego szczytu Antarktydy. Zamieszczam zdjęcie pod spodem, razem z oryginalnym źródłem, porównajcie sobie oba zdjęcia.

Nic nowego

Krótko: Tomasz Kosiński powielił oszustwo. I to dobrze ilustruje jego zdrowy rozsądek i źródła informacji. Gdy jakaś pozycja nie pasuje do jego tez, to łatwo ją skreśla. Natomiast, jak widać, gdy coś Kosińskiemu odpowiada, to z ochotą zamieszcza ani myśląc sprawdzać, czy to ma ręce i nogi. Więcej zresztą o tej przywarze jego pisaniny tutaj.

Dodatkowo, mam wrażenie, że Erich von Daeniken, mimo licznych wątpliwości, jakie budzą jego książki (w tym temacie polecam moją poprzednią notkę), nie twierdzi, że wie jakie dokładnie rasy kosmitów nawiedzały Ziemię. Natomiast Tomasz Kosiński, może i nie popiera tychże tez wprost, ale referuje z wyraźną życzliwością. Wystarczy popatrzeć na ilość stron, jaką poświęcił tej "teorii" w porównaniu z innymi.

Następnie, mamy zaprezentowane kolejne odkrycie z dziedziny biologii (str. 37). Cytuję:

Przed II Potopem (ok 8300 lat p.e.ch.) Ziemianie mieli żyć ok. 1000 lat, tj. 19 jubileuszów po 49 lat (Księga Jubileuszów) oraz byli wyżsi dzięki warstwie pary wodnej otaczającej Ziemię, co powodowało większe stężenie tlenu ok. 32% (obecnie 21%). Po zniszczeniu firmamentu wodnego na skutek wojen bogów z udziałem posłusznych im ludzi nastąpiła zmiana atmosfery ziemskiej, wzrost promieniowania kosmicznego, co doprowadziło do mutacji Ziemian i redukcji ich 12 genetycznych helis do zaledwie dwóch. Efektem tych zmian było zmniejszenie się poziomu umysłowego ludzi, ograniczenie wzrostu i długości życia.

Gdybym chciał być złośliwy, to powiedziałbym, że ta książka silnie przemawia za prawdziwością tej hipotezy... Jednak nie powiem, bo to nadal dowód zbyt słaby. DNA ma strukturę podwójnej helisy, to jest podstawa biologii molekularnej [3]. Nikt nie wie, jak miałyby rzekomo wyglądać takie struktury z "dwunastoma helisami".

Jak jednak rozumiem, Kosiński stawia wyżej informacje z Księgi Jubileuszów (jeden z apokryfów Starego Testamentu), niż ustalenia biologii molekularnej. Niech będzie, dlaczego zatem już nieco dalej, omawiając pochodzenie Słowian (str. 76) odwołuje się do archeogenetyki (badania Janusza Piontka)? Pytania mnożą się jak króliki w Australii...

Ktoś mógłby mi zarzucić, że niepotrzebnie nabijam się z tych początków książki. Może Kosiński nie umie w nauki przyrodnicze, ale ma spore kompetencje, jeśli chodzi o historię? Cóż, mogłoby tak być, ale przytoczone fragmenty, dość wyraźnie ilustrują przywary tego pisarstwa. Mianowicie: dobieranie sobie źródeł pod tezę, nieprzytaczanie ich, niewiedza jeśli chodzi o podstawy różnych dziedzin, łykanie bzdur, jeśli tylko pasują i tak dalej. Jak zobaczymy za chwilę, autor naprawdę się rozkręca w dziedzinie nauk humanistycznych. Przytaczam tylko swoje ulubione fragmenty, bo dobrze pokazują, z czym mamy do czynienia.

Odwołanie do Tolkiena

W książkach popularnonaukowych, można spotkać się z odwołaniami do literatury, które to mają obrazować czytelnikowi koncepcje, które chce zaprezentować autor. Po raz pierwszy jednak, w książce, która za naukową chce uchodzić (tak mi się przynajmniej zdaje), spotkałem odwołanie do literatury fantasy jako argument.

Cytuję (str. 76-78):

Teoria o tym, że Słowian należy wiązać ze słowem, może mieć także potwierdzenie w etnonimie sąsiadów, czyli Niemców, których nazwa, zdaje się wywodzić od słowa 'niemy', czyli nieposługujący się słowem. Byłoby więc logiczne, gdyby Słowianie samych siebie nazywali 'słownymi', 'słowianymi' w znaczeniu 'mówiącymi'. Podobnie Shiquiptare, nazwa własna Albańczyków, pochodzi od 'shiqupon', czyli 'mówić jasno i wyraźnie'. Co ciekawe, także elfy u Tolkiena nazwano Quendi, czyli 'mówiący'.

Czy ktoś mi wytłumaczy, jak to ostatnie zdanie ma się do meritum tego, co autor napisał poprzednio? Bo ja nijak nie wiem. Równie dobrze, możnaby twierdzić, że na pewno istnieją kosmici, ponieważ Stanisław Lem pisał o nich w Solaris.

Pochodzenie Turków

Kolejny cytat (str. 230):

Turcy to ci silni jak tury. Możliwe, że jest to plemię, które udomowiło tura i zrobiło z niego krowę, dzięki czemu uzyskali nowe źródło pożywienia, czyli krowie mleko (dojrzałe sery były świetne na dłuższe wyprawy). Dzięki temu, mogli zdobyć przewagę nad sąsiednimi plemionami i zaczęli ze stadem krów wędrować po stepie docierając do Anatolii.

(chwila na zatrzymanie karuzeli śmiechu)

Furda tam dociekania etymologiczne nad pochodzeniem słowa "Turek", czy badania archeologów nad początkami mleczarstwa. Kosiński już te problemy rozwiązał i to w taki prosty sposób.

Dalej mamy jeszcze lepiej.

Hetyci

Jedziemy dalej, bo tutaj nie tylko odkrywamy pokrewieństwo Słowian i Hetytów, ale i ponownie dowiadujemy się o wielkiej wartości naukowej literatury pięknej (str. 232-233).

Warto też tu wspomnieć o starożytnych Hetytach, którzy na terenie dzisiejszej Anatolii założyli potężne państwo w XVII-XII wieku p.e.ch. Od nich wzięła się sztuka powożenia koniem, która przetrwała w Polsce do dziś, nadal obecna choćby w komendach woźnicy, heta - w prawo, gdyż w prawej ręce hetycki wojownik miał hetę (rodzaj kuszy) i wiśta, czyli w 'w iśta' - w lewo, bo w lewej ręce trzymano isztę (rodzaj dzidy). (...)

Hetyci bowiem, byli bardzo pedantyczni w prowadzeniu wojny i szli do natarcia, dopiero mając pewność swojej przewagi, a ich dowódcy mieli na glinianych tabliczkach oznaczone każde pastwisko i każdy wodopój, jak też każdą najmniejszą wioskę na obszarze, który zamierzali napaść - pisał fiński pisarz Mika Waltari w książce Egipcjanin Sinuhe.

Zapewne książka Waltariego jest naprawdę bardzo dobrą powieścią historyczną (pewności nie mam, nie czytałem), ale podpieranie się zaczerpniętymi z niej opisami w swoich wywodach? Aż dziwne, że gdy Kosiński pisał o Rzymianach, nie odwołał się do słynnej powieści Teodora Parnickiego. Chociaż kto wie, mogłem przeoczyć.

Opowieści o wiśta i heta nawet nie skomentuje, bo to się samo komentuje :D.

Saamowie

Niesłychanie ciekawe są też wywody Kosińskiego na temat plemion Saamów (znanych też jako Lapończycy) z Półwyspu Skandynawskiego. To bardzo ciekawy lud, którego liczne języki nie są spokrewnione z językami indoeuropejskimi. Cytuję (str. 184):

Swoją drogą nazwa plemion Sami też brzmi swojsko. Czyżby to ci, co zostali sami, gdy większość Asów (Ario-Słowian), mieszkańców Asgardu (grodu Asów, stolicy Hyperborei) uciekła na południe przed nadchodzącym zlodowaceniem?

Prawda jakie to proste?

Pozostałe smaczki "etymologiczne"

Generalnie, jak już Szanowni Czytelnicy mogą wywnioskować z przytoczonych fragmentów, korzystanie ze słowników, jest poniżej godności autora. Jego metoda, to znaleźć sobie polskie (czy słowiańskie) słowo podobne do jakiegoś innego i tak "wydedukować" jego pochodzenie, czasem dodając odpowiednią historyjkę. Nie trzeba być etymologiem, by zobaczyć słabości tej metody. Na tej zasadzie, można udowodnić pochodzenie wszystkiego od wszystkich. Zapewne, jakbym się uparł, na podstawie analizy różnych europejskich nazw, wyszłoby mi, że pochodzą one z suahili. Zaprezentuje jeszcze kilka jego wywodów, jak dla mnie szczególnie zabawnych. Zacznijmy od strony 289:

Co ciekawe na tym samym terenie, istniała kiedyś słynna Retra (rhet + ha, tj. Świątynia Światła, być może, że od tajemniczego słowa rhet powstało zawołanie "o rety"), a nad tym jeziorem leżą Prylwice (Przylwice), gdzie znaleziono słynne "idole prylwickie" i niedaleko k. Neusterlitz (Nowe Strzelce) tzw. kamienie Hagenowa.

Jak się wszystko pięknie układa, nieprawdaż? No to teraz coś na temat źródłosłowu kilku pasm górskich (str. 284).

Piryn (jak również Pireneje) od słowiańskiego boga Pieruna.

Riła - od "ryć", góra tak wysoka, że aż ryła niebo.

Karkonosze (str. 269) - zapewne nawiązują swoją nazwą do mitycznego Atlasa (Atlaha - Ojca Lachów)

I ostatni fragmencik  o niektórych tatrzańskich szczytach (str. 269):

Z trudem przychodzi mi czytanie opisu i etymologii nazwy szczytu Gerlach na Wikipedii. A prawda jest genialnie prosta. Gerlach znaczy Pan Gór, bo 'ger' jest skrótem od słowa 'góra', a 'lach' oznacza pan, w wielu językach zresztą, o czym pisałem wcześniej. Można też nazwę Gerlach przetłumaczyć jako Góra Lachów. Giewont to Góra Wenetów od Ge+vent. Za to Rysy mają bardziej czytelną etymologię, bo chyba każdy wie, że są tak wysokie, iż rysują niebo.

Widzicie jak genialne? Zamieszczam, żebyście będąc w Tatrach mieli świadomość tej odkrywczej wiedzy.

Podsumowanie

Na ostatek, wspomnę o przypisach w tej książce. Trochę ich tu jest, ale stosowane są nader wybiórczo. Przykładowo, jak wspomniałem wyżej, autor nie uznał za stosowne zamieścić przypisu, gdy donosił o odkryciu na Antarktydzie piramid.

W innym miejscu, odwołuje się do artykułu Janusza Piontka. Przypis ma taką postać:

* J. Piontek, ,,Etnogeneza Słowian: od mitów, ku faktom?", 2008, na http://archeowieści.pl

No nie, tak się nie robi przypisów, odnosząc się do źródeł internetowych. Panie Kosiński, podaje Pan konkretny link, nie do całego portalu, by czytelnik musiał tam szukać, podaje się również datę dostępu. Już pomińmy to, że profesor Piontek wypuścił publikację pod tym tyułem, możnaby po prostu odnieść się do konkretnego artykułu w czasopismie. 

Mam wrażenie, że Kosiński odwołuje się do książek, jak sobie przypomni, że w zasadzie powinien.

Dobór bibliografii też jest ciekawy, przemieszanie starszych opracowań naukowych i opowieści nawiedzonych fantastów, jak Janusz Bieszk. Jednak, rozwaliło mnie zupełnie odwołanie się do tak zwanej Księgi Popiołów (str. 225), też bez stosownego przypisu. Autor jedynie wspomniał, że stamtąd czerpie informacje. Niezorientowanym spieszę z wyjaśnieniem, że Księga Popiołów to twór niejakiego Marskiego (to akurat pseudonim), kompilacja faktów i jego własnej wyobraźni, napisany tak potwornie bełkotliwie, że Rodowód Słowian wygląda przy tym na poważną publikację. Jak ktoś jest ciekaw, to znajdzie początek tutaj. Ale dla Kosińskiego jest to najwyraźniej poważne źródło, które najpewniej stawia na równi z książką profesora Labudy o państwie Samona (str. 140).

Cóż, chyba tutaj bym skończył. Nie ma potrzeby więcej znęcać się nad tą książką. Nikomu nie polecam jako źródła wiedzy. Jeśli jednak chcecie się pośmiać, to może się nadać.

Ocena: 1/10.

PS. Zdaje sobie sprawę, że przedstawiona tutaj ocena, nie wyczerpuje wszystkich aspektów tejże książki. Dlatego, bardzo polecam zapoznać się z opinią Artura Wójcika z bloga Sigillum Authenticum. Jest tam więcej o nieznajomości historii przez Kosińskiego.
https://sigillumauthenticum.blogspot.com/2017/10/awantury-o-pochodzenie-sowian-ciag.html


 [1] Wszystkie cytaty za:

T. Kosiński, Rodowód Słowian, Bellona, Warszawa 2017, ISBN: 978-83-11-15998-3

[2] W skrócie, podawanie jak najbardziej sensacyjnych informacji, niekoniecznie prawdziwych, a zawsze ze szkodą dla realnej znajomości historii czytelnika. Szerzej w tym temacie polecam ten tekst Artura Wójcika.

[3]  Warto zajrzeć chociażby do:

J. B. Reece, N. A. Campbell, Lisa A. Urry, S. A. Wasserman, P. V. Minorsky, R. B. Jackson, Biologia, Rebis, Warszawa 2012, ISBN:
978-83-7510-392-2





6 komentarzy:

  1. "dinozaury żyjące w epoce lodowej?"

    Mnie bardziej zdumiewa to, że Kosiński najwyraźniej uważa, że Jezus i dinozaury to jakieś etnosy/narody.

    Książka Waltariego jest bardzo dobrą powieścią historyczną, ale miejscami także fantastyczną (np. epizod minojski). Jednak nawet fragmenty fantastyczne nie dają podstaw do fantasmagorii Tępaszka.

    Dywagacje językoznawcze, jak zawsze w przypadku filipińskiego wieszcza, kabaretowe - koło nauki to nawet nie stało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że chodziło mu to, jakoby historycy deprecjonowali dorobek innych nauk, stąd te przykłady z Jezusem i dinozaurami, nie, że są to etnosy/narody. Dalej to głupie i nie za bardzo na temat, ale nie aż tak.

      Sam pomysł, by w książce która pretenduje do miana popularnonaukowej (chyba), używać w ramach przykładu opisu z książki beletrystycznej, jest absurdalny. A z tego, co mówisz, to nawet sama treść tej książki nie daje mu podstaw, więc nawet jeszcze gorzej.

      Generalnie, wiedziałem przecież kim jest Kosiński i spodziewałem się, że będzie źle. Ale jednak nie przypuszczam, że AŻ tak źle.

      Usuń
  2. A tak spojrzałam z taką myślą: o, fajna okładka, jest konik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałem 1, nie 0, tylko dlatego, że okładka ładna i za niezamierzony potencjał hummorystyczny

      Usuń
  3. Ojej! Też to kupiłam, niestety. I na szczęście nie przeczytałam. No to chyba już nie muszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można na wyrywki, żeby się pośmiać. Niezbyt udanego zakupu bardzo współczuję :(

      Usuń