wtorek, 6 października 2020

Raport książkowy #7 (marzec - sierpień)

 

W końcu wrzuciłem. Nieco na szybko, także z rozpędu wylądowały książki z samego początku września, ale niech tam. Dostawa od Copernicus Center, już z końca pójdzie do następnego, podobnego wpisu.

Najpewniej i tak o czymś zapomniałem, ale niech tam - jedziemy z tym.

 

Zacznę może od tych dwóch książek najbardziej z prawej strony. Nie moje, tylko pożyczone, ale wrzucam dla porządku (zapewne kupię sobie kiedyś własne). Jedna to Gilbert Keith Chesterton, a konkretnie jego zbiór esejów - Wiekuisty Człowiek. Jest jeszcze Ortodoksja, ale nie mam pod ręką ;). Cóż, nie jestem pewien, czy to tutaj recenzować, ale to rzeczywiście swoista klasyka eseistyki. Warto przeczytać, chociaż beletrystyka Chestertona, chyba jest bardziej przystępna.

Natomiast to opasłe tomiszcze to biografia. Konkretnie Marcel Lefebvre. Życie, pióra bpa Bernarda Tissiera de Mallerais. Przyznam, że mocno mnie zaciekawiła historia zmian, które przetoczyły się przez Kościół po roku 1970. Więc i biografia arcybiskupa Lefebvre, swoistego symbolu oporu, była na miejscu. Również, raczej nie będę tutaj tego opisywał, więc kilka słów. Biografia bardzo obszerna, najeżona licznymi przypisami - autor ewidentnie się przyłożył. Momentami bardzo ciekawa (zwłaszcza fragmenty, opisujące życie w Afryce), a czasem dość nużąca - bardzo wiele imion i nazw.

Teraz może dla odmiany fantastyka. Całe dwa stosy.

Lecąc od góry, mamy Feliksa Kresa z jego Księgą Całości. Konkretnie, dwa pierwsze tomy. Północną Granicę, już tutaj opisywałem, na Króla Bezmiarów przyjdzie czas. Chociaż, muszę powiedzieć, że bardziej mi się podoba Północna Granica.

Potem kilka klasyków, które w sumie zawsze chciałem mieć i przeczytać. Czyli, Jonathan Strange i pan Norrell, Susanny Clarke oraz Kraken, Chiny Meville. Co do tego ostatniego, opinie są podzielone, ale uznałem, że sprawdzę faceta. Wyjdzie jak wyjdzie.

Potem Dziób Księżyca, kupiony przez polecanki Moreni. Jeszcze nie czytałem, ale zapowiada się nieźle, a reszta twórczości autora, Philipa Temple, kusi, aby się zapoznać.

Potem zbiór opowiadań, wyhaczony na bazarze w czasie wakacji - Cała kupa wielkich braci, Rafała Ziemkiewicza. Czytałem kiedyś Jawnogrzesznicę z tego zbiorku i była całkiem dobra, więc sądzę, że warto. Zwłaszcza, że fantastykę tego autora generalnie lubię.

Na sam koniec, dwie serie z kanonu Sapkowskiego, które udało mi się skompletować. 

Po pierwsze, Lyonesse, autorstwa Jacka Vance'a. Cóż, trylogia znakomita, dość klasyczne fantasy z licznymi nawiązaniami do legend arturiańskich i Atlantydy. Już teraz polecam brać, jak ktoś fantasy lubi, a ma okazję - zdecydowanie warto.

Następnie kolejna trylogia, tym razem Michaela Scotta Rohana - Zima Świata. Niestety, w Polsce mamy tylko połowę tego cyklu, bo autor zdecydował się rozwinąć trylogię w sześcioksiąg. A po Amberze, w latach osiemdziesiątych, nikt nie podjął się wznowienia, tym razem całości. Szkoda, bo choć na razie tylko zerknąłem sobie na początek pierwszego tomu, już widzę, że raczej mi się bardzo spodoba.

Następnie, idąc od góry, mamy Tales of Mystery and Imagination, Edgara Allana Poego. Poe to Poe - chyba przedstawiać nie trzeba.

Potem kolejną perełkę z antykwariatu, mianowicie Dziecię z kości słoniowej, Henry'ego Riddera Haggarda. To jedna z lepiej znanych powieści Haggarda o Alanie Quatermainie.

Następnie, Gloriana, Michaela Moorcocka. Jedna z jego mniej znanych powieści, ale nie kosztowała wiele, więc wziąłem.

Wyprawę po złote runo, brałem w ciemno, ze względu na nazwisko autora - Roberta Gravesa. Czy było warto, jeszcze nie wiem.

Tiganę, Guya Gavriela Kaya, uważam za książkę naprawdę wybitną. I cieszę się bardzo, że znalazłem egzemplarz w tym wydaniu.

Siedem Czarnych Mieczy Sama Sykesa, zamówiłem ze względu na ciekawy opis, dodatkowo zachęcany recenzją u Kasi. Wygląda okej, ale na szerszy opis przyjdzie nieco poczekać ;).

Planeta Harpii, niejakiego Walentinowa, to z kolei staroć. Zamówiłem, ponieważ polecał kolega, a chciałem dopchnąć do darmowej przesyłki. Nie mam nic przeciwko rosyjskiej fantastyce, więc strzelam, że zapewne zakup udany.

W górach szaleństwa, przyznaję, że skusiło mnie głównie ze względu na piękne wydanie. Ale oczywiście warte polecenia ze względu na treść - Lovecraft nie zawodzi.


Na sam koniec, seria, której pierwszy tom już omawiałem - Świat czarownic, a konkretniej, cykl Estcarp (no większość). Pierwsza część, bardzo mi się podobała, pozostałe również nie zawodzą. Polecam.

Ostatnie dwie książki, zostały zakupione poniekąd z musu. Autora, Michaela Moorcocka, wcześniej nie znałem. Chciałem przede wszystkim, przeczytać jego serię, Elryka z Melnibone. Niestety, w Polsce wydawano Moorcocka już dość dawno, więc zwłaszcza pierwsze tomy, są trudne do dostania po normalnych cenach. Zatem, uznałem, że na razie zadowolę się innym cyklem Moorcocka, mianowicie trylogią Corum (tym bardziej, że trafiły się dwa pierwsze tomy w pakiecie). Jest o tyle ciekawy, że napisany z perspektywy elfa, nie człowieka. Wrzucę jakoś niedługo recenzję tomu pierwszego. Na razie powiem tak - całkiem dobre fantasy. Niby dość standardowe, ale muszę przyznać, że i tak jest w nim sporo oryginalności. Przy okazji, chcę dokupić brakujący tom trzeci.

Jeśli o fantastykę, to byłoby na tyle.

Wrzuciłem wszystko na jeden stos, bo to pomieszanie z poplątaniem. Tym razem zacznę od dołu.

Najpierw, Tree and Leaf, J.R.R. Tolkiena. Dołączono jeszcze Mythopoeię oraz The Homecoming of Beornoth. Co prawda, prawie dwadzieścia lat temu, Drzewo i Liść (wraz z Mythopoeią) wydano w Polsce. Ktoś mi jednak zwinął upatrzony, dość tani egzemplarz na Allegro, więc machnąłem ręką i zamówiłem oryginał. Bardzo ładne wydanie Harper Collins, jak coś, to polecam.

Tolkien. Człowiek i mit, Pearce'a, był już tutaj omawiany, więc nie będę się rozwodził.

Ivanhoe, sir Waltera Scotta, to powieść historyczna, która moim zdaniem, niespecjalnie się zestarzała. Czytałem niegdyś w oryginale, a że znalazłem dość tanio po polsku, to wziąłem. Chętnie porównam.

W obronie wypraw krzyżowych, już opisywałem. W skrócie - można czytać, ale doradzałbym ostrożność.

Annibale Bugnini i rewolucja liturgiczna, Yvesa Chirona, to z kolei biografia abpa Bugniniego. Bugnini, był głównym architektem Novus Ordo Missae - czyli rytu mszy, teraz najczęściej odprawianego. Może opisze, bo to dobra książka. Rzetelnie podparta źródłami, nie znajdziemy tam jakichś mętnych opowieści o Bugninim - masonie.

Dzikość, pani Katarzyny Nizinkiewicz, dostałem w prezencie. Cóż, muszę powiedzieć, że bardzo trafiony. Są to opowieści autorki o jej wędrówkach w różnych dzikich zakątkach (z różnych stron, od Lofotów po Gruzję). Opiszę tę książkę szerzej, ale jak ktoś się zastanawia, czy już teraz kupić, to polecam zerknąć na bloga pani Nizinkiewicz. Nie do końca to samo, ale można zobaczyć, czy tematyka i styl się spodoba.

Ojciec Brown, to chyba najbardziej znana postać literacka stworzona przez Chestertona. zatem, jak miałem okazję, kupiłem ten zbiór opowiadań, pod wiele mówiącym tytułem: Ojciec Brown. Detektyw w sutannie. Przeczytałem na razie ze dwa. Mi tam się podoba, dość klasyczne historie kryminalne, ale z nietypowym detektywem i przesycone angielskim humorem. Ja uważam, że warto, ale nie czytam wiele kryminałów. Może ktoś bardziej obeznany z tego typu literaturą, postrzegałby to inaczej.

Miliardy, Miliardy, Carla Sagana, od dawna miałem w planach, więc w końcu kupiłem. Jak to u Sagana, bardzo dobra popularyzacja nauki, która niewiele się zestarzała.

Wyżej jeszcze dwie pozycje okołotolkienowskie. Lewis, Michaela Corena, to oczywiście biografia twórcy Narnii. Jeszcze nie czytałem, ale Coren ma dobre opinie.

Z kolei The Science of Middle Earth, Henry'ego Gee, jest dość nietypową pozycją. Autor omawia w niej, jak wyglądają różne aspekty funkcjonowania Śródziemia, z naukowego punktu widzenia. Nie czytałem, ale jestem bardzo ciekaw.

Ostatnie z wolnych, Garetha Patersona, to z kolei opowieść autora o lwach, których ochroną aktywnie się zajmował. Podobno dobre, ale zobaczę.

Całość wieńczą, Dary z Kordoby Teodora Parnickiego. Przyznam, że dołożyłem na koniec do paczki, skuszony nazwiskiem Parnickiego, którego kojarzę z bardzo dobrej powieści, Aecjusz. Ostatni Rzymianin. Spodziewałem się, że to jakaś opowieść z Półwyspu Iberyjskiego pod władaniem Arabów, a początek okazuje się być umiejscowiony na dzisiejszych ziemiach polskich w czasach Mieszka I. Ale Parnicki, to Parnicki - nie powinno być źle.

Przypomniałem sobie o jeszcze jednej książce, której zapomniałem tu umieścić, bo miałem w torbie. Eddington i teoria względności Jerzego Witczaka, to krótka rozprawa na temat dokonań sir Arthura Eddingtona na tym właśnie polu i wpływie na filozofię. Niezbyt techniczna i cienka. Nie przeczytałem jeszcze, tylko przejrzałem, więc nie będę razie oceniał.

Cóż, to byłoby na tyle. Spodziewałem się, że będzie tego nawet więcej, ale nie jest tak źle. Następny raport, już w listopadzie.

12 komentarzy:

  1. Lovecraft nie zawodzi - ale jeden zbiór opowiadań czytam od czerwca. Po opowiadanku, jak mi sie przypomni. Bo w większej ilości zaczynam ociekać myślami i nie umiem się na tym skupić, a go lepiej czytać powolutku i spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja mam na odwrót, mi wchodzi dosyć szybko. Chociaż prawda, że nie lubię tego czytać w dużym rozproszeniu, na tym rzeczywiście warto się skupić.

      Usuń
    2. Chyba sporo zalezy od doboru opowiadan. Jak mialam krotki "Zew cthulhu" to mi wszedl szybko, ale teraz mam "Bestie w jaskini" - i tam jest sporo tez tych bardziej przecietnych albo bardzo krotkich tekstow. I one potrafia byc do siebie bardzo podobne.

      Usuń
  2. No zacny stos :D

    Powiem Ci, że z Kresem to czekam, aż go FS wznowi i wrzuci na Legimi XD Lyonesse sama chciałabym przeczytać, ale po pewnym rozczarowaniu Vancem, którym się wszyscy powszechnie zachwycali jakoś mi entuzjazm opadł. "Tiganę" mam w tym samym wydaniu (wszystkie Kaye, które mam, mam w tym wydaniu. Czyli wszystkie poza "Sarantyńską mozaiką") i też uważam za powieść wybitną (z wybitnie wykreowaną kobiecą bohaterką zresztą).

    Jak już przeczytasz te "Siedem czarnych mieczy" to daj znać, czy warto, bo ostatnio straciłam entuzjazm i zaufanie do zachodniej fantastyki XD

    Ej, czy ten ojciec Brown to jest ten sam detektyw w sutannie co w tym angielskim serialu? :D

    O, jakby The Science of Middleerth wyszło po polsku, to bym sobie dumnie postawiła na półce obok "Fizyki Star Treka" :D Ale pewnie nikt nie wyda.

    "Ostatnie z wolnych" właśnie 10 minut temu zakupiłam sobie na Allegro (Instagram to zło, wcześniej namówił mnie do zakupu biografii konia wyścigowego). Będzie mi się fajnie komponował z "Tańczącym z lwami", bo ich autor przejął niektóre lwy od autora "Ostatnich..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D.

      Co do Kresa, to kupiony jeszcze przed planowanym wznowieniem FS. Na pewno wezmę nowego, zwłaszcza, że Kres ma brzydki zwyczaj radykalnego poprawiania swoich kolejnych wydań.
      Co do Lyonesse, to może źle się wyraziłem, na razie przeczytałem tylko tom 1. Bardzo fajne, mi tam się podoba, reszta wydaje się być na podobnym poziomie. Jak coś to możesz poczekać, bo pewnie wrzucę wrażenia po całości :P.
      Jasne, zapewne jakoś do końca listopada przeczytam :P. Sam jestem ciekaw tego Sykesa.

      Co do ojca Browna, to tak. Przy czym, były dwa takie seriale. Jeden jakoś w latach siedemdziesiątych, a od 2013 roku BBC robi nowy. Ale tak, przy obu wzorem jest ta sama postać i opowiadania Chestertona.

      No raczej wątpię, chociaż też chętnie bym kupił. Ale kto wie :P.
      To pewnie ja z kolei kupię "Tańczącego z lwami" :P.

      Usuń
    2. Znaczy, tego Vance'a to akurat "Umierającą Ziemię" czytałam. I tyle wcześniej się naczytałam zachwytów, jakie to nowatorskie, a jakie świetnie napisane, a jakie wszystko wybitne tam jest.No i przeczytałam, faktycznie pomysłowe, ale kompletnie nie rozumiem, skąd te zachwyty. Obawiam się, że z Lyonesse mogę mieć podobnie.

      Chyba widziałam kilka odcinków tego z lat 70tych (on tam z taką młodą zakonnicą występował w każdym razie). Całkiem sympatyczne to było, choć za kryminałami nie przepadam.

      Usuń
    3. Możliwe. Chociaż to fantasy, więc możesz odebrać to nieco inaczej. Jak będziesz miała okazję, to mimo wszystko, chyba warto dać Vance'owi kolejną szansę, ale też nie ma co się spieszyć.

      Co do serialu, to ciężko mi powiedzieć, ale podobna oba są dobre.

      Usuń
    4. Moreni
      "Umierająca ziemia" to cykl opowiadań, a tu masz jedną powieść podzieloną na trzy tomy, to jednak czyta się inaczej. Druga różnica: Umierająca ziemia to postapo (albo przedapo, albo samo apo :D) fantasy, a Lyonesse - klasyczne fantasy. I trzecia różnica: Umierająca ziemia to cykl prastary, zapoczątkowany w latach pięćdziesiątych XX w., Lyonesse zdecydowanie młodsze, z lat 1983-1989. Sam stawiam znacznie wyżej Lyonesse.

      Usuń
  3. "Jonathan Strange i pan Norrell" to jest całość, czy tylko t. 1?

    "Dziób Księżyca" wrzuciłem na listę - jednak Alfa to było dobre wydawnictwo.

    Nie masz co żałować, że zamiast Elryka z Melnibone kupiłeś Coruma - moim zdaniem, Corum lepszy. Choć mogę mieć spaczone spojrzenie, bo Coruma czytałem wcześniej (a w każdym razie "Kawalera mieczy", bo mam pierwsze wydanie, z wydawnictwa Pomorze z 1990 r., Elryka Amber wydawał bodajże dopiero od 1994 - w tzw. międzyczasie przeczytałem sporo książek Moorcocka, w tym cykle Runestaff i Erekose - u nas jako Wieczny wojownik, swoją drogą polecam fanom dziwnej fantasy, także powieści "Żołdak i zło świata" oraz "Gloriana").

    Lyonesse i Tigana to lektura obowiązkowa - u mnie Lyonesse w TOP 10 fantasy, a może w ogóle fantastyki.

    Ze Świata czarownic polecam też opowiadania, lepiej kupić wydanie Pomorza ("Świat magii czarownic"), niż Zyska (bo Zysk - jak sama nazwa wskazuje :D - podzielił na dwa tomy: "Czary Świata Czarownic" i "Mądrość Świata Czarownic").

    Parnicki - im był starszy, tym bardziej pokręcone książki pisał. "Dary z Kordoby" to dość późna jego książka, sam się męczyłem przy czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tylko tom I, ale następne gdzieś mi się wcześniej gdzieś przewijały w przyzwoitych cenach, więc raczej nie będzie problemu ze skompletowaniem całości. A ten sprzedawca akurat reszty nie miał.

      No właśnie widzę, że całkiem fajny ten Corum. Aż dziwne, że on nie trafił do kanonu Sapkowskiego, bo wnioskując po opisie Elric zdaje się być takim bardziej standardowym fantasy. Ale skoro polecasz te inne cykle Moorcocka, to się za nimi rozejrzę.

      Zysk to bardzo wiele książek tak dzielił, chociażby kiedyś Jordana, zatem jakoś mnie to nie dziwi :P.

      Cóż, sprawdzę te "Dary". Na szczęście były tanie :P.

      Usuń
    2. Polecam Erecose (r. 1: Wieczny wojownik, r. 2: Feniks z obsydianu, t. 3: Smok w mieczu) - miłośnikom dziwnej fantasty. Runestaffa (inna nazwa: Hawkmoon) raczej nie - słabo pamiętam, ale to nie było za dobre (o dziwo, jedyny cykl Moorcocka wydany w Polsce na twardo).

      W kanonie Sapka znalazł się Elryk zapewne dlatego, że ten podcykl doczekał się statusu kultowego i był bardzo popularny. Zresztą w pewnym momencie Moorcocka zgodził się pociągnąć dalej cykl o Elryku, ale już w formie komiksów - scenariusze do nich tworzyli Moorcocka i tadam, tadam: Neil Gaimnan. Ilustratorem pierwszego (scenariusz Moorcocka) był sam Philippe Druillet. Niestety, te komiksy u nas nie wyszły. Wyszły za to inne z Elrykiem - nie kupiłem, ale warstwa graficzna robi wrażenie:
      https://www.gildia.pl/szukaj/seria/elryk

      >Zysk to bardzo wiele książek tak dzielił, chociażby kiedyś Jordana, zatem jakoś mnie to nie dziwi :P.<

      Ciekawostka: w wydawnictwie Pomorze za serię fantasy odpowiadał niejaki Tadeusz Zysk - tak, ten Tadeusz Zysk. Po Wyd. Pomorze pracował jeszcze krótko na analogicznym stanowisku w Amberze, potem powołał z Tomaszem Szponderem wydawnictwo Rebis, a w końcu w 1993 r. Szponder i Zysk podzielili między siebie wydawnictwo na szponderowy Dom Wydawniczy Rebis i zyskowy Rebis S.C. (który po paru tygodniach zmienił nazwę na Zysk i S-ka).

      W Wydawnictwie Pomorze, w serii fantasty, wyszły bodajże tylko trzy pozycje:
      1. Moorcock "Kawaler mieczy".
      2. R. E. Howard "Tygrysy morza" (zbierające tomiki: "Tygrysy morskie" i "Robaki ziemi" - potem wydane osobno przez PiK w howardowskiej serii "Nie publikowane opowieści").
      3. A. Norton "Świat magii czarownic" (znowu zbierający dwa oryginalne tomiki, potem wydane przez Zyska osobno - więc w tym przypadku nie tyle Zysk dzielił, co Pomorze łączyło).

      Usuń
    3. Poszukam w takim razie - jako się rzekło, Moorcock generalnie fajnie pisze.

      A co do "Tygrysów Morza", to akurat niedawno zamawiałem, ze względu na polecanego przez Ciebie Brana Mak Morna.

      Usuń