poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Andre Norton, Świat Czarownic (Estcarp #1)

Moje wydanie - rok 1990
Nie wiem, czy każdy, ale ja przynajmniej, mam kilka takich książek, do których
mam wielki sentyment. Nie chodzi mi o książki niezwykle dobre, które należy cenić, tak, czy inaczej.
Chodzi mi o takie, które, gdy próbuje je ocenić tak bardziej na chłodno, wypadają, co prawda dobrze, ale przecież nie jak dzieła rangi Tolkiena, czy nawet Kaya albo Williamsa. Jednak, mają w sobie "to coś", co sprawia, że nieraz do nich powracam.
I nawet po wielu latach, wspominam z prawdziwym sentymentem.

Zatem, muszę oznajmić, że do tego nader szczupłego grona, niedawno dołączył wielki cykl, niestety już nieżyjącej pani Andre Norton. No, może przesadzam. Nie przeczytałem w końcu całości, ale dwie pierwsze części naprawdę mi się się spodobały.
Przyznaję, że jak się zastanowię, to dostrzegam istotne mankamenty, ale nie da się ukryć, że patrzę na nie cieplej, niż na niejedną książkę, którą pewnie mógłbym ocenić wyżej. Dlatego, proszę brać poprawkę na ten efekt, którego nie potrafię do końca wytłumaczyć. Postaram się być możliwie obiektywny.

Tak wyjaśnię, że omawiana tutaj książka, jest pierwszym tomem wielkiego cyklu Świat Czarownic. Dzieli się on na kilka cykli. Historie tam przedstawiane, nieraz są równoległe do siebie, więc kolejnością wydawniczą nie zawsze warto się sugerować. Mnie interesuje cykl Estcarp, którego książka Świat Czarownic jest pierwszym tomem. Dlatego, jakby kogoś interesowało, jakie są części następne, trzeba patrzeć na Estcarp właśnie.

Dobrze, zatem po tym wstępie, pora na krótkie omówienie fabuły. Otóż, głównym bohaterem Świata Czarownic, jest weteran II wojny światowej - Simon Tregarth. Niegdyś był oficerem, ale już po kapitulacji nazistów, próbował robić nie do końca legalne interesy. Jako były wojskowy miał chyba nieco za twardy kark, podpadł komuś ważnemu i skończył, jako ścigany przez oprychów, wynajętych przez jakiegoś mafioza.
Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że nie da rady sam, ale postanowił drogo sprzedać życie. I w tym właśnie momencie, znienacka dostał możliwość, by uciec przed prześladowcami, w miejsce, gdzie na pewno go nie znajdą - do innego świata.

Tak się rzeczywiście dzieje. Ląduje na ponurym, wilgotnym wrzosowisku, gdzie napotyka samotną kobietę, znajdującą się w nielichych tarapatach. Pomaga jej, po czym wspólnie pomagają sobie wydostać się z tej kabały.
Dzięki tej znajomości, Simon zyskuje na wstępie pewne zaufanie. Trafia do Estcarpu, krainy, rządzonej przez tak zwaną, Starą Rasę. Są to ludzie, których kobiety, rodzą się czasem, z rzadką umiejętnością posługiwania się Mocą.
Te potężne damy, władają Estcarpem, swoją potęgą i starożytną wiedzą, wspierając dzielnych i zajadłych wojowników, którzy trzymają straż na granicach.
Estcarp nie ma bowiem łatwo - zarówno południowi, jak i północni sąsiedzi, wcale nie są przyjaźni.
Simon szybko zapałał sympatią do do tej prastarej krainy i wstąpił na służbę do wojska czarownic. Można w pewien sposób powiedzieć, że został równie oczarowany tym starym krajem, rządzonym przez czarownice, jak ja tą książką.
Jakby Estcarp nie miał już dość problemów, na horyzoncie szykują się kłopoty z jeszcze jednym sąsiadem. Także, Tregarth szybko ma okazję, by wypróbować nowe znajomości w ogniu walki.

Jak widać, dzieje się niemało, ale zarazem nie ma się wrażenia, że wydarzenia toczą się w jakimś oszałamiającym tempie. Nie ma też dłużyzn, sama książka jest naprawdę cienka.
Sama historia (poza nielicznymi wyjątkami), zdaje się być całkiem nieźle zaplanowana. Pani Norton umiejętnie rozdziela, a potem łączy historie poszczególnych postaci, razem budując całkiem przyzwoitą opowieść.
Mi osobiście, bardzo się ten świat spodobał. Da się poczuć klimat starożytnego miasta Es, stolicy Estcarpu. Jego kamiennych murów, oświetlanych magicznymi lampami, czy aurę władzy i mocy, roztaczaną przez rządzące tam Strażniczki. Nie jest to oczywiście Kay, który jest niezrównany w takim budowaniu atmosfery. Pan Kay jest mistrzem, natomiast pani Norton, po prostu zręczną rzemieślniczką ;).

Co do bohaterów, to bywa już różnie. Osobiście, sam Simon Tregarth przypadł mi do gustu. Już na wstępie spodobał mi się sam pomysł na niego -  nie jest to kolejny z genialnych w swej durnocie nastolatków, którzy przeżywają przygody w innych światach/ruszają w swój własny. Wiem, że to w fantasy częste i jak dobrze realizowane, to w sumie nie mam nic przeciwko. Ale doceniam, jak zamiast jakiegoś nastolatka, dostajemy już dojrzałego faceta, na dodatek, jak w przypadku Tregartha, po trudach wojny.
Simon jest rozsądny, stara się głupio nie ryzykować. Zarazem jednak, to bardzo porządny człowiek. Lojalny wobec przyjaciół, potrafi wykazać się nie tylko pomyślunkiem, ale i sporą odwagą. Oczywiście, popełnia czasem jakieś głupstwa, ale okazjonalnie - jest po prostu normalnym człowiekiem.
Dodatkowo, jego doświadczenia jeszcze z naszego świata, uwiarygadniają sukcesy w walce. Po prostu, właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Pierwsze wydanie - 1963
Inne postacie, też dają radę. Nawet te epizodyczne, coś tam wnoszą i nie sprawiają wrażenia bezbarwnych.
Dość fajnie wypada główny dowódca Gwardii Estcarpu - Koris. To taki bardziej typowy wojak od Simona - dzielny, czasem nieco porywczy, ale zarazem, jednak dość bystry.
I same czarownice, zwłaszcza jedna ze Strażniczek - ja osobiście bardzo polubiłem, zwłaszcza za nieco cierpkie poczucie humoru.

Zastrzegam tylko, że nie jest to książka, która jakoś się skupia na budowaniu postaci. Nie są z papieru, ale raczej jest skupienie na historii, a nie psychice bohaterów. Czasem nawet miałem lekki niedosyt, ale summa summarum, chyba nie jest najgorzej.

Cóż, jak widać - jestem zadowolony. Nie jest jednak tak, że nie mam żadnych zastrzeżeń.
Zacznijmy może od takiej błahostki, która mnie jednak mocno irytowała.
Otóż, czarownice z Estcarpu, nie używają swoich imion. Imię władającej Mocą, daje nad nią władzę, stąd prawie nikt tych imion nie zna. I w porządku, ten pomysł jest jak najbardziej okej i sensowny. Podobny zabieg stosowała pani le Guin w Ziemiomorzu (nawiasem mówiąc, jakieś zrzynanie pani Norton jest wykluczone, Czarnoksiężnik z Archipelagu wyszedł z siedem lat po pierwszym wydaniu Świata Czarownic).
Tylko, że wiecie... Wtedy chyba powinno się używać jakichś aliasów, by zwyczajnie było wiadomo, o kogo chodzi. Tu tego nie ma. Nawet dochodzi do sytuacji, kiedy Simon pyta o jedną z czarownic i nie jest pewien, czy zrozumieją, o kogo mu chodzi... Cóż mam rzec, obawa raczej zrozumiała. A dość łatwo dałoby się uniknąć czegoś takiego.
Coś tam jeszcze by się znalazło, ale to chyba było najgorsze.

Inna sprawa, to różne kwestie związane z realiami tego świata. Wiemy, na przykład, że magia czarownic, choć potężna, ma swoje ograniczenia. Część poznajemy, ale wciąż pozostaje wiele niedopowiedzeń. Nie są to dziury w realiach, po prostu miałem pewien niedosyt.

I ostatnia kwestia, chyba najbardziej mogąca wpłynąć na odbiór tego dzieła. Po części, zapewne jest to kwestia tłumaczenia, ale mam wrażenie, że wielu osobom język tej powieści może się wydać nieco "drewniany". W sensie, bohaterowie mówią normalnie, ale czasami nieco oficjalnie. Rzadko spotykamy jakieś żarty, czy potoczyste dialogi. Mi to nie wadziło, nawet nieraz pasowało do klimatu całej historii. Ale ja jestem dziwny i mam specyficzny gust, zatem wypada ostrzec.
Najnowsze wydanie - 2013
Cóż, chyba tutaj wypadałoby skończyć. Oczywiście, lekturę kontynuować będę, najprawdopodobniej pojawi się tutaj całość Estcarpu.
Miałem wątpliwości, jak ocenić tę książkę. Na pewno zasługuje na 7/10. Ale zbyt  mi się podobało, by stwierdzić, że była po prostu dobra, a jednak, 9, byłaby pewnym przegięciem.
Zatem daję 8/10.
Może przesada, ale to naprawdę bardzo dobra książka.
Przy tym, klasyk z kanonu Andrzeja Sapkowskiego. Warto poznać, chociażby dlatego.


Wydania z 1983
[EDYCJA] Wygląda na to, że Lubimy Czytać, tym razem wprowadziło mnie w błąd, zatem poprawiam.

Świat Czarownic, ukazał się w Polsce kilkukrotnie. Pierwsze dwa wydania, pochodzą z roku 1983, ukazywały się w Fantastyce i były przeznaczone do samodzielnego zszycia. Przyznaję, że rad bym przygarnął coś takiego, mam pewną słabość do tego rodzaju staroci rodem z PRL.

Następnie, w roku 1990, ukazało się wydanie wydawnictwa Cent, najpewniej pirackie. W tym samym roku, wyszło też wydanie Amberu (które zresztą sam posiadam).
Wydanie Cent - 1990
Dwa lata później, zostało zresztą wznowione, również przez Amber. Okładka jest de facto taka sama, jak w tym z roku 1990.

Za przekład, aż do pierwszego wydania Amberu, odpowiadała wyłącznie pani Aniela Tomaszek. Przy wydaniu Amberu, współpracowała z Ewą Witecką. Sam oceniam robotę tego duetu jako całkiem dobrą - choć mam wrażenie, że mogłoby być ciut lepiej.

Pani Witecka już w całości tłumaczyła całe wydanie z roku 2013, pod szyldem Naszej Księgarni. Niestety, nie miałem okazji sprawdzić, jak wypada to najnowsze - możliwe, że ciut lepiej.

W każdym razie, do zapoznania się ze Światem Czarownic, zdecydowanie zachęcam ;).

16 komentarzy:

  1. Najnowsze tłumaczenie (akurat je czytałam i wypożyczyłam sobie to z lat 90tych dla porównania, choć porównywałam tylko losowe fragmenty), jest, powiedziałabym, raczej wygładzoną wersją przekładu Tomaszczyk niż jakąś rewolucją. Zdarzają się całe identyczne fragmenty.

    Co do samego "Świata czarownic", to przyznam, że dostrzegam w nim raczej walor historycznoliteracki niż czytelniczy. Owszem, zestarzał się znacznie lepiej niż choćby nieszczęsny Xanth, ale po tych kilku latach od lektury trudno mi powiedzieć, o czym tak właściwie to było. Niemniej, czytało się całkiem przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Witecka pomagała przy tym tłumaczeniu z roku 1990, więc obstawiałem, że zapewne nie miała specjalnych zastrzeżeń, co do przekładu. Tym niemniej, dobrze wiedzieć, dzięki ;).

      Do Xanthu jeszcze się nie zabrałem, także porównania nie mam. Mi, jak zauważyłaś, mocno przypadło do gustu, ale w sumie się nie dziwię. Nie jest to arcydzieło, ot, dość urokliwa historia. Nawet taki Sanderson pod wieloma względami wypada lepiej (chociaż te jego dłużyzny to nieraz istna męka).

      Usuń
    2. A ja tam lubię Świat czarownic :)

      Usuń
    3. To fajnie, wygląda na to, że po raz kolejny się zgadzamy :p

      Usuń
  2. Aż mnie zaintrygowało to wydanie z 1970 r. - nigdy o tym nie słyszałem. Na lubimyczytac ta okładka jest przypisana do wydania w odcinkach z Fantastyki - ale wydanie z Fantastyki miało inną okładkę. Aczkolwiek ta wygląda jakby rzeczywiście była z Fantastyki. Obstawiam, że to "samoróbka" - komuś brakowało okładki do Świata czarownic i przerobił okładkę do innej powieści; to wygląda jakby stary napis był zabazgrany albo zaklejony i dołożony nowy.

    Ale wydania z 1970 r. raczej nie było. Były wydania:
    1. W odcinkach w Fantastyce - 1980.
    2. Wydawnictwo CENT - 1990 (okładka Chrisa Achilleosa - nie wiem czy i wydanie, i okładka nie były pirackie).
    3. Wydawnictwo AMBER - 1990.
    4. Wydawnictwo AMBER - 1992 (od poprzedniego różniło się tylko nasyceniem kolorów na okładce).
    5. Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA - 2013.

    Taka ciekawostka: fanem Świata czarownic jest chyba Tadeusz Zysk. W 1990 roku współpracował z wydawnictwami Pomorze i Amber - w obu wtedy zaczęły wychodzić książki z tego cyklu (w Pomorzu zbiór niezłych opowiadań "Świat magii czarownic"). A potem Zysk już we własnym wydawnictwie kontynuował cykl po Amberze ("Mądrość Świata Czarownic", "Czworo ze Świata Czarownic").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłem u autorytetów zza oceanu i wygląda na to, że na Lubimy Czytać rzeczywiście zmyślają, tak jak mówisz. Znalazłem to zestawienie, jest nawet to pirackie wydanie z Cent:

      - (1983) Published in Poland; In Fantastyka (a sci-fi/fantasy magazine) as 2 parts - Fantastyka [Science fiction] number 6 (9) June 1983 & Fantastyka [Science fiction] number 7 (10) July 1983 ~ translation by Aniela Tomaszek ~ Polish title Świat Czarownic [Witch World]

      - (1990) Published in Poland; by Cent, 83-700-6000-7, 141pg ~ translation by Aniela Tomaszek ~ Polish title Świat Czarownic [Witch World]

      - (1990) Published in Poznań, Poland; by Amber, 83-850-7942-4, 220pg ~ translation by Aniela Tomaszek, Ewa Witecka ~ cover by Steve Crisp ~ Polish title Świat Czarownic [Witch World]

      - (1992) Published in Poznań, Poland; by Amber, 83-708-2084-0, 220pg ~ translation by Aniela Tomaszek, Ewa Witecka ~ cover by Steve Crisp ~ Polish title Świat Czarownic [Witch World]

      - (2013) Published in Warsaw, Poland; by Nasza Księgarnia, 978-83-10-11794-6, PB, 338pg ~ translation by Ewa Witecka ~ Polish title Świat Czarownic [Witch World] also as E-Book eISBN 9788310124739

      http://andre-norton-books.com/the-witch-world/estcarp-cycle/520-witch-world

      Tutaj cały spis. Zaraz skoryguje :P.

      Usuń
    2. Niezły spis. Acz można im uzupełnić, że wydawnictwo Cent było z Wrocławia.

      Usuń
    3. A co do okładki z wydawnictwa Cent, to nie wiem czy nie jej nie zakosili z Fantastyki - ta sama ilustracja była na okładce Fantastyki nr 2 za 1990 rok. Różnica odcienia w kolorze okładki (ciut ciemniejszy jako tło ilustracji i ciut jaśniejszy jako tło napisu) sugeruje, ze to dobry trop :D

      Usuń
  3. O, przynajmniej część z tego powinnam mieć, ale nie oddam, bo na "Fantastykach" cały czas pracuje. XD Mnie w ogóle zawsze bawi narzekanie na brak silnych kobiet w kulturze. A potem człowiek myśli o paru tytułach i w prawie każdym jest albo silna babka, albo postać, która próbuje nią być. XD Tak jak tutaj czy u Le Guin.
    A z tymi imionami może autorka chciała właśnie pokazać, jakie to bezsensu i dlatego nie podała żadnych przezwisk ani nic? XD Tylko to musiało jej się trudno pisać przecież.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trudno, jakbyś się rozmyśliła, to możesz dać znać xD. Też mnie to nieco bawi. No, ale to problemy ludzi, którzy zapewne większości tych książek nawet w ręce nie mieli. Nawet u Tolkiena są silne kobiece postacie.

      Chyba nie, wydaje mi się, że to było na poważnie. Uwaga, będzie spoiler xD. Do każdej czarownicy, niezależnie czy to Strażniczka (to te najpotężniejsze, z miasta Es), czy jakaś nieco mniejszej rangi zwraca się per pani. I słusznie. Ale to już wyglądało kuriozalnie, gdy Simon pytał kolegi "A gdzie jest tamta tamta pani?". Ten się domyślił, o którą mu chodzi, no ale cóż, z jakimś aliasem tego problemu by nie było xD.

      Usuń
    2. Samantha Shannon przecież się podobno obraziła na Tolkiena za brak silnych kobiet. XD
      Najgorsze, że przecież tego typu zatajone imiona występują w wielu istniejących kulturach. Naprawdę autorka nie musiała daleko szukać, by znaleźć rozwiązanie. Ja po to pewnie przynajmniej na razie nie sięgnę, ale zobaczymy co tam życie przyniesie kiedyś. :P

      Usuń
    3. A tak, nawet mi o tym już mówiłaś :P. Trochę sobie o niej poczytałem i generalnie w ogóle mam mieszane uczucia. Na przykład na podstawie tego wywiadu:
      https://www.kawerna.pl/biblioteka/wywiady-biblioteka/wywiad-z-samantha-shannon/
      Mam wrażenie, że mnie by pani Shannon pewnie nie polubiła, ale cóż robić ;).

      No występują - nawet w kilku kulturach indiańskich z terenów Ameryki Północnej. Nie sprawdzałem, ale strzelam, że pani le Guin, właśnie z nich mogła zaczerpnąć ten pomysł z ukrytymi imionami. Czemu Dama Andre nie poszła tą drogą, to nie wiem :P.
      Jasne, ja sam w końcu muszę zamówić tom pierwszy "Opowieści piasków" :P. Ale jak znajdziesz czas, to zachęcam, by się ze "Światem Czarownic" zapoznać.

      Usuń
    4. Mogłam. Ogółem ona prywatnie sprawia wrażenie naprawdę miłej dziewczyny. Tylko odnoszę wrażenie, że może stawiać emocje ponad logiczne myślenie. Przez to ten jej "Zakon drzewa pomarańczy" pod kątem światotworzeia wypada "meh". Tego się chyba nie da zrobić naprawdę dobrze, nie spoglądając na świat chłodnym, kalkulującym okiem.

      W Egipcie chyba też występował taki motyw, jeśli dobrze kojarzę. No i na razie muszę przeczytać, co mam, szczególnie że domówiłam parę kolejnych rzeczy. XD

      Usuń
    5. Ooo, jaka pouczająca dyskusja. Dzięki Wam dowiedziałem się o istnieniu Samanthy Shannon. Nie wiem co teraz z tą wiedzą zrobię :D

      Komentarz może trochę ebz sensu, ale to przez to, żeby Istimor Izostar nie miał pod notką trzynastu - my, racjonaliści, powinniśmy unikać takich pechowych znaków (napisałem "znaków", bom wymęczony i nie mam siły pomyśleć, azaliż winny tu być liczby czy cyfry)! :D

      Usuń
    6. Ja zachęcam, byś coś od niej przeczytał. Mam wrażenie, że na se czytam byłoby ładne masakrowanie, chętnie bym to zobaczył :D.

      Za komentarz dzięki, faktycznie była to budząca niepokój liczba :P.

      Usuń
    7. Teraz rzuciłem okiem - na LubimyCzytać ma niezłe opinie. ALe opisy coś mi zalatują przeciętnymi młodzieżówkami, więc sobie daruję. Mam na razie zapas książek i komiksów - jak to określają na Komikspec: Kupkę Wstydu :D

      Usuń