wtorek, 28 stycznia 2020

Marcin Jamiołkowski, Order

Już jakiś czas temu, opisywałem tutaj całkiem fajne polskie urban fantasy - Okup Krwi, autorstwa wcześniej kompletnie mi nieznanego pana Marcina Jamiołkowskiego.
Wtedy, jakoś tak się stało, że kupiłem tylko jeden tom, na dodatek dość cienki. Także, po przeczytaniu, nie od razu sięgnąłem po następną część. Jednak, po tym, jak już w tym roku zauważyłem wielkie obniżki w księgarni Madbooks (księgarnia wydawnictwa Genius Creations, także jak ktoś chce wesprzeć wydających tam autorów, polecam kupować tam), od razu dokupiłem resztę. Co już jest pewną rekomendacją.

Także, jak ktoś nie czytał jeszcze Okupu Krwi, to polecam nadrobić (w razie wątpliwości służę moją notką wyżej). W tej recenzji będę się starał nie zdradzać z fabuły więcej, niż można się dowiedzieć, czytając opis z tyłu okładki. Jednak, jeśli komuś bardzo to przeszkadza, polecam najpierw zapoznać się z tomem pierwszym.

Jeśli chodzi o pierwsze rzeczy, pierwszym faktem, jaki odnotowałem było zdziwienie, gdy dostałem w swoje łapska ten cały Order. Był bowiem, może nie bardzo, ale jednak grubszy od poprzedniego. Nieco się przestraszyłem, że pan Jamiołkowski, którego poprzednio doceniłem za treściwość (w jego powieści nie było ani zbytnich niedopowiedzeń ani wodolejstwa) mógł pójść w nieco inną stronę. Na szczęście,moje obawy były na wyrost - było po prostu o czym pisać, a wodolejstwa jak nie było, tak nie ma.


Zatem, kilka słów o fabule. Do Warszawy powróciła magia, zatem w mieście zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. W tym, skradziono potężny, magiczny artefakt, chroniący naszą stolicę przed atakami. Niestety, BOR nie dawał sobie rady z prowadzeniem tego śledztwa, zatem postanowiono zaangażować głównego bohatera, maga - Herberta Kruka.
Zatem, jak się domyślacie, obserwujemy nieraz mozolne starania naszego polskiego czarodzieja, by ów magiczny przedmiot odnaleźć.
Kruk nie ma łatwo, bo nie dość, że samo poszukiwanie nie jest specjalnie proste, nawet dla dość pomysłowego maga, to fakt, że Warszawa nie ma obrony, dodatkowo komplikuje całą sprawę.
Więcej nie zdradzę, by nie psuć całej zabawy. Jednak, muszę powiedzieć, że naprawdę raczej trudno się nudzić przy lekturze. Fabuła nie gna, aż tak bardzo do przodu, jak w Okupie Krwi. Akcja jest dużo spokojniejsza, rozłożona na całe dni. Tym niemniej, dzieje się niemało, rozwiązania fabularne są nieraz naprawdę ciekawe, więc muszę nawet powiedzieć, że czytało mi się to nieco lepiej, niż poprzednią część :P.

Właśnie, warto tutaj nadmienić, że świat przedstawiony, na który nieco narzekałem w poprzedniej części, wyraźnie został dopracowany. Nie jest to może najbardziej oryginalny system magii, jaki widziałem, ale niektóre pomysły na zaklęcia są naprawdę wyborne. Może przytoczę jeden przykład.
Pewnego razu, pan Kruk natrafia na pewne drzwi zamknięte na głucho. Powstały jednak w czasach głębokiego PRL, także nasz mag wpada na zaklęcie, które pozwala je sforsować: "Milicja Obywatelska, otwierać!" :D. Rzadko się tak uśmiałem przy czytaniu czegoś, a takich rzeczy jest tam znacznie więcej. Nie dość, że jest to śmieszne, to jeszcze ma sporo sensu.

Niestety, muszę dodać do tego miodu nieco dziegciu. Nadal nie wiemy, jak w zasadzie działa tam magia, poza tym, że niektórzy po prostu potrafią się ją posłużyć i tyle. Wiele ogólnych reguł, dotyczących magii, nie jest też jakoś jasno określone. Tutaj, jak pewnie zdążyliście się domyślić, nie ma jakichś skomplikowanych ksiąg z zaklęciami. To mag "tka" odpowiednie zaklęcie, w sposób, który uzna za odpowiedni. Jednak, ma to pewne ograniczenia. Niektórych się domyślam, ale miło byłoby, gdyby były one bardziej sprecyzowane.
I jeszcze jedna rzecz, bardziej konkretna. Wiemy, że ów skradziony artefakt, którego poszukuje mości Kruk, jest starszy, niż II wojna światowa. Jednak, nie obronił miasta przed straszliwymi zniszczeniami, jakie nastąpiły w wyniku Powstania Warszawskiego.
Osobiście też byłem zawiedziony tym, że nie ma bardziej rozwiniętego wątku Azylu - miejsca, gdzie pan Kruk w większości poznawał swoje umiejętności magiczne. Chętnie bym coś o tej placówce poczytał, bo brzmiało bardzo ciekawie.
Dalej też, nie do końca wiadomo, jak ta cała magia działa poza granicami naszego państwa. Ba, nawet poza stolycą :P.

Cóż, tyle jeśli chodzi o czepianie się. Bohaterów nie mam zamiaru - bo w zasadzie, nie mam nic do zarzucenia.
Samego Herberta Kruka, już wcześniej darzyłem sympatią za zdrowy rozsądek i opanowanie. Naprawdę, nieraz narzekam na głównych bohaterów. Tymczasem, ten rzeczywiście, stara się raczej myśleć, zanim coś zrobi. Przy tym, jest to człowiek naprawdę uczciwy i poważnie traktuje swoje obowiązki.
Ma oczywiście swoje wady - czasem puszczają mu nerwy i chce kogoś uszkodzić. Niektórych może też razić jego dość radykalne podejście do wymierzania sprawiedliwości. Cóż, ja jednak mimo wszystko faceta rozumiem. Te wady, okazjonalne wpadki, czy pomyłki, czynią jednak tę postać tylko bardziej wiarygodną. Mamy do czynienia z człowiekiem z krwi i kości.
A, jeszcze jedna rzecz. Mi akurat bardzo się podobało podejście warszawskiego maga do telefonów komórkowych. Też musiano mi prawie że wcisnąć smartfona :P.
 
Poznajemy także szerzej przyjaciół Herberta Kruka. Są to Zezel, młody programista, często wspomagający przyjaciela z brakami technologicznymi, czy pani Mróz, detektyw i dobra przyjaciółka maga. Relacje między tą trójką są naprawdę fajnie zarysowane. Oboje też polubiłem - każda to pełnokrwista postać, a nie jakieś widmo.

Pojawiają się też inni bohaterowie, również nieźle zarysowani (jak jeden z członków BOR). Nawet przeciwnik Kruka, ma konkretne motywacje, a ujawnienie go, może zaskakiwać.

Cóż, to byłoby na tyle. Książka jest, co najmniej bardzo dobra. Bawiłem się świetnie i jeśli lubicie urban fantasy, to polecam sięgnąć po tę serię.

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz