Z panią Laurą Gallego Garcia, zetknąłem się już dobre parę lat temu. Szukałem wtedy jakiejś ciekawej
książki, napisanej w języku hiszpańskim, najlepiej oczywiście fantasy, by podreperować mój kulawy język.
Gdybym nie mój specjalny wysiłek w tym kierunku, zapewne bym się w ogóle z jej twórczością nie zetknął.
Jednak, jak mawiał klasyk "szukajcie, a znajdziecie". Sprawdziło się i trafiłem na serię Memorias de Idhun, napisaną właśnie przez tą panią. Fabuła wydawała się być okej, część tomów wydano też w Polsce, dlatego skusiłem się i przeczytałem.
Wspomnienia z tej lektury mam bardzo dobre - książki może bez wielkich fajerwerków, ale całkiem przyjemne i na swój sposób oryginalne. Dlatego, poleciłbym je każdemu. W Polsce wydano je jako Kroniki Idhunu.
Dlatego, gdy jakiś czas temu, znalazłem w księgarni inną książkę tej pani - Tam gdzie śpiewają drzewa, nie zastanawiałem się długo i kupiłem. Więc, teraz pora na kilka wrażeń z lektury.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to wielkiej oryginalności w niej nie odnajdziemy. Główna bohaterka, Viana de Rocagris jest jedyną córką księcia Corvena. Tenże książę, jest wysokiej rangi arystokratą, w królestwie Nortii, które przeżywa właśnie okres świetności.
Wszystkim żyje się dobrze, a Viana oczekuje na ślub ze swoim narzeczonym, księciem Robianem de Castelmar. Z którym małżeństwo zostało ustawione, ale szczerze się kochają.
Jak się zapewne domyślacie, całą tę idyllę, musiał szlag trafić.
I te domysły są słuszne, albowiem na królewski dwór, w święto zimowego przesilenia (przypominam, że to dwa dni przed naszą Wigilią), gdzie zgromadziła się większość arystokracji z całej Nortii, przybywa rycerz Wilk, który strzeże przełęczy Gór Białych na północy kraju.
Ten stary weteran, ostrzega króla, że szykuje się inwazja zza tej naturalnej bariery, a barbarzyńscy koczownicy, nie boją się zimy i niechybnie przejdą przez przełęcze. Trzeba powstrzymać ich teraz, nim będzie za późno.
Oczywiście, król i inni wielmoże, nie wierzą, że ktoś może przejść przez góry w zimę. Barbarzyńcom się to jednak udaje, a królewskiej armii nie wychodzi powstrzymanie ich w granicach kraju. Zostaje on podbity, a życie Viany de Rocagris, zmienia się diametralnie.
Musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, gdzie barbarzyńcy chcą zaprowadzić swoje rządy, a ich władca podobno jest nieśmiertelny. Na szczęście, na zachodzie Nortii, leży Wielki Las. Ciągnie się nie wiadomo, jak daleko i ludzie nie odważają się tam zapuszczać. Jednak, jego drzewa być może zapewnią schronienie. Być może też, puszcza pomoże pokonać barbarzyńskiego króla. O ile dotrze się do miejsca, gdzie śpiewają drzewa...
Jak widać, nie jest to jakaś specjalnie oryginalna fabuła. Jednak, nie miała być. Cała historia jest utrzymana w tonie baśniowym - szczególnie początek i zwieńczenie tej historii, całość jest spięta naprawdę elegancko. Chociaż, muszę zaznaczyć, że nie jest to też typowo baśniowe zakończenie, trąci smutkiem. Sama historia też nieraz się wyłamuje z tych baśniowych rozwiązań, ale nigdy jakoś za bardzo, klimat nadal zachowany.
Co, w zasadzie, podobało mi się. Taki chyba był zamiar autorki i jej się na pewno udało.
Warto przy tym dodać, że mimo wszystko, niektóre przedstawione tam rozwiązania, naprawdę potrafią zaskoczyć. W pozytywnym sensie, widać, że pani Gallego naprawdę nie brakuje wyobraźni i twórczych pomysłów.
Warto przy tym dodać, że mimo wszystko, niektóre przedstawione tam rozwiązania, naprawdę potrafią zaskoczyć. W pozytywnym sensie, widać, że pani Gallego naprawdę nie brakuje wyobraźni i twórczych pomysłów.
Szczególnie podobał mi się Wielki Las. Osobiście, jako wielki miłośnik dzikich przestrzeni, w ogóle mam wielką słabość do wszystkich historii, gdzie puszcza odgrywa ważną rolę. Tutaj jest oddany niesamowity nastrój prastarego lasu w którym żyją różne dziwne stwory. Który wręcz emanuje wiekiem i fascynuje wędrowca.
Skoro jednak, jesteśmy przy Wielkim Lesie, muszę wspomnieć, co mi się nie podobało. Otóż... Zdecydowanie było go za mało. Wydaje mi się, że nieco zmarnowano potencjał tego miejsca - można było znacznie więcej napisać o nim samym, czy jego dziwach. Jednak, nie stało się tak. Szkoda. Tym bardziej, że ta pani na pewno potrafiłaby to zrobić.
Innym elementem, który mnie nieodmiennie wnerwiał podczas tej lektury, była główna bohaterka. Poważnie, najpierw jest to wypieszczona, nieco durna panienka, która kompletnie nie wie, jak sobie poradzić gdy ktoś jej nie powie, co ma robić. Cały ten ambaras skończyłby się dla niej dużo wcześniej, gdyby nie pomoc innych.
Potem na szczęście nieco mądrzeje, ale niestety, nie do końca. Nadal nie myśli. A raczej, najpierw coś robi, a później myśli. Nie mówiąc już o takich drobnostkach, jak słuchanie mądrzejszych od siebie. Nieraz, z trudem udaje jej się przeżyć i to raczej dzięki szczęściu, niż nagłemu przepływowi rozumu.
Inne postacie też wypadają różnie. Część całkiem dobrze zarysowana, nawet dobrze przedstawiono ich rozterki. Przykładem jest tutaj chociażby wspomniany rycerz Wilk. To twardy i doświadczony, ale bardzo inteligentny wojak. Przy tym dość mocno uparty, ale i tak, nie się go nie lubić.
Część natomiast jest zrobiona z papieru i nie za wiele w zasadzie da się o nich powiedzieć.
Książka napisana jest nienagannie i czyta się ją całkiem dobrze, pod względem warsztatowym zarówno tłumaczeniu jak i oryginalnej prozie pani Gallego (wnioskując po moich wrażeniach z Memorias de Idhun) nie można za bardzo niczego zarzucić.
Dodatkowo, warto dodać, że Tam, gdzie śpiewają drzewa zostało bardzo ładnie wydane. Znajdziemy tam piękne grafiki z leśnym motywem na wewnętrznej stronie okładek i wewnątrz.
Klimat całej powieści, kojarzy mi się nieco z opowieściami o Robin Hoodzie. Jeśli ktoś je lubił, to pewnie i ta książka mu się spodoba.
Wahałem się nad 8, ale uznałem, że chyba to lekka przesada. Dlatego 7/10.
Dobre, warto, ale na siłę nie namawiam ;)
Hm, czy to jest klimat jak w "Wybranej" Novik? Albo jak w książkach Terakowskiej? Jeśli tak, to może się skuszę. Ale dopiero jak przeczytam "Moc srebra" Novik ;)
OdpowiedzUsuńEh, brakuje mi ostatnio fajnej fantasy do czytania. Złapałam się na tym, ze doczytuję kontynuacje zaczętych już jakiś czas temu cykli, a nic nowego mnie nie interesuje.
Nie jestem w stanie Ci odpowiedzieć, bo nie czytałem "Wybranej". Z książek Terakowskiej znam tylko jedną, która zdecydowanie nie należała do fantasy.
UsuńJakbym miał z czymś porównać, to chyba nieco do "Gwiezdnego Pyłu" Neila Gaimana. Tam też mamy taki baśniowy klimat, ale w tej książce raczej bardziej stoi się na ziemi.
Może też trochę podobne do "Zapomnianych bestii z Eldu" McPhillip. Sposób przedstawienia historii, nieco podobny. Acz, podkreślam, że ostatnie porównanie bardzo zgrubne. I myślę, że może Ci się podobać twórczość pani Gallego, nawet jak McPhilip nieszczególnie.
Cóż, bywa... Ale kończenie starych cyklów nie jest złe. Poza tym, tyle zostało... Jordana chyba jeszcze nie czytałaś, a warto. Zelaznego też warto ;)
Jak nie czytałeś Terakowskiej, to polecam przeczytać - świetna rzecz, choć adresowana raczej do nastoletniego odbiorcy i mam wrażenie niesłusznie zapomniana. Osobiście najbardziej lubię "Córkę czarownic", "Samotność bogów" i "W krainie kota" ^^ (w ogóle jakby mi Literackie jakiś omnibus Terakowskiej z tymi jej bardziej klasycznie fantastycznymi dziełami wydał, to rzucałabym w nich pieniędzmi).
UsuńNiektóre rzeczy faktycznie są niesłusznie zapomniane ;). Terakowska teraz może nie ląduje na mojej liście zakupowej na luty, ale na marzec-kwiecień, czemu nie ;)
UsuńMam wrażenie, że natrafienie na kobiecą bohaterkę, która nie irytuje po prostu graniczy z cudem.
OdpowiedzUsuńDlatego ja tak bardzo lubię historie, w których główną rolę gra facet, ich jakoś tak nie chrzanią notorycznie :D
Trudne zadanie, aczkolwiek, nie niemożliwe. Kilka przypadków by się znalazło
UsuńOoo, ciekawe - że lubię hiszpańskojęzyczną fantasy, wrzucone na listę zakupową :)
OdpowiedzUsuńKroniki Idhunu też przyzwoite - ale to już bardziej młodzieżowe
UsuńMeh, muszę się hiszpańskiego poduczyć. :( Znam podstawy, lubię brzmienie tego języka, ale nie używam... A po tym, co się u nas na rynku pojawia, mam wrażenie, że piszą tam sporo ciekawej fantastyki.
OdpowiedzUsuń