wtorek, 8 grudnia 2020

G. G. Kay, Tigana

Przeczytałem sobie jeszcze raz Tiganę, po tym jak w końcu mam własny egzemplarz (i to z ulubionego wydania Maga). Ci, co już trochę tego blogaska czytają, wiedzą, że bardzo sobie twórczość Guya Gavriela Kaya cenię. Zatem, cóż, nie mogłem przepuścić okazji, by zareklamować ją dodatkowo. Zwłaszcza, że Tigana jest książką wybijającą się nawet w dorobku Kaya (chociaż, moim zdaniem nieznacznie).

Jak to w twórczości Kaya bywa i tym razem, całe uniwersum, zostało oparte na realiach renesansowych Włoch. Nawet geografia Dłoni, wielkiego półwyspu, na którym rozgrywają się wszystkie wydarzenia, do złudzenia przypomina Półwysep Apeniński. Nie jestem specjalistą od dziejów Italii, więc pewnie nie wychwyciłem wielu nawiązań historycznych. Tym niemniej... Tak jak w renesansowych Włoszech, tak i na dłoni, istniało wiele księstw, zwalczających się nawzajem.

Skorzystali na tym najeźdźcy, z krain Barbadioru i Ygrathu. Dodatkowo, ich władcy, władali potężną magią, w przeciwieństwie do czarodziejów z Dłoni, którzy zwykli ukrywać się nawet przed własnymi krajanami. W każdym razie, obaj tyrani podzielili między siebie półwysep.

Podbita została również Tigana - jedno z najpiękniejszych księstw Dłoni. Z powodu tego, że szczególnie dotkliwie przeciwstawiła się Brandinowi z Ygrathu, dotknęły ją szczególnie dotkliwe represje.

Piękna stolica Tigany, Avalle, została spustoszona, a ludność poddano prześladowaniom. Ale, teraz, dwadzieścia lat po tym, nadal żyją ludzie, którzy pamiętają chwałę swojej ojczyzny, mimo, że wówczas niejednokrotnie byli bardzo młodzi. Nic zatem dziwnego, że podejmują walkę, by wyzwolić Tiganę spod panowania najeźdźcy.

Zatem, o tym właśnie jest ta opowieść. O wierności ojczyźnie, męstwie, dumie. A nade wszystko, o pamięci. Wiem, to wszystko brzmi strasznie patetycznie, ale Kay posiada niezwykły dar, przedstawiania patosu tak, że nie brzmi sztucznie, czy śmiesznie, ale na miejscu. Przy tym, warto też dodać, że opowieść obfituje w poczucie humoru. Bohaterowie, mimo, że mają do spełnienia bardzo ważną misję, nie przestają być ludźmi, oddawać się drobnym przyjemnościom, czy właśnie żartować.

Żeby jeszcze skomplikować sprawę, dodam, że chodzi nie tylko o czasowe wyzwolenie Tigany spod tyranii Brandina, ale zabezpieczenie jej przed drugim najeźdźcą - Alberikiem. I pozyskanie pomocy czarodziejów z Dłoni... Zatem, dla każdego coś miłego. Są zarówno sceny batalistyczne (zwłaszcza jedna, robi niemałe wrażenie), jak i skomplikowane intrygi. Nieraz chyliłem czoła przed poziomem dyplomacji niektórych bohaterów.

Bohaterowie również są różnorodni i ciekawi. Mamy różnych mieszkańców Tigany, walczących o wyzwolenie kraju, o skomplikowanych historiach i osobowościach. Czasem występują retrospekcje, które pozwalają nam docenić, jak bardzo dane osoby się zmieniły. Zmieniają się zresztą również w trakcie trwania tej opowieści, czasem w naprawdę drastyczny sposób. Doskonałym przykładem jest czarodziej z wyspy Senzio - kto przeczytał, to zrozumie, co mam na myśli, kto nie, to zachęcam ;).

Okładka pierwszego wydania angielskiego
Na sam koniec słowo o samym stylu, w jakim ta książka jest napisana. Jak przystało na Kaya, jest on specyficzny, miejscami dość poetycki. Mi osobiście niezwykle się podoba, ale nie każdemu może podejść. I rzadko który autor, dorównuje Kayowi w pomysłowym splataniu różnych wątków. Czasem, wydaje się, że jakiś człowiek był postacią epizodyczną, a potem wychodzi na jaw jego bardzo istotna rola.

Osobiście też, bardzo doceniłem nawiązania do Fionavarskiego Gobelinu, pierwszego dzieła autora - zauważyłem je dopiero teraz. Bardzo subtelne, zauważą je jedynie czytelnicy tamtej książki, więc nikomu lektury nie psuje.

Jak wiecie, polecam całą twórczość pana Kaya, ale jeśli ktoś miałby zaczynać swoją przygodę z nim, to poleciłbym chyba przeczytanie właśnie Tigany. Chyba w najlepszy sposób pokazuje wszystkie cechy jego pisarstwa.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. Ja czytałam "Tiganę" jeszcze w wydaniu Zyska (ale potem kupiłam sobie Magowe na taniej książce). Mnie zachwycił wątek tej konkubiny króla (w zasadzie niewiele więcej pamiętam, ale czytałam jakieś 15 lat temu). Przedstawione to było tak inaczej niż zwykle (zwłaszcza w świetle modnych ostatnimi czasy w niektórych gatunkach motywu porwania i zakochania/syndromu sztokholmskiego)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, pożyczoną z biblioteki. Ale te Magowe to ładniejsze jednak są. Natomiast co do wątku konkubiny, to prawda. Nie dość, że sensownie przedstawiony wątek romantyczny, to jeszcze dodatkowo porusza tematy, wokół których obraca się całość książki - wierności ojczyźnie i pamięci. Szczególnie zakończenie bardzo niestandardowe.

      Usuń
    2. Moje też było z biblioteki :D Już nieco sponiewierane, bo grzbiet zaczął przyjmować formę rogalika ;)

      Usuń