której słyszałem, że jest dobra. Nie było to łatwe, ale przy okazji znalazłem taką książkę. Ponieważ była tania, mniej więcej w cenie paczki papierosów, kupiłem. Czy było warto? Cóż, raczej tak.
Tak słowem o autorze: pan Joseph Pearce jest profesorem literatury angielskiej na Ave Maria College, położonym na Florydzie. Przede wszystkim, cenionym znawcą twórczości Tolkiena i pozostałych Inklingów, jak również Chestertona. Widziałem, że również i Shakespeare znajdował się nieraz w centrum jego zainteresowania, bo na jego temat miał niemało artykułów.
To dość ciekawa postać, zważywszy na to, że urodził się w antykatolickiej rodzinie, a w młodości uległ fascynacji ideami neofaszystowskimi. Potem jednak, zdecydowanie zmienił poglądy, przystępując do Kościoła Katolickiego. Piszę o tym, bo to ważne, przy ocenie tej książki.
Natomiast, ja sięgnąłem po tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze, interesują mnie Inklingowie (w szczególności Tolkien), więc raczej nie pogardzę jakąś dobrą pozycją na ten temat. A po drugie, z powodu uczucia zdziwienia, jakiemu niegdyś uległem.
Nie jestem jakimś fanem twórczości C.S. Lewisa. Ma sporo uroku, ale takie nachalne wpychanie komuś chrześcijaństwa (czy jakiegokolwiek innego światopoglądu pisarza), jakie obserwujemy chociażby w Opowieściach z Narnii, rzadko mi się podoba.
Jednak, kiedyś miałem okazję, oprócz wspomnianych Opowieści, przeczytać Błądzenie Pielgrzyma, tegoż autora. Całkiem niezła (jakżeby inaczej) alegoryczna opowieść o sobie samym.
Rzecz w tym, że pielgrzym Jan, którego spokojnie można utożsamić z samym Lewisem, spotyka postać, przedstawioną jako Matka Kościół. Matka Kościół, nie do końca wprost, ale mówi o sobie jako o oblubienicy Chrystusa. Natomiast, jej językiem jest łacina.
Cóż, nie muszę chyba mówić, że to jest na wskroś katolickie podejście. Dlatego, dość mocno się zdziwiłem, gdy dowiedziałem się, że tę książkę napisał protestant.
Zatem, jak zobaczyłem ten tytuł, stwierdziłem, że sumie chętnie poczytam, jaki był w zasadzie ten stosunek Lewisa do Kościoła Katolickiego, skoro nigdy nie został jego członkiem.
Cóż, muszę powiedzieć, że książka jest niezła. Chociaż, na wstępie wypada wspomnieć, że nie do końca obiektywna. W końcu, jak wspominałem, autor jest katolikiem. Ba, nawet konwertytą na katolicyzm, ciężko zatem oczekiwać, żeby był specjalnie obiektywny.
Trzeba jednak panu Pearce'owi oddać, że stara się takim być, o czym pisze na samym wstępie. W możliwie neutralny sposób na przykład przedstawia purytańskie czasy dzieciństwa Lewisa, chociaż czasem da się wyczuć niechęć do tej formy pobożności. Niechęć w sumie zrozumiałą, nie tylko z katolickiego punktu widzenia, bo purytanie z ich awersją do sztuki są naprawdę denerwujący :P.
Książka ta, de facto jest swego rodzaju biografią Lewisa, skupioną raczej na jego twórczości i rozwoju światopoglądu, nie życiu. Oczywiście, pewne wstawki z życia pojawiają się, ale zbyt wiele ich nie ma. Jest niemało o służbie autora Opowieści z Narnii w armii, czy spotkaniach w gronie Inklingów (tutaj warto zaznaczyć, że książka powstała przy współpracy Owena Barfielda, jednego z nich, zatem źródła są raczej dobre). Nie ma jednak prawie nic o małżeństwie głównego bohatera z Joy Gresham (o tym związku powstał nawet film - Cicha Dolina).
Mamy najpierw obszerny rozdział o dzieciństwie Lewisa w Belfaście, do dzisiaj rozdzieranym przez konflikt między katolikami i protestantami. To chyba najważniejsza część, bo autor później nieraz się odwołuje do tego ulsterskiego dziedzictwa Lewisa. Późniejszy profesor Oksfordu, wyniósł bowiem stamtąd mocną niechęć do ,,papistów", która, jak wskazuje pan Pearce, w jakiejś formie nieraz się objawiała. Nawet, gdy sam Lewis intelektualnie dawno się jej pozbył.
Potem mamy o ateizmie Lewisa, połączonym z pewną niechęcią wobec nowych prądów, które zaczęły się objawiać u progu XX wieku. Stąd fascynacja, na przykład "rozumnym romantyzmem" w wydaniu Williama Wordswortha i Taylora Coledridge'a, przy odcinaniu się od dziedzictwa np. Lorda Byrona.
Później, jak wiemy, Lewis do chrześcijaństwa wrócił. Konkretnie do anglikanizmu, w formie High Church. Mimo, że sam miał pewien opór, by się do tego przyznać, na przykład z powodu pewnej niechęci do T.S. Eliota.
W nawróceniu pisarza (wcześniej przeszedł też etap wiary, w "jakiegoś Boga") sporą rolę odegrali Hugo Dyson i J.R.R. Tolkien. Jest to dość dobrze przedstawione.
W zasadzie, po nawróceniu Lewisa, książka zmienia się w analizę jego poglądów, w szczególności tego, co przedstawił na kartach swoich książek. Przyznam, że nie licząc fragmentów, gdzie pojawiała się postać Tolkiena, czy opisów relacji w gronie Inklingów, najciekawiej czytało mi się właśnie o tym. Widać, że w wielu miejscach, Lewis przedstawiał wyraźnie katolicki punkt widzenia. Przykładem może być wiara w czyściec, którą ewidentnie podzielał i zaprezentował na kartach Podziału Ostatecznego. Ta książka notabene wydała mi się chyba najciekawsza z tam prezentowanych, z powodu odwołań do nieco zapomnianych konceptów ze średniowiecza.
Jak wspominałem, ciekawe są też opisy relacji autora Opowieści z Narnii z innymi Inklingami, czy pisarzami spoza ich grona. Najciekawiej chyba czytało mi się o skomplikowanej relacji między Lewisem, a poetą Royem Campbellem (autorem głośnego w owym czasie poematu The Flowering Riffle). Od, nieco irracjonalnej niechęci, do pełnej akceptacji poety jako jednego z Inklingów.
Zasadniczo, mi akurat czytało się o tym wszystkim bardzo dobrze. Ta książka poza dobrą prezentacją poglądów Lewisa (momentami nieco sprzecznych), jest też wspaniałym przewodnikiem po brytyjskiej literaturze. Przewijają się tam nieraz takie znakomitości, jak George MacDonald, kardynał Newman, H.G. Wells, Tolkien, czy Roy Campbell.
Dość dobrze przedstawia też twórczość Lewisa - może zatem pełnić rolę pewnego przewodnika, co od niego czytać. Ja na przykład, wiem, że prawie na pewno nie sięgnę po jego Trylogię Kosmiczną (równie subtelne jak Opowieści z Narnii, w sztafażu science-fiction, co obraża ten gatunek), za to chętnie przeczytam Podział Ostateczny.
Każdy rozdział jest udokumentowany obszerną bibliografią. Przy okazji, muszę powiedzieć, że bardzo doceniłem pomysł, by bibliografię do każdego rozdziału umieszczać bezpośrednio po nim - bardzo to ułatwia sprawdzanie niektórych rzeczy.
Warto też dodać, że pan Pearce pisze raczej zrozumiałym językiem i operuje konkretami. Nie jest to bełkot, jaki często uskuteczniają eksperci od literatury i zwyczajnie dobrze się czyta.
Natomiast, czy książka jednoznacznie odpowiada na pytanie, czemu nie był katolikiem? Ano nie. Mimo, że myśl katolicka w pewnym sensie, stała się bliska Lewisowi, z pewnych powodów, nie chciał katolikiem zostać. Mimo, że wielu jego uczniów zostało.
Myślę, że mogę tę książkę polecić każdemu, kogo nieco bardziej interesuje postać C.S. Lewisa, a już szczególnie, jeśli w ogóle bliska jest mu literatura angielska. Nie tylko katolikom, choć dla nich chyba będzie to najciekawsze.
Ocena: 8/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz