niedziela, 18 listopada 2018

Tad Williams, Smoczy Tron, czyli Pamięć, Smutek i Cierń #1

Do przeczytania sagi Tada Williamsa, zbierałem się przez całe lata, zawsze jednak, było coś innego, dlatego ostatecznie to odkładałem. Teraz, bardzo żałuje, bo warto było zapoznać się z tym wcześniej. Zapewne nie napiszę nic odkrywczego na temat tak znanej książki, ale co tam, może kogoś przekonam, że warto sięgnąć.
Zgodnie ze swoimi zasadami, zdecydowałem się ocenić pierwszą część, po
zapoznaniu się z całością cyklu. Jednak, łatwiej było napisać kilka notek, na temat każdego tomu, niż jedną dużą, która w tym wypadku, wyszłaby dosyć spora. Stąd podział. Może napiszę krótką notkę podsumowującą, ale zapewne nie.

Po tym krótkim wstępie, pora na właściwą treść książki. Wydarzenia rozgrywają się w świecie Osten Ard, stworzonym przez Williamsa. Z kreacją świata, autor poradził sobie znakomicie.
Może dlatego, że jestem fanem klasycznej fantasy w tolkienowskim stylu, tak bardzo to doceniam. W Osten Ard, mamy to wszystko, co mnie tak ujmuje w klasyce -rozmach, wielość ras i kultur, które przypominają nasz świat, ale są jednak unikalne, bogatą i rozbudowaną przeszłość oraz legendy. Poza tym, w tej książce jest coś nie do końca uchwytnego, co ja określam jako "klimat" - atmosfera, przypominająca mi moje ukochane książki, dla mnie absolutny kanon fantasy - Fionavarski Gobelin, Kroniki Amberu, czy mistrza nad mistrzami - Tolkiena.
Zacznijmy więc, tylko ostrzegam, że pojawiają się niewielkie spoilery.

Podobieństwa do tego ostatniego oczywiście są znaczące, ale nie sposób ich uniknąć, przy tworzeniu tego rodzaju fantasy. Cała sztuka polega na tym, by umiejętnie na bazie już znanej, stworzyć coś swojego, co Williamsowi doskonale się udaje.
Mamy więc Sithów - odpowiednik elfów, nieśmiertelnych, niegdyś potężnych, a dzisiaj prawie legendę. Mamy trolle, chociaż znacznie bardziej odmienne od tych, które znamy w świecie Tolkiena. Wielki las Aldheorte, nieco przywodzący na myśl Mroczną Puszczę, czy Nan Elmoth z Beleriandu. Czy wreszcie smoki, podobno wciąż gdzieś egzystujące, o których pamięć wciąż jednak jest żywa.
Z rzeczy unikalnych, warto wspomnieć, że w tym świecie, dominuje religia, będąca wyraźnie wzorowana na chrześcijaństwie, łącznie z historią o odkupieniu, tylko mamy mękę głównego boga na drzewie, zamiast na krzyżu. Mamy też na szczęście sporo osobników, którzy tej wiary nie podzielają.

Akcja rozpoczyna się pod koniec długiego panowania, króla Prestera Johna. Król, który w swoich młodzieńczych latach, zabił smoka, teraz już jest schorowanym starcem. Niby wszystko, wciąż jest w porządku, ale na horyzoncie gromadzą się czarne chmury. Tym bardziej, że synowie króla, książęta Elias i Joshua, wzajemnie się nienawidzą.
Głównym bohaterem książki jest Simon (w zasadzie, Seoman), nieco nierozgarnięty, bujający podkuchenny z zamku Prestera Johna. Ten młody chłopak, uwielbia się wspinać i jest bardzo zainteresowany, poczynaniami zamkowego lekarza i uzdrowiciela, Doktora Morgenesa. Stary człowiek również darzy sympatią chłopca i próbuje nieco go uczyć.
Oczywiście, niestety król John umiera. Nowym królem, zostaje Elias, zgodnie z prawem. Jednak, jest zwodzony przez złych doradców (a być może i jeszcze ciemniejsze siły). Możemy to obserwować, nie tylko z punktu widzenia Simona, ale i wyższych warstw, jak na przykład hrabiego Nad Mullach, Eolaira.
Dobrze nie jest, toteż w końcu Simon zostaje rzucony w podróż. Nie do końca rozgarnięty młody człowiek, przemierza wielkie przestrzenie Osten Ard, mija las Aldheorte, ratuje życie księciu Sithów i poznaje swojego najlepszego przyjaciela.
W pewnym momencie, dociera do bezpiecznej przystani, siedziby księcia Joshui, ale stamtąd udaje się na kolejną wyprawę, w poszukiwaniu pewnego przedmiotu. Bowiem nadciąga burza, która być może pokryje Osten Ard, wieczną zimą. Tam też Simon staje twarzą w twarz z istotą, która naznaczy go do końca sagi.
W dużym skrócie, nie zdradzając za wielu szczegółów, tak właśnie wygląda fabuła Smoczego Tronu. Jak widać wpisuje się w pewien schemat, ale bardzo udatnie.
Zachwycają piękne, bardzo plastyczne opisy. Mam wrażenie, że w książkach wydanych już w XXI stuleciu,brakuje tak wspaniale zarysowanych pejzaży.
"Wędrując" po Osten Ard, aż się czuje powiew wiatru na wieży w zamku króla Johna, wilgoć i cień lasu Aldheorte, czy wreszcie, zimno i majestat gór północy, gdzie na na koniec, udaje się główny bohater.
Robi wrażenie również dobrze naszkicowana historia tego świata, jego legendy i podania. Jak również wielość kultur i obyczajów, które autor, jak wspomniałem, potrafi bardzo dobrze przedstawić czytelnikowi.
Oceniając z perspektywy kolejnych tomów, widać, jak rozwija się Simon, jak zmiana następuje nawet w tej książce. Chociaż, tutaj naprawdę jest mała, w porównaniu z kolejnymi.
Mamy również ciekawych bohaterów - mądrego i melancholijnego księcia Joshuę, inteligentnego Binabika z Północy, valadę Geloe, żyjącą w głębi puszczy Aldheorte, utalentowanego dyplomatę - hrabiego Nad Mullach i wielu innych. Nawet zła postać, jaką jest król Elias, nie jest papierowa. Wciąż widać w nim człowieka.


Jak widać, mamy do czynienia ze świetną książką, w klimacie klasycznego, najbardziej przeze mnie lubianego fantasy. Przyczepiłbym się tylko do jednej kwestii, mianowicie, kreacji głównego bohatera.
Po pierwsze, po raz kolejny, mamy tu do czynienia z niezwykle wręcz młodym człowiekiem, który ma się mierzyć ze strasznym zagrożeniem, a starzy i doświadczeni są bezradni. Oczywiście, tutaj, nie jest to tak przerysowane, jak w wielu innych książkach, ale wciąż cenię tego rodzaju książki, gdy główny bohater (lub kilku), jest jednak nieco starsza, tak w wieku dwudziestu jeden lat wzwyż. To bardziej wiarygodne.
Ale, to tylko drobna rzecz, może ja się czepiam po prostu. Jednak, to tylko część problemu.
Mianowicie, Simon jest paskudnie wręcz gamoniowaty. Mam wrażenie, że wszystko się wokół niego po prostu dzieje. Przypomina pływaka, porwanego w objęcia wiru wodnego. Co, rzecz jasna, jest zrozumiałe, ale rzecz w tym, że ten pływak, nawet nie próbuje pływać przez większość czasu
Poza tym, zwyczajnie irytujący typ momentami, drażniły mnie jego humory i jęki. Czasem też zrozumiałe, ale nieraz zwyczajnie przesadzone.
Oczywiście, w późniejszych częściach jest nieco lepiej. Jednak, wciąż nie do końca, dlatego, daję:
9/10/.

2 komentarze:

  1. Ooo, widzę jeden z moich ulubionych autorów, doceniony :D

    OdpowiedzUsuń