niedziela, 4 listopada 2018

Andrius Tapinas Wilcza godzina

Przyznam, że miałem już podejście do twórczości tego litewskiego pisarza, ale
nie skończyłem. Musiałem przerwać i nie wróciłem. Aż do teraz i nareszcie się udało. Warto było, chociaż mam sporo zastrzeżeń. Niemałych.
Andrius Tapinas to litewski pisarz, znany ze swoich propolskich poglądów, co w dzisiejszych czasach nie jest powszechną postawą. Choćby z tego względu, warto przeczytać, co stworzył. Zwłaszcza, że Wilcza Godzina jest reklamowana jako pierwsza litewska powieść steampunkowa, więc dobrze sprawdzić, co Litwin wniósł do gatunku.

Akcja toczy się w Europie, na początku XX wieku, mówiąc ściślej w 1905 roku. Przede wszystkim w Wilnie, choć chwilowo przenosimy się do Sankt Petersburga, Wielkiej Brytanii, czy Pragi. Jest to jednak powieść steampunkowa, czyli jak można się spodziewać, rzeczywistość tam przedstawiona nie jest do końca taka, jaką znamy z historii.
Podstawową zmianą, jaka nastąpiła w historii jest utworzenie Aliansu. Jest to liga pięciu miast, przejętych przez ród Rothschildów, od państw będących ich właścicielami i przekształconymi w wolne miasta - ośrodki rozwoju technologii i nauki, pod ich zarządem. Tutaj właśnie wchodzi moje pierwsze zastrzeżenie.
Bo o ile, co jest dość plastycznie opisane w prologu, jestem w stanie przyjąć, że Rosjanie odsprzedaliby przedsiębiorczym bankierom Rewel (dzisiejszy Tallinn) i Wilno, za cholerę nie łapię tego, że Austro-Węgry pozbyłyby się Krakowa i Pragi, a Turcja Konstantynopola (!).
Co innego takie miasta na peryferiach Imperium Rosyjskiego, a co innego Praga i Kraków, ważne miasta w monarchii Habsburgów. Tego, że Turcja miałaby z Konstantynopola uczynić "wolne miasto Aliansu", szkoda komentować, nawet po przegranej wojnie z Rosją. Już Adrianopol byłby bardziej wiarygodny.
Przy okazji, jeszcze jeden kamyczek. Gdzieniegdzie mamy napisane, że Kraków należy do Niemiec, a w szkole uczą, że no chyba raczej, od początku rozbiorów należał do Austrii. Gdzieś też mamy wzmiankę o tym, że już był, przed utworzeniem owego Aliansu, wolny miastem. Owszem, było coś takiego, jak Rzeczpospolita Krakowska -  w pierwszej połowie XIX wieku! Nie wtedy, gdy toczy się akcja tej książki. Takich rzeczy, naprawdę dałoby się uniknąć, a psują mocno przyjemność z lektury.
Inną bzdurą, jest przedstawienie Wilna jako miasta, w którym dominuje język litewski. W 1905 dominujący był polski.
Jednak zostawmy realia historyczne, powiedzmy, że pan Tapinas mógł się tam nieco machnąć. Niech mu będzie. Bardziej zajmująca jest sprawa technologii, czy w ogóle praw przyrody w tej wersji rzeczywistości.
Mamy na przykład pomysł napędzania czegoś w rodzaju samolotu, baterią butli ze sprzężoną parą wodną. Nijak nie wiem, jakby to miało działać. Pod takim ciśnieniem, by to miało sens, para zaczęłaby się skraplać. W temperaturze pokojowej, też zresztą, nawet bez takich ciśnień. Podgrzewali te butle, czy jak? A jeśli tak, to trzeba to ogrzewanie czymś zasilać... Znowu bez sensu.
Znacznie więcej sensu ma tajemniczy prometyl, wynalazek uczonych z Aliansu, o ściśle strzeżonej recepturze. Określany jako lżejszy od wodoru gaz i nie tak wybuchowy, faktycznie mógłby zrewolucjonizować świat u progu XX stulecia. Nie wiemy oczywiście, co to jest, ale jak najbardziej jestem w stanie zaakceptować taki zabieg literacki.
To tylko początek góry lodowej. Oprócz bowiem mechaników i alchemików (alchemia, w tamtym czasie, ponad sto lat po Lavouisierze i narodzinach nowoczesnej chemii... Poważny pan jest, panie Tapinas?), mamy też wskrzesicieli, czyli jakichś pokręconych magów, zgrupowanych w jakimś dziwacznym bractwie. Nie zmyślam, na dodatek mamy tam upiory występujące w brytyjskim folklorze.
Czyli, mówiąc w skrócie, kompletne pomieszanie z poplątaniem. Jednak, słysząc steampunk, to spodziewam się czegoś... Hm, bardziej przyziemnego? Nie raziło to aż tak bardzo, ale zwyczajnie dziwne było.

Dobrze, skoro już ponarzekałem, pora napisać, co mi się w tej książce podobało. Otóż, o ile uciszymy logikę, czy sceptycyzm, otrzymamy bardzo dobrą literaturę. Mamy bardzo dobrze poprowadzony wątek kryminalny, w specyficznej odsłonie Wilna Aliansu (moim zdaniem zdecydowanie najlepszy z całej książki). Poza tym intrygi polityczne na wielu płaszczyznach, tajne eksperymenty, czy tajemnice.
Chociaż, tutaj mała uwaga. Niestety, przy tej ilości wątków, można się pogubić i czasem denerwuje przeskakiwanie z jakiegoś interesującego na nowy, który nic nas nie obchodzi, nawet jeżeli pod koniec okaże się ważny.
Bohaterowie też całkiem ciekawi, nawet epizodyczni zarysowani tak, że interesują i czuć, że nie są z papieru. Tylko co niektórzy, nieco nudni i płascy, ale zdarza się w każdej książce.
Molo przy pałacu Tyszkiewiczów, Wilno 1905

Poza tym, ukazane w tej książce Wilno, zwyczajnie ma klimat. Świetnie, plastycznie opisana atmosfera rozwijającego się, dynamicznego miasta, doskonałego ośrodka naukowego i przemysłowego, słynnego na całą Europę, gdzie ludziom się żyje lepiej. Również, mimo wcześniejszego zarzutu o nierealistycznym potraktowaniu kwestii dominującego języka w Wilnie na przełomie XIX i XX stulecia, trzeba zauważyć, że autor oddał całą różnorodność tego miasta. Pełnego Polaków, Litwinów, Rosjan, Żydów i wielu innych nacji.
Dodatkowo miło zobaczyć wątki polskie -  Kraków z rozwiniętą Nową Hutą już wtedy, jest bardzo ciekawym obrazem.

Książka kończy się tak, że mogłaby mieć kontynuację, wręcz się o nią prosi, chociaż nienachalnie. Sprawdziłem i faktycznie takowa istnieje. Niestety, z tego, co widziałem, dalej tylko po litewsku.

Podsumowując, całkiem dobra książka. Ciekawi bohaterowie, dobrze odmalowany klimat Wilna, wydaje mi się, że również tego świata. Chętnie przeczytałbym kontynuację, jakby była dostępna w innym języku, niż litewski. Nieco minus za lekki chaos i realia, które bywają zwyczajnie głupie, choć można było tego uniknąć. Ostatecznie:
8/10

4 komentarze:

  1. Ja tej książki po prostu, osobiście, nie lubię. Steampunk jest cudny, ale... jakie to było nudne. Nic nie pamiętam z lektury. Może to przez tę chaotyczność właśnie? W każdym razie wiem, że spora grupa osób też narzekała w ten sposób, co ja, więc możliwe, że sprzedaż nie poszła, więc SQN nie wydaje kolejnych tomów. Ale to jest o tyle nietypowe, że chyba jeszcze czegoś takiego nie zrobili? Sprawdziłam z ciekawości, co z Kenem Liu - miała być trzecia część w tym roku i nie ma - ale tu kontynuacji po prostu jeszcze nie ma. Autor planuje na 2019.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też chyba dlatego nie podeszło tak szybko za pierwszym razem. Pierwsza połowa książki zwyczajnie jest dużo gorsza, niż druga.
      Ale szkoda, że kontynuacji nie ma, takie działanie to wyjątkowa chamówa

      Usuń
    2. Wydawanie książek to w końcu też biznes... ale może jeszcze wyjdzie, bo z tego co wiem, to naprawdę raczej wydają całe serie. Chociaż to przecież nie jest wybitnie duży wydawca, finanse też robią swoje, a tłumaczenia kosztują.

      Usuń
    3. Pewnie, biznes, ale zawsze to przykro, jak jakiś autor kończy niczym Kate Elliott, czy Daniel Abraham. Mam nadzieję, że serio kwestia czasu, bo o ile za steampunkiem nie przepadam, to było calkiem dobre

      Usuń