wtorek, 27 października 2020

Tak złe, że aż dobre - Guy N. Smith, Noc Krabów

Wiecie, ja generalnie horrorów za bardzo nie czytam (z wyjątkiem powieści gotyckiej, czy Lovecrafta). Tym niemniej czasami mi się zdarza.

Dlatego, gdy składałem zamówienie i zobaczyłem w ofertach sprzedającego książkę niejakiego Guya N. Smitha, postanowiłem sprawdzić, cóż to jest. Tenże Smith, z tego co wiem, uchodzi za swego rodzaju "klasykę" horroru. Także, cóż, stwierdziłem, że może warto przynajmniej zobaczyć, jakie to jest.

Noc krabów, to debiutancka powieść Smitha, wydana w 1974, w Polsce natomiast dopiero w 1991, przez Phantom Press. Potem Smith wydał chyba blisko setki tych swoich powieścideł, odnosząc spory sukces. Cóż, niespecjalnie rozumiem ten fenomen, ale o tym za chwilę.

Może przed właściwym omówieniem, mała dygresja. Są takie filmy, które są tak złe, że aż dobre. I bywa, że bawię się przy nich znakomicie (klasyczny przykład to The Room).

I Noc Krabów jest właśnie takim dziełem, tyle, że w formie książki. W związku z tym, bywa bardziej boleśnie. Zatem, jeżeli ktoś jest ciekaw, to zapraszam do szerszego omówienia.

Nie będzie ono jednak zbyt obszerne, bo w zasadzie, nie ma za wiele do omawiania. 

Na początku historii, poznajemy młodą parę, która spędza wakacje na wybrzeżu Walii. Już pod koniec urlopu, jadą popływać na przybrzeżną wyspę... I znikają. Jak kamień w wodę.

Zaniepokojony tym, na miejsce przyjeżdża wujek zaginionego (tak się składa, że profesor biologii). Obserwuje wybrzeże i szybko lokalizuje przyczynę zaginięcia.

Czyli, olbrzymie kraby, które zasmakowały w ludzkim mięsie. Kraby, szybko ośmielają się i bardziej otwarcie atakują wybrzeże. Ludzie do nich strzelają, ale kule ledwie tykają chitynowe pancerze. Zatem, nasz dzielny profesor, razem z kolegą z wojska, myślą, jak tu pokonać straszne skorupiaki, dowodzone przez niezwykle inteligentnego króla krabów (nie, nie wymyśliłem tego określenia).

Brzmi absurdalnie? I takie jest. Kuleje wszystko, absurdalne pomysły, nie tylko na sama historię, ale ich realizację. Mógłbym wyliczać wszystkie głupoty, ale to nieco mija się z celem.

Postacie jak z drewna, dialogi kretyńsko skonstruowane. Zachowania bohaterów, też niespecjalnie wiarygodne. Dno i kilometry mułu.

A, na koniec, wisienka na torcie. Pojawia się wątek miłosny, pomiędzy profesorem, a uroczą panią po rozwodzie. Oczywiście, również absurdalny i wciśnięty chyba tylko po to, aby pojawiły się sceny seksu (widziałem, że autor napisał też parę powieści soft porno, więc chyba nie dziwota).

Ostatnia sprawa, to sposób, w jaki napisano tę książkę. Jak wspominałem, lepsze dialogi zapewne ułożyłby w miarę rozgarnięty dziesięciolatek. Opisy też "dają radę". Szczególnie scen seksu. Naprawdę, zapewniam, że może je czytać nawet purytanin. Wywołują wiele emocji, ale z pewnością nie wzrost zainteresowania współżyciem :P. Pozwolę sobie podzielić się fragmentem:

- Dawno tego nie robiłam - Pat oddychała szybko, czując stwardnienie w jego spodniach. Cliff wyciągnął ręce spod jej pleców i wsunął je delikatnie pod sweter. Natrafił na sprzączkę stanika.Odpiął ją z nieco już zapomnianą wprawą i poczuł twardość jej nabrzmiałych sutek. Pojękiwała cicho z rozkoszy, kładąc się na plecach z zamkniętymi oczami.
Jej palce też nie próżnowały. Czuł drażnienie, gdy rozsuwała mu zamek błyskawiczny i błądziła później w spodniach. Czuł chłód nocnego powietrza na gorącej części ciała, którą wprawne palce wydobyły na zewnątrz. Oddychał z przyjemnością. Pat Benson z pewnością wiedziała co robi!
Ich wargi spotkały się znowu, języki splotły się, wnikając głęboko. Oboje doświadczali przebudzenia czegoś, co spoczywało w nich uśpione przez tak długi czas. Nieraz zaczęli tracić kontrolę nad sobą.
Nic już nie miało znaczenia... nawet wielkie kraby.
Cliff wyciągnął rękę spod ciepłego swetra Pat, aby odszukać zamek błyskawiczny jej spodni. Odpiął go, ona zaś uniosła nieznacznie biodra, pozwalając się rozebrać. Ciemny trójkąt miękkich, puszystych włosów, wyróżniający się na tle kuszącej białości oświetlonych bladym światłem księżyca ud.
Zdawał się skrywać przed nim tajemnice.
Tajemnice mężczyzn, którzy wcześniej poznali to miejsce. Mężczyzn, którzy znaleźli tam spełnienie swych najdzikszych pragnień. I ostatniego mężczyzny, który odszedł, wybierając inną kobietę.
Cliff położył się między jej rozwartymi udami. Nadal trzymała jego stwardniały członek. Mogła teraz nim pokierować gdzie chciała, nurzając go najpierw w gorącej rzece swej namiętności, a następnie ześlizgując się niżej, aby ostatecznie, cal za calem, zniknął w niej.
Przepraszam, że takie długie, ale musicie zrozumieć ogrom mojego cierpienia.

Niewątpliwą zaletą tego dzieła jest jego długość. Liczy sobie jakieś 176 stron. Może autor zdawał sobie sprawę, że pisze chałę i nie chciał dawać czytelnikom czegoś dłuższego (chociaż, potem wysmażył pięć kolejnych części tego cyklu o krabach).

Przyznam, że niejednokrotnie cierpiałem katusze przy czytaniu, ale też nieźle się ubawiłem. Część fragmentów jest tak zła, że aż śmieszna. I chyba tylko w takim celu mogę polecić tę lekturę. By poczytać dla żartu.

Na pewno nie sięgnę jednak ponownie po cokolwiek autorstwa tego pana.

Ocena: 2/10

Naciągane i tak, ale ze względu na wartość humorystyczną, nie zasługuje jednak na 1.

7 komentarzy:

  1. Sprzączkę stanika. SPRZĄCZKĘ! XD Może to jednak napierśnik był, a nie stanik? XD Ale nurzanie w gorącej rzece namiętności też dobre. :D

    Czysta grafomiania <3 A tak serio, to zapewne taki horrorowy odpowiednik Harlequinów. Jedni wolą się rozerwać głupiutkim romansem, drudzy głupiutkim horrorem, ja tam nie wnikam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to był taki napierśnik w formie stanika, jak na okładkach z lat 90tych :P.
      Właśnie wygląda to na odpowiednik harlequina. Nie rozumiem, ale najwyraźniej jest zapotrzebowanie. Ja się pośmiałem, ale nigdy więcej, omijam to nazwisko szerokim łukiem :D.

      Usuń
  2. Guy N. Smith... No, nawet na tle innych gwiazd horroru pierwszej połowy lat 90. był wyjątkową mizerią. A niedawno Dom Horroru puścił jego opowiadania z cyklu o krabach (pod prostym tytułem: "Kraby. Zbiór opowiadań"). Książki Smitha wydaje też ostatnio Phantom Books Horror.

    W latach 90., w tej samej serii co Guy N. Smith, wychodziły u nas książki jego konkurenta do tytułu Pierwszego Grafomana Horroru: Harrego Adama Knighta. Taka ciekawostka: Harry Adam Knight to pseudonim niezłego pisarza SF Johna Brosnana (u nas Prószyński wydal jego trylogię o władcach niebios).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli się sprzedaje i teraz. Cóż, w porównaniu z tym, to "Zmierzch" jest książką całkiem na poziomie :D. Nie rozumiem tego zjawiska, ale bywa.

      A tego Brosnana kojarzę, chociaż nie czytałem. Może te jego grafomańskie książki są samoświadome? W sensie, intencjonalnie tak źle napisane?

      Usuń
    2. Jakoś się sprzedają, skoro ktoś to wydaje. Ale i Dom Horroru, i Phantom Books Horror to niszowe wydawnictwa, więc nakłady pewnie nie oszałamiają (co lepszych autorów podbierają im więksi wydawcy, np. Vesper podebrał Bielawskiego).

      Phantom Books Horror wyraźnie jedzie na nostalgii za latami 90., wszak sama nazwa nawiązuje do wydawnictwa Phantom Press, czyli właśnie do wydawcy Guya N. Smitha i Harrego Adama Knighta. Możesz zobaczyć ofertę Phantom Books Horror, tu sklep firmowy:
      http://sklep.okolicastrachu.pl/?fbclid=IwAR0LgRIam35kmvku_zZkHb-2sxZiKl6BrPxWpOPCeiiPBOxZwCV3nDH7OJk

      Brosnan pewnie celowo pisał popularną kiszką - pieniądze nie śmierdzą :D To ten sam zabieg, co w przypadku Roberta Holdstocka pisującego chałowatą fantasy pod pseudonimem Chris Carlsen.

      Jednak "Kraby" bym wycenił 2/10, a "Zmierzch" - 1/10 :D

      Usuń
    3. Niektóre okładki tych dzieł nieco inspirowane chyba latami 90. Ale słabe te podróby, tak wspaniałych bohomazów już nie robią :P . Z tej oferty to kojarzę tylko Bielawskiego, więc pewnie reszta na niewiele lepszym poziomie, niż Smith.

      Może Brosnan i Holdstock mieli też ubaw przy pisaniu tej chały :D. Ale co do oceny, to się jednak nie zgodzę. "Zmierzch" literacko jednak stoi ciut ciut wyżej, ale za to nie jest tak zabawny (nawet cudowna pasta Edwarda), więc obu dałbym 2/10. 1/10 to trafia do naprawdę nielicznych, tyle to dałbym np. Achai (zwłaszcza tom 2, ewidentnie pisany jedną ręką).

      Usuń
  3. Łezka mi się zakręciła, bo akurat Noc krabów i to w tym wydaniu była jednym z pierwszych horrorów ever, jakie przecztałam. Miałam może z 14 lat i pamiętam, ze z zażenowaniem czytałam wtedy te wszystkie pseudoerotyczne sceny ;)

    OdpowiedzUsuń