Loch Lomond (ten sam rejon i klimat, co Loch Katrine) |
W ramach powrotu, wrzucam kolejny post, mianowicie swoje wrażenia po pierwszej części z wyzwania czytelniczego.
Tę książkę momentami czytało mi się naprawdę ciężko i długo. Mimo wszystko, uważam, że było warto.
Już jakiś czas temu wspominałem, że chciałbym zapoznać się więcej z twórczością sir Waltera Scotta, po wyjątkowo dobrych doświadczeniach z powieścią Ivanhoe.
Zatem, gdy Kirima z Misieczytaniepodoba, ogłosiła wyzwanie czytelnicze "czytamy klasykę", to uznałem, że jest to doskonała okazja, do przeczytania którejś z jego książek.
Wybrałem wariant "klasyk - dwa miesiące". Jak każdy chyba wie, teraz jest maj, więc nieco dawno. Tym niemniej, spełniłem warunki, przeczytałem wybrane książki kiedy trzeba. Tylko wpisów stosownych zabrakło, z racji tego, że na jakiś czas, to w ogóle wpisów zabrakło. Zatem, stwierdziłem, że czas to zaniedbanie nadrobić i wrzucam pierwszą część z wyzwania czytelniczego.
Dobrze, koniec mojego smęcenia, przybliżę dlaczego tak ciężko szło mi czytanie tego wybranego dzieła.
Otóż, chcąc przeczytać coś wspomnianego wyżej autora, zasugerowałem się tytułem i wybrałem The Lady of the Lake. Jak już zapewne kiedyś tutaj pisałem, jestem zafascynowany legendami arturiańskimi. Dlatego, nie mogłem przejść obojętnie obok takiej pozycji.
Chcąc tę książkę przeczytać, trafiłem jednak na kilka trudności i niezbyt miłych niespodzianek.
Pierwsza tyczyła się tego, że niestety nigdzie, nie dało się dostać papierowej wersji. Ta książka nie ukazała się w mojej ulubionej serii Wordsworth Classics, w związku z tym, na Amazonie osiągała ceny, średnio dla mnie akceptowalne.
Podobnie z polskimi tłumaczeniami. Przy tym, uważam, że twórczość sir Waltera Scotta, warto czytać w oryginale, więc nawet nie szukałem szczególnie gorliwie.
Na ten problem zaradził nieoceniony Projekt Gutenberg i moja komórka. Gorzej było z kolejnym, który dostrzegłem dopiero mając treść przed nosem.
Mianowicie, nie był to utwór prozatorski, lecz poemat. W tym momencie zdenerwowałem się na samego siebie, że tego wcześniej nie doczytałem.
Po namyśle stwierdziłem, że cóż, trudno. Pomęczę się nad poezją.
Na szczęście, byłem już świadomy tego, że tytuł jest pewnym oszustwem. Historia opowiedziana w tej książce, nie traktuje bowiem o owej słynnej Pani Jeziora, którą znamy chociażby z dawnego poematu Thomasa Mallory'ego. Wielokrotnie jednak do niej nawiązuje i sama w sobie jest na tyle interesująca, że można wybaczyć i to drobne oszustwo.
Najładniejsze (według mnie) wydanie |
W tym miejscu, chciałbym też krótko przybliżyć, czemu The Lady of the Lake, jak najbardziej zasługuje na miano "klasyka literatury". Zatem odrobina historii.
Ten utwór został opublikowany 8 maja 1810 roku, przede wszystkim pod wpływem wrażeń autora po wizycie nad pięknym jeziorem Loch Katrine w rejonie Trossachs w Szkocji. Notabene, w tym miejscu dzisiaj znajduje się park narodowy (Loch Lomond and Trossachs National Park), a ja szczerze zachęcam, aby go odwiedzić. Rzeczywiście niezwykle piękny rejon.
Opowiada o rywalizacji trzech kawalerów o rękę pięknej Ellen Douglas. Są to Roderick Dhu z klanu McAlpin (jednego najstarszych w Szkocji), tajemniczy rycerz James Fitz-James oraz Malcolm Graeme.
Tutaj wypada nadmienić, jak Ellen w ogóle znalazła się w zamku Rodericka. Otóż, szkocki król James V, wygnał z jego majątku, jej ojca, Jamesa Douglasa, Earla Bothwell.
Wygnaniec poszukał schronienia właśnie u Rodericka Dhu. Kiedy siły króla chciały go zmusić do wydania zbiegów, klan odpowiedział zbrojnie.
Właśnie temu burzliwemu konfliktowi, jest poświęcona duża część całej historii.
Książka ta stała się niezwykle popularna, sprzedano ponad 25 000 egzemplarzy i przebiła popularnością, poprzednie utwory sir Waltera Scotta [1].
Przyjmuje się, że to właśnie The Lady of the Lake w dużej mierze przyczyniła się do odnowienia ducha Szkotów [2].
Takiego oto utworu przeczytania się podjąłem. Jak mi poszło? Cóż, momentami było ciężko.
Bardzo ładne były opisy krajobrazu. Widać, że poeta rzeczywiście potrafił go docenić i doskonale przedstawić. Nie nużą, pozwalają wczuć się w klimat.
Natomiast tak zwana akcja, już jak najbardziej nużąca bywa. Przede wszystkim, przez sposób narracji. Coś, co w zwyczajnym, prozatorskim utworze, zostałoby opisane dość szybko i zwięźle (przynajmniej u normalnych autorów), to tutaj nieraz się rozciąga wręcz niemożebnie, tylko po to, aby utwór był nadal ładny.
Oczywiście rozumiem, że poezja rządzi się swoimi prawami i mogłoby być zdecydowanie gorzej. Tutaj muszę podkreślić, że mimo wszystko, czytało się naprawdę nieźle. Co prawda, nie mogłem tego czytać, gdy byłem zmęczony, bo groziło mi zaśnięcie, ale na przykład przy takim Panu Tadeuszu, to umierałem zawsze. Przy tym poemacie zdecydowanie nie.
Poza tym, były fragmenty, które naprawdę porywały i w żadnym wypadku nie miałem ochoty odrywać się od lektury. Przykładowo, słynne Hail to the Chief (chyba najbardziej znana część poematu), naprawdę zasłużyło na swoją sławę. Czuć wręcz tutaj ducha dzielnych szkockich górali.
Sama historia może momentami jest nieco naciągana, ale mimo wszystko, nie jest bez sensu. Jak najbardziej jestem w stanie przyjąć, że mogła się tak potoczyć, czyli autor zdecydowanie nie przesadził.
Bohaterów również polubiłem. Zwłaszcza Rodericka Dhu - typowego, odważnego i honorowego Szkota.
Podsumowując - było, mimo wszystko, całkiem nieźle. Gdyby tę historię opisano normalnie, prozą, byłoby jeszcze lepiej. Jednak, trudno, nie można mieć wszystkiego. Nie żałuje, że sięgnąłem po ten utwór i zachęcam, by spróbować się przez niego przebić.
Niewątpliwie sięgnę po resztę książek tego pisarza, ale tym razem jednak w wersji prozatorskiej.
Ostateczna ocena: 8/10.
1. http://www.walterscott.lib.ed.ac.uk/works/poetry/lady.html [dostęp: 27.02.2019]
2. https://en.wikipedia.org/wiki/The_Lady_of_the_Lake_(poem) [dostęp: 27.02.2019]
Witaj widzę że mamy wiele wspólnego , podobne zainteresowania. Lukałam w profil. Może ja też spróbuje to przeczytać 😃 Czasem warto się pomęczyć. Z angielskiej klasyki kocham Dickensa i Tolkiena. Bezbłędni po prostu. Czytałam listy Tolkiena. Co to był za człowiek.
OdpowiedzUsuńPróbuj ;). Zachęcam, chociaż ta książka to akurat nie jest dobry pomysł na pierwszą przygodę z sir Walterem Scottem. Proza szła mu znacznie lepiej, już lepiej sięgnij po "Ivanhoe" albo "Rob Roya", też podobno dobry.
UsuńPana Dickensa czytałem niestety tylko "Opowieść wigilijną". Nawet i w oryginale, rzeczywiście fajna opowiastka. Może w końcu się za "Klub Pickwicka" zabiorę.
Natomiast Tolkien to rzeczywiście Mistrz ;). Człowiek również ciekawy, niedzisiejszy taki. Bardzo oddany rodzinie, katolik przywiązany do liturgii przedsoborowej i tradycji swojego kraju - jak nic jakiś faszysta :P