Trochę mnie tu nie było. Brak czasu niestety dał mi się we znaki, nie mówiąc o chorobach. Cały marzec nie za bardzo mogłem się doleczyć z jednej infekcji. Tak na przykład. Ale wygląda na to, że mam nieco więcej czasu, także wracam do regularnego blogowania. Jest parę zaczętych tekstów, które mam jeszcze tutaj do wrzucenia. Uznałem jednak, że zacznę od w miarę łatwego tekstu, jakim jest raport książkowy.
Z kilku miesięcy, ale nie ma wielu książek. Cóż, tak to już jest, jak się ma mniej czasu, to i mniej pozycji się kupuje. Coś tam jednak mimo wszystko przybyło. Przy tym, książkite są na tyle ciekawe, że (jak mi się zdaje), mogą kogoś zainteresować.
Zacznijmy zatem od fantastyki i powieści historycznej.
Najpierw może ze trzy nabytki od wydawnictwa Stalker Books, jeszcze z grudnia. Paweł z bloga Se czytam, bardzo polecał Lizyp albo pieśń kozłów, Jeleny Chajeckajej. Zachęcał tak bardzo, że aż namówił. Przyznaję ze wstydem, że jeszcze nie przeczytałem, ale na pewno niedługo się zabiorę.
Drapieżna planeta, to z kolei zbiór opowiadań sprzed lat, przedwcześnie zmarłego Stanleya Weinbauma. To klasyczna science-fiction. Tak się składa, że miałem okazję kiedyś czytać parę opowiadań tego autora. Spodobały mi się na tyle, że gdy miałem opcję kupienia całego zbioru, to skorzystałem.
O Janie Maszczyszynie, polskim autorze, piszącym z odległej Australii, dotąd słyszałem jak dotąd zazwyczaj pochlebne opinie. Zatem, w końcu przy okazji robienia tego zamówienia, wziąłem powieść Broilia tegoż pana. Cóż, coś szerzej tu jeszcze na ten temat wrzucę. Ale już teraz powiem, że zamierzam książek Maszczyszyna kupić więcej. Zastanawiam się, czy najpierw zabrać się za Necrolotum, czy coś jeszcze innego od niego, zapewne w kwietniu zdecyduję i kupię.
Teraz kilka starszych pozycji, które zgarnąłem w jednej przesyłce. Otóż, kiedyś kupiłem Fortecę w źrenicy czasu, powieść fantasy C.J. Cherryh. Niedawno miałem okazję czytać i spodobało mi się na tyle, że nabyłem dwa następne tomy, czyli Fortecę sów i Fortecę orłów. Na fali sympatii do pani Cherryh, dorzuciłem też Ludzi z gwiazdy Pella, która to książka należy z kolei do gatunku science-fiction.
Kantyk dla Leibowitza mam od dawna na liście do przeczytania. Akurat się trafiła Święty Leibowitz i dzikokonna, czyli kontynuacja. Zatem kupiłem sobie, żeby mieć dodatkową motywację do kupienia części pierwszej :D .
Karola Bunscha jeszcze nic nie czytałem, ale chciałbym, więc wziąłem dość znane Bezkrólewie. Jeśli mi podpasuje, to dokupię resztę jego powieści z cyklu Powieści Piastowskie. To jest cykl, w którym książki nie są bezpośrednio związane, zatem można czytać nie po kolei.
Ostatnia pozycja, to Władcy Smoków Jacka Vance'a. Nie wiem wiele o tej powieści, ale Vance to Vance. Z pewnością co najmniej niezłe, a było tanio.
Wracając do nowszych książek... Poczyniłem pewne zakupy w sklepie wydawnictwa Silesia Progress. Chodziło mi Hobbita J.R.R. Tolkiena, przetłumaczonego na śląski. Cóż... Hobit, abo tam i nazod jest z pewnością lekturą specyficzną. Nie wiem, czy będę coś tutaj wrzucał na ten temat, ale z pewnością podzielę się paroma wrażeniami na Instagramie. Zatem, jak ktoś ciekaw, to zachęcam do obserwowania.
W Silesia Progress, kupiłem również Wiersze i śpiwki Roberta Burnsa, w tłumaczeniu Mirosława Syniawy. Robert Burns, jest jednym z bardziej przeze mnie lubianych anglojęzycznych poetów, zatem nie mogłem się powstrzymać i kupiłem dwujęzyczną edycję angielsko-śląską. O ile Burnsa w oryginale polecam gorąco, to w tym tłumaczeniu... Cóż, nie jestem pewien, czy polecać. Chociaż raczej mi się podobało.
Osoba tłumacza Burnsa na śląski, Mirosława Syniawy, zaciekawiła mnie na tyle, że kupiłem również jego debiut powieściowy, czyli Nunquam Otiosus. Rzecz dzieje się na Śląsku w XVII wieku. Jest to dochodzenie na temat śmierci pewnego szanowanego człowieka, w którego śmierć być może wkradły się czynniki nadprzyrodzone. Właśnie czytam i powiem, że bardzo mi się podoba. Jak skończę, to będzie szerzej, bo zależy mi, by chociaż trochę promować mniej znanych autorów. Jak na razie zdaje mi się, że Syniawa jak najbardziej na taką promocję zasługuje.
Ostatnia pozycja, to Bestia w jaskini i inne opowiadania. Od dawna polowałem na ten zbiór opowiadań Lovecrafta, chcąc mieć całość jego dzieł. Niedawno Zysk ucieszył mnie wznowieniem tego zbioru, więc oczywiście kupiłem.
Dobrze, to byłoby na tyle, jeśli chodzi o fantastykę, przejdę zatem do następną pozycję.
Na początek, dwa afrykańskie reportaże. Witamy w białej Afryce Wojciecha Rogali bardzo polecam, ukaże się też tutaj opinia. Jest to reportaż o bardzo ciekawym afrykańskim kraju, czyli Namibii. Drugi, Pięć kilometrów do bomby to opowieść o podróży do kilku afrykańskich krajów, w tym Namibii. Podróży rowerowej, więc sądzę, że powinna być dosyć ciekaw. Jednakże, cóż, jeszcze nie czytałem, więc szerzej się nie wypowiem.
Motyle. Opowieści o wymierających gatunkach chciałem sobie kupić od dłuższego czasu. Przejrzałem, mogę wstępnie polecić każdemu kogo choć trochę owady interesują.
Następne dwie książki dostałem w prezencie. Bardzo sobie cenię dorobek filozofa Rogera Scrutona, toteż bardzo się ucieszyłem z tytułu Muzyka jest ważna. Nie czytałem, ale to Scruton - zasadniczo warto go czytać, niezależnie od tego, czy się zgadzamy, czy nie. Był na tyle oryginalnym myślicielem.
Krajobraz strachu. Jak stres i strach kształtują życie zwierząt nie czytałem, ani szerzej nie przeglądałem. Jednakże kojarzę autora, Adama Zbyryta, wydaje się bardzo sensownym człowiekiem. Także chętnie przeczytam.
Natomiast, Spisek. Czyli kto nam wszczepia czipy i inne popier...one teorie, jest pozycją o teoriach spiskowych. Książka zaskakująca dobra, mimo knajackiego tytułu. Szerzej w następnym wpisie.
Następne książki z różnych parafii. Pierwszą bardzo polecam, chociaż jeszcze nie skończyłem. Monumentalna biografia ministra Józefa Becka, pióra profesorów Marka Kornata oraz Mariusza Wołosa jest dobrą odtrutką na czarną legendę tego polityka. Nie był człowiekiem bez skazy, ale polecam czerpać wiedzę o nim z takiego źródła, a nie z książek Zychowicza i jemu podobnych. Nie jestem pewien, czy będzie tutaj recenzja, bo nie do końca czuję się na siłach, ale tym bardziej zachęcam do zapoznania się. Ciężkie tomiszcze, można zabić uderzeniem, ale warto.
Ewolucja, czyli wycieczki do dalekich krewnych jest książką dla dzieci. Dobra merytorycznie, ładne ilustracje, nic tylko polecać. Raczej nie będzie tu recenzji (ale wrzucę na Instagrama taką mini), bo za mało materiału.
Ostatnie dwie pozycje być może nieco szurskie, ale niech stracę.
Yuval Noah Harari. Grabarz człowieczeństwa Adama Wielomskiego jest jedyną książką (o ile dobrze kojarzę) na polskim rynku krytycznie odnoszącą się do dorobku Harariego. Sam mam swoje zastrzeżenia do tego pisarza, więc po pewnych wahaniach kupiłem. Przeczytam i zrecenzuje jednak dopiero, gdy sam skończę z Hararim. Także, na razie wstrzymam się z opinią.
Ostatnia, to pozycja eurosceptyczna. Normalnie machnąłbym ręką na książkę pod znamiennym tytułem Unia Sowiecka, czy Związek Europejski. Czyli dysydent w archiwach Gorbaczowa, gdyby nie osoba autora. Napisał ją bowiem Władimir Bukowski, znany opozycjonista w ZSRR, który swoje przecierpiał pod komunistycznym reżimem. Dlatego, byłem ciekaw, co ma do powiedzienia tak zasłużona osoba na ten temat.
Cóż, to byłoby na tyle. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca i życzę owocnych nowych książek.
Ponieważ zaś to jeszcze święta, życzę zatem wszystkim czytającym wesołych Świąt.
Bardzo lubię czytać książki, choć czuję, ze podobnie jak widokówki znad morza, odejdą do lamusa. Coraz mniej ludzi je kupuje, w końcu są przecież audiobooki. Czytać ich nie trzeba, a efekt podobny.
OdpowiedzUsuńNo cóż... postęp ma swoje i dobre i złe strony.
Cóż, u mnie w rodzinie wciąż się kartki wysyła. Wydaje mi się, że papierowe książki nie do końca odejdą do lamusa. Nawet ludzie, którzy w większości słuchają audiobooków, lubią mieć kilka najważniejszych na półce. Więc spadnie ich znaczenie, ale nie sądzę, by zanikły całkowicie.
Usuń