piątek, 16 września 2022

Jan Łada, W nawiedzonym zamczysku

Jestem fanem fantasy, ale lubię też powieść historyczną. Do dzisiaj, do moich ulubionych książek
zaliczyłbym trylogię Henryka Sienkiewicza. Zwłaszcza Ogniem i Mieczem, ze swoim klimatem dawnych Kresów Wschodnich to jest coś, co zawsze chętnie się czytało.
Dlatego, jak tylko usłyszałem, że wychodzi wznowienie powieści Jana Łady, to wiedziałem, że kiedyś po to sięgnę. Nareszcie się udało, więc oto kilka wrażeń z lektury.
Zacznijmy może od osoby autora. Jan Łada, to tak naprawdę literacki pseudonim bardzo barwnej postaci. Jan Gnatowski herbu Łada, studiował na kilku uniwersytetach, a z naszego kraju musiał uciekać z powodu działalności niepodległościowej. Na emigracji podjął zaskakującą decyzję i już jako dojrzały człowiek, zdecydował się zostać księdzem. Rysowała mu się niezła kariera w papieskiej dyplomacji, ale ją przerwał i ostatecznie, po pewnych perypetiach zamieszkał w Warszawie. Napisał sporo utworów, w tym i takie, które dzisiaj określamy mianem fantasy. Takim też jest i W zaklętym zamczysku (pod takim tytułem powieść została pierwotnie wydana).
Utwory Łady nie były mile widziane w PRL, stąd też dopiero teraz możemy cieszyć się nowym wydaniem tegoż dzieła. Nie zostało ono zresztą w dobrze przyjęte w dwudziestoleciu międzywojennym (zaraz wyjaśnię czemu). Warto dodać, że nowe wydanie zostało uwspółcześnione. Usunięto niektóre archaizmy z języka, zdecydowano się również na zmianę tytułu. Nie do końca widzi mi się taki zabieg, ale o tym wspomnę jeszcze później.
Przejdźmy może do treści tej powieści. Dzieje się ona na Wołyniu, w pobliżu Berdyczowa. Opowiada historię waśni rodów Miśniakowskich i Turobojskich, na kilka lat przed powstaniem Chmielnickiego. Mamy wątek przygodowy i miłosny, ale nade wszystko występują elementy fantasy. One to szczególnie nie podobały się przedwojennej krytyce. Moim zdaniem niesłusznie. Kto jest ciekaw dlaczego, zapraszam do dalszej lektury.
Głównym bohaterem powieści jest rotmistrz Kazimierz Miśniakowski. Wraca właśnie z wojennej tułaczki do rodzinnego gniazda - zamku Horodyszcza. Niestety dla niego, nie ma za bardzo do czego wracać. Rodowy dom jest w ruinie, zniszczony w wyniku najazdów wrogiej rodziny Turobojskich. Trzeba też przyznać, że Miśniakowscy nieco sami sobie wcześniej nagrabili i zupełnie bez winy nie są.
Jadąc, nasz rotmistrz poznaje piękną i namiętną Motrę, pochodzącą z ludu, której losy potem nieraz się z nim skrzyżują. Mamy też wątek miłosny między nim, a inną dziewczyną, który budzi po raz kolejny starą waśń. Z innych bohaterów mamy dzikiego, ale honorowego atamana Jurko Nawiżenego, czy ojca Symforiana, bernardyna, który usilnie stara się ze sobą pogodzić zwaśnione rody.
Podsumowując książka obfituje w rozliczne przygody. Mamy porwania, zajazd i liczne utarczki. Nade wszystko, należy jednak wspomnieć o tym, ile jest w tym fantasy.
Mianowicie, zamek Horodyszcze jest autentycznie nawiedzony. Mamy do czynienia z prawdziwymi duchami, po stepach zaś błądzą takie upiory, o jakich jest wspomniane w Ogniem i mieczem. Nie ma tego fantasy wiele, powiedzmy, na poziomie Hamleta, ale podobało mi się. Buduje niesamowity klimat dawnej wschodniej Rzeczypospolitej. Obstawiam, że większości miłośników gatunku się spodoba.
Należy na ostatek wspomnieć, że książka nawiązuje do Ogniem i mieczem. Nie wprost, ale poprzez inne rozegranie pewnych motywów, które się tam pojawiają. Próbuje nadać nieco więcej odcieni szarości czarno-białemu obrazowi, jaki zarysował Sienkiewicz. Przykładowo, ataman Jurko Nawiżeny, jest dziki, jak przystało na Kozaka z Siczy. Zarazem jednak honorowy i dzielny, może być rozpatrywany jako zdecydowanie pozytywna postać. W przeciwieństwie do jednego szlachcica, który jest po prostu szalonym okrutnikiem. Z ust ojca Symforiana padają też niejednokrotnie ostrzeżenia odnośnie obecnego stanu Rzplitej - mocne, i jak wiemy niestety bardzo trafne.
Podsumowując, mamy do czynienia z bardzo zgrabną powieścią przygodową w realiach I Rzeczyspospolitej, z dodatkiem fantasy. Warto dodać, że język został uwspółcześniony, usunięto sporo ze staropolszczyzny. Nie jestem pewien, jak rozpatrywać ten zabieg. Z jednej strony na pewno ułatwia to odbiór, z drugiej strony coś kosztem autentyczności. Tym niemniej, czyta się zdecydowanie dobrze.
Podsumowując, polecam, nie tylko miłośnikom Sienkiewicza. Im jednak szczególnie, powinni być wyjątkowo ukontentowani.

Ocena: 8/10


2 komentarze:

  1. Porwania, utarczki, romanse, fantastyka i realia I Rzeczypospolitej. Czuję się do końca przekonana. :)
    Swoją drogą też nie jestem do końca fanką uwspółcześniania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie. Jakby z Sienkiewicza też usunięto te wszystkie archaizmy, to może i czytałoby się go niektórym łatwiej, ale straciłby dużo ze swojego powabu.
      Swoją drogą, wznowiono też zbiór opowiadań Łady, przypomniałaś mi, żebym kupił :P.

      Usuń