niedziela, 19 września 2021

Raport książkowy #10 (styczeń-sierpień)

Powoli, bo powoli, ale wracam do bardziej regularnego blogowania. Postanowiłem zatem, pochwalić się nabytkami z tych paru miesięcy, gdy mnie nie było. Z tej racji, post będzie długi. Później, postaram się możliwie szybko, skrobnąć parę słów o niektórych z tych pozycji, o reszcie napiszę w jakimś zbiorczym poście, bo nie wszystko na pełnoprawną recenzję zasługuje (czy też jestem w stanie wypowiedzieć się bardziej kompetentnie).

Przechodząc zatem do konkretów, zacznę stosu widocznego powyżej, czyli książek popularnonaukowych i naukowych.


Jak widać, przybyło sporo pozycji z Copernicus Center Press. W zasadzie, uzupełniłem sobie większość tego, co z ich książek mieć na pewno chciałem. Także, idąć od góry mamy: Jak wyobrażam sobie świat, Alberta Einsteina. Autora przedstawiać raczej nie trzeba, a sama książka, to obszerny esej, bardziej z dziedziny filozofii, niż fizyki, przez co znacznie mniej się starzeje. Polecam, zwłaszcza, że wydanie Copernicusa, jak zwykle dobrej jakości.
Natomiast Upiornego działania na odległość Georga Mussera, jeszcze nie czytałem, ale jak już to zrobię, to nie omieszkam napisać paru słów. Po pobieżnym przejrzeniu, zdaje mi się, że to jedno z przystępniejszych, ale zarazem nie przesadnie uproszczonych wykładów mechaniki kwantowej dla nie-fizyków. Pewności, rzecz jasna nie mam, ale myślę, że można polecić w ciemno. Copernicus zresztą rzadko puszcza słabiznę.
Kolejne to dwie pozycje z cyklu Teoretyczne minimum Leonarda Susskinda: Szczególna teoria względności i klasyczna teoria pola oraz Mechanika Kwantowa. Już kiedyś wspominałem tu tych książkach Susskinda, ale powtórzę - na pewno polecam. To idealne pozycje dla kogoś, kto nie czuje się na tyle pewnie jeśli chodzi o aparat matematyczny fizyki, by czytać książki już bardziej naukowe, ale też zwykłe, popularne, przestają mu wystarczać. Zresztą, mam wrażenie, że i fizycy doceniają takie zwięzłe ujęcie owego teoretycznego minimum.
Kolejne pięć to już bardziej właśnie naukowe, niż popularnonaukowe. Pierwsza, Klasyczna teoria pola, Krzysztofa Meissnera (wybitny polski fizyk z UW) jest jedną z lepszych, bardziej zwięzłych ujęć tematu w języku polskim.
Dwie następne, to z kolei kolejne dwie pozycje od Copernicusa, obie autorstwa księdza Wojciecha Grygla. Zasadniczo mógłbym polecić obie, choć Jak scena stała się dramatem jeszcze nie przeczytałem. Autor nie stroni od matematyki, choć stara się ograniczyć jej ilość. Warto przeczytać, ale z tego powodu, nie wszystkim te pozycje podejdą.
Ostatnie dwie, to już bardziej akademickie pozycje. Grawitacja, Jamesa Hartle'a, jest jednym z najbardziej przystępnych omówień ogólnej teorii względności. Przeznaczona dla początkujących studentów, zawiera sporo rysunków, czy dobrych przykładów. Tym bardziej warto rzucić okiem, jeżeli, kogoś oczywiście ciekawi tematyka, że dostępna w języku polskim.
Z kolei Gravitation,  autorstwa Kipa Thorne'a, Charlesa Misnera oraz Johna Wheelera, to swoista "Biblia" relatywistyki. Potężna księga, wznawiana wielokrotnie od czasu swojego pierwszego wydania (1873 rok), do dzisiaj jest jedną z najlepszych książek z tej tematyki. 


Na kolejnym stosie, tylko popularnonaukowe. Część to swoiste "klasyki", inne nowości. Czarne dziury Stephena Hawkinga, to mocno popularna pozycja. Dużo rysunków i prostych objaśnień. Zasadniczo poprawnie, choć specjalnie zachwycony nie byłem.

Wszechświat jako nadmiar Marka Oramusa, to z kolei zbiór esejów w tematyce naukowej.
Krewniacy, jest jedną z nowości z "czarnej serii" Prószyńskiego. Opowiada o neandertalczykach. Jeszcze nie przeczytałem, ale po przejrzeniu wydaje się być w porządku.
Fizykę rzeczy niemożliwych i Fizykę przyszłości Micho Kaku, chciałem przeczytać sobie od dawna. Po prawdzie, Fizykę rzeczy niemożliwych, czytałem we fragmentach dość dawno. Miałem ją jednak dostępną z ebooka, a nie przepadam za tą formą książki. Teraz wreszcie przeczytam dokładniej. Na wstępie jednak ostrzegam, że do twórczości Micho Kaku, należy podchodzić z pewną rezerwą.
Coś głęboko ukrytego oraz Niedokończona rewolucja Einsteina, są ksiązkami wybitnych naukowców - Seana Carrolla i Lee Smolina. Tej książki Carrolla jeszcze nie czytałem, ale książka Smolina była jedną z najlepszych popularnonaukowych z dziedziny fizyki, jakie czytałem.
Filozofia kosmologii Hellera, to jak wskazuje nazwa, krótkie wprowadzenie w filozoficzne podstawy kosmologii. Dość nowe podejście do tej dziedziny, jak dla mnie, ale zaskakująco strawne w odbiorze.
Dalej niż boska cząstka jest kontynuacją bestsellerowej Boskiej cząstki Leona Ledermana i Christophera Hilla. Jeśli chociaż w połowie tak dobra jak pierwsza  część to na pewno polecam się zapoznać.

Natomiast Do końca czasu, jest nowszą książką znanego teoretyka strun, Briana Greene'a. Najbardziej znanego z widocznego również na zdjęciu Piękna wszechświata.



Ostatni stosik to swoiste pomieszanie z poplątaniem. Dzikie życie jest autobiografią Roberta Triversa - bardzo znanego biologa ewolucyjnego.
Dwie pozycje pióra znanego francuskiego historyka, Alaina Demurgera - Rycerze Chrystusa i Templariusze. Proces 1307-1314. Cóż, zdecydowanie zachęcam, by przeczytać, jeśli ktoś się interesuje tamtym wycinkiem dziejów. Zwłaszcza, że o templariuszach można znaleźć sporo książek znacznie mniej wiarygodnych. Przy czym Rycerze Chrystusa są panoramą dziejów wszystkich zakonów rycerskich, nie tylko templariuszy.
Ewolucję piękna, bardzo chciałem sobie kupić od dłuższego czasu, więc skorzystałem z promocji w Copernicus Center Press.
Krótką historię wielkich umysłów Iana Stewarta, dostałem w prezencie. Jak wskazuje nazwa, jest to zbiór biografii wybitnych matematyków.
Sapiens. Od zwierząt do bogów jest jednym z bestsellerów Yuvala Noaha Harariego. Nie przepadam za tym pisarzem, ale cóż, zamierzam się zapoznać.
Niezbędnik szuana Jacka Kowalskiego, dotyka tematyki powstania Wandei i powstań szuanów we Francji. Ciężko mi ocenić wartość merytoryczną tego dziełka. Ale wydane jest ładnie, a ten mało znany krwawy epizod z dziejów Francji, jest wart upamiętnienia.
Sobór Watykański II. Historia dotąd nieopowiedziana Roberta de Mattei, zajmuje się z kolei dziejami tego ważnego wydarzenia z dziejów Kościoła.
Trzy pozycje niedawno zmarłego Rogera Scrutona, brytyjskiego filozofa. Kolejno: Głupcy, oszuści i podżegacze, Piękno. Krótkie wprowadzenie, O naturze ludzkiej. Pierwszą z tych książek z pewnością bym polecał. Jest to omówienie pomysłów popularnych lewicowych myślicieli z zeszłego stulecia. Scruton, jak na filozofa, pisał bardzo jasno i konkretnie, momentami czyta się całkiem w porządku. Ale tylko momentami, bo odbiór psuje bardzo kiepskie tłumaczenie. Przykładowo, Scruton nieraz przytacza absurdalne, bełkotliwe zdania takiego Lacana (z którym też mierzył się Alan Sokal w Modnych Bzdurach), po to, by wykazać jego błędy. Te cytaty przełożone są w taki sposób, że czasem naprawdę ciężko się połapać, o co chodzi nie tylko Lacanowi, ale i w efekcie Scrutonowi, który się do nich odnosi. Tym niemniej, książka warta przeczytania, niezależnie, czy przez prawicowców, czy lewicowców.
Opasłe tomiszcze na samym spodzie to zbiór wybranych pism Charlesa Maurrasa, znanego francuskiego myśliciela z początku XX wieku, założyciela Action Francaise. Naprawdę szeroki, od esejów, do poezji. Na stosie nie zmieścił się inny zbiór, jednego z uczniów Maurrasa, Jeana Madirana, więc dorzucam tutaj.

Jeśli chodzi o większość dziedziny z popularnonaukowych, czy innych, to byłoby wszystko. Przejdźmy zatem dalej.



Nieco pomieszałem też książki na następnym stosie. W większości fantastyka, ale też nieco historii. Zacznę od lewej strony.


W większości, jest to zamówienie z księgarni MAGa. Szczęśliwie, wznowili kilka swoich znakomitych utworów z serii Uczta Wyobraźni, które chodziły na portalach aukcyjnych w jakichś złodziejskich cenach (zwłaszcza te MacLeoda). Zatem idąc od lewej mamy tegoż Iana MacLeoda: Dom Burz oraz Wieki Światła. Następnie Atlas Chmur Davida Mitchella oraz Diasporę Grega Egana. Jeszcze nie przeczytałem, ale pewnie szybko się zabiorę, bo to od dawna chciałem rzeczone pozycje przeczytać. Szczególnie MacLeoda, którego twórczość bardzo poważam (polecam z całego serca jego Czerwony Śnieg). Natomiast Wojna Światów Douglasa Nilesa, to dodatek, który dorzuciłem do koszyka przy okazji zakupów od Zyska. Kontynuacja znanej i cenionej Wojny Światów Wellsa - jaka będzie, zobaczymy, bo jak wiadomo z takimi kontynuacjami to różnie bywa.

Idąc dalej, zaczynijmy od góry. Na szczycie, książka, dla której w ogóle zajrzałem do księgarni wydawnictwa Zysk-ska. Mianowicie Dzieci Ziemi i Nieba Guya Gavriela Kaya. Jak ktoś tu czasem zaglądał, to wie, że uwielbiam tego autora, więc był to zakup obowiązkowy. Cóż, mam nadzieję, że to jakiś początek i Zysk wznowi inne powieści Kaya (w sumie poezję też mógłby wydać).

Następnie nieco klasyki literatury grozy. Nie przepadam za współczesnymi horrorami (acz znalazłyby się wyjątki), ale klasyczna groza, to jest coś, co zawsze chęynie przeczytam. Zatem idąc od góry, mamy zbiór opowiadań Algernona Blackwooda, wydany pod tytułem Wendigo i inne upiory.  Jak to zbiór opowiadań, jest nieco nierówny. Niektóre są znakomite, inne nieco słabsze. Ale generalnie, Blackwood trzymał znakomity poziom. Moim zdaniem, naprawdę niewielu pisarzy, potrafi podobnie budować klimat swoich utworów.

Potem kolejno: Szalupy z Glen Carrig, Williama Hodgsona, Troje szalbierzy Arthura Machena oraz Gość Draculi Brama Stokera. Godny polecenia jest zwłaszcza Machen. Co prawda, jeszcze nie przeczytałem, ale chwalił go bardzo sam H.P. Lovecraft, a takiej rekomendacji ufam całkowicie. Jeśli ktoś lubi Lovecrafta, to i pewnie Machen mu się spodoba. Gość Drakuli, natomiast jest zbiorem utworów autora słynnego Draculi. Oprócz tej najbardziej znanej książki Stokera, przeczytałem też jego inną powieść (z tego, co wiem, niewydaną po polsku): The Lair of the White Worm. Jest naprawdę dobra, chociaż Draculi nie dorównuje. Chętnie zatem się zapoznam i myślę, że można z pewną ostrożnością polecić. Szalupy natomiast są kolejną powieścią grozy z początku XX wieku. Hodgson to może nie ta sama półka, co Machen, czy Blackwood, ale również z chęcią się zapoznam, zapowiada się nieźle. Pierścień Krakena, czyli mieszkańcy Mirażu należy do fantasy, z elementami grozy. Trochę niedzisiejsze, ale mi tam się podobało. Naskrobię szybko kilka słów o tej pozycji.
Natomiast Dracula Nieumarły, to kontynuacja Draculi, napisana przez Dacre Stokera (potomka Brama) oraz Iana Holta, którzy wspomagali się notatkami samego Brama. Szczerze mówiąc, nie wiem, czego się po tej książce spodziewać. Opinie są bardzo rozbieżne, ale zbyt lubię samego Draculę, by sobie odmówić chociaż próby przeczytania. Pożyjemy, zobaczymy.

Wschód Lustrosłońca oraz Szklane smoki Mullena, jak również Cień Araratu Harlana, dorzuciłem z kolei do paczki przy okazji kupowania nabytków z samego dołu sterty. Wydaje się, że to całkiem dobre fantasy, ale dopiero do sprawdzenia.

Gdzie czas to pieniądz Steph Swainston, jest drugim tomem cyklu Cztery krainy. Podobno bardzo dobrego cyklu, który jednak w Polsce się nie przyjął. Tom pierwszy dopiero zamówiłem, przyznam, że kolejność mi się pokręciła.

Z kolei do kupna Zemsty Czarownicy, Josepha Delaneya, przekonał mnie film Seventh Son. Już wcześniej kojarzyłem tego pisarza i z grubsza jego dzieła, ale nigdy jakoś się nie paliłem, by zapoznać się z nimi bliżej. Jednak, ten film był tak niezamierzenie głupi, że setnie się na nim ubawiłem. Zdało mi się jednak, że potencjał był dużo wyższy, niż wykonanie, więc jestem ciekaw pierwowzoru.


Ostatnie z tego stosu, jeśli chodzi o typową fantastykę, to trzy tomy ze wznowienia Księgi Całości Feliksa Kresa (czy raczej 2.5, bo Fabryka Słów, trzeci rozbiła na dwie części). Cóż mam rzec, Kres jest świetnym pisarzem. Z całego serca zachęcam, by przeczytać. Już opisywałem tutaj tom 1 - Północną Granicę. Kolejne nie odstają poziomem, mimo, że w innym klimacie (choć otwarcie przyznam, że mój faworyt to jednak jak dotąd Północna Granica, głównie za kreację Alerów). Druga część Gromberlardzkiej Legendy (tom 3) już zamówiona.

Pośrodku trzy książki nieco...inne. Winlandia oraz Nad oceanem czasu to jedyne wydane w Polsce powieści świetnego szkockiego pisarza, George'a Mackaya Browna. W zasadzie, obie można zaliczyć do gatunku powieści historycznej, bo akcja ma miejsce w średniowieczu. Czasem jednak, wpadają w lekki realizm magiczny.

Ja, Antoine de Tounens, Król Patagonii, to inna powieść z gatunku, powiedzmy, historycznego. Autora Jeana Raspaila, bardzo cenię. Ta książka opowiada o perypetiach tytułowego pana de Tounens, który stworzył sobie królestwo wśród patagońskich Indian. Jest to dość zapomniany epizod z historii Ameryki Południowej. Dodatkowo, Raspail "ubarwił" tę historię. Ale jest piękna, ładnie napisana i przyzwoicie przetłumaczona.

Na koniec, kilka pozycji historycznych. Dziedzic Sobieskich, Piotra Pinińskiego jest biografią księcia Charlesa Edwarda Stuarta, który to był przywódcą ostatniego powstania jakobickiego w Szkocji. Nie jestem specjalistą odnośnie historii osiemnastego wieku, zatem ciężko mi się będzie wypowiedzieć dokładniej, ale z chęcią przeczytam.

Stalin oraz Czerwony Terror, to w zasadzie ta sama książka jednego autora, niemieckiego historyka Joerga Baberowskiego. Konkretniej, Baberowski dopracował Czerwony Terror, który w efekcie rozdął się niesamowicie. I wyszło to książce na dobre - Stalina, czyta się dużo lepiej, autor lepiej przedstawił zagadnienia, które poprzednio przeleciał po łebkach, przez co odbiór jest (w mojej ocenie) lepszy. Tylko więcej do czytania. Poleciłbym każdemu, kto chciałby się coś więcej dowiedzieć o tym, niezbyt przyjemnym epizodzie historii. Przy tym, jest to raczej panorama stalinizmu, od genezy, do upadku, nie biografia samego Stalina.

Nadberezyńcy, autorstwa Floriana Czarnyszewicza, są z kolei powieścią historyczną, opowiadającą o życiu drobnej, zagrodowej szlachty na terenach dzisiejszej Białorusi, na początku XX wieku. Książka ta, przyniosła autorowi sporo rozgłosu i była bardzo popularna, w tym za granicą jeszcze przed II wojną światową. Niestety, PRL nie obszedł się z nią łaskawie, stąd dzisiaj jest nieco zapomniana.

Czarna Księga Kresów, jak wskazuje nazwa, w dużej mierze, wzoruje się na Czarnej Księdze Komunizmu. Autorka przedstawia tam przekrój zbrodni, dokonanych na dawnych Kresach Wschodnich. Jak dotąd tylko przejrzałem, książka zdaje się być napisana przyzwoicie.

Na końcu, Lenin Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego, jest powieścią biograficzną. Przyniosła ona autorowi chyba największą sławę przed wojną. Nie czytałem, ale zasadniczo, podoba mi się pisarstwo Ossendowskiego, więc pewnie i ten klasyk przypadnie do gustu.


Na następnym stosie, znowu przede wszystkim fantastyka. Tradycyjnie, zaczynam z lewej strony.


Na samej górze, w dużej mierze klasyka. Trzy książki Roberta Hugh Bensona, Świt Nowej Ziemi, Zwierciadło z Shalott oraz Światło niewidzialne (jest jeszcze czwarta, Władca Świata, ale gdzieś mi się zawieruszyła, więc na zdjęciu nie ma). Benson żył na przełomie XIX i XX wieku w Wielkiej Brytanii i był dość ciekawym twórcą. Świt Nowej Ziemi oraz Władca Świata, to swego rodzaju science-fiction. Ale bardzo specyficzne science-fiction, z dużą ilością elementów religijnych. Obie powieści, są w pewnym sensie swoimi przeciwieństwami. Najpierw Benson napisał Władcę Świata, a później, zdecydował się pospekulować, co się stanie, jeśli na świecie wezmą górę inne prądy myślowe, niż przewidział we Władcy i stworzył Świt Nowej Ziemi. Warto przeczytać, choć to specyficzna literatura. Niejednokrotnie można się uśmiechnąć, widząc różne wyobrażenia autora o naszych czasach, ale wiele spraw, przewidział zaskakująco trafnie.

Natomiast Zwierciadło z Shalott oraz Światło niewidzialne to raczej fantasy, ale też dość niezwykłe. Szerzej się wypowiem, jak doczytam (Światło jest nierówne, bo to zbiór opowiadań).

Boskiej Komedii, chyba przedstawiać nie muszę. Ongiś przeczytałem, bo była dostępna w szkolnej bibliotece, teraz mam własny egzemplarz.

Cztery kolejne książki, kupiłem poniekąd za namową Pawła z Seczytam. Co prawda, konkretnie polecał  tylko czwartą, Narzeczoną z Kociewia, ale ogólnie zachwalał autora, więc wyszukałem jeszcze te trzy, które wydały mi się ciekawe. Autor, Konrad Lewandowski, zwany Przewodasem jest dość specyficzną osobą, w związku z tym, wahałem się, czy sięgać po jego książki. Ale Paweł polecał, więc sięgnąłem. Cóż... Miał rację. Lewandowski ma niebanalne pomysły, a pisze znakomicie. Jeśli ktokolwiek jest w podobnej sytuacji, bo z jakiegoś względu za Przewodasem nie przepada, to gorąco zachęcam, by się przełamać i coś od niego przeczytać.

Necrosis. Przebudzenie, jest jedną z lepszych książek Jacka Piekary. Co prawda, teraz nie pamiętam dokładnie, bo sięgnąłem po nią dość dawno, ale dużo bardziej mi się podobało, niż te opowieści o cyklu inkwizytorskiego. Teraz sobie chętnie przypomnę, nie omieszkam podzielić się później wrażeniami.

Natomiast, Wilcze Gniazdo, Bohun oraz Krzyżacka Zawierucha, to powieści historyczne Jacka Komudy. Od jakiegoś czasu byłem ich ciekaw, nareszcie będę miał okazję się zapoznać.

Od Grzędowicza, czytałem jak dotąd tetralogię Pan Lodowego Ogrodu. Uważam, że jest bardzo dobra, ale podobno inne utwory Grzędowicza już są dużo słabsze. Z tego względu, nigdy się nie paliłem, by po nie sięgnąć. Ale, tym autora lubię, więc gdy miałem okazję tanio kupić Azyl, zbiór jego opowiadań, to wziąłem. Jeszcze jednak nie czytałem, więc się szerzej nie wypowiem.

Za pisaniną Pilipiuka, zawyczaj nie przepadam. Nie trawię na przykład Kronik Jakuba Wędrowycza, jakoś mi nie leżą. Zaciekawiłem się jednak zbiorem opowiadań Czerwona Gorączka. Zatem, wziąłem, dorzucając do tego powieść Upiór w ruderze, z intencją dania panu Andrzejowi kolejnej szansy. Cóż... powieści jak dotąd nie przeczytałem, ale zbiór opowiadań całkiem dobry. Tytułowa Czerwona Gorączka wręcz świetna. Reszta gorsza, ale generalnie, wrażenia dobre.

Na kolejnym stosie, w dużej mierze, stara fantastyka, którą od dawna chciałem uzupełnić. Na samej górze, pięć książek Marion Zimmer Bradley. Cztery: Królowa Burzy, Sokolniczka, Dziedzictwo Hasturów i Wygnanie Sharry to wydane u nas części jej wielkiego cyklu o planecie Darkover. Brakuje mi jedynie tomu pierwszego, Rozbitkowie na Darkoverze. Zaś Dom światów, to samostojka. Cóż, jeszcze nie czytałem, ale Bradley pisać potrafiła, więc myślę, że można polecić.

Podobnie jak Tanith Lee. Demona Ciemności, jeszcze nie czytałem, ale wygląda na dobre fantasy. Czytałem Czarnoksiężnika z Volkyanu tejże autorki i bardzo mi przypadł do gustu, więc myślę, że i ta pozycja jest warta polecenia.

Kolejne dwie książki, trafiły na ten stos nieco przez przypadek, ale niech tam będzie. Siedmiu Jeźdźców, Jeana Raspaila, to raczej realizm magiczny, niż fantasy, ale jak całość twórczości tego pana, warte czytania. Z kolei, Na królewskim szlaku jest powieścią podróżniczą. Raspail, pod koniec lat czterdziestych, przemierzył w canoe tak zwany Królewski Szlak. Czyli od Zatoki Świętego Wawrzyńca, do Nowego Orleanu, z biegiem Rzeki Świętego Wawrzyńca, Wielkimi Jeziorami i Missisipi. Wgląd w świat, który niestety, dawno przeminął.

Przybysza, autorstwa Cherryh, jeszcze nie zdążyłem przeczytać, ale wygląda na ciekawe science-fiction. Katedrę Dukaja, dorzuciłem do innej przesyłki. Nie czytałem, ale raczej okej - w końcu to Dukaj.

Kolejne cztery książki, zamówiłem przy okazji, gdy zamawiałem któryś z tomów Księgi Całości Kresa. Kuzynki Pilipiuka, dodałem, będąc pod pozytywnym wrażeniem wspomnianej Czerwonej Gorączki. I też muszę powiedzieć, że nawet całkiem okej. Zdecydowanie nie jest to wybitna literatura, ale czyta się całkiem przyjemnie. 

Pieśń o kruku, to fantasy w klimatach wikingów. Autora, Pawła Lacha, zupełnie wcześniej nie kojarzyłem. Być może napiszę o tej książce coś więcej, ale teraz muszę powiedzieć, że jakoś specjalnie zachwycony nie byłem. Nie jest to chała, ale coś mi nie pasowało. Jak ktoś lubi wikingów, to może rzucić okiem, ale fajerwerków niech nie oczekuje.

Podobnie, wcześniej nijak nie kojarzyłem ani cyklu Wielki Północny Ocean (Morze i Kosmos) ani autorki, Katarzyny Szelenbaum. Z opisu wydaje się ciekawe, ale szczerze to nie mam pojęcia, jakie to jest. Jak ktoś zna, to może napisać.

Wydech, Teda Chianga to zbiór nader ciekawych opowiadań. Nie czytałem, jak dotąd, ale czytała Moreni. Jak ktoś jest ciekaw, to polecam zapoznać się z jej recenzją. Wierzę autorce na słowo.

Natomiast Eifelheim Michaela Flynna, to jedna z lepszych powieści science fantasy, jakie czytałem. Wydawało się, że połączenie nowoczesnej fizyki, średniowiecza, czy starych legend, jest karkołomnym pomysłem. I zazwyczaj pewnie tak, ale tym razem wyszedł nadspodziewanie dobrze. Mam nadzieję, że jeszcze we wrześniu zbiorę się, by napisać o tej książce coś więcej.

Waran Diaczenków, został przygarnięty w antykwariacie, bo lubię rosyjską fantastykę (jak również dlatego, że Paweł polecał). Na pierwszy rzut oka, wygląda bardzo ciekawie (bardzo interesujący świat przedstawiony).

W tym samym antykwariacie wygrzebałem Ilion Simmonsa. Autor mi znany i bardzo ceniony, zatem pewnie lektura będzie przyjemna.

Ostatni stos, jeśli chodzi o fantastykę. Znowu, zaczynając od góry, pierwszą mamy antologię W hołdzie królowi. Martin Greenberg, zebrał w niej opowiadania dobrych pisarzy fantasy i science-fiction (m.in. Peter Beagle, Gregory Benford, Poul Anderson), napisane w stylu tolkienowskim, zresztą na jego cześć. Jeszcze nie czytałem, ale jestem bardzo ciekaw rezultatów, zwłaszcza tych od pisarzy science-fiction. W końcu, nie tak łatwo zrobić udaną wycieczkę na obce terytorium.

Wspomniany wyżej Gregory Benford, napisał dwie książki wyżej - W oceanie nocy oraz Przez morze słońc. Są to dwa pierwsze tomy sagi Centrum Galaktyki, sztandarowego cyklu Benforda. Mam mieszane uczucia, ale zasadniczo, drugi tom jest lepszy, niż pierwszy.

Tam gdzie mieszka zły, to z kolei "wycieczka" pisarza science-fiction, Clifforda Simaka w klimaty fantasy. Jeszcze nie czytałem. Wiele twierdzi, że słabo mu poszło, ale chętnie zobaczę sam.

Dalej swoisty klasyk: Miecze i ciemne siły, czyli pierwszy tom Przygód Fafryda i Szarego kocura pióra Fritza Leibera.

Następne cztery książki, kupione z rekomendacji Pawła. Poula Andersona przeczytałem jak dotąd Tancerkę z Atlantydy. Muszę powiedzieć, że bardzo mi przypadła do gustu i bardzo polecam, zatem bardzo chętnie sprawdzę tę pozycję - Dzieci Wodnika.

Jak wspomniałem wyżej, Czarnoksiężnika z Volkyanu Tanith Lee, uważam za całkiem dobrą książkę. Zabójca umarłych podobno też dobry, ale jeszcze do sprawdzenia.

Podobał mi się też Statek Czarnoksiężnika Hannesa Boka. Tylko ostrzegam, że jest to dość niedzisiejsze fantasy. Ale jak ktoś lubi starszą fantastykę, to może się spodobać.

Na samym końcu stosu, kilka nabytków od wydawnictwa Stalker Books. Chodziło mi przede wszystkim o książki Pipera (te najgrubsze). Czyli Kudłacze oraz Terro-human. Oprócz nich dorzuciłem jeszcze do koszyka kilka klasyków z radzieckiej oraz polskiej science-fiction.

Jak dotąd, przeczytałem tylko Świątynię Czarownic Kira Bułyczowa i bardzo zachęcam do przeczytania. Dość nietypowe science-fiction, klimatem bardziej przypomina powieść przygodową. Tym niemniej, bardzo oryginalne pomysły autora.

Oprócz tego: Mutanci, Tadeusza Markowskiego oraz Morze Diraca duetu Jeremieja Parnowa i Michaiła Jemcewa.

Dodatkowo, wskrzeszony magazyn o fantastyce Sfinks (nr 63, zima 2021). Dobry, warto rzucić okiem.

Plus dwie pozycje, których nie wrzuciłem na stosy, bo zapomniałem.




Koncertu nieskończoności Grega Beara, jeszcze nie czytałem, ale słyszałem, że dobry. Natomiast, warta polecenia jest Kaźń, Mariny i Siergieja Diaczenków. Sposób prowadzenia narracji i osoby bohaterów, pozostawiają nieco do życzenia, ale pomysły na świat i rozwiązania fabularne na bardzo wysokim poziomie.


Na naprawdę sam koniec, widok uzupełnionej kolekcji dzieł Roberta Ervina Howarda. Z tego, co się orientuje tomy 1-9 z stak zwanej Czarnej Serii, obejmują większość ważniejszych przygód Conana. Zamierzam dokupić jeszcze tylko kilka. Seria była znacznie większa, ale większość to naśladowcy i to nie bezpośredni (czyli Lin Carter oraz L. Sprague de Camp).

Jednak, najbardziej się cieszę z tomów 1-6 Niepublikowanych Opowieści. Znajdują się tam utwory Howarda z innymi bohaterami, niż Conan. Ten cykl jeszcze do uzupełnienia.

Cóż, to byłoby na tyle. Wpis wyszedł strasznie długi, ale mam nadzieję, że ktoś mimo wszystko przez niego przebrnął. Oby tym razem lepiej wyszedł mi powrót do regularnego pisania ;).

6 komentarzy:

  1. "Necrosis" zawsze mi się już będzie kojarzyło z czytaniem na tymczasowym łóżku, w remontowanym pokoju, w środku nocy (nie wiem, czym doświetlałam, by innych nie obudzić xD). Trzęsłam się pod kołdrą z przestrachu i miałam wielki dylemat: spać czy budzić rodziców? A miałam z 15 lat. Nie wróciłam od tamtego czasu do opowiadań, ale nieźle sobie wkręciłam tę historię wtedy. Ale tak szczerze, wolę Archibalda. :D
    Z Grzędowiczem mam teraz dziwną relacje, bo wpadłam w ekipę ludzi, którzy robią: wowowow, jeśli chodzi o PLO, regularnie mam też przypominaną fabułę (z której i tak nic nie pamiętam, poza tym, że był Vuko i Vuko był drzewem i miał fajnego konia, i był cyfral), a im więcej o tym myślę, tym bardziej mam wrażenie, że lepiej, bym do tego nie wracała. Może to przez to, że inne książki Grzędowicza mi nie podeszły i mam trochę niesmak. Ale nie powiedziałabym, że w każdej ma słabszy warsztat. Po prostu część tekstów jest wyraźnie targetowana do dojrzałego faceta w wieku Grzędowicza i no mi nijak to odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło widzieć Twój komentarz :P. Natomiast, ja aż takich drastycznych wspomnień z "Necrosis" nie mam.
      "Pana" czytałem chyba ze dwa razy. Może nie miałem totalnego efektu wow, ale jak widać, naprawdę mi się spodobał (pewnie jeszcze zresztą sobie przeczytam). Właśnie między innymi Twój tekst o Grzędowiczu sprawił, że tym bardziej nie chciało mi się sięgać po inne jego książki. Ale opowiadania nie są zbyt obszerne i w dobrej cenie, można spróbować :P.

      Usuń
    2. To bardziej kwestia wkręcenia sobie tego + specyficznego okresu (remontowaliśmy stary dom z lat 30., była jesień, nie było centralki, więc wszystko dogrzewane kominkiem + grzejnikiem na prąd itd.). Ostatnio tak sobie wkręciłam opowiadanie Kosika z "Nowych ludzi". xD
      No mi się wtedy podobał, a teraz boję się tego ruszać. Próbuj, bo wiem, że on innym siada nieźle - po prostu ja mam niesmak.

      Usuń
  2. Sprawdź sobie, jak wygląda Twój blog w wersji na telefon. Nie wiem czy to tylko u mnie, ale jest granatowe tło, na którym czarne litery nie wyglądają słabo, tylko wcale nie wygladają :)

    Wilcze gniazdo to raczej fantasy, niż beletrystyka historyczną.

    Jacek Kowalski jest profesjonalnym historykiem sztuki. Ciekawostka, jak go poznałem: swego czasu pomagał pewnemu niepełnosprawnemu, załatwił mu z tego co pamiętam pracę na UAM (jako stróż) i w domu samotnej matki (też jako stróż czy dozorca). No i pod tym domem doszło da awantury, stróż akurat robił sobie kolację, więc wyskoczył na dwór z tym, co miał w ręku, a miał nóż. Awanturnik doskoczył do niego i czy sam się nadział, czy stróż machnął - już nie pamiętam - skończyło się zgonem. Relacjonowałem w mediach proces stróża, a Kowalski był świadkiem. Po pierwszej rozprawie trochę pogadaliśmy. Nie pamiętam już wyroku (to było ok. 2006-2007 r.). Ale Kowalskiego raczej nie mylę - taki sarmacki typ z wyglądu i chyba charakteru, poglądów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, widzę problem. Nie potrafię jednak rozwiązać od ręki, dzisiaj nad tym siądę. Być może w ogóle trzeba będzie zmienić motyw.
      Czyli "Jaksa" nie był u Komudy pierwszy? Okej.

      Tak, to ten Sarmata. Wiem, że na pewno ma wielką wiedzę na temat I Rzeczypospolitej (wydał zresztą kiedyś "Niezbędnik Sarmaty"), ale miałem lekkie wątpliwości jak tam z Francją pod koniec XVIII wieku. Wydaje się jednak, że nienajgorzej.

      Usuń
    2. Komuda zaczynał od fantasy, pierwszym jego dziełem było opowiadanie"Czarna Cytadela" - typowe, howardowskie fantasy. Potem były opowiadania sarmackiej fantasy - i tu zrobiłem błąd, omyłkowo uznałem, że to właśnie "Wilcze gniazdo", ale nie, tamten zbiór to "Opowieści z Dzikich Pól" - jak gdzieś dorwiesz, to polecam. A "Wilcze gniazdo" to jednak chyba historyczna sarmacka (bez elementów fantasy). Spojrzałem na półkę, do drugiego rzędu, mam to "Wilcze gniazdo", ale nic już nie pamiętam.

      Usuń