wtorek, 24 listopada 2020

Jack L. Chalker, Rzeka Tańczących Bogów

O twórczości Jacka Chalkera, słyszałem różne zdania. Najbardziej znany jest ze swojego cyklu o Studni. Mi jednak, trafiła się okazja, by przeczytać pierwszy tom jego innego cyklu - Tańczący Bogowie. Cóż, z całą pewnością sięgnę po resztę, co już chyba jest pewną opinią. Zatem, może pokrótce, czemu, moim skromnym zdaniem, warto po tego już nieco zapomnianego w Polsce pisarza sięgać.

Zacznijmy może od fabuły owej książki. Otóż, mamy dwójkę głównych bohaterów. Mówiąc ściślej są to Amerykanie - Joe i Marge, których życie mocno przeorało. Nie są to zupełnie typowi mieszkańcy USA (zwłaszcza Marge, absolwentka literatury angielskiej i niespełniona intelektualistka). Joe jest po części Indianinem, przywiązanym do swojego dziedzictwa.

Przypadkiem podróżują razem przez Teksas. Nagle jednak, skręcają z autostrady i trafiają przed oblicze tajemniczego mężczyzny - Throckmortona Ruddygore. Tenże Ruddygore okazuje się być czarodziejem, który zamieszkuje świat równoległy do naszego. Ponieważ w swoim świecie poważny problem, liczy, że dwójka Amerykanów, po pewnym podszkoleniu, z powodu swojego obcego pochodzenia, pomoże mu w rozwiązaniu tej sprawy.

Nasi Amerykanie, oczywiście się zgadzają. Po przeprawie przez Morze Snów, trafiają do świata czarodzieja Ruddygore'a. Tam okazuje się, że Throckmorton ma problem z armią, dowodzoną przez człowieka, który ewidentnie dostaje wsparcie z Piekła. Marge i Joe, po przeszkoleniu przez najlepszych w swoim fachu, ruszają w misję, która ma pozbawić przeciwnika Throckmortona potężnej pomocy.

Jak widzimy, jest to dość sztampowe fantasy. Z jednej strony, nic specjalnego, z drugiej, trzeba przyznać, że mocno się wyróżnia.

Przede wszystkim, to fantasy mocno humorystyczne, ewidentnie specjalnie powielające różne schematy znane z tejże literatury. Zapewne, ku wielkiej radości autora.

Przykładowo, światem czarodzieja Ruddygore, który jest poniekąd bliźniaczym z naszym (swego rodzaju "produkt uboczny" procesu Stworzenia), rządzą nie prawa fizyki, ale tak zwane Zasady. Zasady, spisywane przez Radę Czarodziejów. Cóż, wyjaśnię na przykładzie. Kiedyś w USA urzędasy próbowały ustalić, że liczba π jest jednak wymierna. Zatem, w tamtym świecie, byłoby to możliwe, gdyby byli dość wysoko postawionymi urzędasami.

Tych przepisów namnożyło się już tyle, że niewielu już jest w stanie je ogarnąć. Rzecz jasna, powoduje to wiele przezabawnych sytuacji, które wynikają właśnie z owych Zasad.

Mamy też smoka, który korzysta z usług psychoterapeuty, moc czarodziejską, która wzmacnia się poprzez celibat, ale jednak nie do końca i wiele innych, humorystycznych akcentów. 

Na uwagę zasługuje też bardzo interesujące wykorzystanie pewnego artefaktu, którego znamy i w naszym świecie. Poważnie, naprawdę byłem pod pozytywnym wrażeniem twórczej modyfikacji znanej opowieści.

Przy tym, niejednokrotnie pan Chalker potrafi czymś zaskakiwać, ta historia nie jest jednak całkowicie przewidywalna, choć pewne rzeczy, z racji zamierzonej sztampowości, przewidzieć można.

Co do bohaterów, to są w porządku. Jeśli chodzi o naszą dwójkę Amerykanów, to szczerze kibicowałem tylko Marge. Trzeba jej przyznać, że rzeczywiście była dość inteligentna, chociaż zdarzało jej się popełniać pewne błędy, widać też pewną przemianę podczas całej tej historii.

Joe, mimo, że nieco się zmienia, dalej w gruncie rzeczy, pozostaje zwykłym Amerykaninem. Przez co, może i czasem niektóre sytuacje wypadają zabawniej, ale... Właśnie, jakoś nie porwał mnie. Ot, dość przyzwoity facet.

Natomiast naprawdę ciekawie prezentuje się czarodziej Ruddygore. To jowialny grubas, naprawdę przesympatyczny. Zarazem jednak, nie ma żadnej wątpliwości, że jest potężnym użytkownikiem magii i skrywa wiele tajemnic. Postać takiego mądrego maga, występuje w wielu utworach fantasy, ale muszę przyznać, że tutaj została zrealizowana wyjątkowo ciekawie.

Cóż, to chyba byłoby na tyle. Bardzo mi się styl Chalkera spodobał i na pewno kupię więcej jego książek. Jeśli lubicie fantasy z takim lekko humorystycznym rysem, to polecam.

Ocena: 9/10.


5 komentarzy:

  1. Też bardzo lubię ten cykl, szczególnie owe zasady (drużyna powinna składać się z siedmiu osób, z których jedna nie do końca powinna być godna zaufania). Szkoda, że u nas wydawanie przerwano po trzecim tomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo że młode kobiety muszą chodzić w skąpym stroju, o ile klimat na to pozwala :P. Zgadza się, wielką szkoda. Tak samo, jak szkoda, że przerwano wydawanie Holdstocka, czy Abrahama.

      Usuń
    2. Jak lubisz takie comic fantasy, to sprawdź "Katarem i magią" Gardnera. Zacytuję Ci fragment o bogu Pluggu (cytat z jakiegoś świętego pisma):

      >– A oto ludy zwróciły się do Plaugga, błagając by dopomógł im w godzinie próby. I Plaugg wysłuchał ich, jako że tron jego nie był ani na tyle wielki, ani wysoki by nie docierały doń głosy mas. Szczerze mówiąc, był zrobiony z surowców wtórnych i materiałów odpadowych, gustownie przyozdobionych bańkami z przedmuchanego i rżniętego szkła. I spojrzał Plaugg na ciżbę i przemówił: „Dzisiaj nic z tego. Jestem strasznie sfilcowany”<.

      I rozmówki ludzko-smocze:

      Wzzzm, szszuu, zepp, wrrumh - Wybacz moje natręctwo, ale czy mógłbyś poświęcić mi chwilę swego cennego czasu?
      Szaszsz, mecht, wyrrmhh, abrumhs wazzs - Czy byłbym zbyt niegrzeczny, gdybym poprosił cię o zejście z tego, co przed chwilą było moją stopą?
      Mzwah, kszszss, bzreemt, dwaght zassff – Moja prośba jest równie gorąca jak twój oddech, który, gdybyś zechciał nieco zmienić jego kierunek, pozwoliłby spawom mojej zbroi pozostać na swoich miejscach.

      Nie jest to wielka literatura, ale jest sympatyczne i zabawne (a chyba o to chodzi w comic fantasy). Niestety, u nas wydano pierwszy tom cyklu (z siedmiu - dwie trylogie + samostojka + parę opowiadań).

      Usuń
  2. Hm, może kiedyś przeczytam, jak i w łapki wpadnie. Ale to jak mi się faza na starą literaturę faktu i popularnonaukową skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, akurat to dziełko Chalkera można dostać w bardzo fajnej cenie.

      Usuń