Miałem nie pisać tej recenzji. Przede wszystkim dlatego, że jednak, umówmy się,
nie jest to literatura zbyt popularna, a ci, co czytają tego bloga, chyba jednak wolą coś innego.
Ale może jednak kogoś zainteresuje. Uprzedzam, że już niedługo będzie recenzja książki pana Kaya i Sandersona (no ta później, bo jednak potężne tomiszcze). Także fantasy nadal dominuje :D.
Jednak, przechodząc do rzeczy... O czym w ogóle ta książka (i jej adaptacja filmowa) jest?
Otóż Purpura i czerń opowiada o życiu i działalności (szczególnie podczas II wojny światowej) księdza prałata Hugh O'Flaherty'ego, zwanego "Szkarłatnym Kwiatem Watykanu".
Na podstawie książki pana Gallaghera, wydanej niedługo po śmierci monsiniora (tak zwyczajowo tytułuje się księży prałatów) O'Flaherty'ego (zmarł w 1962), powstał też film, pod tym samym tytułem. W rolę głównego bohatera wcielił się kapitalny Gregory Peck.
Sam, wiele lat temu oglądałem Purpurę i czerń, a teraz, dość niedawno, coś mi przypomniało o tym filmie. Wówczas odnotowałem, że jest też książka. Przeczytanie jej nie zajęło mi dużo czasu. Zdecydowanie, czy chcę o tym jakoś szerzej pisać, nieco dłużej. Jak już jednak uznałem, że tak, to zaczynajmy.
Może najpierw coś krótko o głównym bohaterze. Otóż, ksiądz prałat Hugh O'Flaherty, jak wskazuje nazwisko, był czystej krwi Irlandczykiem. Nawet, irlandzkim nacjonalistą, przed wojną sympatyzował z IRA. Przy tym, uwielbiał sport, przede wszystkim golfa i boks.
Mimo tego, że opisany wyżej typ człowieka, nie wydaje się typowym kandydatem do stanu duchownego, to młody O'Flaherty dość szybko stwierdził, że chce być księdzem.
Po pewnych trudach, udało mu się. Okazał się rzeczywiście utalentowanym, rzutkim kapłanem. Na tyle, że został wysłany na studia do Rzymu, co jest marzeniem wielu młodych księży.
Tam, został szybko zauważony przez kard. Alfredo Ottaviani'ego, który został jego protektorem i zatrudnił na odpowiedzialne stanowisko w Świętym Oficjum (dzisiaj znanym jako Kongregacja do Spraw Nauki Wiary).
Piszę o tym, bo późniejsze, dość wysokie stanowisko (za którym poszedł tytuł prałata) i kontakty towarzyskie, jakie ksiądz O'Flaherty nawiązał z rzymską śmietanką towarzyską, między innymi przy grze w golfa, bardzo pomogły w jego późniejszej działalności.
Prałat Hugh O'Flaherty |
Bowiem, gdy wybuchła wojna, monsinior O'Flaherty poświęcił się pomocy potrzebującym. Wielokrotnie odwiedzał obozy jeńców wojennych, starając się poprawić ich warunki bytowania, jak również, w miarę możliwości powiadamiać rodziny o ich losie.
Gdy faszystowskie Włochy skapitulowały, a Italię zajęli Niemcy, wielu jeńców uciekło. Szukali pomocy w neutralnym Watykanie, a irlandzki duchowny, bardzo chętnie jej udzielał.
Nie chodziło zresztą tylko o jeńców - monsinior ratował także Żydów, ukrywając ich niejednokrotnie na terenach samego Watykanu.
Stworzył prężnie działającą organizację, która zajmowała się tymi sprawami, sam niejednokrotnie ryzykując życie.
O tym właśnie opowiada książka pana Gallaghera, napisana w latach 60tych, kiedy pamięć o czasach wojny, była wciąż jeszcze bardzo świeża.
Akcja Purpury i czerni, skupia się głównie na wspomnianym przeze mnie okresie w latach 1943-45.
Pani Henrietta Chevalier |
Oczywiście omawia też wcześniejsze życie irlandzkiego monsiniora, ale jest tego stosunkowo mało. Raczej służy nakreśleniu samej sylwetki prałata, jak również podaniu przyczyn, dla których mógł działać tak skutecznie.
Jest to biografia, ale nie skupia się na wyliczaniu suchych faktów. Czyta się naprawdę gładko, niczym bardzo dobrą powieść wojenno-sensacyjną.
Bohaterowie są z krwi i kości, nie z papieru. Podczas lektury czułem prawdziwą
sympatię do dzielnych księży (bo O'Flaherty miał licznych pomocników), obrotnego Johna Maya, kamerdynera brytyjskiego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, czy odważnej pani Chevalier. Ta ostatnia, przechowała w swoim niewielkim mieszkanku, dziesiątki żołnierzy (za co groziła kara śmierci).
Tym bardziej robi wrażenie, że nie są to postacie fikcyjne, tylko jak najbardziej prawdziwe.
Jedyne, co może utrudniać odbiór tego dzieła, to duża ilość różnych nazwisk. Oczywiście, najważniejszych bohaterów, bardzo szybko zapamiętamy i będziemy kojarzyć, co kto jest kim. Jednak, czasem tych pobocznych ciężko spamiętać. Przydałby się jakiś spis postaci, które na kartach Purpury i czerni się pojawiają.
Mam też wrażenie, że pan Gallagher nieco za bardzo skondensował swoją książkę. Momentami to męczy. Chociaż, w większości czyta się nader gładko.
Tyle, jeśli chodzi o moje wrażenia. Warto jednak wspomnieć o edukacyjnej wartości tego dzieła.
Obecnie, można spotkać różne opinie, na temat papieża Piusa XII. Po tej lekturze, nadal można go różnie oceniać. Jednak, opowieści o rzekomej sympatii dla nazistów, czy antysemityzmie Ojca Świętego, spokojnie można włożyć między bajki.
Monsinior z Gwardią Szwajcarską |
Jako ostateczne podsumowanie, powiem, że generalnie jakimś wielkim fanem historii II wojny światowej nie jestem. Nie moja działka, a mimo to, czytało się świetnie. Przy tym, książka gruba nie jest, także od razu uspokajam każdego, kto obawia się przebijania się przez potężną cegłę.
Daję ostatecznie:
9/10.
Film
tutaj uprzedzam, że opinia będzie mocno subiektywna. Głównie ze względu na to, że film jest już dosyć stary, z 1983 roku. Ten fakt, po prostu widać, dzisiaj raczej się już w ten sposób filmów nie robi (na ile mogą wnioskować, na podstawie mojej skromnej wiedzy).
Mi to nie przeszkadza. Generalnie, większość moich ulubionych filmów, była kręcona jeszcze przed rokiem 1990. Lubię ten klimat, tę charakterystyczną muzykę, czy sposób kręcenia. Jednak, jak ktoś jest pod tym względem bardziej nowoczesny, to z góry uprzedzam.
Odnośnie fabuły, to zaczyna się ona właśnie w roku 1943, kiedy rozkręciła się organizacja monsiniora O'Flaherty'ego.
Cóż mam powiedzieć, historia, przedstawiona na kartach książki pana Gallaghera, jest zekranizowana została dość wiernie.
Gregory Peck jako monsinior O'Flaherty |
Parę kwestii uproszczono, parę rzeczy nieco ubarwiono, by dodać filmowi dramaturgii. Nie są to jednak jakieś znaczące przekłamania.
Piszę tu między innymi o pewnych przebraniach, do których później uciekał się monsinior, kiedy ppłk Kappler, dowodzący gestapo w Rzymie, wydał rozkaz zastrzelenia go, gdy tylko wystawi nos poza teren Watykanu.
Oczywiście, ksiądz ten zakaz łamał wielokrotnie. W filmie, nieco z tymi przebraniami przesadzili. Jednak, spokojnie jestem w stanie, wyobrazić sobie, że Irlandczyk odważyłby się i na coś takiego, także nic strasznego, w zasadzie się nie dzieje.
Poza tym, że oparty na faktach, to film, jak książka, jest zwyczajnie dobry w odbiorze. Trzyma w napięciu, czasem zaskakuje. Krótko: przyjemnie się ogląda.
Dodatkowo, mi osobiście, bardzo się podobał również od strony wizualnej. Panoramy Rzymu, ubiory ludzi z tamtych czasów, jak mi się zdaje, oddano naprawdę przyzwoicie.
Szczególnie przypadły mi do gustu. przedsoborowe szaty duchowieństwa. Gregory Peck, bardzo godnie prezentował się jako prałat, z charakterystyczną peleryną i saturno. Możemy też zobaczyć, niestety już nieobecną w Watykanie, Gwardię Palatyńską.
Osobiście daję:
9/10.
Podsumowując, Purpura i czerń (zarówno w wersji książkowej jak i filmowej), to bardzo przyjemnie podana, prawdziwa historia bardzo dzielnego człowieka.
Który powinien być wzorem tego, jak zachować się przyzwoicie w trudnych chwilach. Uważam, że warto o nim pamiętać.
Niestety, książka, wydana w Polsce przez Wydawnictwo Księży Marianów, jest już niedostępna. Pozostaje polowanie na okazje (osobiście dorwałem swój egzemplarz na Olx). Ewentualnie, jak ktoś czyta po angielsku, sprawdzenie na Amazonie, powinna być dostępna.
Z filmem sprawa prezentuje się dużo lepiej. Bez problemu, znajdziemy go nawet na YouTube.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz