czwartek, 23 września 2021

Joseph Delaney, Zemsta Czarownicy

I wydanie polskie (moje)

 Jak wspominałem przy okazji ostatniego raportu, kupiłem tę książkę, głównie dlatego, że o jej istnieniu
przypomniał mi film Seventh Son. Bawiłem się na nim znakomicie, choć niekoniecznie to twórcy mieli na myśli. Polecam, najlepsze komedie często wychodzą w sposób niezamierzony.

Chciałem jednak sprawdzić, na ile, to co tam zobaczyłem było kwestią zbytniej inwencji reżysera, na ile po prostu sama książka dostarczyła materiału, który miał nie do końca zamierzony potencjał humorystyczny. Po lekturze Zemsty Czarownicy, dochodzę do wniosku, że obie hipotezy są w sumie poprawne.

Jednak, po kolei. Zemsta czarownicy, to pierwszy tom Kronik Wardstone, czyli trzynastomowej serii Josepha Delaneya. Film, jak mi się zdaje, jest swoistą kompilacją całości tychże Kronik, ale w dużej mierze bazuje na tomie pierwszym.

Jest to seria przeznaczona dla młodzieży (i to tej młodszej, zdaje mi się koło 12-14 lat). Dlatego zdaje sobie sprawę, że nie do końca jestem w stanie sensownie to ocenić. Ale może spróbuję. Na wstępie, muszę powiedzieć, że tom pierwszy jest całkiem w porządku, jak na ten wiek. Myślę, że swojemu dziecku mógłbym dać bez większych obaw. Mam jednak swoje zastrzeżenia, o czym niżej.

Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że fabuła i bohaterowie są zdecydowanie za prości. Ja rozumiem, że to powieść dla młodszego czytelnika, nie Zbrodnia i kara (ani nawet opowiadania Roberta E. Howarda). Zdaję sobie też sprawę, że nie byłem przeciętnym młodym nastolatkiem, ale mam wrażenie, że w będąc w tym wieku, też bym to odczuł.

Mocno skracając, fabuła wygląda tak. Siódmy syn, siódmego syna, Thomas Ward, zostaje oddany w termin do stracharza, Johna Gregory'ego. Stracharz, czyli ktoś w rodzaju czarownika, zajmujący się walką z boginami, widmami, czy wiedźmami, za niewielką opłatą. Tenże Thomas, jakoś sobie radzi jako uczeń pana Gregory'ego, ale w pewnym momencie, przez swoją głupotę, uwalnia uwięzioną przez mistrza wiedźmę, Mateczkę Malkin. Przyjdzie mu zatem jakoś po sobie posprzątać.
II wydanie polskie

Jak na mój gust, zarys fabularny nie jest zły, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę grupę docelową tej książki. Diabeł tkwi w szczegółach. Zarówno to uwolnienie, jak i starcia z Mateczką Malkin, raczej wzbudzają ironiczny uśmieszek, niż pozwalają "zawiesić niewiarę" i  zagłębić się w tę historię. Oczywiście, są też dobre momenty, czasem autentycznie, zamierzenie zabawne, czy wciągające. Tym niemniej, niestety, jest to pod wieloma względami opowieść nadmiernie przewidywalna, a szczegóły pozostawiają sporo do życzenia.

Podobnie bohaterowie. Nawet wziąwszy pod uwagę do kogo adresowana jest ta książka, to mam wrażenie, że postacie są zarysowane w sposób tak uproszczony, że niemalże papierowy. Przykładowo, główny bohater, uwalnia wiedźmę W taki sposób, że widać, że zrobił coś bardzo głupiego. Ale nawet nie chce się człowiekowi na Thomasa denerwować... Pewnym wyjątkiem jest sam stracharz i matka głównego bohatera. Też zdają się dość prostymi postaciami, ale widać, że kryje się za nimi coś więcej, co zapewne zostanie wyjawione w tomach następnych.

Jednak, historia ma jednak pewne zalety. Z całą pewnością, jest na swój sposób wychowawcza, nie można powiedzieć, że promuje głupotę, czy brak zdrowego rozsądku u bohaterów. Czyta się całkiem gładko. Czasem się wzdycha, ale mimo wszystko przewraca następną stronę, bo zainteresować potrafi. Także, zamierzam nawet zajrzeć do następnych części, jestem ciekaw, czy nieco podniósł się poziom.

Ocena: 6/10

Zdjęcie promujące film Seventh Son. Jak można się domyślić, adaptacja jest dość luźna :D


5 komentarzy:

  1. Trochę tych młodzieżowych książek czytam tak w międzyczasie i one są po prostu absurdalnie prościutkie i głupiutkie z reguły. Do tego stopnia, że nie da się przy tym dobrze bawić, jeśli człowiek już ileś tych książek fantasy w swoim życiu przerobił. xD Ale w ogóle, zauważyłam "ciekawą" rzecz. Na rynku jest sporo książek dla chłopców do 14 roku życia. Potem - wchodzą książki dla dziewczyn. Rozmawiałam nawet z różnymi nauczycielami i np. jeśli chcą zrobić nagrodę szkolną w postaci książki to dla 16-18 latki bez problemu znajdą. W przypadku chłopców jest problem. Albo mamy książki 12-14 lat, albo takie z nadmiarem wulgaryzmów, krwią, seksem itd., a z oczywistych względów nauczyciel takiej książki w prezencie nie może. Niby czaję, z czego to może wynikać (gdy dziewczynki marzą o miłości w starszym o 3 lata od nich wilkołakiem, chłopcy chcą być Geraltem z Rivii), ale taki brak dorastających chłopaków, z którymi ci mogliby się utożsamić, we współcześnie wydawanej literaturze jest w sumie trochę przykry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie. Są pewne wyjątki, jak Baśniobór Mulla. Tam jeden z bohaterów jest strasznym idiotą, ale mozolnie uczy się na błędach, a świat jest na tyle ciekawie skonstruowany, że zwyczajnie dobrze się to czyta, mimo, że dla młodzieży. Ale to naprawdę wyjątki.
      Krwi i seksu, to czasem jest też za dużo jak na mój gust także i w tych książkach przeznaczonych dla starszego czytelnika. Już nie mówiąc o tej literaturze dla chłopców. W zasadzie tylko ta seria Kosika wydaje mi się odpowiednia dla takich młodych nastolatków, a zarazem na dość dobrym poziomie (no i jeszcze ten Baśniobór, ale mam wrażenie, że inteligentny nastolatek nie chciałby się utożsamiać z chłopakiem, który tam się pojawia xD).

      Usuń
    2. Tylko Kosik jest lekturą i sporo dzieciaków się z tego powodu od niego odbija. Ech, ja właśnie skończyłam "Niewidzialną koronę" Cherezińskiej i czego jak czego, ale nadmiaru seksu w powieści historycznej to się nie spodziewałam. XD

      Usuń
    3. Właśnie nieco dziwna decyzja. W sensie, książka zła nie jest, ale chyba nie do końca się wpisuje w sens kanonu lektur. Ja się właśnie nie za bardzo umiem przekonać do Cherezińskiej. Może niedługo będzie kolejne podejście :P. Ale bardziej sposób pisania jakoś mi nie podszedł, a nie elementy erotyczne :P.

      Usuń
    4. W tym roku wypadł już z obowiązkowych.
      Stylem też leży. Nie polecałabym wracać.

      Usuń