czwartek, 23 września 2021

Gregory Benford, W oceanie nocy

 Recenzja ciut stara, bo jeszcze z początków tego roku, ale wydaje mi się, że nadal warto wrzucić. Na
wstępie, muszę powiedzieć, że byłem bardzo mocno rozczarowany. Naprawdę spodziewałem się czegoś nieco lepszego.

Już dość dawno temu, usłyszałem o Gregorym Benfordzie. Szukałem czegoś na poziomie Stanisława Lema, czyli dobrej science-fiction, z naciskiem na science, a zarazem dobrze napisanego. Wśród autorów na których trafiłem, znalazł się właśnie m.in. Gregory Benford. Jednak, przeczytałem coś od niego dopiero w tym roku, zatem teraz nareszcie kilka słów o tejże książce.

W oceanie nocy, jest pierwszą częścią sześciotomowej sagi Centrum Galaktyki. W późniejszych tomach, będziemy mieli raczej mieli taki klimat bardziej zbliżony do space opery (wnioskuje po tomie drugim). Ale dobrej space opery, trzymającej się w miarę ram naukowych. Jak widać, sięgnąłem po tom drugi, co samo w sobie jest już jakąś opinią. Tym niemniej, jestem mocno zawiedzony poziomem tej książki. Zacznę zatem od tych gorszych stron tej powieści, bo o tym zawsze łatwiej coś napisać.

Cała historia, zaczyna się tak, że Brytyjczyk, pracujący w NASA - Nigel Walmsley, zostaje wysłany razem ze swoim kolegą, na misję, której celem ma być rozsadzenie specjalnym ładunkiem asteroidy, zmierzającej ku Ziemi.

Ku ich zdumieniu, odkrywają, że owa asteroida, ewidentnie jest sztucznego pochodzenia. Walmsley, sprzeciwia się rozkazom Houston i idzie ją zbadać. Dzięki temu, wiele lat później, podczas kontaktu z już działającym statkiem Obcych, jest jednym z tych, którzy grają pierwsze skrzypce w zespole NASA, który zajmuje się kontaktami z tą maszyną.

I tutaj jest mój podstawowy zgrzyt. Jak można się domyślić, Nigel Walmsley, nie zawsze postępuje tak, jak sobie przełożeni życzą. I okej, ja rozumiem, że w niektórych sytuacjach, coś takiego może zostać wybaczone. Ale nasz Anglik, niejednokrotnie próbuje chodzić własnymi drogami. Wydaje mi się, że w realnym życiu, ktoś taki dość szybko dostałby wilczy bilet, a nie byłby angażowany w nowe, ważne projekty. Nawet wyjaśnienie (notabene, pojawiające się raczej pod koniec książki), że zaczął sobie dobrze radzić z mediami, nie jest dość dobre. Bo jasne, presja medialna ma sens. Ale tylko do pewnego stopnia. Nie można w nieskończoność podpadać przełożonym, a potem prawie nie liczyć się z konsekwencjami. Sorry, ale tak to nie działa.

Druga kwestia, to wielość wątków. W drugiej części książki jest lepiej, ale przyszłych czytelników ostrzegam, że na samym początku, zostaniecie zarzuceni mnóstwem zbędnych historii. Przede wszystkim, jest to historia miłosna Walmsleya. Jego partnerka umiera na śmiertelną chorobę, przy okazji się z nim kłóci, on nie do końca chce dla niej rzucać pracę w NASA, która jest jego pasją itd. Przy okazji, jest historia pewnej sekty, z którą jest związana owa partnerka głównego bohatera, rozważania filozoficzne itd. Sporo tego, nie będę wszystkiego wymieniał. Ale bardzo wiele z tej książki można by wywalić/znacząco skrócić i nie ucierpiałaby.

Przy okazji, musze dodać, że ta historia miłosna, jest jakoś niezbyt wiarygodna. Nie widzę tutaj za bardzo chemii między bohaterami, kompletnie nie rozumiem, dlaczego w zasadzie się zeszli i tak dalej. Co ciekawe, to nie jest tak, że Benford po prostu nie umie w takie rzeczy. Pod koniec tej książki mamy inny wątek miłosny. Z kolei całkiem wiarygodny i nawet sympatycznie przedstawiony. Więc po prostu chyba trafił się taki niewypał, którym dostajemy na wstępie.

Wreszcie, realia tej książki. Sam wątek kontaktu z obcą cywilizacją jest przedstawiony naprawdę sensownie. Widać, że autor dokładnie to sobie przemyślał. Mam pretensje o "zwykłe życie". Dostajemy wskazówki, że świat spotkała jakaś katastrofa w postaci wojny jądrowej (konkretnie to walka między Chinami i USA). Walmsley mieszka w Kalifornii, niejednokrotnie podobno mija ślady bombardowań, nie wolno posiadać na własność samochodu, trzeba go pożyczać w nagłej potrzebie. Luksusem jest posiadanie fizycznej książki.

No okej, można tak sobie przyjąć. Mam jednak dwa poważne zastrzeżenia. Po pierwsze, kolejny zbędny element. W sensie, totalnie nie rozumiem, po co przyjmować takie realia. Nie mamy nic rozwinięte, jakie w zasadzie były zniszczenia wynikłe z tego konfliktu, jak do niego doszło i tak dalej. Po co w ogóle go wrzucać?

Po drugie, w USA chyba jednak, aż tak bardzo tego nie odczuli. Główny bohater nadal chodzi pobiegać na plażę, jeździ razem z przyjacielem na trekkingi po górach, gdzie zachwycają się sekwojami i tak dalej. Tych fragmentów się nie czepiam, ale "trochę" mi się gryzą z tą niby postapokaliptyczną rzeczywistością. Nie wspominając o tym, że NASA chyba tej całej wojny nie zauważyła i rozwija się prężnie :D.

Wreszcie, momentami język jest naprawdę męczący. Zazwyczaj jest okej, ale czasami autor wpada w jakiś taki sposób narracji, że nie sposób się zorientować, czy to jakieś majaki, czy rzeczywistość, czy jeszcze coś innego. Nie wiadomo, co się dzieje i dopiero później książka znów staje się normalna.

Tyle jeśli chodzi o moje żale. Natomiast muszę pochwalić tę książkę za ciekawe pomysły. Jak wspominałem, autor ewidentnie sobie przemyślał, co i jak z tymi kosmitami. Pomysł odkrycia statku kosmitów, jak się nawiązuje z nim kontakt, później inne związane z tym wątki są naprawdę dobrze przemyślane i opisane. Tutaj chylę czoła.

Tak samo, muszę docenić nawiązania do klasyki literatury. Czasami naprawdę rozwijające.

Postaci też są przyzwoicie zarysowane. Nigel Walmsley, jest kimś, kto bywa denerwujący, ale na pewno nie pozostaje obojętny. Rozumiem jego rozterki, potrafię zrozumieć pewne zachowania. Byłem mu w stanie kibicować, podobnie jak jego przyjacielowi, panu Ichino.

Podsumowując - mam wrażenie, że w następnych częściach, będzie lepiej. W oceanie nocy, też zresztą aż tak złe nie jest, ale muszę przyznać, że może być mocno męczące. Jednak, druga połowa jest naprawdę w porządku, a tom drugi, jak dotąd, już od początku czyta się lepiej.

Ocena: 6/10 

2 komentarze:

  1. Kurczę z jednej strony chciałabym sięgnąć po tą książkę, ale z drugiej nieco się jej obawiam. Być może w przyszłości dam jej szansę, ale póki do przeczytania mam książki, na których zależy mi dużo bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jesteś fanką sci-fi, to polecam. Jeśli niekoniecznie, to zależy.Na pewno bym nie polecał, jeżeli ktoś nie do końca jest przekonany do tego gatunku. Jeśli czytasz sporadycznie i nawet lubisz, to można pomyśleć.

      Usuń