środa, 12 lutego 2020

G.K. Chesterton, Człowiek, który był czwartkiem

Rzadko miewam tak, że w zasadzie, nie wiem, jak daną rzecz ocenić. Ani w
zasadzie, co właściwie na koniec się stało. Nie mówię, że ta książka mi się nie podobała - wręcz przeciwnie, momentami naprawdę przednio się bawiłem.

Może krótko o autorze, bo niektórzy, jak się nie tak dawno zorientowałem, nie kojarzą tej postaci (mimo studiowania anglistyki). Otóż, pan Gilbert Keith Chesterton, był brytyjskim pisarzem, żyjącym na przełomie XIX i XX wieku. Twórczość tego gentlemana, do dzisiaj jest dość regularnie wznawiana, także to świadczy o jakości.
Chesterton, zapisał się w pamięci potomnych, głównie poprzez swoje eseje. Najbardziej chyba znane dzieła tego Anglika, to Heretycy - w którym to krytykował licznych filozofów z początku XX wieku. Niejako w odpowiedzi na głosy krytyków, którzy zarzucali autorowi, że atakuje "heretyków", a sam nie definiuje swoich poglądów, Chesterton napisał Ortodoksję. Dzisiaj, uznaje się ją za jedną z najlepszych książek, opisujących światopogląd chrześcijański. Zresztą, autor w nieco ponad dekadę po wydaniu Ortodoksji, wywołał na Wyspach nielichy skandal - dokonał konwersji na katolicyzm.
Zatem, w dużej mierze słusznie, jest kojarzony jako autor książek dla konserw (chociaż podobno i przeciwnicy Kościoła doceniali nieraz kwiecistość języka i polot z jakim Anglik bronił swoich poglądów).
Ja jednak, postanowiłem zapoznać się z normalną, prozatorską twórczością tego pisarza. Myślę, że było warto.


Człowieka, który był czwartkiem, można chyba określić mianem thrillera. Oto, młody poeta, pan Gabriel Syme, zostaje zwerbowany w szeregi Scotland Yardu, aby walczyć z anarchistami, których to zamachy bombowe, nieraz znacząco utrudniały życie mieszkańcom ówczesnej Europy. Okazuje się być całkiem dobrym agentem i udaje mu się przeniknąć w szeregi organizacji anarchistycznej (tak, wiem, brzmi diabelnie kretyńsko). Jak wiadomo, takie życie, musi obfitować w przygody, zatem dostajemy ich rzeczywiście niemało.
Tak się przedstawia zarys fabuły. Cóż, poniekąd nie jest oszustwem. Rzeczywiście, dzieje się tak, jak napisałem, praktycznie cały czas coś się dzieje. Nie mamy czasu się nudzić. Nie ma też jednak wrażenia jakiegoś nadmiernego pędu, mimo, że wszystkie zdarzenia dzieją się dość szybko po sobie.

Tutaj większość miłośników dobrych thrillerów i opowieści o szpiegach, zapewne bardzo by się ucieszyła. W końcu, nie ma jak to dobra powieść... Jednak, muszę powiedzieć, że ten opis, nie mówi całej prawdy. Bowiem, wcześniej, rzadko kiedy czytałem coś tak absurdalnego.
Nie w tym znaczeniu, że akcja jest bez sensu. Raczej, nieraz jest celowo nieprawdopodobna.
Naprawdę, z tej książki, wręcz wylewa się typowo angielski humor.
Nie wiem, czy ktoś z czytających, kiedykolwiek miał przyjemność zapoznać się z twórczością Monty Pythonów. Zwłaszcza, z Latającym Cyrkiem Monty Pythona. Nieraz, czytając, co się tam właściwie dzieje, miałem wrażenie, jakbym się przeniósł do jakiegoś skeczu. Nie chcę tutaj zdradzać nadmiernych szczegółów z fabuły, ale...  Obejrzyjcie sobie chociażby ten film. Czasami miałem wrażenie, że czytam o czymś podobnym. Z tym zastrzeżeniem, oczywiście, że jednak ta książka, jest dużo bardziej składna.
Może przytoczę jeden przykład. Otóż, jeden z bohaterów, opowiada Syme'owi, jak to brał udział w pewnej dyspucie.

Zareplikowałem na to z oburzeniem: "Przeczyta pan to wszystko u Pinkwertsa. Ideę, że inwolucja funkcjonowała eugenicznie, dawno obalił Glumpe". Nie muszę chyba dodawać, że tacy autorzy jak Pinkwerts i Glumpe, nigdy nie istnieli, jednak, otaczający mnie ludzie ku mojemu niemałemu zaskoczeniu, dobrze ich znali. [...] Przerzucił się na erudycję. ,,Widzę - zakpił - że wygrywa pan metodą fałszywej świni u Ezopa". ,,A pan przegrywa - odparłem z uśmiechem - jak jeż u Montaigne'a". Słusznie się domyślasz, że u Montaigne'a nie ma żadnego jeża.
 Ja z tego, czy innych takich kwiatków, uśmiałem się. Jednak, rozumiem, że ten typ humoru nie musi każdemu odpowiadać.

Jeśli chodzi o bohaterów, to nieraz są bardzo mocno przerysowani (zwłaszcza szef anarchistów). Nie jest to jednak problem, bo ewidentnie widać, że o to chodziło, o wprowadzenie takiego elementu lekkiej groteski, a nie wynika to z braku warsztatu autora. W każdym razie - ja przeważającą większość ważniejszych ludzi, nawet polubiłem, więc, raczej nie jest, aż tak źle. Da się o nich coś tam powiedzieć.

Jak wspominałem wcześniej, autor ewidentnie pisać umiał, czyta się gładko. Poza momentami, gdy trzeba odłożyć, bo jednak angielskie poczucie humoru weszło za mocno. Pod tym względem, nie można w zasadzie niczego autorowi zarzucić.

Na sam koniec, nadmienię o jednej rzeczy - na kartach tej powieści, nieraz znajdziemy jakieś akcenty metafizyczne. Zwłaszcza koniec jest... Po prostu dziwny. Nie mówię, że schrzaniony, ale na tyle osobliwy, że nie każdemu musi odpowiadać (sam w sumie nie jestem pewien, co tam się stało). Dobrze podsumował tę książkę Jonathan Lethem:
Zwariowany projekt Chestertona w sumie jest dość prosty: pokazać, że salonowy nihilizm i relatywizm moralny są diabelskie.
Czy jednak, wyklucza to czytanie Człowieka, przez ludzi którzy nie zgadzają się z wizją świata Chestertona? Moim zdaniem - nie. Idee te, sprzedawane są w na tyle zgrabnym sztafażu, że mogą przejść, o ile ktoś nie jest znacząco wyczulony na takie rzeczy.

Zatem, podsumowując - mi się bardzo podobało. Tym, którzy lubią od czasu do czasu nawdychać się oparów absurdu, zwłaszcza w typowo angielskim ujęciu, polecam.

8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz