poniedziałek, 31 grudnia 2018

Nicholas Crane, Clear Waters Rising, A Mountain Walk Across the Europe

Dzisiaj coś nietypowego, mianowicie, o książce Nicholasa Crane'a - Clear Waters
Rising. Jest to książka dotycząca trekkingu, ale dotykająca też znacznie głębszych spraw. Chociażby wytrwałości, trwania przy postanowieniach, mimo przeciwności, radzeniu sobie z tęsknotą za rodziną. Wszystko w obliczu gór, bo o nich właśnie książka Crane'a traktuje. O tej, jak ją określił "ostatniej dziczy Europy".
Każdy, kto chodził dalej, niż do Morskiego Oka, doskonale wie, że góry potrafią być groźne i nie wybaczają błędów. Samotność w ich obliczu, potrafi przerażać. Chociaż, ofiarowuje też bardzo wiele. Niektórzy tego nie zrozumieją.
Zapewne nie zrozumie każdy, kto nie szedł przez cały dzień grzbietem, widząc, jak chmury przewalają się pod stopami. Nie zobaczy jak dobrze smakuje prosty posiłek w namiocie, po całodziennym wysiłku i nie wstanie rano, by zobaczyć, jak słońce rozprasza poranną mgłę.
Tego właśnie tyczy się książka Nicholasa Crane'a - zarówno zachwytu i nie mających sobie równych wrażeń, jak i całej obecnej w górach grozy. Dodatkowo, wzmocnionej długodystansową wędrówką.
Jaką dokładnie, to zaraz wyjaśnimy sobie szczegółowo. Najpierw jednak, warto wspomnieć, kim jest Nicholas Crane. Ten Brytyjczyk, nie jest w końcu specjalnie znany w naszym grajdołku nad Wisłą. Zatem, krótko o autorze.

niedziela, 30 grudnia 2018

10 książkowych hitów roku 2018

Na wstępie zaznaczam, że nie jest to w żadnym razie zestawienie najlepszych książek wydanych w roku 2018. Z tych przeczytałem jedynie Na znak triumfu, Davida Webera. Dobra książka, ale zdecydowanie hitem nie jest. Jedynie mój subiektywny wybór 10 najlepszych książek, które przeczytałem w tym roku.
Nie wszystkie tytuły zostały tutaj już zrecenzowane - gdyby tak było, bardzo proszę o wybaczenie. Ten wpis to takie drobne przypomnienie dla mnie i do końca roku, tych parę postów zostanie dodanych.
Kolejność jest przypadkowa i nie ma żadnego znaczenia.

wtorek, 25 grudnia 2018

Henry Nicholls, Galapagos. Historia naturalna

O książce Henry'ego Nichollsa, wspominałem już raporcie książkowym. Teraz,
chciałbym tutaj szerzej opisać moje wrażenia z lektury tej książki.
Nie jest obszerna, tekst właściwy to w zasadzie dwieście trzydzieści pięć stron (nawet mniej, jeżeli odliczymy wszystkie ilustracje, mapy i schematy). Mimo tej niedużej objętości, może być stawiana na wzór dla wszystkich książek, które stawiają sobie za cel, popularyzowanie nauk przyrodniczych, zwłaszcza ekologii. Dowiedziałem się naprawdę bardzo dużo, a w moim przypadku, wcale nie jest to takie łatwe.
Musicie bowiem wiedzieć, że Las Encantadas (dawna nazwa Galapagos, po hiszpańsku Wyspy Zaczarowane - moim zdaniem najbardziej trafna nazwa opisująca naturę tego archipelagu) interesuję się od wielu lat. Nic dziwnego zresztą, endemiczne ekosystemy wyspiarskie, są jednymi z najbardziej fascynujących na świecie. Zaś Galapagos, nie dość, że szalenie ciekawe i piękne same w sobie, na dodatek jeszcze są miejscem, które rozsławił na cały świat Charles Darwin. Nie dość, że badania prowadzone tam przez młodego brytyjskiego przyrodnika wpłynęły na jego przemyślenia odnośnie zmienności gatunków, wyspy te do dzisiaj pozostają niezwykle cennym terenem dla biologa.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Christopher Hitchens, Śmiertelność

Miało być na 15 grudnia, ale nie zdążyłem. Miałem pewien problem z tą notką, ale nic w tym dziwnego, bo niełatwo pisać na temat Christophera Hitchensa. Właśnie piętnastego minęło równo siedem lat, od kiedy tej wybitnej osobowości zabrakło między żyjącymi. Także, nieco spóźniony, ale mimo wszystko chciałbym podzielić się wrażeniami z przeczytania ostatniej książki Hitchensa - Śmiertelność, w Polsce wydanej przez wydawnictwo Sonia Draga. Jak również krótko przybliżyć sylwetkę tej postaci, każdemu, komu jakimś cudem umykała lub postrzegał ją w nieco zafałszowany (czy może raczej spłycony) sposób.
Hitchensa wielu poznało, ponieważ w naszym kraju zasłynął jako jeden z Czterech Jeźdźców Apokalipsy - wiodących myślicieli z nurtu tak zwanego Nowego Ateizmu. Razem z nim w tym gronie znaleźli się biolog Richard Dawkins,  neurobiolog Samuel Harris oraz filozof Daniel Dennett.
Nie mogę o sobie powiedzieć, bym zgadzał się ze wszystkim, co głoszą wymienieni panowie, zwłaszcza z Hitchensem. Ponieważ właśnie on, miał najbardziej kontrowersyjne i wyraziste poglądy z całego tego grona.
Jednak Hitchensowi muszę przyznać odwagę i wyrazistość w głoszeniu w swoich niepopularnych przekonań, mimo, że przysparzał sobie wrogów zarówno na prawicy, jak i lewicy. Zatem krótko o autorze.

sobota, 15 grudnia 2018

John Ringo, Tam będą smoki

Ostatnio byłem w pewnej księgarni, gdzie natrafiłem na spore przeceny. Mój portfel i
kręgosłup nieco ucierpiały. W następnym raporcie wspomnę, co tam dokładnie znalazłem, ale na razie, chciałbym się podzielić jednym kwiatkiem którego tam wyhaczyłem.
Mowa rzecz jasna o książce Johna Ringo, Tam będą smoki. Czyta się szybko, zdołałem w dwa popołudnia, akurat potrzebowałem przerwy na coś lekkiego (Podziemne życie jeszcze chwilę poczeka, ale jeszcze przed świętami, mam nadzieję, notka będzie).
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę w księgarni jest obrzydliwa okładka, w stylu lat 90tych, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Chociaż, trzeba rysownikowi przyznać jedną rzecz -  wiedział przynajmniej, jak kobiece ciało wygląda. Postać na okładce, wygląda jak ładna, proporcjonalnie zbudowana kobieta. Nie ma piersi wielkości głowy, czy innych cech, pojawiających się na tego rodzaju rysunkach.
Poza tym, lata 90te jednak dobrze mimi s kojarzą pod pewnymi względami, także ta paskudna okładka budzi pewną nostalgię.
Kolejną cechą, którą skojarzyłem, był jej autor. Nazwisko Johna Ringo, już mi się obiło o uszy. Pracował z Davidem Weberem, a to już dobra rekomendacja.
Dodatkowo książka kosztowała tyle, co dwa Książęce ciemne - aż tak wiele nie pije, więcwięc je nie wybrałem książkę. Zatem, zaryzykowałem i kupiłem.

W pajęczej sieci - kreacjonistyczna głupota #3

Wiecie, nieraz sobie powtarzam, aby nie zerkać na strony oszołomów i z nimi nie
dyskutować. Słabych nerwów jestem, także bardzo ciężko mi się powstrzymać od wytknięcia i skomentowania ewidentnych bredni. A dyskusja z oszołomem jest naprawdę ciężka. Bardzo podziwiam różnicę między ich możliwościami intelektualnymi, a własnym ego.
Naprawdę, jeśli nie mam w jakimś temacie, chociażby podstawowej wiedzy, nie wypowiadam się. A jak już to robię ani mi w głowie pouczać specjalistów (ktoś mi tu zaraz wytknie, że wielki autorytet też może się mylić  - ale w takim przypadku, moje uwagi też są obwarowane pewnymi zastrzeżeniami i oparte na wiedzy mądrzejszych ode mnie w danym temacie). Czy dla niektórych tak prosta zasada jest tak trudna do pojęcia?
Poza tym, jestem oczywiście wielkim fanem nauki wszelakiej - na niektórych jej dziedzinach po prostu znam się bardziej. Dlatego wszelakie dzbany spod sztandarów kreacjonizmu, medycyny "alternatywnej", czy kwantowego uzdrawiania, wywołują u mnie istne wrzenie.
Tym razem natrafiłem na idiotyzm, znacznie groźniejszy, niż ten dzban, którego opisywałem w poprzednim poście o kreacjonistach, który to nieopatrznie wkroczył na teren nauk fizycznych. Mam takich "dyskusji" trochę za sobą, ten po prostu już wyjątkowo się podłożył.
Istnieje jednak, znacznie gorszy rodzaj bredzicieli. Posługują się nawet publikacjami naukowymi, ale wybiórczo, wyrywają cytaty z kontekstu i tak dalej. W skrócie, fałszują nasz obraz rzeczywistości znacznie bardziej podstępnie, niż takie "szeregowe" oszołomy. Zatem, dziś przyjrzyjmy się przykładowi takiego właśnie tekstu.

sobota, 8 grudnia 2018

Raport książkowy #1

Minęło już trochę czasu od założenia tego bloga, więc nadszedł w końcu czas na raport ;). Nazbierało się tego całkiem sporo, toteż wrzucam teraz, bo przez grudzień pewnie jeszcze przybędzie.
Z góry uprzedzam, że nie będzie jakiegoś szczególnego porządku. Po prostu, gdy uznam, że czas podsumować, co przybyło takie podsumowanie zrobię i tyle. Dlatego, ten raport obejmuje listopad i październik i zahacza o wrzesień. Parę rzeczy w grudniu już doszło, toteż poczeka do następnego. Też będzie co zademonstrować.
Dobrze, po krótkim wprowadzeniu, czas na przedstawienie, co też właściwie udało mi się pozyskać.

Nie wiem, o czym mówię, ale i tak się wypowiem, czyli o kreacjonistycznym zidioceniu raz jeszcze

Jakiś czas temu napisałem tutaj odpowiedź na 15 pytań do zwolenników teorii
Podsumowanie mojej reakcji
ewolucji, czyli tekst, który wymieniają ze sobą kreacjoniści z całego świata, próbując "zaginać" ludzi, kierujących się nauką. Oczywiście, nie są to jakieś trudne pytania, za to pełne ignorancji i zwyczajnych kłamstw.
Ta wersja, którą znalazłem była jednak wzbogacona przez polskich dzbanów (oryginalną wysmażyli Amerykanie). Popisali się tam wyjątkową ignorancją w zakresie biologii.
Zresztą, nie tylko ją, owi geniusze godni Orderu Kartoflanego Łba, rzecz jasna podważyli tam również teorię Wielkiego Wybuchu, czy inne podstawy współczesnej nauki. W końcu jak jesteś oszołomem, który twierdzi, że Ziemia powstała w czasach udomowienia psa, musisz negować nie tylko osiągnięcia Darwina, czy Lyella, ale i Hubble'a.

czwartek, 6 grudnia 2018

Mój dzień w książkach

Na blogu Kasi z Kącika z książką, zobaczyłem następującą zabawę, dość starą, sam pamiętam, z czasów, gdy sam tylko biernie czytywałem polską blogosferę. Jak widać, ponownie odżyła. Zazwyczaj nie chce mi się brać w czymś takim udziału, ale to jest na tyle zabawne, że w zasadzie, uznałem, że czemu nie.
Źródło

Sprawa jest prosta, należy uzupełnić poniższą historię, tytułami przeczytanych w tym roku książek.

Mercedes Lackey, Wiatr Przeznaczenia

Czasem bywa tak, że całkiem przypadkiem, trafiamy na coś, czym jesteśmy szczerze zachwyceni. Tym razem właśnie o takim przypadku.
Wśród młodszych czytelników, z pewnością nie jest zbyt popularna pewna
amerykańska pisarka, Mercedes Lackey. W zasadzie, nic dziwnego. Jej książki wydawał Zysk i S-ka w latach 90tych, a od tego czasu, wznowień nie było. A szkoda, bo ta pani, naprawdę dobrze pisze.
Czerpie zresztą z najlepszych wzorców. Mianowicie jak sama przyznała, od dawna inspiracją była dla niej Andre Norton, mistrzyni czarownic oraz Marion Zimmer Bradley, której chyba przedstawiać nie trzeba.
Na jej książkę (całkiem własną), trafiłem przypadkiem. Szukałem czegoś na Allegro i zetknąłem, co też tam jeszcze mają. Przyznaję, że mocno wtedy popłynąłem (o czym jeszcze będzie w raporcie książkowym). W każdym razie, wśród oferowanych pozycji, zobaczyłem tę jedną tej autorki - Wiatr Przeznaczenia.
Nazwisko wydawało mi się znajome, po chwili przypomniałem sobie skąd. To właśnie Mercedes Lackey , jako trzecia, była autorką świetnej powieści, w Polsce niestety nie wydanej, mianowicie Tiger Burning Bright. Książka naprawdę dobra i mam nadzieję, że do końca grudnia, wrzucę tu recenzję.W każdym razie, już wiedziałem, że autorka dobra. Po szybkich poszukiwaniach, odkryłem, że to pierwszy tom trzyczęściowej serii, więc kupiłem.
I nie żałuję. Ta książka jest warta znacznie więcej, niż zapłaciłem. Jednak, po kolei.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Zaskakująco przyjemna klasyka angielska po angielsku (bardzo subiektywnie)

Szczerze mówiąc, nie darzę jakąś zbytnią atencją tak zwanej "klasyki literatury".
Moim zdaniem, to często sztucznie nadmuchane, denne książki, śmiertelnie nudne, które do życia nie wnoszą absolutnie nic - ani wiedzy, ani jakiegoś nowego spojrzenia na jakiś aspekt świata, ani nawet przyjemności cieszenia się z dobrej historii. Jedynie nudę i zgrzytanie zębami, zwłaszcza, jeżeli taki "uświęcony gniot", akurat musi zostać przeczytany.
Szczególnie nienawidzę romantyzmu w wydaniu polskim - przede wszystkim za gloryfikowanie głupoty i bezmyślności, pokazywanie tego, jako czegoś pozytywnego. Już nie mówiąc o treści - dno, zniechęcające do czytania czegokolwiek. Takie śmieci jak Dziady, wypchane bezsensownym bełkotem, z chęcią bym wywalił z kanonu lektur.
Jednakże, jest też rzeczywiście fajna klasyka, w której faktycznie ten tytuł się należy. Jakiś czas temu, Katrina z Drewnianego Mostu, opublikowała notkę, gdzie oceniała Dumę i Uprzedzenie, Jane Austen. Tak, czytałem to i mogę rzeczywiście powiedzieć, że było zaskakująco dobre.
Skłoniła mnie ona, w ogóle do przemyśleń na temat klasyki, którą rzeczywiście warto przeczytać. Postanowiłem wrzucić krótki wpis, gdzie wrzuciłbym takie mniej znane w Polsce, perełki literatury angielskiej, które czytało się całkiem nieźle. Nieraz także wtedy, gdy raczej tego nie przypuszczałem i zaczynałem lekturę z lekką obawą. Czasem dyskusyjne jest, czy to faktycznie klasyka literatury - wówczas zastrzegam, że to tylko bardzo subiektywna opinia :P.
Wszystkie poniższe książki, przeczytałem w oryginale i generalnie, ta notka ma do tego również zachęcać. Nie jest to żaden snobizm, po prostu uważam, że zwłaszcza takie dzieła, wiele zyskują, gdy sięgniemy do oryginału. Zatem, zapraszam do lektury.

niedziela, 2 grudnia 2018

Tad Williams, Kamień Rozstania, czyli Pamięć, Smutek i Cierń #2

Zgodnie z zapowiedzią, przechodzę do recenzji kolejnej części sagi Tada Pamięć, Smutek i Cierń, czyli Kamienia Rozstania.
Williamsa -
Jeżeli nie czytałeś wcześniejszego tomu, a bardzo boisz się spoilerów, to nie czytaj tego tekstu. Jednakże, jeśli ten strach nie jest aż tak wielki, to zapraszam, bo postarałem się, by były możliwie jak najmniejsze.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Paul Davies, Milczenie gwiazd. Poszukiwania pozaziemskiej inteligencji.

Podczas krótkiej dyskusji z Moreni pod jednym z moich wpisów, przypomniałem sobie o pewnej książce, którą kiedyś przeczytałem.
  W sumie nawet nieraz, bo jest wyjątkowo dobra. Rzadko, nawet w anglosaskim świecie wydawniczym, spotyka się coś takiego, nie mówiąc już o polskim.
Mowa o Milczeniu gwiazd, autorstwa brytyjskiego astrofizyka, Paula Daviesa.
 Kiedyś już wspominałem tutaj tę personę. Davies jest faktycznie zasłużonym astrofizykiem, o szerokich zainteresowaniach, bo oprócz zagadnień fizyczno-astronomicznych, ciekawi go także biologia. Zwłaszcza, jeśli mowa o możliwym życiu pozaziemskim.
Od razu dodam, że do Daviesa mam dość krytyczny stosunek. Ten autor, niejednokrotnie odpłynął, zwłaszcza, gdy wypowiadał się na tematy związane z biologią. Wypominał mu to nieraz amerykański biolog, Jerry Coyne.
Po tym drobnym zastrzeżeniu, od razu zaznaczę, że ta akurat książka jest faktycznie dobra. Z pozostałymi bywa różnie. Pozostaje zająć się samą treścią.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Lawrence Krauss, Fizyka podróży międzygwiezdnych

Zacznę trochę nie na temat. Wiecie, jaki jest angielski tytuł słynnego kryminału Stiega Larssona - Män som
hatar kvinnor?

Odpowiem od razu: A girl with the Dragon Tattoo. Jest to pewna interpretacja oryginału powieści, wydanej w Polsce pod tytułem będącym dosłownym tłumaczeniem - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Nawet więcej, jest nieco od czapy. Wiadomo, że jedną z głównych bohaterek, jest Lisbeth Salander, czyli tytułowa dziewczyna z tatuażem, ale nie taka miała być wymowa tytułu. Co brytyjski wydawca, ku mojej lekkiej irytacji, zignorował. Kryminał ukazał się pod tytułem, który mówi oczywiście coś o treści oraz potrafi zaintrygować, ale zarazem, nie przekazuje do końca tego, co jak mniemam, zamierzał Stieg Larsson.
Dlaczego o tym wspominam? Otóż dlatego, że w przypadku książki, którą teraz biorę na tapet, zachodzi dokładnie to samo zjawisko. Physics of Star Trek, to cienka książeczka, autorstwa wybitnego fizyka, Lawrence'a Kraussa. Krauss jest również niezłym popularyzatorem nauki i ta książka jest jedną z kilku, które opublikował.
W Polsce została wydana pod tytułem: Fizyka podróży międzygwiezdnych. Jak w przytoczonym przykładzie, brytyjskiego wydania, szwedzkiego kryminału, tytuł mówi prawdę, ale tak nie do końca.

niedziela, 18 listopada 2018

Tad Williams, Smoczy Tron, czyli Pamięć, Smutek i Cierń #1

Do przeczytania sagi Tada Williamsa, zbierałem się przez całe lata, zawsze jednak, było coś innego, dlatego ostatecznie to odkładałem. Teraz, bardzo żałuje, bo warto było zapoznać się z tym wcześniej. Zapewne nie napiszę nic odkrywczego na temat tak znanej książki, ale co tam, może kogoś przekonam, że warto sięgnąć.
Zgodnie ze swoimi zasadami, zdecydowałem się ocenić pierwszą część, po
zapoznaniu się z całością cyklu. Jednak, łatwiej było napisać kilka notek, na temat każdego tomu, niż jedną dużą, która w tym wypadku, wyszłaby dosyć spora. Stąd podział. Może napiszę krótką notkę podsumowującą, ale zapewne nie.

Po tym krótkim wstępie, pora na właściwą treść książki. Wydarzenia rozgrywają się w świecie Osten Ard, stworzonym przez Williamsa. Z kreacją świata, autor poradził sobie znakomicie.
Może dlatego, że jestem fanem klasycznej fantasy w tolkienowskim stylu, tak bardzo to doceniam. W Osten Ard, mamy to wszystko, co mnie tak ujmuje w klasyce -rozmach, wielość ras i kultur, które przypominają nasz świat, ale są jednak unikalne, bogatą i rozbudowaną przeszłość oraz legendy. Poza tym, w tej książce jest coś nie do końca uchwytnego, co ja określam jako "klimat" - atmosfera, przypominająca mi moje ukochane książki, dla mnie absolutny kanon fantasy - Fionavarski Gobelin, Kroniki Amberu, czy mistrza nad mistrzami - Tolkiena.
Zacznijmy więc, tylko ostrzegam, że pojawiają się niewielkie spoilery.

piątek, 16 listopada 2018

Czarne dziury bez tajemnic, Steven Gubser i Frans Pretorius

Nieco czasu mi zeszło na przeczytanie książki Stevena Gubsera i Fransa Pretoriusa, dotyczącej tego fascynującego działu fizyki, czyli astrofizyki czarnych dziur. Jak już wcześniej wspominałem w komentarzu na blogu Moreni, dość szybko można się zorientować, że to dobrej jakości nauka. Po przeczytaniu całości, muszę się poprawić. Mamy do czynienia z nadzwyczajnie dobrej jakości popularyzacją, bardzo ciekawej tematyki.
Autorzy są szanowanymi fizykami. Frans Pretorius, jest specjalistą od relatywistyki. Natomiast Steven Gubser, zajmuje się raczej fizyką wysokich energii, a nawet teorią strun.
Oboje mają wiele publikacji i są wybitnymi specjalistami w swoich dziedzinach. Steven Gubser, został profesorem, w wieku około czterdziestu lat. Co jest sporym osiągnięciem, nawet w Ameryce, gdzie nie ma habilitacji.

czwartek, 8 listopada 2018

Anna Brzezińska Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Anna Brzezińska to wydaje mi się, mało znana polska pisarka, przynajmniej
wśród młodszego pokolenia. Szczerze mówiąc, nie pojmuję tego stanu rzeczy, bo ta pani pisze bardzo dobrze. Kiedyś zetknąłem się już z jej twórczością i bardzo mi się spodobała (pewną rolę grała tu ładna okładka, świętej pamięci Runy). Tym razem, wziąłem się za jej dwutomowy cykl, o Wilżyńskiej Dolinie.
W sumie, być może cykl, to za duże słowo. Obie części - Opowieści z Wilżyńskiej Doliny oraz Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny to zbiory opowiadań. Co prawda, układają się w chronologiczną całość, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby czytać każdy tom osobno. Dlatego też uważam, że całkiem zasadne jest ocenianie ich oddzielnie.
Zacznijmy może od krótkiego wprowadzenia. Książka wpisuje się w nurt rural fantasy - odpowiednik urban fantasy, tyle, że zamiast akcji toczącej się w mieście, mamy akcję osadzoną na zabitej deskami wsi. Oczywiście, jeśli niczego nie pokręciłem, nie jestem jakimś znawcą literatury ;).

niedziela, 4 listopada 2018

Andrius Tapinas Wilcza godzina

Przyznam, że miałem już podejście do twórczości tego litewskiego pisarza, ale
nie skończyłem. Musiałem przerwać i nie wróciłem. Aż do teraz i nareszcie się udało. Warto było, chociaż mam sporo zastrzeżeń. Niemałych.
Andrius Tapinas to litewski pisarz, znany ze swoich propolskich poglądów, co w dzisiejszych czasach nie jest powszechną postawą. Choćby z tego względu, warto przeczytać, co stworzył. Zwłaszcza, że Wilcza Godzina jest reklamowana jako pierwsza litewska powieść steampunkowa, więc dobrze sprawdzić, co Litwin wniósł do gatunku.

sobota, 3 listopada 2018

Dziesiąta planeta, czyli o odlocie niejakiego Johannesa von Buttlara






Przyznam, że bardzo długo, bo cały miesiąc zbierałem się do tego wpisu. Dlatego też, zaniedbałem inne, które pojawią się w
najbliższych dniach. Jednak, zetknąłem się z czymś tak głupim, że potrzebowałem czasu, by zebrać się i to podsumować.
O co chodzi? Mianowicie, w pewnej księgarni, której nazwy z litości nie podam (aczkolwiek, niestety jakiś wielki wyjątek to nie jest), trafiłem na taki oto obrazek.

sobota, 29 września 2018

Sztampowe fantasy, czyli Michael Sullivan i jego kroniki Riyrii

Do twórczości Michaela Sullivana przymierzałem się przez dobrych kilka lat.Kroniki Riyrii, to prequel w formie trylogii do Odkryć Riyrii, dzięki którym autor stał się sławny. Sullivan na wstępie zapewniał, że można czytać zarówno w porządku publikacji, jak i chronologicznym, a ja wybrałem ten drugi. Na co wpływ miała dobra promocja od Maga :P.

Dopiero teraz jednak, sięgnąłem w końcu po jego książki.

piątek, 28 września 2018

15 pytań do ewolucjonistów, na które (rzekomo) nie mają odpowiedzi

Zabieram się właśnie do lektury świetnej książki o ewolucji, autorstwa Jerry'ego
Coyne'a. Już mogę ocenić, że to świetna książka, jak zresztą większość twórczości Coyne'a. Jak skończę, to napiszę coś więcej, jednak przy okazji przypomniałem sobie coś.
Mianowicie, seria 15 pytań do ewolucjonistów, wysmażonych przez creation.com, powielanych również w Polsce. Jest to mieszanka nieuctwa, głupoty i pospolitych kłamstw kreacjonistów, na pytania te wcale nie jest ciężko odpowiedzieć komukolwiek, kto ma jakiekolwiek pojęcie o biologii, wielokrotnie też takich odpowiedzi udzielono, chociażby tutaj. Albo tu.
Jednak, mimo wytężonych poszukiwań, nie znalazłem czegoś takiego w polskiej wersji językowej. Dlatego postanowiłem taką stworzyć, bo te pytania, jak już wspominałem krążą także po polskojęzycznej sieci. Występują one w różnych wersjach.Wziąłem na warsztat wyjątkowy rak, nawet jak na kreacjonistów, bo oprócz standardu z creation.com twórcy chyba dorzucili coś od siebie.
 W przytoczonym "artykule" dobitnie pokazali, że nie mają absolutnie żadnego pojęcia, nie tylko o podstawach biologii, ale również fizyki, czy astronomii. Działalność tego rodzaju szkodliwych oszołomów należy zwalczać jak tylko można, dlatego z chęcią się tego podejmę.

wtorek, 25 września 2018

Mark Hodder Przedstawia: Burtona i Swinburne'a w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka

Zazwyczaj nie opisuje tutaj książek, które przeczytałem już dawno temu. Jednak, Paweł z seczytam, przypomniał mi o jednej, którą przeczytałem już jakiś
czas temu. Z tego, co widziałem, nie jest jakoś specjalnie popularna, toteż postanowiłem sobie odświeżyć niektóre fragmenty i tutaj wrzucić. Dziękuje Pawle za przypomnienie o tej lekturze ;).
Zacznijmy od tego, że raczej nie przepadam za stempunkiem. Dlatego, w normalnych okolicznościach, raczej bym jej nie kupił. Jednak, parę lat temu, udało mi się ją dostać na jakimś konwencie za śmieszne pieniądze. Albo nawet zupełnie za darmo, nie pamiętam już :P. Poza tym, jestem nieuleczalnym anglofilem, więc tym chętniej się na to skusiłem.
Nie mogę powiedzieć, by mi się nie spodobała, ale nie byłbym sobą, nie mogąc nieco się nad nią poznęcać, zwłaszcza, że sposób przedstawienia niektórych kwestii, jest naprawdę głupi.
W takim razie, słowo wprowadzenia. Jak w prawie każdej steampunkowej powieści, mamy nasz świat, który z jakiś względów uległ zmianie i rozwój technologiczny potoczył się zupełnie inaczej, co pociągnęło za sobą również inne zmiany.

niedziela, 16 września 2018

Kwantowe uzdrawianie, czyli o robieniu kurtyzany z fizyki


Jakiś czas temu, zetknąłem się z tak zwanym "kwantowym leczeniem". Jak to ja, zacząłem drążyć. Wtedy natrafiłem na taką ilość szkodliwych bzdur, że niejednokrotnie rozbolała mnie głowa, a i napić się potrzebowałem. Byłem tak wk*rwiony, że w końcu powstał ten tekst, bo nieco brakuje wyraźnej kontry. Co gorsza, sporo książek w tym temacie, krąży po księgarniach, ku mojemu przerażeniu, nieraz stojąc niedaleko od całkiem dobrych popularyzujących prawdziwą fizykę.

piątek, 14 września 2018

Peter Frankopan Pierwsza Krucjata. Wezwanie ze wschodu

Całkiem niedawno wpadła mi w ręce książka Pierwsza krucjata. Wezwanie ze Wschodu. Ponieważ
Ogłoszenie o wykładzie z okazji premiery książki
temat wypraw do Ziemi Świętej, zwłaszcza pierwszej krucjaty, od dłuższego czasu, jest jednym z moich ulubionych, nie zastanawiałem się długo i kupiłem. Muszę zaznaczyć, że specjalistą nie jestem, toteż mogłem coś źle ocenić.
Książkę napisał Peter Frankopan, z Uniwersytetu w Oksfordzie. Autor jest specjalistą w dziejach Bizancjum, dokonał m.in. przekładu Aleksjady, relacji o rządach cesarza Aleksego I Komnena, pióra jego córki, Anny Komneny, na język angielski. Jak widać także na google scholar, jest dość dobrze cytowany. Możemy zatem wstępnie uznać, że autor zna się na rzeczy i wie, o czym pisze.

środa, 5 września 2018

Kate Elliott Korona Gwiazd; tom I-IV

Długo się zastanawiałem, czy napisać ten tekst. Zazwyczaj bowiem, wolę oceniać cykl już po przeczytaniu całości. Tutaj jednak, mamy do czynienia z całkiem z przyzwoitym fantasy, haniebnie rozgrzebanym przez polskiego wydawcę.

Mowa o cyklu Korona Gwiazd, autorstwa amerykańskiej pisarki Alis Rasmussen, występującej pod literackim pseudonimem Kate Elliott. W Polsce wydawał ją Zysk i S-ka, znane z bardzo długiego odkładania w czasie tłumaczeń (ostatni tom Korony Gwiazd, wydany po polsku, ukazał się w roku 2014, jedenaście lat po wydaniu amerykańskim). Później wydawca w ogóle porzucił dalsze tłumaczenie. Ja nie lubię pozostawiać sprawy niedokończonej, więc zamierzam dokończyć w oryginale i podsumować całość. Jednak, uznałem, że być może jest to dobry moment, by opisać swoje wrażenia po połowie, zwłaszcza, że jest to prawie całość z części przetłumaczonych na język polski. Na razie więc cztery pierwsze tomy, a potem trzy, jeden po polsku, a dwa po angielsku.
To już za mną


Tak oto prezentują się wszystkie części:
  • Królewski Smok (King's Dragon)
  • Książę Psów (Prince of Dogs)
  • Głaz Gorejący (The Burning Stone)
  • Dziecko Płomienia (Child of Flame)
  • Nadciągająca Burza (The Gathering Storm)
  • In the Ruins
  • The Crown of Stars
Oceniam na razie tylko książki do Dziecka Płomienia.