sobota, 8 grudnia 2018

Raport książkowy #1

Minęło już trochę czasu od założenia tego bloga, więc nadszedł w końcu czas na raport ;). Nazbierało się tego całkiem sporo, toteż wrzucam teraz, bo przez grudzień pewnie jeszcze przybędzie.
Z góry uprzedzam, że nie będzie jakiegoś szczególnego porządku. Po prostu, gdy uznam, że czas podsumować, co przybyło takie podsumowanie zrobię i tyle. Dlatego, ten raport obejmuje listopad i październik i zahacza o wrzesień. Parę rzeczy w grudniu już doszło, toteż poczeka do następnego. Też będzie co zademonstrować.
Dobrze, po krótkim wprowadzeniu, czas na przedstawienie, co też właściwie udało mi się pozyskać.
Trochę, jak widać tego jest. Po lewej mamy fantasy anglosaskie, czyli moje ulubione ;). Na środku pozycje popularnonaukowe. Po prawej fantastykę polską.
Dodatkowo przybyły jeszcze poniższe tytuły.
 Zacznijmy może od polskiej fantastyki. Po pierwsze udało się po dobrej okazji dostać Zadrę Piskorskiego, do której przymierzałem się od dawna, po Cieniorycie.

Kolejna pozycja Piskorskiego to Najemnik, wydany przez śp. Runę. Nie słyszałem wcześniej o tej pozycji, w przeciwieństwie do Zadry, ale to Piskorski, a udało się znaleźć w dobrej cenie w taniej księgarni, więc wziąłem w ciemno.
Przybył w końcu ostatni tom zbójeckiej sagi Anny Brzezińskiej - Letni Deszcz. Sztylet. Czytałem już to kiedyś, teraz pozostało skompletować, bo warto, jak chyba wszystko Brzezińskiej, posiadać i wracać.
Przybył też pierwszy tom Iwony Surmik, o Albanie - Talizman Złotego Smoka. Zapowiada się ciekawie, ale zobaczymy.
Okazyjnie dostany również Dziewiąty Mag. Dziedzictwo, Anne Rosalie Reystone. Niestety, jest to ostatni tom trylogii. Najwyżej dokompletuję resztę.
Poza tym, zbiorowe wydanie Miecza i Kwiatów (wcześniej w osobnych tomach), Marcina Mortki. Nawet w porządku, chociaż jako fana historii krucjat, o których traktuje ta książka denerwuje mnie tam kilka rzeczy.
Ostatnio dostałem też w antykwariacie Dom Wschodzącego Słońca, autorstwa Aleksandry Janusz. Nie znam w ogóle tej autorki, ale polecała mi ją Moreni, toteż postanowiłem dać szansę.
Kolejna kategoria to fantasy z szeroko pojętego, anglojęzycznego świata. Po pierwsze, przybyła nareszcie prawie cała saga Tada Williamsa - Pamięć, Smutek i Cierń. Na zdjęciu nie ma czwartego tomu Wieży Zielonego Anioła oraz dodatku, Serca Świata Utraconego. Nie ma z racji tego, że Wieżę przeczytałem już wcześniej, zniecierpliwiony, więc czwarty tom dopiero idzie, a chciałem już to wrzucić, jak mam chwilę. Serce dopiero dodam, mam całkowitą pewność, że niedługo ;).
Z kolei, o twórczości Dennisa McKiernana słyszałem różne zdania. Postanowiłem sprawdzić i przy okazji większego zamówienia kupiłem Smoczy Kamień tego autora. Przeczytałem i nawet okej, chociaż... Ale to później, jak w końcu uda się wrzucić recenzję. Będzie na pewno ;).
Następnie mamy trzy książki Patricii McKillip. Dwie -  Wieża w Kamiennym Lesie i Zapomniane bestie z Eldu, to osobne powieści, można swobodnie czytać. Mistrz zagadek z Hed, z kolei to pierwszy tom serii. Oby udanej, ale autorka, z tego, co słyszałem, pisze dobrze, więc dam jej szansę.
Następnie Mercedes Lackey ze swoim Wiatrem przemian, który już tutaj oficjalnie oceniłem. Książka bardzo dobra i na pewno będę gromadził dalsze tej autorki.
Inną książką, napisaną wspólnie przez Mercedes Lackey, Andre Norton i Marion Zimmer Bradley, jest Tiger Burning Bright. Specyficzne, ale mi się akurat podobało. W tym wypadku, bardziej szczegółowa recenzja na pewno się pojawi.
Przybył też pakiet Eddingsa - Diamentowy Tron i Szafirowa róża. Nie znam tych książek, ale kupiłem, bo dwie książki za osiem złotych, to dobry interes. A poza tym, to Eddings, jemu jestem w stanie zaufać w ciemno :P.
Wzbogaciłem się też o dwie pozycje Daniela Abrahama, wydane na polskim rynku - Cień w środku lata i Smoczą drogę. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu nie wydano kontynuacji obu tych książek. Recenzję Smoczej Drogi, wrzucę jeszcze na pewno, do końca roku. Jako podpowiedź, w jakim będzie tonie, dodam, że zamierzam kupować kontynuację w języku angielskim.
Kolejna pozycja to pierwszy tom Xanthu, Piersa Anthony'ego. Jeszcze nie zacząłem, ale czuję, że zapowiada się dziwna lektura.
Ostatnia pozycja, o jaką się wzbogaciłem to Magiczny świat Władcy Pierścieni, Davida Colberta. Bardzo przyjemna książeczka, omawiająca niektóre kwestie ze świata Tolkiena. Ja zazwyczaj kupuję wszystko, co jest akceptowalnej cenie, a dotyczy Mistrza ;).
Pozostaje reszta.
Fizykę podróży międzygwiezdnych, Lawrence'a Kraussa już tutaj recenzowałem. Kolejna pozycja to Zanim zginie przyroda, Jeana Dorsta. To staroć, wydany w roku 1971 roku.
Recenzja oczywiście będzie, jak przeczytam całość, ale już teraz mogę powiedzieć, że książka niestety, nawet zyskała na aktualności, jeśli nawet w pewnych kwestiach, mamy już inne zdanie. Jest to temat na tyle poważny, że wymaga osobnej notki.
Kolejna książka, zakupiona została raczej ze względów kolekcjonerskich. Struktura Wszechświata, Jayanta Narlikara, została wydana w ramach słynnej Biblioteki Problemów. To konkretne wydane pochodzi z roku 1985. Oczywiście, niektóre kwestie są nadal aktualne, ale zdecydowanie należy uważać z korzystaniem z niej. Znajdziemy tam takie kwiatki, jak poważne omówienie teorii stanu stacjonarnego. Tym niemniej pozycja raczej dobrze napisana, tak książki popularnonaukowe, powinno się pisać. Chyba nawet pokuszę się o jakiś tekst na ten temat.
Przybyły dwie pozycje z antropologii - Małpa w każdym z nas, Fransa de Waala i Nowa historia ewolucji człowieka, Robina Dunbara.
Okazyjnie kupiłem też książkę Henry'ego Nichollsa, Galapagos. Jako osobnik
autentycznie zafascynowany tymi wyspami, byłbym w stanie zapłacić znacznie więcej. Powiem tak - zdecydowanie nie żałuje.
Błękitną kropkę Carla Sagana, dostałem w prezencie. Bardzo się cieszę, jest to klasyk, którego aż wstyd nie mieć, jeśli choć trochę fascynuje się Kosmosem. Recenzja również na pewno do końca roku.
Czarne dziury bez tajemnic, Stevena Gubsera i Fransa Pretoriusa, też już tutaj omawiałem. Książka bardzo dobra.
Przybyła też jeszcze jedna pozycja, którą na pewno opiszę do końca roku (no, może stycznia). Jest to pozycja podróżnicza, Clear Waters Rising, Nicholasa Crane'a. Nie będę się teraz nad tym rozwodził, ale książka niesamowita.
Tak wygląda to, co już upolowałem. Teraz, na co poluję:
  1. Wieża Zielonego Anioła, tom IV -  już zamówione, więc będzie prawie na pewno, ale tak dla formalności zapisuję.
  2. Inne książki Mercedes Lackey ze świata Valdemaru. W tym przede wszystkim:
  • Wiatr zmian
  • Wiatr furii
  • Prawo miecza. Opowieść Kerowyn.
  • Czarny gryf
  • Biały gryf
  • Srebrzysty gryf
  • Zwiatun burzy
  • Burza
  • Przesilenie
  • Sługa magii
  • Obietnica magii
  • Cena magii
  1. Graham Farmelo, The Strangest man - najlepsza biografia jaką znam, jednego z najbardziej genialnych fizyków w historii - Paula Diraca.
  2. Roger Penrose, Moda wiara i fantazja w nowoczesnej fizyce - Penrose jest trudny w odbiorze, ale czytać go zawsze warto.
  3. Tullis Onstott, Podziemne życie
  4. Michael Benton, Kiedy życie prawie wymarło - obie te pozycje już zamówiłem, miały przybyć, ale księgarnia odpisała, że jednak  się pomylili i nie mają na stanie. Krew mnie zalała, ale jakoś na dniach ten brak naprawię.
  5. Bernd Heinrich, Umysł kruka. Badania i przygody w świecie wilczych ptaków
  6. Marion Zimmer Bradley, The Mist of Avalon. - Już idzie, ale dla formalności napiszę :P. Jestem fanem i chcę przeczytać w oryginale.
  7.  Michael White, John Gribbin, Einstein. A life in Science
  8. Liliana Bodoc, Saga o Rubieżach
Cóż, to byłoby chyba na tyle z najważniejszych pozycji. Część pewnie się uda zrealizować, część nie. Za to być może przybędzie coś innego, zobaczymy ;).



15 komentarzy:

  1. Pięknie! Czytałam chyba tylko trzy tytuły - Zadra świetna, Miecz i kwiaty zacne, choć z pewnymi "ale", natomiast przez "Dziewiątego maga" nie przebrnęłam. Rzuciłam chyba koło 50 strony. Fakt, był to pierwszy tom i może za wcześnie się poddałam, ale za dużo jest dobrych książek, by męczyć się przy tych słabszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem Twoją recenzję Mortki. Też mam trochę zarzutów, ale generalnie bym się zgodził, że książka nienajgorsza

      Usuń
  2. Hm, nie wiem, dlaczego Google mnie nie rozpoznał, bo wydawało mi się, że nie pisałam anonimowo (tam przy roku z książkami to też byłam ja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałem. Nie wiem, google czasem nie ogarnia. Ostatnio zaczął mi wywalać powiadomienia o komentarzach do folderu social, na Gmailu, a niektóre nadal lądują w głównych ;)

      Usuń
  3. Zacny zbiór, Milordzie :)

    Co do "Najemnika", to jest to drugi tom debiutanckiej trylogii Piskorskiego ("Opowieści piasków"). I nawet autor w tym momencie nie bardzo chce się do niej przyznawać, dlatego nigdy nie była wznawiana. ;) Mnie się co prawda podobała, jak miałam te 15 lat, ale relektury bym nie zaryzykowała - żal niszczyć wspomnienia. Podsumowując: jak na debiut dwudziestojednolatka to rzecz całkiem fajna, ale nawet nie próbuj porównywać jej z "Cieniorytem".

    Reszty "Dziewiątego maga" lepiej poszukaj w bibliotece. Ja po fragmencie pierwszego tomu stwierdziłam, że nigdy więcej i za żadne pieniądze, a przecież zasadniczo łykam wszystko, w czym są smoki...

    Co do Janusz miałam Ci odpisać u siebie, ale odpisze tu ;) "Dom..." to też debiut, a do tego raczej młodzieżówka, więc weź na to poprawkę. I nie zniechęcaj się, bo tak jak mnie "Dom..." nie zachwycił, tak "Asystent czarodziejki" to już zupełnie inna para kaloszy ;)

    Z Williamsem to powiem Ci, że sama mam problem. Czytałam kiedyś pierwszy tom serii urban fantasy o Bobbym Dollarze i tak się zniechęciłam, ze do tej pory nie mogę się przemóc, żeby spróbować jego bardziej kanonicznych powieści.

    "Smoczą drogę" mam w piwnicy (po prostu tam trzymam swoja kupkę wstydu. Na dwóch regałach), kiedyś się za nią wezmę. IMO to przykład autora, który po prostu miał pecha - współpisane przez niego Expanse przecież wydawane jest regularnie.

    Xanth IMO bardzo brzydko się zestarzał. Pierwszy tom jeszcze daje radę (choć trzeba Ci było czytać po angielsku jednak), ale im dalej, tym gorzej.

    O, też mam "Galapagos", kupione za jakieś kilkanaście złotych na promocji. Chwilowo trzymam je tam, gdzie "Smoczą drogę"... "Zanim zginie przyroda" tez zapowiada się całkiem fajnie, o ile uda mi się przełamać awersję do popularnonaukowych ramotek (a tyak, przy okazji, czytałeś "Ślepe stado" Brunnera? ;) ).

    *staje cicho w kątku i w milczeniu hejtuje Heinricha*

    PS. Tak w ogóle to Twój stosik wygląda, jakbyś obrabował bibliotekę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak, gdyby ten "Najemnik" kosztował więcej, raczej bym bardziej uważał :P. Mogę być rozczarowany, ale z drugiej strony, debiut młodego Piskorskiego wciąż pewnie najgorszy nie jest.

      Co do "Dziewiątego Maga", to chyba skorzystam z rady. Też cierpię na tę przypadłość i kupiłem, bo smok był na okładce, a w Dedalusie cena nie za wysoka :P

      Okej, wezmę poprawkę. Chociaż, sądzę, że i tak mógłbym dać autorce szansę, bo i najlepszym niestety się zdarzają totalne gnioty. Sztandarowy przykład, to jak dla mnie Lem, którego lubię i cenię, ale nienawidzę wręcz "Bajek robotów" - bajki ubrane w pseudotechniczny bełkot. Może nie odpad toksyczny, ale zdecydowanie słabe. Ale dzięki, zapiszę sobie "Asystenta czarodziejki" - fajnie zawsze poznać sensownego rodzimego autora i oby był to ten przypadek ;)

      Williams w "Pamięci, Smutku i Cierniu" jest niesamowity, tyle powiem ;). Jeśli choć trochę lubisz high fantasy, to naprawdę czas się przemóc bo warto. Co do tych powieści o Bobbym Dollarze, to nawet nie słyszałem - chyba słusznie, jak się okazuje.

      Oj, kupka wstydu jest chyba u każdego :P. Też mam kilka takich pozycji.

      Co masz na myśli, że Xanth się zestarzał? W sensie, że już za długo się to ciągnie? Jeśli tak, to chyba powszechny problem. Ja nie wyrobiłem ze słynnym "Mieczem Prawdy" Goodkinda. Zwyczajnie zaczęło mnie to nużyć w pewnym momencie. Ciągle te same zagrania, poniekąd, ile można? Ale pierwsze tomy spoko, jak tak jest z Xanthem, to jeszcze w porządku.

      Ramotki czasem są okej, potrafią też dać do myślenia. Dorst się tak bardzo nie zestarzał. Ja kojarzyłem ten staroć z lektury jeszcze innego - "Cierpienia przyrody" Andrzeja Trepki. To akurat bardzo mało się zestarzało, bo to książka w dużej mierze historyczna, o zagrożonych lub wytępionych gatunkach. Bardzo polecam, mamy tam na przykład jedne z najlepszych w polskich języku, omówienie drontów z Mauritiusa i wysp sąsiednich.
      Brunnera jeszcze nie czytałem ;) Ale pewnie się w końcu wezmę. Tylko za co ten hejt na Heinricha? ;) Niewarto?

      PS. Cóż, jak się kupuje po okazji w dużej mierze, to często tak to wygląda :P

      Usuń
    2. Heh, do Lema (i przez to do całej SF) to mnie skutecznie szkoła zniechęciła (no kto to widział, żeby ośmiolatkom dawać Pirxa jako lekturę. I to jeszcze to opowiadanie, gdzie pilot zamienia się w potwora i rozbija sobie twarz własnym kolanem). Niechęć do SF przepracowałam, do Lema nie ;)

      Trochę lubię, poza tym jest w kanonie Sapkowskiego, o ile dobrze pamiętam, więc warto znać, tak myślę. Ale Bobby to była porażka (Rebis u nas to wydawał, ale nawet nie wiem, czy wszystkie tomy wyszły). Niby urban fantasy o aniołach stróżach, ale bohater antypatyczny a wątek dość istotnej dla fabuły postaci kobiecej (i sama ta postać w sumie też) skopany tak, że autorzy internetowych ficzków by się za głowę łapali... Zresztą, napisałam notkę nawet o tej ksiązce, o: https://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2014/05/do-i-need-dolar-brudne-ulice-nieba-tad.html

      Xanth najzwyczajniej w świecie trąci myszką - dzisiaj zupełnie inaczej prowadzi się narrację i o ile pisarze wybitni potrafią to rekompensować ogólną wirtuozerią warsztatu (patrz Tolkien czy Herbert), to Anthony.. nie potrafi. Przy czym sytuacje pogarsza fakt, że o ile pierwszy tom jest interesującą nawet dziś dekonstrukcją pewnych fantastycznych tropów, to w dalszych tomach rachityczne fabułki są tylko stelażem dla językowych żartów. Których to żartów polski przekład jest zasadniczo pozbawiony (bo są trudne do przełożenia, a nikt do przeciętnego cyklu fantasy nie zatrudni wybitnego tłumacza).

      "Miecza Prawdy" wytrzymałam jakieś 70 stron pierwszego tomu. Po czym stwierdziłam, że szkoda życia XD

      Poszukam sobie tego Trepki, brzmi ciekawie.;)

      Heinrich to straszny nudziarz, zarzynający nawet najlepsze pomysły językiem drętwym jak tygodniowy trup. Czytałam tę jego książkę o umieraniu w świecie przyrody i była nawet ok, ale drętwa dość. Potem zaczęłam "Chrapiącego ptaka" i... od półtora roku udało mi się przeczytać 50 stron. A najgorsze jest to, ze mam jego wszystkie książki, bo zbieram serię, w której wychodzi...

      Usuń
    3. Miałem dokładnie tak samo. Pirx i nieszczęsne "bajki robotów" Lema to był koszmar z podstawówki (chociaż oczywiście reumatyzm Mickiewicza et cetera jeszcze gorzej). Długo się zraziłem do Lema przekonałem się w liceum dopiero. Do dzisiaj zresztą jestem wybredny jeśli chodzi o science fiction. Ale z ciekawości wróciłem do tych "Bajek...". Po latach, to nadal taki sam gniot, aż trudno uwierzyć, że napisał to ten sam człowiek, spod którego pióra wyszło Solaris (czy tam klawiszy maszyny).

      Faktycznie dobrze to nie wygląda. Akurat high fantasy to mój ulubiony rodzaj fantastyki, więc chętnie sięgam. To mu dobrze wychodzi, najpewniej w tym wypadku coś poszło nie tak. Ta książka to zapewne eksperyment trochę i wyszedł średnio.

      Cóż, ja akurat jestem dziwny i takie stare sposoby pisania cenię. Jedną z moich ulubionych książek jest Fionavarski Gobelin. Nieraz wracam. Także może i Anthony przypadnie mi do gustu, ale może faktycznie, jakbym czytał coś więcej, to po angielsku.

      Jest sporo takich całkiem sympatycznych staroci. Trepka jeszcze napisał "Króla tasmańskich stepów", tam jest z kolei dużo o wilku workowatym. Fajne też było, wybitnego polskiego biologa, Władysława Szafera, "Zwierzęta i kwiaty" - dużo o kolibrach. Bardzo stare już, ale przyjemna lektura i jakoś strasznie myszką nie trąci.

      Okej, dzięki za ostrzeżenie. Wstrzymam się z zakupem i przejrzę to najpierw w jakimś Empiku dokładniej. Pobieżnie nie zauważyłem nudziarstwa, ale może się rzuci w oczy teraz.

      Usuń
    4. A, tylko co do tej drugiej książki Trepki to powinienem Cię ostrzec. Są bardzo fajne rozdziały typu historia odkrycia ponownego takahe, ale też takie gorsze, wybitnie nieaktualne.
      Ale "Cierpienia przyrody" polecam już bez żadnych specjalnych zastrzeżeń

      Usuń
  4. Talizman Złotego Smoka - gdzie to kupiłeś?

    Dennisa McKiernana najlepsza jest podobno Smocza zguba - czytałem, nawet do niezłe (jeśli ktoś lubi fantasy tolkienowską), ale innych jego książek nie mam, więc trudno mi porównać. Eddingda cykl "Elenium", moim zdaniem, lepszy od Belgariady. Ale może to dlatego, że czytałem jako pierwszy tego autora. W ogóle Eddingsa warto przeczytać właśnie Elenium, Belgariadę i Malloreon - reszta to słabizna.

    >Wzbogaciłem się też o dwie pozycje Daniela Abrahama, wydane na polskim rynku - Cień w środku lata i Smoczą drogę. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu nie wydano kontynuacji obu tych książek<.

    NIe wydano, bo początkowo Abraham nie przyjął się na polskim rynku. Teraz niby wychodzi Expanse, po sukcesie serialu, ale to wydane pod pseudonimem, więc nie wiem czy nazwisko autora zyskało na znaczeniu wśród czytelników. Tu kiedyś o tej porażce Abrahama pisałem (a do czytania polecam przede wszystkim Cień w środku lata):

    https://seczytam.blogspot.com/2016/01/polegli-na-polu-chway.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Talizman..." kupiłem na Allegro. Jakiś czas temu, wcale nie było tak trudno znaleźć.

      o ile wiem, to "Smoczy kamień" jest osadzony w tym samym uniwersum - tyle że wiele lat wcześniej. Też całkiem przyzwoite, tolkienowskie fantasy, mam nadzieję, że do końca grudnia w końcu wrzucę notkę. "Smoczą zgubę" niedawno kupiłem.
      W takim razie ciesze się, że dobrze trafiłem z tym Eddingsem :D. Zwłaszcza, jak może lepsze to nawet od "Belgariady".

      Tak, nie przyjął się, ale szczerze mówiąc, nie rozumiem dlaczego. Całkiem przyzwoite fantasy, dużo gorsze książki były witane bardziej entuzjastycznie.

      Usuń
    2. A myślałem, że w jakiejś taniej księgarni jeszcze można książki Surmik dorwać.

      Elenium przede wszystkim jest zdecydowanie inne od Bellgariady. Głównym bohaterem nie jest małolat z nizin, który musi uratować świat :D Sparhawk to doświadczony rycerz, podobnie jak jego koledzy. Mnie się to podobało, może dlatego, że czytałem dawno temu (zaraz jak wyszło, cyzli w latach 1993-1994), jako pierwsze książki Eddingsa, a może po prostu historykowi i dziennikarzowi spodobało się śledztwo polegające na zbieraniu starych podań. Natomiast raczej odradzam cykl Tamuli (kontynuację Elenium).

      Usuń
    3. Oj, nie widziałem nigdzie niestety, w żadnym Dedalusie. A szkoda, bo wydaje się nie najgorsze.

      A, skoro tak sprawa wygląda, to bardzo chętnie się za Elenium zabiorę. Niejednokrotnie nieco mnie irytuje to, że główny bohater w historii jest jakimś nastolatkiem i oczywiście, dokonuje takich mądrych wyborów, jest sprytniejszych od starszych i mądrzejszych itd. Oczywiście, kwestia dobrej lub złej realizacji tego schematu, ale zawsze cieszy, jak jednak bohaterowie są nieco starsi, a przez to bardziej wiarygodni w sytuacjach, w jakich się znaleźli. Przykładowo, jest to jedna z cech, za które bardzo lubię Fionavarski Gobelin - główni bohaterowie są studentami, czyli młodzi, ale jednak już nie tak bardzo. Jak Sparrowhawk, to doświadczony rycerz, książka z pewnością mi się spodoba :P

      Usuń
    4. To bierz Czarnoskrzydłego - bohaterowie koło czterdziestki i zdecydowanie nie są to kandydaci do tytułów Miss i Mister :D

      Usuń
    5. Zastanawiałem się nad McDonaldem, tym mnie przekonałeś, zawsze cieszy, jak autor odważy się na starszego głównego bohatera :D

      Usuń