przeczytać. Tak dobrej, że aż przeczytałem książki jedna po drugiej.
Śp. Davida Eddingsa każdemu, kto trochę orientuje się w literaturze fantasy, raczej przedstawiać nie trzeba. Nawet, jeżeli niczego nie czytał, to kojarzy, że ktoś taki był. Tym bardziej, że od niedawna mamy możliwość zaopatrzenia się w nowe wydanie jego najbardziej znanego cyklu - Belgariady, w formie grubego omnibusa.
Sam z Belgariadą zapoznawałem się ładnych parę lat temu. Rzeczywiście, muszę przyznać, że mi się podobała - zamierzam skompletować i przeczytać sobie ponownie. Może wtedy coś skrobnę.
Jednak, większość kojarzy zapewne tylko wspomniany pięcioksiąg, a już nie za bardzo ma pojęcie, że pan Eddings stworzył nie tylko wspomniany cykl, ale i kilka innych. Co najmniej jeden, uznałem za nawet lepszy.
Mowa o trylogii Elenium. Dwa tomy kupiłem okazyjnie, były tanie, spojrzałem na nazwisko i stwierdziłem, że zaryzykuję.
Cóż, mogę tylko powiedzieć, że było warto, cykl uzupełniłem. Zatem, chętnie przybliżę, dlaczego warto się w niego zaopatrzyć.
Tom 1, Diamentowy Tron
Akcja zaczyna się w Cimmurze, stolicy Królestwa Elenii, gdy pan Sparhawk,
rycerz zesłany na dekadę do pustynnego Rendoru, powraca z wygnania.
Zanim przejdę do tego, o czym dokładnie traktuje przedstawiona tu historia, to parę słów o świecie przedstawionym.
Otóż, mamy uniwersum, wzorowane na średniowiecznej Europie. Na tyle, że mamy do czynienia z Kościołem, bardzo podobnym, do Kościoła Katolickiego. Jest hierarchia duchownych, w nazewnictwie może zbliżona bardziej do wschodniego chrześcijaństwa - mamy patriarchów, nie biskupów. Głową tego Kościoła jest arcyprałat, zasiadający w Chyrellos, w wielkiej Bazylice.
W tym Kościele, mamy także cztery zakony rycerskie. Ich rola jest nieco bardziej skomplikowana, niż w średniowiecznej Europie, ale podstawowe różnice, tyczą się samych zasad, na jakich egzystują.
Przede wszystkim, nie obowiązuje ich celibat, rycerze zakonni mogą się żenić. Jednak, przede wszystkim, mogą używać magii.
W tym świecie magia jak najbardziej istnieje, a władają ją przede wszystkim Styricy - odmienna rasa od Elenów (Elenia w tym uniwersum to jedno z królestw, które zamieszkuje nacja Elenów - Elen nie oznacza "mieszkaniec Królestwa Elenii"). Są to "poganie", wyznają bogów Styricum, dzięki którym, są w stanie posługiwać się magią. Rycerze zakonni, w celu obrony Kościoła, uczą się używania magii od Styrików. Oczywiście, bronią też styrickiej mniejszości przed prześladowaniami od strony ludu.
Głównym jednak zagrożeniem od paruset lat, pozostaje Cesarstwo Zemochu. Jest to państwo, rządzone przez nieśmiertelnego tyrana, władającego potężną magią, której użycza mu Azash, upadły bóg.
Pan Sparhawk, jest rycerzem, należącym do Zakonu Rycerzy Pandionu. Piastuje też dziedziczną funkcję Obrońcy Korony, osobiście doradzając i chroniąc władcę.
Poprzedni król, Aldreas, odesłał pana Sparhawka daleko. Teraz przybył, wezwany przez jego córkę, Ehlanę, która objęła tron.
Niestety, okazuje się, że Ehlana ciężko zachorowała. Była już bliska śmierci, ale Sephrenia, styricka nauczycielka magii w Zakonie Pandionu, wspomagana przez innych rycerzy, rzuciła zaklęcie, które uwięziło młodą królową na jej własnym tronie, w olbrzymim krysztale. Niestety, to tylko zatrzymało jej ciało w obecnym stanie, a lekarstwo wciąż jest nieznane.
Gorzej nawet, królowa może być chroniona tylko przez bodajże dwanaście miesięcy, a potem, niestety umrze. Także, należy się spieszyć, ze znalezieniem tego lekarstwa.
Niestety, wyruszenie na jego poszukiwanie, nie jest wcale takie proste. Bowiem w Królestwie Elenii, skoro królowa nie jest w stanie sprawować rządów, władzę objął prymas stolicy, Cimmury - Annias.
Ten członek Kościoła to zręczny i bezwzględny polityk. Rządzi krajem, więc ma dostęp do skarbca, marzy mu się osadzenie na tronie bękarciego syna siostry zmarłego króla - Lycheasa. A nawet, tron arcyprałata, ponieważ obecny może niestety niedługo wyziąnąć ducha.
Oczywiście, wybór rzeczonego Anniasa na najwyższe kościelne stanowisko, byłby katastrofą. Dlatego, prymas stara się jak może, by misja pana Sparhawka, który rusza do odległej Borraty, aby poradzić się tamtejszych medyków, nie doszła do skutku.
Zresztą, nawet jeszcze przed jego wyruszeniem w drogę, rycerze Zakonu Pandionu, muszą sobie radzić z intrygami Anniasa.
W każdym razie, pan Sparhawk w końcu wyrusza. Dużą część książki, zajmuje właśnie opis jego wojaży w poszukiwaniu lekarstwa na chorobę królowej.
Tyle, co do samej fabuły. Jak dla mnie jest całkiem ciekawa, zarówno jeśli chodzi o jakieś bojowe przygody rycerza Sparhawka i jego towarzyszy, jak i całą resztę.
Przede wszystkim śp. panu Eddingsowi, należą się gratulacje za samą konstrukcję świata. jest na tyle interesująco opisany, że rozliczne podróże, jakie tam odbywają pan Sparhawk ze swoimi towarzyszami, nawet za bardzo nie nużą.
Właśnie, jeśli w ogóle jesteśmy przy tych towarzyszach rycerza Sparhawka i nim samym. Towarzyszą mu na początku w tej wielkiej wyprawie (razem z czarodziejką Sephrenią) i każdy z nich, jest w jakiś sposób, interesującą postacią, którą zazwyczaj da się lubić. Mają swoje wady, to też prawda, jednak przez nie wypadają dość wiarygodnie.
Nie będę tutaj ich szczegółowo opisywał, bo wówczas gorzej by się czytało książkę. Powiem jednak tak - w zasadzie każdego z uczestników wyprawy pana Sparhawka da się lubić. Bardzo ładnie pokazane są też ich wzajemne relacje. Czy to żartobliwe docinki rycerza i Sephrenii, czy zwyczajne zgrywanie się z wojaków ze sobą.
Warto też dodać coś jeszcze na temat samego głównego bohatera, czyli pana Sparhawka. Otóż, jak wspomniałem, jest to doświadczony rycerz, ma koło czterdziestu lat. Otrzymał staranne wykształcenie i wielokrotnie sprawdził się w boju.
Stąd, jego autorytet jest naturalny, tak samo liczne dobre pomysły. Bardzo cenię, jak autor nie wrzuca jakiegoś absurdalnie młodego człowieka, obdarzonego nadzwyczajną mocą/wskazanego przez przeznaczenie, który wkrótce zaczyna pouczać tych, którzy mieli wielką wiedzę i doświadczenie, gdy jego w planach nawet nie było. Jak historia jest dobra, to jestem w stanie to przeboleć, ale z wielkim ukontentowaniem przyjmuje każde wyłamanie się z tego schematu, na rzecz starszych bohaterów.
Trochę posłodziłem tej książce, w takim razie teraz, wypadałoby napisać, co mi się nie podobało. Cóż, trochę tego jednak było.
Przede wszystkim, pewna niekonsekwencja w postępowaniu. Otóż, w pełni akceptuje, że pan Sparhawk, czy inni przedstawieni na kartach Diamentowego Tronu rycerze, to szlachetni ludzie, którzy jednak twardo stąpają po ziemi. Dlatego, czasem muszą wchodzić w alianse z osobnikami o niekoniecznie kryształowej moralności.
Natomiast, bardzo mnie razi przedstawianie tych bandziorów, z którymi się układają, jako w gruncie rzeczy miłych i fajnych ludzi, z którymi się chętnie rozmawia i robi interesy. Toż ja rozumiem, że czasem trzeba pertraktować z takimi osobnikami, zwłaszcza, jak walczy się z przeciwnikiem, który dysponuje potężnymi środkami. Jednak, na miły Bóg, mowa o ludziach, którzy żerują na uczciwie pracujących mieszkańcach. Złodziejach, bandziorach i tak dalej. Takie przedstawianie tych ludzi, stoi moim zdaniem w sprzeczności z ideałami zakonów rycerskich. Poza tym, zwyczajnie budzi u mnie niesmak.
Jednak, to tylko część problemu. Otóż, śp. pan Eddings przejawiał tendencję do pokazywania jako "fajnych" osób stojących po stronie właściwej. Natomiast, demonizował tych po drugiej, przedstawiając ich jako wraki moralne i tak dalej.
Tak, wiem, że tak często w high fantasy bywa. Nie do końca jednak. Zaraz wyjaśnię o co chodzi.
Przykładowo u Tolkiena, Namiestnik Gondoru, Denethor wcale nie był fajny. Oczywiście, wielokrotnie podkreślano, że był wielkim przywódcą i człowiekiem godnym najwyższego szacunku. W żadnym wypadku jednak, nie był sympatyczny i nie był kimś, kogo lubiło się tak po prostu.
Natomiast w Diamentowym Tronie, tak właśnie jest. Nawet w przypadku wspomnianych przestępców. Nie powiem, drażni mnie to mocno.
Poza tym, mimo, że za bardzo to nie nuży, to moim zdaniem, podróż pana Sparhawka w poszukiwaniu lekarstwa jest za bardzo rozciągnięta. Część akcji można by chyba spokojnie usunąć.
Mimo tych wad, książkę jednak oceniam bardzo dobrze. Czytało się świetnie, z wielką przyjemnością poznawało przedstawiony świat. Niezwykle rzadko zdarzało mi się denerwować idiotyzmem działań bohaterów, bo po prostu zazwyczaj go nie było. Zachowywali się po prostu jak przystało na inteligentnych ludzi.
Zdecydowanie bardzo dobra książka.
Diamentowy Tron: 9/10.
Jeśli zachęciła Cię ta recenzja i chcesz sięgnąć po trylogię pana Eddingsa, to ostrzegam, że dalej znajduje się parę spoilerów do pierwszej części. Nie są duże, jednak jeśli ktoś jest zdecydowanie przeciwko, to może się wstrzymać z lekturą, dopóki nie skończy lektury pierwszego tomu.
Tom 2, Rubinowy rycerz
Po nader przyjemnych wrażeniach po przeczytaniu Diamentowego Tronu, pozostało sięgnąć po Rubinowego Rycerza.
Akcja zaczyna się praktycznie w tym samym miejscu, w którym się zakończyła na koniec tomu pierwszego.
W dużym skrócie, pan Sparhawk dowiedział się, że jedynie jakiś niezwykle potężny magiczny artefakt może ocalić życie królowej Ehlany.
Oczywiście, rycerze Zakonu Pandionu, zamierzają udać się na jego poszukiwania, w czym dzielnie sekunduje im niestrudzona czarodziejka Sephrenia.
Niestety, czas mają ograniczony, a za bardzo nie wiedzą, gdzież to mają szukać. Na szczęście, pan Sparhawk niespodziewanie otrzymuje dodatkowe wsparcie i już mniej więcej wiadomo, co czynić.
Wszystko wciąż nie jest jasne, ale pan Tynian, jeden z towarzyszy Sparhawka z poprzedniej wyprawy, wpada na pomysł, jak mogą poradzić sobie z pewnymi trudnościami.
Znana nam z poprzedniej części drużyna zbiera się ponownie i ruszają w drogę. Tym razem, podróż jest znacznie bardziej emocjonująca, niż poprzednio. O ile bowiem poprzednio przeszkadzał im głównie prymas Cimmury, to teraz ich wyprawą zainteresował się sam cesarz Otha.
Jak przypomnę, ten monarcha, żyje dzięki czarnej magii boga Azasha, już około dziewięciuset lat. Ma na swoje usługi liczne oddziały swoich poddanych, jak również inne, znacznie groźniejsze stwory.
Dlatego, nieraz pan Sparhawk i jego towarzysze muszą uciekać się do niezwykle wymyślnych podstępów, by wymykać się z pułapek, tym bardziej, że w królestwach Elenii nie brak niepokojów.
Ta podróż jest tym ciekawsza od poprzedniej, że przypomina nieco wyprawę archeologiczną i kryminał w jednym. Rycerze i czarodziejka, niczym badacze, mozolnie składają do siebie poszczególne kawałki układanki, by dotrzeć do swojego celu poszukiwań.
Jak można zapewne domyślić się z tego opisu, ten tom znacznie bardziej mi się spodobał. O ile czasem podczas lektury Diamentowego Tronu, miałem uczucie znużenia, to tutaj praktycznie ani razu coś takiego mi się nie przytrafiło.
Przedstawiona historia jest zwyczajnie ciekawa i z ciekawością dowiadywałem się o kolejnych ciekawych zwyczajach ludów z tego świata. Jak również podążałem razem z bohaterami w ich przygodzie.
Dodatkowo, należy wspomnieć, jak śp. pan Eddings grał historią nam znaną. Przykładowo, mamy tam opisaną historię, która wypisz, wymaluj przypomina opowieści, krążące o hrabinie Elżbiecie Batory. Mi się nawet podoba takie mruganie okiem do czytelnika, także doceniłem.
Zakończenie też jest w tym momencie, którym powinno. Jednym słowem - w tym tomie, prawie nic bym nie zmieniał.
Nie podobało mi się w zasadzie tylko to, co wspomniałem z tomu poprzedniego. Fabuła jest lepsza, bo nie ma znużenia, nawet tak małego, jak przy tomie poprzednim. Nie podobają mi się tylko zbiegi okoliczności.
Wiecie, bohaterowie prawie już mają spotkać się z kimś ważnym... A tu pach, spotykają zbrojny oddział i cały plan poszedł w odstawkę. Nie jest tego dużo i można się zastanawiać, na ile to sprawka bogów, ale i tak bywa drażniące. Jednak, mimo wszystko, to drobiazg.
Dużo bardziej przeszkadza mi to gloryfikowanie ludzi stojących po słusznej sprawie. Przede wszystkim tych nieszczęsnych oprychów, z którymi nieraz pan Sparhawk pertraktuje. Litości, przestępcy są przestępcami!
Mimo tych drobnych niedogodności, cała książka prezentuje się bardzo dobrze. Niezwykle, powiedziałbym nawet, dlatego:
Rubinowy rycerz: 9/10.
Tom 3, Szafirowa Róża
Tak oto, szanowni państwo, dobiegamy do końca podróży po nader ciekawym
świecie Elenii.
Akcja tomu trzeciego i ostatniego, zaczyna się w tym samym momencie, w którym zakończył się Rubinowy rycerz.
Tutaj przyznam od razu: ostatnia część jest zdecydowanie najsłabsza.
Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Niestety, będę musiał podrzucić kilka spoilerów, ale liczę, że zostanie mi wybaczone, z racji tego, że stosowne ostrzeżenie zamieściłem wyżej.
Cóż, pan Sparhawk, zdobył na koniec poprzedniego tomu, tytułową Szafirową Różę. Razem z towarzyszami, nie bez przeszkód, wracają do Cimmury i leczą królową Ehlanę.
Nie jest to wielki spoiler, bo z zasady, w tego rodzaju książkach, królowe tak nie giną :P. Ale dobra, po powrocie królowej do zdrowia, kłopoty się nie kończą.
Wręcz przeciwnie, albowiem prymas Annias, udaje się do Świętego Miasta Chyrellos, bo stary arcyprałat zdążył zejść z tego świata.
Pan Sparhawk ze swoją królową i towarzyszami, udają się tam, by zapobiec jego wyborowi.
Nie jest to łatwe zadanie, bo każdy wie, że intrygi są znacznie gorsze, niż otwarte niebezpieczeństwa bezdroży.
Na domiar złego, oddziały cesarza Othy, ponownie wkraczają do Elenii. Generalnie, sytuacja robi się bardzo nieciekawa, bo w pewnym momencie, zagrożone jest nawet samo Chyrellos.
Generalnie, wszystkie wielkie i mniejsze sprawy zbiegają ku nieuchronnemu finałowi i to czuć.
Historia, nie wdając się w szczegóły również jest dobra, ale nie, aż tak, jak poprzednio.
Przede wszystkim dlatego, że bardzo wiele miejsca zajmują polityczne machinacje związane z wyborem arcyprałata. Nie zgadzam się z opiniami niektórych userów z Lubimy Czytać, którzy strasznie na to narzekali. Zdecydowanie, dobrze się czyta, nie nuży i jest to ciekawe.
Tym niemniej, uczciwie przyznaję, że wolałem rycerza Sparhawka w polu.
Bohaterowie też nie zawodzą, są ciekawi, rozwinęli się też od początku całej historii. W czym więc problem?
Otóż, podstawowym problemem, jest królowa Ehlana. Naprawdę, mamy do czynienia z niezwykle wkurzającą postacią żeńską, na tyle, że aż przyszło momentami żałować powodzenia misji pana Sparhawka.
Jest to postać wkurzająca prawie pod każdym względem. Po pierwsze, jeśli chodzi o charakter.
Pewnie każdy facet, zna to uczucie, gdy kobieta, zamiast podjąć dyskusję, w przypadku, gdy się z nią nie zgadzamy robi fochy. Cóż, tutaj takie zachowanie pojawia się nieraz. Borze szumiący, nawet jej sposób mówienia wkurzał mnie niemiłosiernie.
Na domiar złego, dochodzi jeszcze pewna niewiarygodność.
Otóż, jak wspomniałem chyba wcześniej, pan Sparhawk musiał opuścić wtedy jeszcze księżniczkę Ehlanę, gdy miała jakieś osiem lat.
Mało, prawda? I teraz, gdy zostaje odczarowana, rzuca się rycerzowi na szyję, z okrzykami w stylu "Ukochany".
Jeszcze jakby ją opuścił, gdy miała lat dziesięć, to z trudem, ale jeszcze bym w coś takiego uwierzył? A w takim przypadku? Toż to czysty absurd!
Mało tego. Pan Sparhawk, nie wiem, czy nawet nie tego samego dnia, gdy odczarowano królową, chce jej podarować pierścień rodowy. Nie jako zaręczynowy!
Ale, jakżeby inaczej, zbiegiem okoliczności pomylił się i królowa odebrała to jako oświadczyny. I przyjęła. Tak, to idiotyzm, jakich mało.
Oczywiście, pan Sparhawk nie odważył się zaprotestować i nawet do ślubu dochodzi.
Z przyjemnością oznajmiam, że w drugiej połowie książki nie ma tej, za przeproszeniem, wkurwiającej kobiety, bo lektura byłaby znacznie mniej przyjemna.
Także, z uwagi na te mankamenty, ostatniej książce przyznaję:
Szafirowa róża: 7/10.
Podsumowanie
Generalnie, mimo pewnych mankamentów, zwłaszcza w ostatnim tomie, jest to jedna z lepszych serii fantasy jakie czytałem. Takie typowe, klasyczne fantasy, gdzie wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Ja osobiście lubię, jak ktoś też lubi, to raczej mu się spodoba.
Poza tym, bohaterowie niezwykle przypadli mi do gustu. Wiarygodni, dość inteligentni, chociaż każdy ma też swoje przywary. Nie są tak sztampowi, jak to nieraz bywa - nie ma tu żadnego młodego wybrańca.
Generalnie, uważam, że Elenium jest nawet lepsze od Belgariady, głównie ze względu na bohaterów. Szkoda, że pan Sapkowski nie zaliczył tej trylogii do swojego kanonu fantasy.
Niestety, kontynuacja Elenium, w postaci trylogii Tamuli, jest znacznie gorsza. Liczę, że jakoś w lipcu wstawię tutaj swoje wrażenia. Tym niemniej, Elenium gorąco polecam, o ile lubicie klasyczne fantasy.
Cały cykl: 9/10.
Hah, że też to musi być najczęściej średniowiecze... Choć sama też lubię czytać o pseudohistorycznych czasach ozdobionych magią. Myślę, że rzucę okiem na tę serię. Najważniejsze, że głównego bohatera da się lubić :) W ogóle opis brzmi ciekawie (I części, wstrzymałam się przed czytaniem reszty :D)
OdpowiedzUsuńCóż, magia zdaje się pasować do średniowiecza po prostu :D. Choć ja osobiście lubię też, gdy pojawia się w czasach współczesnych, w pewien sposób ukryta i tak dalej :P.
UsuńNajgorsza, przynajmniej moim zdaniem jest część ostatnia, ale cały cykl uważam za bardzo dobry ;).
No kiedyś autorzy częściej chyba wzorowali się na prehistorii i starożytności, zwłaszcza autorzy heroic fantasy - te wszystkie Conany z Cymerii, Elaki z Atlantydy, Kule z Valusii czy Thongory z Lemurii...
UsuńMożliwe. Chociaż średniowiecze było o tak nader licznie reprezentowane. Najmniej chyba jest fantasy jakoś tak mniej więcej od Renesansu i wzwyż (steampunku nie liczę).
Usuń