środa, 23 września 2020

Roger Zelazny, Kroniki Amberu I

W minionych miesiącach, przypomniałem sobie Dziewięciu Książąt Amberu - czytałem lata temu, jeszcze chyba na początku liceum. Prawdę mówiąc, nie za wiele pamiętałem. Pamiętałem o czym była i że mi się podobało, ale AŻ tak bardzo w pamięć mi nie zapadła. Chyba musiałem znacząco nie docenić.

Teraz jednak nadrobiłem i okazało się, że straciłem niemało. Na początku może drobna uwaga techniczna. Kroniki Amberu to jeden z najbardziej znanych cykli śp. Rogera Zelaznego, znanego amerykańskiego twórcy fantastyki (zaklinał się, że pisze tylko sci-fi, ale moim zdaniem, wiele jego książek to fantasy - zresztą bardzo dobre).

Kroniki składają się z dziesięciu tomów, pierwszym jest właśnie Dziewięciu Książąt Amberu. W zasadzie jednak, dzielą się na dwie części, każda po pięć tomów. Dlatego tutaj omawiam właśnie Kroniki Amberu I (zwane też Kronikami Corwina), czyli właśnie tą pierwszą część.

Takie recenzowanie, tym bardziej ma sens, że trzy ostatnie, polskie wydania całych Kronik,ukazały się w formie dwóch omnibusów. Jeśli więc kogoś zachęcę do przeczytania tych książek, najpewniej sięgnie właśnie tylko po jedną książkę :P.

Przejdźmy zatem do fabuły. Cała historia, zaczyna się pod Nowym Yorkiem. W szpitalu psychiatrycznym, budzi się główny bohater. Ku swojemu przerażeniu, odkrywa, że cierpi na amnezję - tak kompletną, że nie wie nawet, jak się nazywa. Ma tylko jakieś niewyraźne przebłyski wspomnień, na przykład, mniej więcej wie, jakimi umiejętnościami dysponuje (coś mu się kołacze, że kiedyś zajmował się wojaczką).

Wypisuje się ze szpitala (jak się okazuje, prywatnej placówki, gdzie nie trafia byle kto) i dowiaduje, kto go tam umieścił. Jak się okazuje, jest to jego siostra, mieszkająca po zupełnie przeciwnej stronie New Yorku. Przy okazji, poznaje oczywiście swoje personalia.

Nie mając nic innego do stracenia, postanawia się z nią skonfrontować, licząc, że takie spotkanie, pomoże mu w odzyskaniu przynajmniej części wspomnień.

Dociera na miejsce i dzięki wyjątkowemu opanowaniu, nie daje po sobie poznać, że nic nie pamięta. Poza tym, widok siostry, odblokowuje część wspomnień. Mężczyzna przypomina sobie, że tak naprawdę, ma na imię Corwin - inaczej, niż w dokumentach ze szpitala.

Później sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, bo spotyka swojego brata - Randoma (tak, wiem, te imiona bywają przezabawne, ale co ja to poradzę...). Coraz wyraźniej wracają mu urywki wspomnień, dlatego udaje mu się oszukać brata i przekonać, że ma jakiś plan.

Random postanawia mu pomóc w jego realizacji i zabiera w dziwną podróż, drogami, które ewidentnie nie leżą na naszej Ziemi. W trakcie, Corwin przyznaje mu, że cierpi na amnezję i wprost prosi o pomoc. Lekko okpiony brat, wybacza mu jednak ten podstęp i nawet proponuje metodę, dzięki której mógłby odzyskać pamięć.

Oczywiście, nikogo nie zaskoczę, zdradzając, że plan Randoma się powiódł i Corwin odzyskuje pamięć (chociaż nie w pełni). Wówczas, zaczyna się właściwa historia.

Jak się bowiem okazuje, Corwin jest księciem królestwa Amberu, jednym z wielu dzieci króla Oberona. W tym multiwersum, nasz świat, jest tylko jednym z Cieni - wielu światów, których jest niezwykle wiele.

Jedynymi wyjątkami jest właśnie kraina i miasto Amber oraz Dworce Chaosu, pomiędzy którymi rozpościera się niezliczona liczba innych światów. Natomiast rodzina królewska Amberu, posiada moc przemieszczenia się pomiędzy Cieniami.

Corwin, co dość ciekawe, odzyskuje pamięć, akurat, gdy tajemniczo zniknęła głowa królewskiego rodu Amberu - król Oberon. W związku z tym, trwa spór o sukcesję. Corwin angażuje się w walkę ze swoim bratem, Erykiem, od którego ma większe prawa do tronu.

Oczywiście, historia ta ma swoje zwroty i upadki. Na samym początku, może się zdawać, że istotnie będzie to opowieść o wojnie bratobójczej. Jednak, szybko okazuje się, że to nie do końca prawda. Amberowi zagrażają siły, znacznie groźniejsze, ewidentnie związane z wrogim Chaosem. W końcu, król Oberon nie znikł tak sobie. 

Taki jest zarys samej fabuły. Jak widać, dzieje się dużo, wobec tego sama akcja jest bardzo urozmaicona. Mamy rozmaite podróże między Cieniami, ciekawe pomysły Corwina, intrygi w Amberze, zgłębiamy zasady działania tego multiwersum... Ja się nie na pewno nie nudziłem.

Ważna uwaga, całość jest opowiadana z punktu widzenia Corwina, który komuś opowiada swoją historię od odzyskania pamięci. Moim zdaniem, bardzo fajny zabieg, pozwala lepiej wczuć się w niesamowity świat Amberu, bardzo dobrze tłumaczy też, czemu nie wiemy, dlaczego coś działa, jak działa. Po prostu sam książę Corwin tego nie wie.

Cóż ja mam powiedzieć? Moim zdaniem, Kroniki Corwina, naprawdę trzymają poziom, wszystkie pięć tomów. Zasadniczo, nie widzę specjalnej różnicy między Dziewięcioma Książętami Amberu, a Dworcami Chaosu. Moim zdaniem, poziom mniej więcej równy, chociaż oczywiście, potrafiłbym wskazać, które części cenię sobie najbardziej.



Pierwsze trzy tomy (Zysk, 1999)

Największym atutem tego cyklu, jest moim zdaniem, sam pomysł na konstrukcję tego uniwersum. Oczywiście, samo wykorzystanie koncepcji Wieloświata w literaturze fantastycznej nieraz się pojawiło. Jednak, tutaj, moim zdaniem, zrobiono to wyjątkowo umiejętnie. Szczególnie podoba mi się sama metoda podróżowania rodziny królewskiej Amberu między Cieniami. Oczywiście, są niejasności, nieraz nie do końca wiedziałem, dlaczego coś ma działać właśnie w ten sposób. Lecz, jak napisałem wcześniej, świetnie tłumaczy je sposób przedstawienia tej historii.

Są liczne nawiązania do opowieści o królu Arturze (Corwin ongiś władał w legendarnym Avalonie, który oczywiście był jednym z Cieni). Osobiście, bardzo lubię arturiańskie klimaty, zatem bardzo mnie te wszystkie odniesienia ujęły.

Co do bohaterów, to jest w porządku. Nie dostajemy może jakichś bardzo głębokich postaci, ale jest kilka zdecydowanie wyrazistych.

I dwa następne, to samo wydanie
 Przede wszystkim - wielkim atutem tej serii jest sam książę Corwin. Oczywiście, to wciąż człowiek (czy raczej amberyta) w sile wieku, wcale nie szykujący się na śmierć. Zarazem jednak, nie da się ukryć, że sporo przeżył i odbiło się to na jego charakterze. To konkretny, inteligentny mężczyzna, którego rozwój, przede wszystkim zmianę pewnych priorytetów, obserwujemy przez wszystkie pięć tomów.

Zasadniczo - naprawdę miła odmiana po tych wszystkich młodych i gniewnych wybrańcach, którzy nic nie wiedzą, a są lepsi od starych wyjadaczy. Ja rozumiem, czemu autorzy tak często wybierają stosunkowo młody wiek głównego bohatera i nie mam nic przeciwko, jak robi się to umiejętnie, ale bardzo doceniam, jak ktoś się z tego schematu wyłamuje. Sam księcia Corwina bardzo polubiłem.

Liczne rodzeństwo Corwina, również jest bardzo ciekawie przedstawione. O niektórych wiemy więcej, o innych mniej. Ale zasadniczo, o każdym da się coś powiedzieć, są to interesujące postacie, które nieraz mnie zaskoczyły. Mamy zarówno bardzo porządnych, odpowiedzialnych ludzi, jak i zwyczajnych szaleńców.

Nieco gorzej przedstawieni są inni mieszkańcy Amberu i Cieni. Są oczywiście wyjątki, ale zasadniczo, wypadają blado przy całej rodzinie panującej. Co poniekąd jest zrozumiałe, bo oni w końcu jednymi z najważniejszych postaci w tym uniwersum.

Styl pisania śp. Zelaznego też mi bardzo odpowiadał. Bardzo konkretny, unika niepotrzebnego rozwlekania, ale zarazem, bardzo plastycznie przedstawia tamtejszą rzeczywistość. Ponownie, za opisy przejść między Cieniami, chylę czoła.

Nie da się jednak ukryć, że nie jest do końca dzisiejszy, więc nie wiem, czy każdemu podejdzie. Różnica nie jest tak duża, jak w przypadku książek z dwudziestolecia międzywojennego, na przykład, ale jednak jest.

Widać też takie drobne smaczki, zdradzające, że autor pisał to jednak w nieco innych realiach, niż dzisiejsze. Na przykład, Corwin sporo pali, jak również inni bohaterowie. Nie wychodzą na stronę, jest to najzupełniej normalne. Mi to nie przeszkadzało, sam się podtruwam nikotyną, ale kogoś może zdziwić, czy wręcz oburzać. No cóż, w latach siedemdziesiątych, to paliło się i w samolotach :P.

Pierwsze polskie wydanie (Iskry 1989)
 Jak możecie zgadnąć, zasadniczo, bardzo mi ta lektura przypadła do gustu. Oczywiście Zelazny pisał też inne rzeczy, ale wydaje mi się, że nie bez przyczyny ten cykl uchodzi za jeden z najważniejszych.

Zanim ocenię, to na koniec może jeszcze jedna uwaga techniczna. Kroniki Amberu, wydawały najpierw Iskry (1989, potem 1994), a potem Zysk. Ostatnie wielotomowe wydanie, Zysk zaczął wydawać w 1999 roku, skończył na początku tego wieku (ostatni, dziesiąty tom, wyszedł w 2005).

Potem były już tylko wydania dwuczęściowe - w 2010 oraz 2015 i 2016. Mi dużo bardziej podoba się to z 2010 roku, dlatego wrzuciłem jako pierwsze zdjęcie. W każdym razie, zarówno te starsze wydania, jak i najnowsze, raczej bez problemu się kupi.

Najnowsze wydanie (oba, z 2015 i 2016 wyglądają tak samo)

Na sam koniec, konkretna ocena. Może na sam początek, każdego tomu osobno.

  1. Dziewięciu Książąt Amberu 9/10
  2. Karabiny Avalonu 9/10
  3. Znak Jednorożca 10/10
  4. Ręka Oberona 10/10
  5. Dworce Chaosu 9/10

 Jak widać, oceniam dość wysoko, chociaż niektóre tomy mają pewne niedociągnięcia. Zasadniczo jednak, jako całość:

Kroniki Amberu I - 10/10

Może przesadziłem, ale naprawdę, mimo, że dostrzegam kilka rys, nie jestem w stanie się mocno do czegoś przyczepić. przy czytaniu bawiłem się świetnie i polecam każdemu, kto fantastykę lubi.

Będzie oczywiście recenzja Kronik Amberu II.

11 komentarzy:

  1. Wieloświat w ogóle często nie wychodzi, a ja jakoś ogólnie nie przepadam za tym motywem. A ten cykl to w ogóle jedne z tych książek o których istnieniu wiem od dawna, gdzieś tam mi przemykają co jakiś czas, ale nigdy nawet nie spróbowałam się im przyjrzeć. Ale w sumie jeśli będę szukała znów jakiś używanych książek to może przy okazji wrzucę to na listę regularnie poszukiwanych "przy okazji". Bo ostatnio mi sie mocno skróciła, jako że mam sporo z tego, co chciałam mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zelaznemu w ogóle warto się przyjrzeć. Jakoś niedługo (w październiku pewnie) powinienem wrzucić recenzję "Odmieńca" - pierwszy tom "Światów Czarnoksiężnika". Oceniane jest to różnie (Zelazny zakończył na drugim tomie, bo mu się zmarło), sam przyznaję, że do Amberu się nie umywa, ale i tak bardzo fajne science-fantasy. Także polecam Ci, chociaż warto zacząć od Kronik Amberu właśnie.

      Usuń
  2. O, mam to wydanie z jednorożcem :D Ale nic bardziej konstruktywnego nie napiszę, bo jeszcze nie czytałam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tych nowszych to najładniejsze i najbardziej adekwatne do treści ;). Najnowsze takie sobie, zważywszy że Corwin nie wygląda jak ten gość z okładki ;)

      Usuń
    2. No ale przynajmniej w twardej jest. I czcionka przyjaźniejsza dla oczu

      Usuń
  3. Pierwsze Kroniki Amberu mam w wydaniu z Iskier, Drugie w omnibusie (tym bez jednorożca) z Zysk i S-ka. Ale czego nie wybaczę Zyskowi, to tego, że nie było trzeciego tomu omnibusa - wszak poza dziesięcioma powieściami, w skład cyklu wchodzą jeszcze: "Ilustrowany przewodnik po zamku Amber" (był w wydaniu Iskier) i siedem opowiadań (z których sześć ukazało się w Nowej Fantastyce w czerwcu 2017 r.).

    To jest cykl Zelaznego, czyli podstawa, ale w USA wyszły cztery prequele do Amberu - ich autorem jest John Gregory Betancourt. Wyszedł także drugi przewodnik po Amberze, autorstwa gościa o swojskim nazwisku: Theodore Krulik. Książki Betancourta fani Amberu zjechali po całości, dlatego nie powstał tom piąty. Ale i tak bym przeczytał, tylko nie widać w Polsce chętnego do wydania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie widziałem, że jest ten prequel autorstwa Betancourta. Zastanawiam się, jak to działa, że w ogóle te książki wyszły, w końcu Amerykanie są dość wrażliwi na punkcie praw autorskich.
      Natomiast, że tych opowiadań nie ma, to bardzo szkoda.

      Usuń
    2. Spadkobiercy Zelaznego udzielili zgody na pięcioksiąg Betancourta, pewnie nie za darmo. Sądzę, że stało się tak za sprawą syna Rogera - Trenta Zelaznego, który miał poważne problemy sam ze sobą, był (jest, bo z tego się nie wychodzi) alkoholikiem.

      Dziś Trent to uznany pisarz kryminałów w USA, wyszedł (przynajmniej chwilowo) z alkoholizmu. Taka ciekawostka: Trent ma syna, który zwie się Corwina Random Zelazny.

      Usuń
    3. No to pewnie poszły spore pieniądze. Trochę szkoda, że kiepski rezultat :D.
      Cóż, nie sądzę, by patroni wnuka Zelaznego byli nieodpowiedni, ale sam bym tak dziecka nie nazwał :D

      Usuń
  4. Czytałam w formie omnibusów i pierwszym byłam totalnie zachwycona :) Drugi wypadł wg mnie ciut słabiej, ale nadal jest super :)

    OdpowiedzUsuń