poniedziałek, 31 grudnia 2018

Nicholas Crane, Clear Waters Rising, A Mountain Walk Across the Europe

Dzisiaj coś nietypowego, mianowicie, o książce Nicholasa Crane'a - Clear Waters
Rising. Jest to książka dotycząca trekkingu, ale dotykająca też znacznie głębszych spraw. Chociażby wytrwałości, trwania przy postanowieniach, mimo przeciwności, radzeniu sobie z tęsknotą za rodziną. Wszystko w obliczu gór, bo o nich właśnie książka Crane'a traktuje. O tej, jak ją określił "ostatniej dziczy Europy".
Każdy, kto chodził dalej, niż do Morskiego Oka, doskonale wie, że góry potrafią być groźne i nie wybaczają błędów. Samotność w ich obliczu, potrafi przerażać. Chociaż, ofiarowuje też bardzo wiele. Niektórzy tego nie zrozumieją.
Zapewne nie zrozumie każdy, kto nie szedł przez cały dzień grzbietem, widząc, jak chmury przewalają się pod stopami. Nie zobaczy jak dobrze smakuje prosty posiłek w namiocie, po całodziennym wysiłku i nie wstanie rano, by zobaczyć, jak słońce rozprasza poranną mgłę.
Tego właśnie tyczy się książka Nicholasa Crane'a - zarówno zachwytu i nie mających sobie równych wrażeń, jak i całej obecnej w górach grozy. Dodatkowo, wzmocnionej długodystansową wędrówką.
Jaką dokładnie, to zaraz wyjaśnimy sobie szczegółowo. Najpierw jednak, warto wspomnieć, kim jest Nicholas Crane. Ten Brytyjczyk, nie jest w końcu specjalnie znany w naszym grajdołku nad Wisłą. Zatem, krótko o autorze.

niedziela, 30 grudnia 2018

10 książkowych hitów roku 2018

Na wstępie zaznaczam, że nie jest to w żadnym razie zestawienie najlepszych książek wydanych w roku 2018. Z tych przeczytałem jedynie Na znak triumfu, Davida Webera. Dobra książka, ale zdecydowanie hitem nie jest. Jedynie mój subiektywny wybór 10 najlepszych książek, które przeczytałem w tym roku.
Nie wszystkie tytuły zostały tutaj już zrecenzowane - gdyby tak było, bardzo proszę o wybaczenie. Ten wpis to takie drobne przypomnienie dla mnie i do końca roku, tych parę postów zostanie dodanych.
Kolejność jest przypadkowa i nie ma żadnego znaczenia.

wtorek, 25 grudnia 2018

Henry Nicholls, Galapagos. Historia naturalna

O książce Henry'ego Nichollsa, wspominałem już raporcie książkowym. Teraz,
chciałbym tutaj szerzej opisać moje wrażenia z lektury tej książki.
Nie jest obszerna, tekst właściwy to w zasadzie dwieście trzydzieści pięć stron (nawet mniej, jeżeli odliczymy wszystkie ilustracje, mapy i schematy). Mimo tej niedużej objętości, może być stawiana na wzór dla wszystkich książek, które stawiają sobie za cel, popularyzowanie nauk przyrodniczych, zwłaszcza ekologii. Dowiedziałem się naprawdę bardzo dużo, a w moim przypadku, wcale nie jest to takie łatwe.
Musicie bowiem wiedzieć, że Las Encantadas (dawna nazwa Galapagos, po hiszpańsku Wyspy Zaczarowane - moim zdaniem najbardziej trafna nazwa opisująca naturę tego archipelagu) interesuję się od wielu lat. Nic dziwnego zresztą, endemiczne ekosystemy wyspiarskie, są jednymi z najbardziej fascynujących na świecie. Zaś Galapagos, nie dość, że szalenie ciekawe i piękne same w sobie, na dodatek jeszcze są miejscem, które rozsławił na cały świat Charles Darwin. Nie dość, że badania prowadzone tam przez młodego brytyjskiego przyrodnika wpłynęły na jego przemyślenia odnośnie zmienności gatunków, wyspy te do dzisiaj pozostają niezwykle cennym terenem dla biologa.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Christopher Hitchens, Śmiertelność

Miało być na 15 grudnia, ale nie zdążyłem. Miałem pewien problem z tą notką, ale nic w tym dziwnego, bo niełatwo pisać na temat Christophera Hitchensa. Właśnie piętnastego minęło równo siedem lat, od kiedy tej wybitnej osobowości zabrakło między żyjącymi. Także, nieco spóźniony, ale mimo wszystko chciałbym podzielić się wrażeniami z przeczytania ostatniej książki Hitchensa - Śmiertelność, w Polsce wydanej przez wydawnictwo Sonia Draga. Jak również krótko przybliżyć sylwetkę tej postaci, każdemu, komu jakimś cudem umykała lub postrzegał ją w nieco zafałszowany (czy może raczej spłycony) sposób.
Hitchensa wielu poznało, ponieważ w naszym kraju zasłynął jako jeden z Czterech Jeźdźców Apokalipsy - wiodących myślicieli z nurtu tak zwanego Nowego Ateizmu. Razem z nim w tym gronie znaleźli się biolog Richard Dawkins,  neurobiolog Samuel Harris oraz filozof Daniel Dennett.
Nie mogę o sobie powiedzieć, bym zgadzał się ze wszystkim, co głoszą wymienieni panowie, zwłaszcza z Hitchensem. Ponieważ właśnie on, miał najbardziej kontrowersyjne i wyraziste poglądy z całego tego grona.
Jednak Hitchensowi muszę przyznać odwagę i wyrazistość w głoszeniu w swoich niepopularnych przekonań, mimo, że przysparzał sobie wrogów zarówno na prawicy, jak i lewicy. Zatem krótko o autorze.

sobota, 15 grudnia 2018

John Ringo, Tam będą smoki

Ostatnio byłem w pewnej księgarni, gdzie natrafiłem na spore przeceny. Mój portfel i
kręgosłup nieco ucierpiały. W następnym raporcie wspomnę, co tam dokładnie znalazłem, ale na razie, chciałbym się podzielić jednym kwiatkiem którego tam wyhaczyłem.
Mowa rzecz jasna o książce Johna Ringo, Tam będą smoki. Czyta się szybko, zdołałem w dwa popołudnia, akurat potrzebowałem przerwy na coś lekkiego (Podziemne życie jeszcze chwilę poczeka, ale jeszcze przed świętami, mam nadzieję, notka będzie).
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę w księgarni jest obrzydliwa okładka, w stylu lat 90tych, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Chociaż, trzeba rysownikowi przyznać jedną rzecz -  wiedział przynajmniej, jak kobiece ciało wygląda. Postać na okładce, wygląda jak ładna, proporcjonalnie zbudowana kobieta. Nie ma piersi wielkości głowy, czy innych cech, pojawiających się na tego rodzaju rysunkach.
Poza tym, lata 90te jednak dobrze mimi s kojarzą pod pewnymi względami, także ta paskudna okładka budzi pewną nostalgię.
Kolejną cechą, którą skojarzyłem, był jej autor. Nazwisko Johna Ringo, już mi się obiło o uszy. Pracował z Davidem Weberem, a to już dobra rekomendacja.
Dodatkowo książka kosztowała tyle, co dwa Książęce ciemne - aż tak wiele nie pije, więcwięc je nie wybrałem książkę. Zatem, zaryzykowałem i kupiłem.

W pajęczej sieci - kreacjonistyczna głupota #3

Wiecie, nieraz sobie powtarzam, aby nie zerkać na strony oszołomów i z nimi nie
dyskutować. Słabych nerwów jestem, także bardzo ciężko mi się powstrzymać od wytknięcia i skomentowania ewidentnych bredni. A dyskusja z oszołomem jest naprawdę ciężka. Bardzo podziwiam różnicę między ich możliwościami intelektualnymi, a własnym ego.
Naprawdę, jeśli nie mam w jakimś temacie, chociażby podstawowej wiedzy, nie wypowiadam się. A jak już to robię ani mi w głowie pouczać specjalistów (ktoś mi tu zaraz wytknie, że wielki autorytet też może się mylić  - ale w takim przypadku, moje uwagi też są obwarowane pewnymi zastrzeżeniami i oparte na wiedzy mądrzejszych ode mnie w danym temacie). Czy dla niektórych tak prosta zasada jest tak trudna do pojęcia?
Poza tym, jestem oczywiście wielkim fanem nauki wszelakiej - na niektórych jej dziedzinach po prostu znam się bardziej. Dlatego wszelakie dzbany spod sztandarów kreacjonizmu, medycyny "alternatywnej", czy kwantowego uzdrawiania, wywołują u mnie istne wrzenie.
Tym razem natrafiłem na idiotyzm, znacznie groźniejszy, niż ten dzban, którego opisywałem w poprzednim poście o kreacjonistach, który to nieopatrznie wkroczył na teren nauk fizycznych. Mam takich "dyskusji" trochę za sobą, ten po prostu już wyjątkowo się podłożył.
Istnieje jednak, znacznie gorszy rodzaj bredzicieli. Posługują się nawet publikacjami naukowymi, ale wybiórczo, wyrywają cytaty z kontekstu i tak dalej. W skrócie, fałszują nasz obraz rzeczywistości znacznie bardziej podstępnie, niż takie "szeregowe" oszołomy. Zatem, dziś przyjrzyjmy się przykładowi takiego właśnie tekstu.

sobota, 8 grudnia 2018

Raport książkowy #1

Minęło już trochę czasu od założenia tego bloga, więc nadszedł w końcu czas na raport ;). Nazbierało się tego całkiem sporo, toteż wrzucam teraz, bo przez grudzień pewnie jeszcze przybędzie.
Z góry uprzedzam, że nie będzie jakiegoś szczególnego porządku. Po prostu, gdy uznam, że czas podsumować, co przybyło takie podsumowanie zrobię i tyle. Dlatego, ten raport obejmuje listopad i październik i zahacza o wrzesień. Parę rzeczy w grudniu już doszło, toteż poczeka do następnego. Też będzie co zademonstrować.
Dobrze, po krótkim wprowadzeniu, czas na przedstawienie, co też właściwie udało mi się pozyskać.

Nie wiem, o czym mówię, ale i tak się wypowiem, czyli o kreacjonistycznym zidioceniu raz jeszcze

Jakiś czas temu napisałem tutaj odpowiedź na 15 pytań do zwolenników teorii
Podsumowanie mojej reakcji
ewolucji, czyli tekst, który wymieniają ze sobą kreacjoniści z całego świata, próbując "zaginać" ludzi, kierujących się nauką. Oczywiście, nie są to jakieś trudne pytania, za to pełne ignorancji i zwyczajnych kłamstw.
Ta wersja, którą znalazłem była jednak wzbogacona przez polskich dzbanów (oryginalną wysmażyli Amerykanie). Popisali się tam wyjątkową ignorancją w zakresie biologii.
Zresztą, nie tylko ją, owi geniusze godni Orderu Kartoflanego Łba, rzecz jasna podważyli tam również teorię Wielkiego Wybuchu, czy inne podstawy współczesnej nauki. W końcu jak jesteś oszołomem, który twierdzi, że Ziemia powstała w czasach udomowienia psa, musisz negować nie tylko osiągnięcia Darwina, czy Lyella, ale i Hubble'a.

czwartek, 6 grudnia 2018

Mój dzień w książkach

Na blogu Kasi z Kącika z książką, zobaczyłem następującą zabawę, dość starą, sam pamiętam, z czasów, gdy sam tylko biernie czytywałem polską blogosferę. Jak widać, ponownie odżyła. Zazwyczaj nie chce mi się brać w czymś takim udziału, ale to jest na tyle zabawne, że w zasadzie, uznałem, że czemu nie.
Źródło

Sprawa jest prosta, należy uzupełnić poniższą historię, tytułami przeczytanych w tym roku książek.

Mercedes Lackey, Wiatr Przeznaczenia

Czasem bywa tak, że całkiem przypadkiem, trafiamy na coś, czym jesteśmy szczerze zachwyceni. Tym razem właśnie o takim przypadku.
Wśród młodszych czytelników, z pewnością nie jest zbyt popularna pewna
amerykańska pisarka, Mercedes Lackey. W zasadzie, nic dziwnego. Jej książki wydawał Zysk i S-ka w latach 90tych, a od tego czasu, wznowień nie było. A szkoda, bo ta pani, naprawdę dobrze pisze.
Czerpie zresztą z najlepszych wzorców. Mianowicie jak sama przyznała, od dawna inspiracją była dla niej Andre Norton, mistrzyni czarownic oraz Marion Zimmer Bradley, której chyba przedstawiać nie trzeba.
Na jej książkę (całkiem własną), trafiłem przypadkiem. Szukałem czegoś na Allegro i zetknąłem, co też tam jeszcze mają. Przyznaję, że mocno wtedy popłynąłem (o czym jeszcze będzie w raporcie książkowym). W każdym razie, wśród oferowanych pozycji, zobaczyłem tę jedną tej autorki - Wiatr Przeznaczenia.
Nazwisko wydawało mi się znajome, po chwili przypomniałem sobie skąd. To właśnie Mercedes Lackey , jako trzecia, była autorką świetnej powieści, w Polsce niestety nie wydanej, mianowicie Tiger Burning Bright. Książka naprawdę dobra i mam nadzieję, że do końca grudnia, wrzucę tu recenzję.W każdym razie, już wiedziałem, że autorka dobra. Po szybkich poszukiwaniach, odkryłem, że to pierwszy tom trzyczęściowej serii, więc kupiłem.
I nie żałuję. Ta książka jest warta znacznie więcej, niż zapłaciłem. Jednak, po kolei.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Zaskakująco przyjemna klasyka angielska po angielsku (bardzo subiektywnie)

Szczerze mówiąc, nie darzę jakąś zbytnią atencją tak zwanej "klasyki literatury".
Moim zdaniem, to często sztucznie nadmuchane, denne książki, śmiertelnie nudne, które do życia nie wnoszą absolutnie nic - ani wiedzy, ani jakiegoś nowego spojrzenia na jakiś aspekt świata, ani nawet przyjemności cieszenia się z dobrej historii. Jedynie nudę i zgrzytanie zębami, zwłaszcza, jeżeli taki "uświęcony gniot", akurat musi zostać przeczytany.
Szczególnie nienawidzę romantyzmu w wydaniu polskim - przede wszystkim za gloryfikowanie głupoty i bezmyślności, pokazywanie tego, jako czegoś pozytywnego. Już nie mówiąc o treści - dno, zniechęcające do czytania czegokolwiek. Takie śmieci jak Dziady, wypchane bezsensownym bełkotem, z chęcią bym wywalił z kanonu lektur.
Jednakże, jest też rzeczywiście fajna klasyka, w której faktycznie ten tytuł się należy. Jakiś czas temu, Katrina z Drewnianego Mostu, opublikowała notkę, gdzie oceniała Dumę i Uprzedzenie, Jane Austen. Tak, czytałem to i mogę rzeczywiście powiedzieć, że było zaskakująco dobre.
Skłoniła mnie ona, w ogóle do przemyśleń na temat klasyki, którą rzeczywiście warto przeczytać. Postanowiłem wrzucić krótki wpis, gdzie wrzuciłbym takie mniej znane w Polsce, perełki literatury angielskiej, które czytało się całkiem nieźle. Nieraz także wtedy, gdy raczej tego nie przypuszczałem i zaczynałem lekturę z lekką obawą. Czasem dyskusyjne jest, czy to faktycznie klasyka literatury - wówczas zastrzegam, że to tylko bardzo subiektywna opinia :P.
Wszystkie poniższe książki, przeczytałem w oryginale i generalnie, ta notka ma do tego również zachęcać. Nie jest to żaden snobizm, po prostu uważam, że zwłaszcza takie dzieła, wiele zyskują, gdy sięgniemy do oryginału. Zatem, zapraszam do lektury.

niedziela, 2 grudnia 2018

Tad Williams, Kamień Rozstania, czyli Pamięć, Smutek i Cierń #2

Zgodnie z zapowiedzią, przechodzę do recenzji kolejnej części sagi Tada Pamięć, Smutek i Cierń, czyli Kamienia Rozstania.
Williamsa -
Jeżeli nie czytałeś wcześniejszego tomu, a bardzo boisz się spoilerów, to nie czytaj tego tekstu. Jednakże, jeśli ten strach nie jest aż tak wielki, to zapraszam, bo postarałem się, by były możliwie jak najmniejsze.